Szkodliwość teatru
"Klątwa" fot. Magda Hueckel

12 minut czytania

/ Teatr

Szkodliwość teatru

Małgorzata Ćwikła

Penalizacja teatru to zjawisko zaskakująco częste i wielowymiarowe. Jak jednak pokazuje większość przykładów, zmuszanie twórców do skruchy jest bezcelowe i ma efekt odwrotny od zamierzonego

Jeszcze 3 minuty czytania

Meandry prawa umożliwiają – co do zasady – oskarżanie o wszystko. Ten luksus manifestowania własnych opinii, walki o sprawy błahe i znaczące, publicznego obnażania zranionych emocji i dochodzenia swoich racji – czy to w sensie symbolicznym, czy też nierzadko finansowym – nie omija teatru. Każdy proces wymierzony przeciwko sztukom scenicznym jest godny uwagi. Trudno przecież o lepszy dowód na to, w jakich obszarach teatr pozostaje społecznie ważny i wywołuje silne emocje. W ostatnim czasie w Polsce najwięcej oburzenia skoncentrowało się na spektaklu „Nasza przemoc i wasza przemoc” w reżyserii Olivera Frljicia, który został pokazany na Festiwalu Prapremier w Bydgoszczy we wrześniu ubiegłego roku. Osiem osób, w tym lokalni politycy PiS i Kukiz'15, Ogólnopolski Komitet Obrony przed Sektami oraz osoby prywatne złożyły zawiadomienia do prokuratury o możliwości popełnienia przestępstwa obrazy uczuć religijnych i publicznego znieważenia flagi w tym niebanalnym spektaklu, diagnozującym kondycję moralną współczesnej Europy. Cała sytuacja sprowokowała pojawienie się gróźb cenzury finansowej i tym samym znokautowania Teatru Polskiego im. Hieronima Konieczki – organizatora festiwalu. Oprócz tego wielu deklarowało posiadanie wiedzy o tym, gdzie przebiega granica wolności artystycznej, którą przekroczono, zwracano również uwagę na medialne manipulacje i niemiecki akcent całej afery. Zgodnie z najnowszymi informacjami, powołani mają zostać biegli z dziedziny religioznawstwa i teatrologii, by zasugerować, kto ma rację: artyści czy zdeterminowani stróże polskiej praworządności. Szum wokół tego spektaklu dał impuls do powstania poniższego zestawienia działań teatralnych podejrzewanych o osobistą bądź społeczną szkodliwość. Część z nich skończyła się w sądzie, część nawet w więzieniu. 

Violetta Villas – znak zastrzeżony 

W ciągu ostatnich lat konflikty teatru z wymiarem sprawiedliwości coraz częściej wynikają z problemów ze zrozumieniem różnych odcieni prawa autorskiego. Ponieważ popularne stało się zgłaszanie znaków towarowych, korzystanie przez teatry z niektórych nazw czy nazwisk łączy się z odpowiedzialnością finansową. W wielu przypadkach podnoszenie tego ekonomicznego wątku towarzyszy estetycznej niezgodzie na wymowę spektaklu, z którym jest się jakoś osobiście związanym (na przykład rodzinnie z pojawiającymi się bohaterami czy autorami sztuk). Taka sytuacja ma miejsce w przypadku przedstawienia „Las Villas” z 2016 roku, koprodukowanego przez Teatr Nowy w Słupsku i Teatr Nowy w Krakowie. Syn Violetty Villas pozwał organizatorów za realizację, w której została ukazana postać znanej piosenkarki. Jego zdaniem wymowa spektaklu jest prześmiewcza, szkaluje pamięć zmarłej w 2011 roku gwiazdy. Domaga się on zakazu grania przedstawienia, przeprosin i 200 tysięcy złotych zadośćuczynienia. Teatr został wplątany w rozgrywki prawne z dużą sumą w tle. Podobnie było w 2010 roku w Bukareszcie. Syn Nicolae Ceauşescu oskarżył teatr pokazujący produkcję International Institute of Political Murder „The Last Hours of Ceauşescu” w reżyserii Milo Raua. Wcześniej zastrzegł nazwisko Ceauşescu jako znak towarowy, broniąc je tym samym przed „komercyjnym nadużyciem”. Jego zdaniem przedstawienie łamało w tym zakresie prawo, gdyż bez jego zgody pojawiło się nazwisko dyktatora. Przegrał.

„Teren badań: Jeżycjada”, reż. Weronika Szczawińska„Teren badań: literatura dziewczęca poznańskich Jeżyc”, reż. Weronika Szczawińska

Absurdalny jest spór trwający między Małgorzatą Musierowicz i twórcami spektaklu „Teren badań: literatura dziewczęca poznańskich Jeżyc”. Autorce książek dla młodzieży udało się wywalczyć zakaz pokazywania przedstawienia, którego nazwa zresztą ewoluowała w reakcji na niejasności prawne. Musierowicz domaga się 150 tysięcy złotych zadośćuczynienia za stworzenie spektaklu bazującego na autorskiej inspiracji jej książkami. Wiadomo, że z respektowaniem praw autorskich nie jest w Polsce dobrze, ale to dosyć naciągana wykładnia. Jeszcze inne problemy miał Frank Castorf. Wyreżyserowany przez niego „Baal” w Residenztheater w Monachium tak bardzo zniekształcał oryginalny tekst sztuki Brechta, że jego córka i oficjalnie zarządzające prawami do tekstów Brechta wydawnictwo Suhrkamp Verlag zażądało zdjęcia przedstawienia z afisza. Wygrali, „Baal” został pokazany jeszcze tylko dwa razy. Myśląc w ten sposób, należy zakazać wszystkich przedstawień w reżyserii Castorfa. 

W obronie Pan Boga i w obronie jego obrońców 

Najwięcej kontrowersji budzi jednak podnoszenie przez teatry tematów związanych z wiarą. Często zakotwiczone w subiektywnych odczuciach oskarżenia odnoszą się jedynie do zasłyszanych opinii, a obejrzenie danego spektaklu okazuje się większym wysiłkiem niż udział w manifestacjach przeciwko niemu. Podobne zarzuty, jak w przypadku spektaklu „Nasza przemoc i wasza przemoc”, pojawiły się w związku z niedoszłą prezentacją „Golgoty Picnic” na Malta Festival w 2014 roku. O obraźliwe dla wierzących treści oskarżali: Krucjata Różańcowa za Ojczyznę, Fundacja św. Benedykta i osoba prywatna. Prokuratura nie wszczęła śledztwa, bo nie stwierdzono naruszenia prawa w wymowie spektaklu. Przy okazji miał jednak miejsce inny incydent prawny. Marek Cichucki, aktor Teatru Nowego w Łodzi, odmówił wzięcia udziału w czytaniu sztuki „Golgota Picnic”, za co został zwolniony z pracy. Cichucki skierował sprawę do sądu i ją wygrał. Został przywrócony do pracy i otrzymał odszkodowanie. Mechanizm, który uruchamia się w przypadku przedstawień takich jak „Golgota Picnic” czy „Nasza przemoc i wasza przemoc” nie jest nowy. Na domniemane bluźnierstwo reagowano już wielokrotnie w historii teatru, choć nie zawsze poprzez pozwy sądowe. Na przykład w słynnym kazaniu na Skałce w 1976 roku kardynał Stefan Wyszyński potępił „Apocalypsis cum figuris” Jerzego Grotowskiego. Jego zdaniem spektakl był obrzydliwy i szkodził społeczeństwu tak samo jak pijaństwo, co mocno wpłynęło na postrzeganie twórczości wybitnego reżysera w kręgach katolickich. W przypadku zgłoszenia sprawy do prokuratury, za obrażenie uczuć religijnych grozi kara do dwóch lat więzienia, ale jak pokazują statystyki, zazwyczaj kończy się na grzywnie. Fakt prawnej ochrony przed grzebaniem w przyjętym porządku wartości, co jest szczególnie ograniczające dla sztuki, często postrzegany jest jako faworyzowanie wierzących i tworzenie mechanizmów umacniających religię w państwie o charakterze docelowo świeckim. Równocześnie trudno znaleźć rozwiązanie, które dawałoby zarówno swobodę, jak i strzegło duchowych ideałów. Stan dysproporcji zatem trwa, umożliwiając pojawianie się nowych sporów i okołoteatralne polaryzowanie społeczeństwa. O reakcjach, które mogą wybuchnąć w związku z poważeniem się na temat religijnie niewygodny, wie nie tylko Garcia czy Frljić, ale także Romeo Castellucci, twórca spektaklu „O twarzy. Wizerunek Syna Boga” i praktycznie wszyscy inscenizatorzy sztuki „Corpus Christi” Terrence'a McNally'ego, w której Jezus i apostołowie to grupa żyjących w Teksasie gejów. Czasem wyprzedzane są fakty i do premiery nie dochodzi. Na przykład musical „Syndrom Maryjny” autorstwa znanego ateisty Michaela Schmidta-Salomona został w 1994 roku zakazany na podstawie odpowiedniego zapisu o bluźnierstwie w niemieckim Kodeksie karnym. 

Golgota Picnic, reż. Rodrigo Garcia / fot. David Ruano„Golgota Picnic”, reż. Rodrigo Garcia / fot. David Ruano

Putin, pop i performans 

Odrębną kategorię, która nadal nie traci na znaczeniu, tworzą wątki powiązane z polityką.

W ubiegłym wieku strategią twórców teatralnych żyjących w państwach niedemokratycznych było obejście cenzury i tworzenie kryptoestetyki, zrozumiałej jedynie poprzez aluzje. Obecnie mamy do czynienia z jaskrawą bezpośredniością. Najlepszym przykładem są akcje Pussy Riot. Występ członkiń grupy w soborze Chrystusa Zbawiciela w Moskwie w 2012 był wymierzony w politykę Władimira Putina, ale również w szemrane konszachty dostojników Kościoła prawosławnego. Sprawa była głośno omawiana w światowych mediach. Mimo protestów prokuratura w Moskwie rozważała wymierzenie kary siedmiu lat pozbawienia wolności. Również patriarcha Cyryl zaangażował się w dążenia do ukarania uczestniczek występu. Ostatecznie dwie performerki zostały skazane na dwa lata łagru. Wypuszczono je wcześniej w wyniku amnestii. Cała sytuacja w sądzie, podobnie jak i kilka innych przypadków prześladowania artystów w Rosji, została odegrana w projekcie „Procesy moskiewskie” Milo Raua. W tym filmowo-teatralnym dokumencie starano się zachować realia procesów sądowych. Nagrania odbywały się w Rosji, przy udziale lokalnych działaczy wolnościowych i samych prześladowanych twórców. Pracom towarzyszyły kontrole policyjne i różne prowokacje, co miało na celu zastraszenie i wprowadzenie opresji, charakterystycznej dla systemu opartego na fałszu. Mimo tych zabiegów, artyści w Rosji nie przestają krytykować Putina i jego polityki. Nawet ukarane członkinie Pussy Riot zapowiadają kolejne działania.

Jest dużo innych przykładów performansów o politycznym i społecznym zabarwieniu, które ściągnęły na artystów problemy prawne. Jednym z nich jest nieco niesmaczny akt Japończyka Mao Sugiyamy. Chcąc zwrócić uwagę na sytuację mniejszości seksualnych, dał on sobie operacyjnie usunąć genitalia, które później ugotował z pieczarkami i pietruszką. Danie zostało zaserwowane gościom specjalnego wydarzenia w jednej z tokijskich restauracji w dniu 22. urodzin autora projektu. Mimo iż starał się on dostosować do różnych wymagań prawnych: od sprawdzenia mięsa na pasożyty po zasady bhp podczas przygotowywania posiłków w restauracji, został oskarżony o ekshibicjonizm i grozi mu do dwóch lat więzienia.

W wypowiedziach twórczych ryzykowne jest ponadto wywoływanie sztucznego alarmu i wprowadzanie w błąd policji. Doświadczył tego w 1972 roku Chris Burden, który w pracy „Deadman” udawał ofiarę wypadku, kładąc się pod plandeką tuż obok samochodu zaparkowanego przy La Cienega Boulevard w Los Angeles. Zatrzymano go na trzy dni. W więzieniu zakończyła się również pozornie niewinna akcja Takeshiego Miyakawy. Artysta porozwieszał w Nowym Jorku plastikowe torebki z napisem „I ♥ NY”, w których umieścił ledowe lampki. Został podejrzany o instalowanie sztucznych bomb i skazany na 30 dni więzienia na Rikers Island oraz testy psychiczne. Zwolniono go wcześniej, między innymi dzięki naciskom środowisk twórczych. Testy psychologiczne również nie wykazały potencjału terrorysty. Na marginesie warto zauważyć nowy fenomen: strach przed atakami terrorystycznymi zaczyna coraz bardziej rzutować na swobodę sztuk. W 2015 roku w Dubrowniku, na wniosek chorwackiego Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, zakazano organizatorom festiwalu Dubrovnik Summer Games wystawienia sztuki opartej na „Cząstkach elementarnych” Michela Houellebecqa. Było to podyktowane względami bezpieczeństwa i faktem, że autor nie cieszy się sympatią w kręgach muzułmańskich. 

Penalizacja teatru to zjawisko zaskakująco częste i wielowymiarowe. Jak jednak pokazuje większość przykładów, zmuszanie twórców do skruchy jest bezcelowe i ma efekt odwrotny od zamierzonego. Mimo notorycznego strofowania, tematy i wątpliwości wracają. Krytyczny odczyn społeczny świadczy o tym, że ta powtarzalność jest konieczna. Nie zapadła jeszcze decyzja w sprawie przedstawienia „Nasza przemoc i wasza przemoc”, nad twórcami ciąży widmo roku pozbawienia wolności za znieważenie flagi, a tymczasem 18 lutego odbędzie się premiera „Klątwy” Olivera Frljicia w Teatrze Powszechnym w Warszawie. W zapowiedzi na stronie teatru czytamy między innymi: „Na ile katolicka moralność przenika podejmowane przez nas decyzje? Jak wpływa na światopogląd osób, które deklarują niezależność od Kościoła, a jakie konsekwencje posiada dla tych, którzy uważają się za katolików? A przede wszystkim: na ile sztuka współczesna jest zdeterminowana przez religijną cenzurę, autocenzurę i unikanie zarzutu o «obrazę uczuć religijnych»”.  Iskra zapewne padnie na podatny grunt, głównie wśród osób od teatru odległych. To właśnie do nich Frljić kieruje swoje pytania.

 Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL (Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Bez utworów zależnych).