SŁOWACKI. DRAMATY WSZYSTKIE: „Beatryks Cenci”

Agata Diduszko-Zyglewska

Słowacki żył w epoce patriarchatu, a jednak jego ujęcie historii Cencich zaskakuje – podobnie jak realizacja Farugi/Sztarbowskiego, konsekwentnie podnosząca poziom adrenaliny na widowni

Jeszcze 1 minuta czytania

Rodziną Cencich zajmowali się Shelley, Stendhal, Artaud („Rodzina Cencich” była pierwszym i ostatnim spektaklem jego Teatru Okrucieństwa!), a nawet David Lynch. Portret Beatrix Cenci pędzla Guido Reniego można wciąż oglądać w rzymskim Pałacu Barberinich. Nic dziwnego, że ta historia zaintrygowała też Słowackiego, który żyjąc w Paryżu na marginesie dusznego światka polskich twórców emigracyjnych (bo jako antyklerykał i duchowy grabarz idei mesjanistycznej nie mógł tam znaleźć swojego miejsca), łapczywie zaczytywał się europejską literaturą i czerpał inspiracje z całego dziedzictwa naszego kręgu kulturowego, nie zamykając się w więzieniu „sprawy polskiej”.

Słowacki żył w epoce niepodważalnego patriarchalizmu, a jednak jego ujęcie historii Cencich zaskakuje świeżością. Przyjęta przez niego perspektywa nie przystaje do realiów epoki – i być może dlatego nie pomogła mu zdobyć uznania wśród współczesnych (zresztą nowatorstwo i indywidualizm w myśleniu ogólnie odstręczały czytelników okresu romantyzmu od większości jego dzieł). Reakcję z tamtych czasów celnie oddaje komentarz cenzora, uzasadniający zakaz druku dzieła, który przytaczam za Pawłem Sztarbowskim: „Treść tego utworu jest w najwyższym stopniu niemoralna. Ojciec gwałci swoją własną córkę, a jego żona namawia syna i córkę do zabicia ojca. Syn odmawia, matka nazywa go za to tchórzem, córka zgadza się i morduje ojca. Choć córka została za to skazana na karę śmierci, autor jednak stara się wzbudzić w czytelnikach współczucie dla niej i w ten sposób najstraszniejsze przestępstwo, jakim jest ojcobójstwo, okazuje się u niego jakimś naturalnym zjawiskiem”.

385

Sztarbowski, jako koordynator całego cyklu „Słowacki. Dramaty wszystkie”, w duecie z Wojtkiem Farugą, sprawnie pokazuje możliwości, które daje wymyślona przez niego formuła wykładu-spektaklu. Tworzy wydarzenie, w którym przeplatają się konwencje, mnożą perspektywy i konteksty. Rezygnuje z chronologii i „czwartej ściany” na rzecz postawienia widzów w charakterze świadków debaty, czy też procesu połączonego z wizją lokalną, a w zeznaniach postaci dramatu, świadków i komentatorów przeplatają się nieprzystające do siebie dyskursy i style krasomówcze.

Aktorzy zwracają się bezpośrednio do publiczności – swym sposobem mówienia (prywatnym, z wtrąceniami, powtórzeniami) próbują osłabić walor poetycki języka Słowackiego, podkreślając niezwykle konkretny i dosadny charakter jego opisów, który pozwala krok po kroku rekonstruować kryminalną historię z XVI wieku.

Każdy z aktorów wygłasza swoje exposé przy mównicy ustawionej z boku sceny. Stamtąd słyszymy głosy, które stanowią dopełnienie lub kontrapunkt dla tekstu Słowackiego. Beatrix (Agata Wątróbska) czyta fragment eseju Stendahla o Francesco Cencim (ojcu-gwałcicielu) jako kolejnym ucieleśnieniu Don Juana, który w swoim niezaspokojonym dążeniu do eskalacji doznań zmysłowych jest „produktem” chrześcijaństwa spychającego miłość zmysłową do getta grzesznych, lecz nęcących przyjemności spod znaku „zakazanego owocu”. Giano Gianni (świetny Jakub Snochowski) – malarz i świadek wydarzeń – odczytuje zmysłowy opis (autorstwa Percy'ego Shelleya) portretu Beatrix, namalowanego przez Guido Reniego. Wreszcie Fabrycy (Krzysztof Skonieczny) – torturowany brat Beatrix – czyta fragment dość kontrowersyjnego, napisanego bezkompromisowym językiem brukowców, dwudziestowiecznego dzieła o znamiennym tytule „Wielcy zboczeńcy”, którego autorka winą za kazirodczy gwałt obarcza nastoletnią ofiarę (casus znanej skądinąd „trzynastoletniej prostytutki”, czy też ogólnie ofiar gwałtów, które „same są sobie winne”).

Zerwanie ciągłości stylistycznej i czasowej działa w tym przypadku świetnie; jak gdyby Faruga i Sztarbowski wpuścili świeże powietrze do zatęchłej krypty rodziny Cencich, a ciągłe zmiany konwencji zmuszają widzów do nieustannego weryfikowania własnego dystansu wobec kryminalnego spiętrzenia uwypuklonego w inscenizacji, co wyraźnie podnosi poziom adrenaliny na widowni…

17 grudnia o godz. 19.00 zapraszamy na „Marię Stuart” w reżyserii Agnieszki Błońskiej oraz wykład Iwony Kurz