OTUCHA: Promyczki, czyli skąd biorę nadzieję w świecie zmierzającym do zagłady
James Vaughan CC BY-NC-SA 2.0

19 minut czytania

/ Obyczaje

OTUCHA: Promyczki, czyli skąd biorę nadzieję w świecie zmierzającym do zagłady

Jaś Kapela

Przyjemnie myśleć, że jeśli nawet wytniemy wszystkie lasy, zatrujemy wszystkie morza i wpuścimy tyle dwutlenku węgla do atmosfery, że planeta Ziemia przestanie być zdatna do życia dla ludzi, niebo wciąż będzie piękne

Jeszcze 5 minut czytania

Jestem osobą, która nawet podczas wizyty u lekarza medycyny pracy opowiada o nieuchronnych zmianach klimatycznych, związanych z nimi ekstremalnych zjawiskach pogodowych, prawdopodobnym sojuszu PiS z Rosją. „A sama pani wie, co wtedy będzie. Tacy ludzie jak ja pierwsi pojadą do gułagu”. Oczywiście wszystko to mówię w tonie żartów, ale to nie zmienia faktu, że to wszystko prawda. Do końca wieku temperatura najprawdopodobniej wzrośnie o cztery–pięć stopni. Nie potrafimy sobie za bardzo wyobrazić, co to może oznaczać dla klimatu i rolnictwa, ale z pewnością setki milionów ludzi będą musiały opuścić swoje domy, a przecież już teraz zgłodniali uchodźcy pukają do naszych bram. Czy wojna w Syrii nie zaczęła się od kilku lat suszy w tej bliskowschodniej Szwajcarii? Nikt mnie nie przekona, że nie mam racji, bo na to wszystko mam twarde naukowe dowody oraz dużo czytam o Holocauście. To, że był jeden, nie znaczy, że nie może być kolejnego. Spójrzcie tylko, co się dzieje w Birmie. To, że nie mają technologii masowej eksterminacji, nie oznacza, że nie dadzą rady wyrżnąć miliona z plemienia Rohingja w pień. Pol Pot też nie miał. No i jeszcze ta pandemia, która – jak ostrzegają eksperci – niechybnie się musi pojawić i będzie gorsza niż SARS, świńska grypa, ebola czy zika. Do tego dawane na potęgę zwierzętom na fermach przemysłowych antybiotyki przestaną działać na ludzi. No, nie widzę przyszłości świata w różowych okularach, ale jednak patrzę na nią z otwartym sercem i pełny nadziei. Niezależnie jak bardzo chujowo by było, ciągle będzie wspaniale. Już tłumaczę dlaczego.

Weganizm – ludzie często naśmiewają się z wegan albo przynajmniej traktują ich z podejrzliwością. Jakby naprawdę czymś dziwnym albo nienormalnym była niechęć do krzywdzenia zwierząt. Wiele to mówi o naszej kulturze, w której sankcjonujemy przemoc jako coś naturalnego. Ale nawet jeśli coś jest naturalne, to nie znaczy, że jest dobre i godne pochwały. Dziś wiemy wystarczająco dużo o społecznych i moralnych kosztach produkcji zwierząt, żeby powiedzieć sobie: dość. Bardzo mnie cieszy, że coraz więcej ludzi zaczyna zdawać sobie z tego sprawę. Nie musimy zabijać zwierząt, żeby żyć. Wyższość człowieka nad innymi zwierzętami polega między innymi na tym, że potrafi przeciwstawić się temu, co „naturalne”. Ptaszki na niebie – a nawet CEO potentatów branży mięsnej – ćwierkają, że świat w przyszłości będzie wegański, i bardzo mnie to cieszy.

Otwarte Klatki – nie było chyba jeszcze w Polsce tak prężnie działającej organizacji na rzecz praw zwierząt. Tak jak z czasem zaczynaliśmy rozumieć, że kobiety, dzieci czy ludzie innych ras też mają podmiotowość i prawo do życia, tak zaczynamy powoli rozumieć, że nie możemy traktować zwierząt jako przedmiotów konsumpcji albo surowców produkcji przemysłowej. Otwarte Klatki uświadamiają to kolejnym osobom. Duża w tym zasługa prezeski Dobrusi Gogłozy, która swoim zaangażowaniem i sprawnością sprawia, że innym też bardziej chce się robić, ale oprócz niej w organizacji działa wiele innych wspaniałych ludzi, którzy gotowi są poświęcać swój wolny czas i umiejętności w walce o świat wolny od cierpienia zwierząt. Gdy obserwuję ich działalność, wierzę, że lepszy świat dla zwierząt, w tym gatunku homo sapiens, jest możliwy.

Sztuczne mięso – nasz apetyt na zwierzęce białko wydaje się nieposkromiony. Ludzie chcą jeść mięso, choć nie trzeba być specjalnym geniuszem, żeby zauważyć, że każdy stek był kiedyś krową i ta krowa nie chciała umierać, żeby się pojawić na waszym stole. Jednak w ciągu ostatnich kilku lat koszt wyprodukowania mięsa z in vitro obniżył się ponad sto razy. Całkiem niedawno Chiny podpisały z Izraelem umowę na rzecz współpracy i importu produkowanego w tym kraju sztucznego mięsa. W Izraelu działają trzy firmy pracujące nad technologią produkcji mięsa z próbówki. Na świecie jest ich co najmniej osiem. Swoimi pieniędzmi wspiera je nie tylko Bill Gates, ale również chiński miliarder Li Ka-shing. Sztuczne mięso oznacza nie tylko mniej cierpienia zwierząt, ale również mniej emisji CO2, i prawdopodobnie już wkrótce będzie tańsze w produkcji od prawdziwego. Ludzie będą jedli mięso z in vitro, czy chcą tego, czy nie. Mięso ze zwierząt pozostanie dziwacznym zbytkiem dla garstki fanatyków przemocy.

Dojrzewający serek z nasion – choć coraz mniej tęsknię za serem, bo gdy tylko widzę produkty mleczne, wizualizują mi się ropiejące cycki ciągle chorujących i szprycowanych antybiotykami i hormonami krów na fermach przemysłowych, to jednak wciąż szanuję szlachetną sztukę serowarstwa. A przecież twarożek ze słonecznika też jest spoko. Gdy okazało się, że do takiego twarożku wystarczy dodać odrobinę probiotyku, czy nawet zwykłej wody po kiszonych ogórkach, żeby po dobie mieć dojrzewający ser własnej produkcji, byłem zachwycony. Jest niesamowicie pyszny i banalnie prosty w produkcji. A jak ktoś nie ma ochoty próbować swoich sił w serowarstwie, to pleśniowe wegańskie sery od wrocławskiej Serotoniny również są wyśmienite.

Rower – zawsze lubiłem jeździć na rowerze, ale dopiero gdy kupiłem sobie singla w Biker Shopie, zrozumiałem, co to znaczy mieć dobry rower. Na moim czarnym rumaku śmigam po mieście niczym ninja i ze współczuciem patrzę na wkurzonych i zasmradzających miasto kierowców stojących w korkach, którzy od czasu do czasu – gdy akurat nie męczą się w korku – próbują mnie zabić. Cóż, widocznie zazdroszczą i wcale im się nie dziwię.

..

Niebo – czasem, gdy jadę na rowerze do pracy i wiem, że czeka mnie kolejny męczący dzień, wystarczy, że spojrzę w niebo. Świat to niesamowite miejsce, a chmury są jedną z najpiękniejszych rzeczy na świecie. Oczywiście jeszcze przyjemniej jest patrzeć w niebo, wędrując po lesie albo po górach. Podczas pieszych wędrówek zdarzały mi się takie epifanie, jakby ktoś do termosu z herbatą dodał mi MDMA. Ale to nie było MDMA, to po prostu kontakt z przyrodą. Przyjemnie jest myśleć, że jeśli nawet wytniemy wszystkie lasy, zatrujemy wszystkie morza i wpuścimy tyle dwutlenku węgla do atmosfery, że planeta Ziemia przestanie być zdatna do życia dla ludzi, niebo wciąż będzie piękne, a na miejscu zniszczonej ludzkiej cywilizacji znowu wyrośnie bujna, dzika przyroda.  

Obóz dla Puszczy – pojechałem tam przypadkiem. Lasy Państwowe zorganizowały konkurs na wiersze o żołnierzach wyklętych i ogłoszenie nagród miało się odbyć przy okazji odsłonięcia pomnika Inki w Narewce, rodzinnej miejscowości sanitariuszki. Aby sprzeciwić się tej propagandzie, razem ze znajomymi poetami postanowiliśmy się wybrać i zrobić alternatywną uroczystość. To było tuż po tym, jak w Puszczy Białowieskiej zaczął działać Obóz dla Puszczy, zorganizowany przez walczących z dramatyczną wycinką lasu aktywistów. Ciężki sprzęt, harwestery i forwardery rozjeżdżały i rozjeżdżają pradawną puszczę, niszcząc jej wyjątkową bioróżnorodność. Choć Lasy Państwowe to gigantyczne i bogate przedsiębiorstwo, które naprawdę nie potrzebuje wycinać puszczy, żeby rokrocznie mieć setki milionów złotych zysku, to jednak rokrocznie dopłaca z funduszu leśnego około 20 milionów złotych, żeby utrzymywać puszczańskie nadleśnictwa i niszczyć ostatni nizinny las naturalny w Europie. Jednak jest grupa dzielnych ludzi, którzy są gotowi wiele poświęcić, aby się temu przeciwstawiać. Organizują patrole i blokady oraz informują o sytuacji polską i zagraniczną opinię publiczną. Dawno w żadnym miejscu nie czułem się tak dobrze. Duch zaangażowania i walki o wspólną sprawę, a do tego wyjątkowa białowieska przyroda, sprawiają, że gdy się tam raz pojedzie, chciałoby się ciągle wracać, a najchętniej zostać, dopóki cała Puszcza Białowieska nie stanie się parkiem narodowym. Niestety perspektywy na to są póki co marne, ale ekologów i aktywistów to nie zniechęca. Morale jest wysokie, a atmosfera taka, że niektórym pewnie byłoby nawet żal, gdyby udało się postulat zrealizować i trzeba by wracać do domów. Razem gotujemy wegańskie jedzonko, budujemy ekologiczne kibelki i dużo spacerujemy po lesie. Jeśli jeszcze nie byliście, koniecznie tam jeźdźcie. Obóz stanowi też poniekąd laboratorium nowego, bardziej ekologicznego i wspólnotowego modelu społeczeństwa. Takie komuny powinny powstawać nie tylko w ramach walki o jakąś sprawę, ale po prostu jako miejsca do życia. Naprawdę nie musimy żyć w zatomizowanym społeczeństwie, w którym każdy jest posiadaczem własnościowego mieszkania na kredyt. Ludzie przez większą część historii świata żyli w niewielkich wspólnotach i może to lepszy model organizacji niż obecne kapitalistyczne metropolie.

..

Mindfulness – w Obozie dla Puszczy mieliśmy też warsztaty z mindfulness dla aktywistów, prowadzone przez Zenona Kruczyńskiego, byłego myśliwego, trenera mindfulness i autora książki „Farba znaczy krew” obalającej mity narosłe wokół łowiectwa. Już wcześniej zacząłem interesować się medytacją, oddychaniem i mindfulness, to była kolejna okazja, żeby zetknąć się z tym bliżej. Badania naukowe pokazują, że praktykowanie mindfulness codziennie przez dwadzieścia minut jest tak samo skuteczne w leczeniu depresji jak farmakologia. W efekcie ściągnąłem sobie apkę, a nawet dwie, i medytuję codziennie. Co prawda rzadko dłużej niż dziesięć minut, bo jestem jednak zajętym człowiekiem, ale myślę, że niedługo będę to robił dłużej, bo nawet te dziesięć minut bardzo mi pomaga. Bardziej doceniam teraźniejszość i siebie, mniej się zadręczam tym, co minęło, oraz stresuję tym, co przyniesie przyszłość. Bardziej mi się chce. Świat jest okrutnym i pełnym przemocy miejscem, ale jednak da się w nim żyć i być szczęśliwym. Naprawdę nie wiem, czemu nie uczą tego w przedszkolach, ale na pewno powinni. Choć w sumie uczą, w Wielkiej Brytanii. Może za jakieś sto lat w Polsce też będą, póki co polecam zainteresować się oddychaniem na własną rękę.

Poliamoria – od dawna wiedziałem, że raczej nigdy się nie ożenię i nie spędzę życia, kochając się z tylko jedną dziewczyną. Jest tyle dziewczyn, które chciałoby się kochać i wspierać, że czasem żałuję, że muszę się też zajmować innymi rzeczami. Na szczęście w końcu mam dziewczynę, która to rozumie i której nie przeszkadza, że kocham też inne dziewczyny. Wygląda na to, że innym dziewczynom też nie przeszkadza, że nie są jedyne. Być może ma to związek z tym, że jest w Polsce dużo fajnych dziewczyn i mało fajnych chłopaków, więc lepiej mieć choć przez trochę takiego chłopca jak ja, niż nie mieć żadnego. Ale to tylko teoria. Tak czy siak jest na świecie za mało miłości i byłoby lepiej, gdyby było jej więcej. Monogamia to patriarchalny i kapitalistyczny konstrukt, służący zniewoleniu ludzi, a szczególnie kobiet. Ojcowie aranżowali małżeństwa, aby zachować wpływy i władzę. Dziś monogamia jest tylko szkodliwym reliktem, umacnianym przez romantyczną ideologię, promowaną przez największe holywoodzkie blockbustery. Może miała jakiś sens, gdy ludzie dożywali czterdziestki, ale dziś żyjemy po osiemdziesiąt lat, a przez ten czas kochać można wiele osób. Grunt, żeby się szanować i określać granice tak, żeby nikt nie czuł się skrzywdzony. To nie zawsze jest łatwe, ale nie jest niemożliwe. Zresztą nie oszukujmy się. Wszyscy jesteśmy poliamorystami. A kto przez całe życie miał tylko jednego partnera seksualnego, niech pierwszy rzuci kamień. Ale nie we mnie, bo wiem, że są i tacy. Ale warto też mówić, że nie wszyscy muszą być monogamistami, zawierać małżeństwa i żyć jak Pan Bóg przykazał. Ja na przykład nie zamierzam i dobrze mi z tym.

..

Taniec – w wywiadzie rzece Jadwiga Staniszkis powiedziała, że żałuje w życiu jednej rzeczy: za mało tańczyła. Ja nie zamierzam tego żałować, więc tańczę często. I mam nadzieję, że ładnie. Taniec jest nie tylko przyjemny, ale ma również cechy uzdrawiające. Jest dobry nie tylko dla kondycji fizycznej, ale również psychicznej. Niedawno byłem na zajęciach „Wytańcz stres” na Festiwalu Świadomej Pracy z Ciałem i choć nie trzeba mnie przekonywać do zalet tańca, to jednak nie byłem świadom, jak bardzo terapeutycznie może on działać. Za mało tańczymy i się dotykamy. A powinniśmy więcej.

Neokomunizm – neoliberalny kapitalizm prowadzi nas wprost do katastrofy. W momencie, gdy zysk jest głównym wyznacznikiem działania, wszystko inne ląduje w śmietniku. To dlatego nasze ubrania szyją dzieci w sweatshopach, środowisko jest coraz bardziej zatrute, a słonie w Afryce rodzą się bez ciosów (zwanych popularnie kłami), bo genetycznie przystosowały się do kłusownictwa. No i jeszcze zmiany klimatyczne. Jednak ludzi, którzy chcieliby żyć inaczej, jest coraz więcej. Walczymy o puszczę, protestujemy przeciwko budowie kopalni, sprzeciwiamy się eksmisjom na bruk oraz łamaniu praw pracowniczych. To jednak za mało. Potrzebujemy nowego modelu społeczeństwa, w którym człowiek będzie mógł żyć, nie niszcząc wszystkiego dookoła (w tym siebie). Wiem, że coraz więcej ludzi tak myśli. I może kiedyś coś się z tego wykluje. A może po prostu założymy sobie jakąś komunę w wiosce pod Lublinem albo wyjedziemy do Wolimierza i będziemy spokojnie (oraz dobrze się bawiąc) patrzeć, jak wasz model społeczny zdycha w męczarniach.

Sokołowsko – wioska pod Wałbrzychem, która powstała w XIX wieku jako uzdrowisko. Pierwszy zakład leczenia chorób płucnych w Europie. To na wzór Sokołowska powstało szwajcarskie Davos, w którym zresztą Tomasz Mann ponoć nigdy nie był, a sanatorium z „Czarodziejskiej góry” opisał właśnie na podstawie Sokołowska. Innowacyjna metoda doktora Brehmera, twórcy pierwszego domu uzdrowiskowego, opierała się na zimnych prysznicach i długich spacerach. Nie wiem, czy pomagało, ale wiem, że część z piętnastu hektarów infrastruktury spacerowej pozostało tam do dzisiaj. Generalnie w Sokołowsku jest pięknie, choć mrocznie. Mieszka tam moja przyjaciółka, poetka Ilona Witkowska i jeszcze trochę fajnych ludzi. Spalony w 2005 budynek sanatorium doktora Brehmera zakupiła fundacja In Situ, dzięki której w Soko odbywają co roku trzy festiwale i przyjeżdża tam jeszcze więcej fajnych ludzi. Zawsze, gdy tam jestem, odpoczywam, bawię się wyśmienicie oraz prowadzę liczne, inspirujące rozmowy. Niestety to trochę daleko od Warszawy, a wyjątkowy mikroklimat być może niedługo zostanie zaburzony, bo burmistrz Mieroszowa zdecydował się przedłużyć licencję pobliskiej kopalni odkrywkowej melafiru i z góry zostanie tylko dziura. Ale to może nawet lepiej, bo pewnie w Sokołowsku będzie dzięki temu cieplej. Kiedyś chciałbym tam zamieszkać, bo tworzy się tam niezła mekka dla posthippisów, neokomunistów oraz innych ambasadorów relaksu, którzy wiedzą, jak miło i pożytecznie spędzać czas.

..

Poezja zaangażowana – mało ludzi czyta poezję, a szkoda, bo piszemy w Polsce mnóstwo fajnych wierszy. Oczywiście pisze się też masę chłamu, ale łatwo oddzielić ziarna od plew. Żyjemy w przeboźdźcowanych czasach, w których zewsząd otacza nas reklama i media, więc większość dobrej poezji jest społecznie zaangażowana. Po prostu kapitalizm tworzy tak silną ideologię i język, że jeśli jesteś poetą, to nie możesz się z tym ciągle nie konfrontować. Ale szkoda gadać, szkoda strzępić ryja, skoro można cytować. Mój ulubiony wiersz od pewnego czasu to „Kółko graniaste” Ilony Witkowskiej. Cytuję: „łódź zatonęła koło Lampedusy./ śmialiśmy się: Łódź zatonęła? Miasto?// my tu się śmiejemy, oni tam umierają.// więc co? mamy się nie śmiać?/ kiedy się nie śmiejemy, to też umierają”. Lubię też wiersze Tomasza Bąka. Na przykład takie wersy z utworu „Multikino zaprasza na seans nienawiści”: „Kwestia uchodźców wtrąciła/ Unię Europejską w odmęty kryzysu,/ czego efektem jest brak zgody na uzgodnione.// Osoby posiadające iPhone'a i adidasy/ nie mają prawa ubiegać się o azyl.// Przed wojną uciekają tylko terroryści;/ każdy wyjeżdżający za chlebem/ tak naprawdę chce wysadzić się w piekarni”. Albo taki Roberta Rybickiego: „fajnie jest być zaangażowanym społecznie/ można się opalać nad rzeką// w godzinach pracy/ sterowanej większości/ i myśleć sobie, że człowiek współczesny/ jest trzymany za lejce jak koń w lando// i dla tego człowiekokonia/ jest tylko jedna komenda: wiśta, wio!”.

Imprezowanie – nigdy nie bawiłem się tak dobrze jak ostatnimi czasy. Zresztą chyba nie tylko ja. Nigdy nie było w Warszawie tylu fajnych imprez, co dzisiaj. Jeśli chodzi o techno, spokojnie możemy konkurować z Berlinem lub Kijowem. Brutaż, Wixapol, Światło, Muzyka Nieheteronormatywna i wiele innych, niekoniecznie cyklicznych, zabaw sprawia, że właściwie nie ma weekendu, gdy nie można by gdzieś pójść się pobawić. A nawet gdy zabawa się już skończy, a w klubie włączą światła, bo pracownicy imprezowni, w przeciwieństwie do nas, chcieliby już pójść spać, zawsze można liczyć, że ktoś zorganizuje after. Zabawa mogłaby się nigdy nie kończyć, ale jednak zawsze się kończy, bo wszystko musi się kiedyś skończyć. I nie ma w tym nic złego.

..

Przyjaciele – ciągle poznaję kolejnych fantastycznych ludzi. Gdy byłem dzieckiem, myślałem, że jestem sam jeden na świecie, taki wrażliwy i pojebany. Potem zacząłem czytać książki. Okazało się, że są też inni ludzie, którzy myślą i czują podobne rzeczy jak ja. Dziś wiem, że jest nas wielu. Mam wielu wspaniałych przyjaciół i wiem, że – wbrew temu, co mi czasem w rodzinie mówią, że na starość nie będzie miał mi kto podać szklanki wody – nigdy nie będę sam. Raczej jestem samodzielny i ogarnięty, ale gdy potrzebuję pomocy, wiem, że mogę na nią liczyć. Gdy ostatnio szukałem mieszkania, wystarczyło, żebym wrzucił ogłoszenie na fejsa i jeszcze tego wieczoru miałem trzy propozycje. Moja rozbudowana sieć społeczna sprawia, że mogę prowadzić miłe i sympatyczne życie, choć nie zarabiam kokosów na moim etacie w NGO-sie ani na pisaniu lewicowych tekstów, bo moje poglądy i żarty są wciąż zbyt radykalne dla naszego mainstreamu, ale powoli się to zmienia. I dobrze, bo w końcu prawda jest tylko jedna i leży na lewicy.

Lewica – od pewnego czasu wydaje się, że nie ma na lewicy siły, która potrafiłaby pociągnąć tłumy, co jednak nie zmienia faktu, że to my mamy rację. Każdy człowiek ma prawo do godnego życia, nikt nie może być prześladowany ani źle traktowany ze względu na poglądy, kolor pigmentu w skórze czy orientację seksualną. Bogaci powinni się dzielić swoim majątkiem z biedniejszymi, bo żadna praca nie jest tak ciężka, żeby była warta tysiąc razy więcej niż praca sprzątaczki. Bóg nie istnieje, a zmiany klimatyczne są faktem. Oczywiście zjednoczone siły religii i kapitału trzymają się mocno i nie szczędzą wysiłku i pieniędzy na sianie swoich zwodniczych ideologii, ale jestem przekonany, że większość ludzi w gruncie rzeczy jest dobra, tylko warunki społeczne (i wychowanie) sprawiają, że zachowują się źle. Jednak jedno i drugie można zmienić. Oczywiście martwi mnie, że Prawo i Sprawiedliwość robi wiele, żeby z dzieciaków i dorosłych zrobić oszalałych z nienawiści nacjonalistów, wrogów wolności i różnorodności. Ale wszystko mija. Dzieci po PiS-owskich szkołach będą miały taką bekę z kultu żołnierzy wyklętych, jaką obecni gimnazjaliści mają z kultu Jana Pawła II (jak ktoś nie wie jaką, to niech wpisze cenzopapa w wyszukiwarce). Mam nadzieję, że wiedza i miłość kiedyś jeszcze zwyciężą. A nawet jeśli nie, to cóż. My walczyliśmy, żeby tak się stało, i mamy czyste sumienia.