A gdyby tak bilet w jedną stronę?
„The One-Way Ticket”

10 minut czytania

/ Media

A gdyby tak bilet w jedną stronę?

Rozmowa z Josephem Popperem

Wszyscy znają zdjęcie wschodu słońca nad Ziemią zrobione podczas jednej z misji Apollo w latach 60. Mimo to nie widzę, żeby ruch na rzecz ochrony środowiska przejmował władzę. Wręcz przeciwnie

Jeszcze 3 minuty czytania

AGNIESZKA SŁODOWNIK: Po co lecieć w kosmos? To takie nieprzyjazne i zimne miejsce.
JOSEPH POPPER:
Obecność w przestrzeni kosmicznej daje nam alternatywne spojrzenie na naszą egzystencję, miejsce na planecie i pozycję samej Ziemi w kontekście czegoś tak bezkresnego jak wszechświat. Człowiek odseparowany od naszej planety, nawet na międzynarodowej stacji kosmicznej, to bardzo mocny obraz. Nie byłby tak poruszający, gdyby zostawić tę przestrzeń jedynie robotom i satelitom. Kwestia kolonizacji kosmosu i zamieszkania tam – to już zupełnie inna historia. Przejmujący jest widok wschodu słońca sfotografowany przez człowieka podczas jednej z misji Apollo i opowieści astronautów o okrążaniu Księżyca i straceniu Ziemi – domu – z pola widzenia, nawet jeśli to brzmi romantycznie.

Ale to nie działa. Obrazy, które wspominasz, powinny sprawiać, że doceniamy i szanujemy planetę. Tak się nie dzieje, a narracje wokół podróży kosmicznych mówią o zużyciu planety do ostatniego zasobu, wyprowadzce i zaśmiecaniu nowego miejsca.
Kosmos staje się polisą ubezpieczeniową. Faktycznie zdjęcie wschodu słońca nad Ziemią zrobione było z kosmosu w latach 60., wszyscy je znają i wiedzą, jak wygląda Ziemia z góry. Mimo to nie widzę, żeby ruch na rzecz ochrony środowiska przejmował władzę. Wręcz przeciwnie.

Wierzę jednak, że ta perspektywa ma swoją wartość, nawet jeśli tylko dla wybranych. Być może potrzebujemy innych środków i sposobów wyobrażania sobie ludzi w kosmosie, ale w kontekście pozostawania na naszej planecie. Jak powiedział Mark McCaughrean z Europejskiej Agencji Kosmicznej na otwarciu festiwalu Przemiany, „nie ma planety B”.

Joseph Popper

Ur. 1986, brytyjski artysta wizualny, wykładowca w School of Design na Royal College of Art w Londynie. W swoich filmach i instalacjach podejmuje tematykę podróży kosmicznych oraz relacji człowiek–technologia. Tworzy spekulatywne narracje na temat przyszłości. Popper często korzysta z przedmiotów codziennego użytku, prostych materiałów i przestrzeni zastanych.

Z jednej strony przyciągają mnie obrazy eksploracji, wyobrażenie wyprawy w nieznane i koncepcja, niekoniecznie podboju, ale przygody, ale z drugiej strony spojrzenie na rzeczywistość jest dość otrzeźwiające. Wracając do pytania: nie wierzę, że przyszłość ludzkości ma swoje miejsce poza jej kolebką i że opuszczenie jej jest następnym logicznym krokiem.

Wśród obrazów Ziemi z kosmosu brakuje mi takiego z widokiem wielkiej pacyficznej plamy śmieci. To zawsze wygląda tak, jakbyśmy właśnie zaczynali.
Obrazy są mocno przefiltrowane. Tymczasem ludzie naprawdę rozważają możliwość życia na Marsie. Terraformowanie to wspaniały pomysł, ale jak można porównywać jakąkolwiek planetę z tą, na której teraz jesteśmy? Chodzi mi nawet o samą ilość rzeczy, które trzeba by przystosować i zmienić. Projektowanie tej nowej przestrzeni jest wyzwaniem i wymaga skonfrontowania się z niezwykle surowymi warunkami i ekstremalnymi ograniczeniami, żeby to się stało realne.

To jedno, ale jest jeszcze ważniejsze pytanie. Jeśli mamy się tam udać, to kto to będzie? Jakie kryteria o tym zadecydują? Kto tym zarządza? Czy to publiczne, czy prywatne przedsięwzięcie? Jakie motywacje mu przyświecają? Relacja publicznego z prywatnym jest ciekawa, bo podlegają innym ograniczeniom i reprezentują inne idee.

Twoja praca „The One-Way Ticket” jest spekulacją na temat samotnej podróży kosmicznej w jedną stronę. Powiedziałeś, że chciałeś się dowiedzieć, co taka podróż oznacza. Czego się dowiedziałeś?
Krótka odpowiedź brzmi, że nie mam dobrej odpowiedzi.

Zaczęło się od zaobserwowania pewnej kłopotliwej sytuacji: człowiekowi wyczerpały się możliwości przeżycia przygody wynikające z odkrywania świata. Ostatnie bastiony podboju na Ziemi i w jej bliskich okolicach zostały wyczerpane. Byliśmy na szczycie góry Everest, na dnie oceanu i zgooglemapowaliśmy całą planetę.

No to może wysłać człowieka w kosmos, żeby już nigdy nie wrócił? To sposób na pójście dalej w kwestii ludzkiej eksploracji przestrzeni, stworzenie sobie kolejnej granicy do przekroczenia. Takie postawienie sprawy, ów hipotetyczny scenariusz pozwolił mi potem rozmawiać z różnymi ekspertami od badania kosmosu, ludźmi zajmującymi się etyką. Generalnie projekt był tak szeroko zakrojony, że koniec końców zdecydowałem się sprowadzić go do tej konkretnej sytuacji astronauty w statku kosmicznym, bo równie dobrze projekt mógł dotyczyć strony logistycznej czy filozoficznej tej podróży. Wiele osób pytało mnie, czy to misja samobójcza, bo pomysł był taki, że ta misja ma jakiś koniec, kończy się po 732 dniach. 

Projekt misji / il. dzięki uprzejmości artystyKamienie milowe misji „The One-Way Ticket” / il. dzięki uprzejmości artysty

Co jest dla ciebie najważniejsze w tej podróży?
Idea odłączenia, dezorientacji, monotonii, samotności, percepcji ruchu – jej widoczne, nieomal namacalne atrybuty, które chciałem pokazać i zinterpretować w swoim filmie. Są w nim wątki, powiedzmy, przyziemne, jak ostatni banan w spiżarce, jak i bardziej spektakularne: utrata Ziemi z pola widzenia.

Nie sądzę, żebym przekonał się co tego, że pomysł takiej podróży jest dobry, ale powiedzmy, że był to sposób wypchnięcia tego pomysłu w nieznane. Nigdy tego nie zrealizowano. Mamy wprawdzie projekt Mars One, ale jest w nim obietnica kolonizacji, a mi chodziło o aktywną eksplorację.

Nie chciałem stwierdzić: to jest dobry/zły pomysł, to coś, co pchnie ludzką cywilizację do przodu lub cofnie, nie chciałem wbić flagi w nowy ląd, że tak powiem. To była raczej okazja, żeby otworzyć dyskusję i zadać pytanie, czy to przedsięwzięcie jest warte zachodu, czym jest przestrzeń kosmiczna i czy chcemy nadal eksplorować dalej, czy nie.

Kiedy zacząłeś interesować się kosmosem?
Dość późno. Jako chłopiec nie siedziałem za bardzo w komiksach sci-fi, wolałem piłkę [śmiech].

Podróże kosmiczne stały się tematem moich prac ze względu na wcześniejsze zainteresowanie postacią marzyciela. To taka odosobniona, samotna postać, która próbuje zrobić coś wyjątkowego w zwyczajnym otoczeniu. A przestrzeń kosmiczna pojawiła się jako naturalna kontynuacja tego zainteresowania: miejsce z dala od codzienności, doświadczone przez nielicznych, to królestwo dla marzyciela. To było bardzo płodnym punktem wyjścia dla próby stworzenia obrazów kosmosu lub bycia w kosmosie tu na Ziemi, na przykład w ubogiej części śródmiejskiego Londynu czy na brytyjskich plażach. Wciąż mnie fascynuje ta postać marzyciela, który próbuje wyobrazić sobie i zrobić coś ponad własne możliwości, a motyw podróży kosmicznej świetnie z tym koresponduje.



Film „Into orbit” oraz seria fotografii, które zrobiłem w 2011 roku, są właśnie o takim aspirującym astronaucie. To była próba stworzenia sytuacji sięgania po niemożliwe lub ucieczki w sen. Takie marzenie za pomocą tworzenia filmu. Potem podróże kosmiczne stały się dla mnie coraz bardziej fascynujące. Nie tylko sama ich wizualność, ale też historia, kontekst polityczny, przyszłość. Im bardziej wnikałem w temat, tym bardziej wychodziłem poza powierzchowność i widowiskowość obrazów, odkrywając, jak złożony i fascynujący jest to obszar badawczy.

Twój projekt został zrealizowany zgodnie z ideą, „brak grawitacji, brak budżetu” (zero gravity, zero budget). Dlaczego?
Używam prostych materiałów i zastanych lokacji częściowo dlatego, że w ten sposób pobudzam proces myślenia przez robienie (thinking through making). Poza tym wynika z niego pewnego rodzaju bezpośredniość i figlarność, która emanuje później z finalnej pracy. Podobają mi się efekty takiej pracy też na poziomie czysto estetycznym, no i jest w tym szczerość. Odbiorca widzi, że fragmenty statku zrobione są z żyłki wędkarskiej czy kapsla, i angażuje się w taką pracę na innym poziomie.



Czy zauważyłeś, że na wystawie tu na festiwalu jest ciągle kolejka do jedynej pracy pokazywanej w VR? Ciągle chcemy gdzieś uciekać, czy w przestrzeń kosmiczną, czy wirtualną. „Elsewhere”, twoja najnowsza praca, jest chyba o tym?
Film jest efektem badania VR jako tematu. Częściowo ma to związek z kursem wakacyjnym „Virtual fictions”, który prowadziłem w Berlinie w zeszłym roku i który dotyczył filmu 360 stopni jako medium opowiadania historii.

W filmie „Elsewhere” mamy mężczyznę, który się zgubił lub jest jakoś nie na miejscu, jakby wypadł z wirtualnej rzeczywistości. Szuka sposobu ucieczki lub powrotu do innego miejsca, aby stać się kimś innym. Film pokazuje możliwe konsekwencje rosnącego użycia lub przywiązania człowieka  do VR w możliwej przyszłości. Tak jak powiedziałaś, mamy pragnienie udania się w inne miejsce, ucieczki z najbliższego otoczenia, naszej codzienności, marzymy o równoległej rzeczywistości. Chcemy się tam udać wszelkimi możliwymi sposobami i to sprawia, że przychylnie patrzymy na VR jako kolejne medium-obietnicę.

Pytanie, dlaczego mamy tę potrzebę ucieczki. Jakie są konotacje coraz większego wymieszania rzeczywistości wirtualnej i rozszerzonej z naszą? Nastąpiła zmiana jakościowa naszej codzienności i percepcji otaczającego świata i samych siebie. To generuje pytania i niepewność dotyczącą tego, jak daleko możemy pójść w wirtualne, do którego momentu godzimy się na łączenie światów alternatywnych z tu i teraz.

Joseph Popper, ElsewhereKadr z filmu Josepha Poppera „Elsewhere”

Masz jakieś odpowiedzi na te pytania? Przynajmniej jedną?
Wolę prowokować dyskusję i dialog, niż oceniać, że jakieś medium jest złe i powinniśmy się od niego trzymać z daleka. Trzeba być świadomym różnych jego możliwości. Ostrożnie podchodzić do jego zastosowań, żeby nie było tak, jak mówił na festiwalu Aloïs Yang, że technologia jest nową religią. Sztuka ma nową rolę do odegrania: krytycznie przyglądać się nowym wynalazkom. VR jest jednym z nich.

Festiwal Przemiany, 16 września 2017

Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.