Wybrał oportunizm

22 minuty czytania

/ Sztuka

Wybrał oportunizm

Rozmowa z Piotrem Rypsonem

Mieczysław Berman lubił projektować, chciał pracować, więc przyjmował większość zleceń, nie zważając na ich pochodzenie. Bez obrzydzenia tworzył broszury oczerniające generała Andersa albo wychwalające dokonania Dzierżyńskiego i Lenina

Jeszcze 6 minut czytania

ARKADIUSZ GRUSZCZYŃSKI: Nie opisał pan życia prywatnego Mieczysława Bermana. Dlaczego?
PIOTR RYPSON
: Bo w zasadzie nic o tym życiu prywatnym nie wiem. Być może dowiem się czegoś więcej od jego bratanicy, z którą umówiłem się na spotkanie.

Nie chciał pan napisać pełnowymiarowej biografii?
Nie byłem tym szczególnie zainteresowany. 

Dlaczego? Ludzie kochają czytać o czyichś słabościach i sukcesach.
Wydaje mi się, że pan Mieczysław był osobą dość skrytą i raczej nieufną. Podobno miłą w obejściu ze swoimi różnymi znajomymi, ale potrafiącą być złośliwą i mało przystępną. Życie pewnie go nauczyło pewnej wstrzemięźliwości w obcowaniu ze światem.

Przez wojnę czy przez doświadczenia z dwudziestolecia?
I w sanacyjnej Polsce, i podczas wojny, oraz po niej. Poza tym był bardzo pracowitym człowiekiem, więc jego życie można w głównej mierze sprowadzić do pracy. I to właśnie ona mnie interesowała, to, czym się zajmował oraz co po sobie pozostawił.

Nie ma w jego biografii żadnych sensacji, romansów, zdrad?
Wystarczy popatrzeć na zdjęcie pana Mieczysława.

To znaczy?
Nie miał wielkich szans na sensacyjne romanse. Don Juanem na pewno nie był.

Piotr Rypson, fot. Kama Bork

Piotr Rypson

Jest zastępcą dyrektora Muzeum Narodowego w Warszawie. Zajmował się krytyką i historią sztuki i działalnością publicystyczną. Studiował archeologię śródziemnomorską na Uniwersytecie Warszawskim. Redaktor naczelny pisma artystycznego „Obieg” w latach 1990-1994. Główny kurator Zbiorów i Galerii w Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski w Warszawie. Wykładał w Rhode Island School of Design w Providence w Stanach Zjednoczonych. Napisał m.in. „Książki i strony. Polska książka awangardowa i artystyczna w XX wieku, „Nie gęsi. Polskie projektowanie graficzne 1919-1949”. Książkę o Mieczysławie Bermanie opublikowało wydawnictwo Karakter.

Był żonaty?
Tak, ale nawet nie wiem, w jakich okolicznościach poznał swoją żonę. Wyobrażam sobie jednak, że mógł to być związek dwojga powojennych rozbitków.

Rozbitków?
Ludzi, którzy spotkali się po wojnie. Nie wiem, czy przyjechali razem z Moskwy, w której Berman mieszkał do 1946 roku. Nie wiem nawet, gdzie wzięli ślub. Ożenił się już po wojnie.

Mieli dzieci?
O ile mi wiadomo - nie.

Gdzie mieszkali?
Na Mokotowie, na Narbutta, w bardzo ładnym mieszkaniu. A przed wojną Berman mieszkał na Elektoralnej.

Stawia pan tezę, że Mieczysław Berman odcisnął olbrzymie piętno na polskim projektowaniu graficznym.
I w ogóle na języku komunikacji wizualnej. Projektowanie graficzne jest swego rodzaju sztuką, natomiast propaganda jest kształtowaniem języka komunikacji społecznej, językowej i wizualnej tak, aby ukierunkować myślenie obywateli. Aby nauczyć ich, co mają myśleć. Berman zarówno przed II wojną światwoą, jak po niej zajmował się komunistyczną propagandą, czyli czymś, co pozostawiło głęboki ślad w polskiej kulturze wizualnej. Wybrałem Bermana, chociaż w grupie podobnych grafików było kilka znaczących postaci. Niemniej dorobek pana Mieczysława w tym bardzo ważnym dlań obszarze nie był do tej pory przebadany.

Kto był w tej grupie?
Tadeusz Trepkowski, Jan Lenica, Eryk Lipiński czy Henryk Tomaszewski. Tego ostatniego zestawiam w swojej książce z Bermanem, żeby wyraźniej pokazać, kim był ten drugi. Część przedwojennych projektantów zginęła podczas wojny albo została na Zachodzie, ale kawałek tego pokolenia przetrwał. I co ciekawe, każdy z nich pozostał w jakimś stopniu wierny swojej linii stylistycznej.

Skala Bermana była oszałamiająca. Tuż po wojnie projektował ulotki referendalne, które były drukowane w milionowych nakładach. Czy Berman wierzył w komunizm?
To jedna ze spraw, o które chciałbym zapytać wspomnianą wcześniej bratanicę. Intuicja mi podpowiada, że raczej wybrał oportunizm, co zresztą było typowe dla jego pokolenia. Co inteligentniejsi z polskich komunistów czy ludzi lewicy doskonale wiedzieli, szczególnie po pobycie w Związku Radzieckim, z czym ten system się wiąże. Ale jedni dla swojej wygody jeszcze bardziej w niego uwierzyli, ponieważ w ten sposób było im łatwiej funkcjonować, inni zrezygnowali z przynależności do partii czy szeroko pojętego środowiska albo stali się wewnętrznymi krytykami systemu. Natomiast Berman towarzyszył ruchowi komunistycznemu przez kilkadziesiąt lat, co było wyjątkową sytuacją, ponieważ z tego pokolenia nie pozostało wiele czynnych osób. Polskich komunistów najpierw wymordowali Sowieci, a potem Niemcy. Niemniej Berman, będąc przed wojną na drugim czy nawet trzecim planie, ba! nie będąc nawet przed wojną członkiem partii, wywarł ogromny wpływ na to, jak ten komunizm wyglądał. Uczestniczył we wszystkich etapach przejmowania władzy w Polsce, będąc świadomy, z kim ma do czynienia.

A czy nie była to jednak konsekwencja pewnej drogi, którą obrał w latach 30.?
Jeśli chodzi o projektowanie, to na pewno. Ale czy nowa Polska po 1945 roku była jego wymarzonym krajem? Tego nie wiem. Ale proszę sobie wyobrazić rok 1939. Po 17 września władzę nad częścią Rzeczpospolitej przejmują Sowieci. Środowisko polskich komunistów najpierw podchodzi do tego z entuzjazmem, ale potem szybko zdaje sobie sprawę, że ma do czynienia z NKWD, które wie na ich temat wszystko. Jaki wybór miał polski Żyd Mieczysław Berman? Nie mógł uciec w ziemiańską albo chłopską fantazję, osiąść pod Lublinem, uprawiać roli i pisać wierszy o przyrodzie. Dla człowieka z taką przeszłością jak Berman nie było innego miejsca niż przyczółki władzy komunistycznej. Mimo że ta władza o mały włos nie skazała go na śmierć.

Plakat referendalny 1946Plakat referendalny 1946

Czyli świadomie wybrał oportunizm?
Myślę, że tak. Wybrzmiewa to doskonale w złożonej w 1951 roku samokrytyce. W którymś momencie mówi, że jego przedwojenne aktywności były związane wyłącznie z chęcią doskonalenia warsztatu. Lubił projektować, chciał pracować, więc przyjmował większość zleceń, nie zważając na ich pochodzenie. Tuż po wojnie musiał się gęsto tłumaczyć, dlaczego zaprojektował okładkę do jednej z książek Trockiego, czyli mówiąc krótko – antystalinowca. Podobna postawa chroniła go zapewne przez całe życie. Bez obrzydzenia przyjmował zlecenia dotyczące zaprojektowania broszury oczerniającej generała Andersa albo wychwalające dokonania Dzierżyńskiego i Lenina.

Piotr Rypson, „Czerwony monter. Mieczysław Berman – grafik, który zaprojektował polski komunizm”. Karakter, 320 stron, w księgarniach od września 2017Piotr Rypson, „Czerwony monter. Mieczysław Berman – grafik, który zaprojektował polski komunizm”. Karakter, 320 stron, w księgarniach od września 2017Pisze pan, że artyści tacy jak Berman byli dla władzy w tym kraju niezbędni.
Trzeba sobie zdać sprawę, że garstka komunistów, która przyjechała do Polski z Armią Czerwoną, musiała przejąć wszystkie ośrodki władzy, struktury siłowe i media. Potrzebni byli ludzie do robienia prasy, radia, wydawnictw i propagandy ogarniającej cały kraj. Kluczowe były takie postacie jak Wanda Wasilewska, która wyciągała z łagrów pozytywnie myślących ludzi, ściągała ich do Moskwy, a potem do Warszawy.

Berman stanął wtedy w pierwszym szeregu.
Jak już wspomniałem, do 1946 roku przebywał w Moskwie, gdzie pracował dla Związku Patriotów Polskich, czyli dla Wasilewskiej, która była najważniejszym człowiekiem z Polski u Stalina. Kiedy więc front miał ruszyć, kiedy trzeba było uruchomić ogromną kampanię propagandową związaną z wyborami, które miały być rzecz jasna wygrane, kiedy trzeba było przeorać system polityczny w Polsce, wówczas ściągnięto Bermana do Polski. Na samym początku projektował druki związane ze wspomnianym już referendum, przede wszystkim broszury i plakaty, które były skierowane do prostych ludzi. Berman już wtedy wypracował stylistykę, której treść z łatwością odczytywali nawet analfabeci. Jeśli postawić obok tego dość wysublimowane projekty Tomaszewskiego z tego samego okresu, to Berman walił dosadnością.

Dosadnością?
Operował głównie fotografią i liternictwem, a nie metaforą i konceptem graficznym.

To oznacza, że te projekty były siermiężne?
Bez wątpienia siermiężne w przekazie, który można porównać do instrukcji wbijania gwoździa młotkiem. Natomiast były bardzo profesjonalnie zaprojektowane, mamy w końcu do czynienia z człowiekiem, który całe swoje dorosłe życie poświęcił projektowaniu i już przed wojną był uznawany za klasyka. Poza tym szybko zaczął, dzięki rozmaitym osobistym kontaktom, pracować dla wojska.

W jaki sposób?
Projektował dla Prasy Wojskowej – wydawnictwa Ministerstwa Obrony Narodowej. Dominującą opowieścią o ruchu wydawniczym w okresie PRL-u jest historia Czytelnika. Otóż obok wszechmocnego Borejszy, prezesa Czytelnika, działała potężna machina wydawnictw wojskowych, która docierała do kilkunastu milionów Polaków. Poza tym Prasa Wojskowa działała w zasadzie poza strukturami partyjnymi, miała własną cenzurę, nie podlegała też pionowi ideologicznemu w komitecie centralnym partii. W wojsku był osobny komitet do tych spraw. Rządzili tym wojskowi, mający bezpośrednie kontakty z NKWD czy z kontrwywiadem sowieckim. Do dziesiątek tytułów Mieczysław Berman robił niezwykle sugestywne i interesujące, często fotomontażowe okładki. A zamawiał u niego prace Szymon Bojko, dla którego Berman był wielkim artystą lewicy, wzorem do naśladowania. Z kilkoma ważnymi generałami z głównego zarządu polityczno-wychowawczego Wojska Polskiego Berman spotykał się zresztą jeszcze w Sowietach.

Co jeszcze robił?
Projektował dla Towarzystwa Przyjaźni Polsko-Radzieckiej, dla Wydawnictwa Wiedza i dla Związku Młodzieży Walczącej, czyli szalenie ważnej młodzieżówki komunistycznej. W końcu nowa władza musiała wysłać atrakcyjny komunikat do najbardziej dynamicznej części społeczeństwa, czyli do młodzieży, i zaangażować ją w budowanie nowego ustroju Polski.

„Świat Młodych”„Świat Młodych”Projektował „Sztandar młodych”?
Raczej tylko winietę. A do tego „Świat młodych”. Innym ważnym ośrodkiem władzy, dla którego pracował Berman, był Komitet Słowiański. Organizacja, którą założono za zgodą Stalina, miała przetestować jeden z modeli kontroli nad ruchem komunistycznym i nad krajami, które nagle znalazły się w strefie sowieckiej.

A nie budowanie alternatywnej tożsamości?
To też. Komitet Słowiański miał być potencjalnym wariantem ideologicznym obok komunizmu.

W jakim sensie?
Można było zaserwować obywatelom, zwłaszcza części inteligenckiej, antyniemieckość i tożsamość opartą na Słowiańszczyźnie. W tego rodzaju organizacji zawsze był jakiś profesor, ksiądz czy filozof. Tym samym ruch nabierał wiarygodności. Dzisiaj słowiańskość wykorzystuje w podobny sposób obóz Putina, wspierając rozmaite środowiska, choćby działalność takich postaci, jak Mateusz Piskorski i partia Zmiana czy Towarzystwo Obrony Tożsamości i Tradycji „TOPORZEŁ”.

Co Berman tam projektował?
Pismo „Wolne narody”. Przyzna pan, że nazwa chyba była dowcipem Stalina. Co ciekawe, było pismem bogato ilustrowanym, świetnie zaprojektowanym, wielkości „Trybuny ludu”. To istotne, ponieważ na jej łamach Mieczysław Berman mógł się rozwinąć jako grafik. To chyba było pierwsze polskie czasopismo w całości ilustrowane, zanim pojawił się tygodnik „Świat”.

Berman projektował socrealizm?
Tak, oczywiście.

Czy to dla niego był ważny moment?
W zasadzie Berman należał do pierwszych socrealistów w Polsce. Już w 1934 roku razem z radykalnie komunistyczną Warszawską Grupą Plastyków projektował prace zgodne z duchem tez postawionych w referacie Żdanowa.

Z kim tam pracował?
Między innymi z późniejszymi tuzami socrealizmu, czyli małżeństwem Juliuszem i Heleną Krajewskimi.

Czyli w 1949 roku był już klasykiem?
W pewnym sensie Berman mógłby zostać za takiego uznany, aczkolwiek używał fotomontażu i technik awangardowych, które były przez twardogłowych krytykowane. Nie kto inny jak Tadeusz Borowski pisał tuż po wojnie, że Bermanowskie projekty należą do realizmu socrealistycznego przez użyte w nich zdjęcia. Fotografia odnosiła, pisał Borowski, do konkretnej rzeczywistości. W przeciwieństwie do Krajewskich, którzy malowali socrealistyczne obrazy na klasyczną modłę sowiecką. Środowisko polskich socrealistów w tamtym czasie zdobyło bardzo wiele przyczółków, takich jak Akademia Sztuk Pięknych, główne pismo środowiskowe „Przegląd artystyczny” oraz podstawową organizację partyjną w Związku Artystów Plastyków.

Plakat „Chodź razem  nami”, 1946Plakat „Chodź razem nami”, 1946

Nie należały do nich wcześniej?
No nie, rządzili nimi przedwojenni profesorzy. Jednak „grupa Krajewskich”, jak ich nazwano, poszła, jak się zdaje, za daleko.

Byli zbyt niezależni?
Tak, a takich sytuacji władza komunistyczna nie tolerowała. W związku z czym w roku 1951 na naradzie zorganizowanej przez Ministerstwo Bezpieczeństwa Publicznego w Komitecie Centralnym, w której wzięło udział około 1000 twórców i aktywistów, poddano całe to towarzystwo bardzo surowej krytyce, ludzi znajdujących się na świeczniku socrealizmu w Polsce. To paradoksalny moment, o którym wystarczająco wiele nie napisano. W zasadzie jest jeden tekst poświęcony temu momentowi, w książce napisanej w latach 80. przez historyczkę Barbarę Fijałkowską.

Jak to tłumaczy?
Z jednej strony władze centralne były zaniepokojone samodzielnością grupy, nad którą widocznie nie było dostatecznej kontroli. A z drugiej zdano sobie sprawę, że socrealizm w wydaniu toporno-siermiężnym donikąd nie prowadzi, a zbyt prostackim instrumentem za wiele się w Polsce nie zdziała. Proszę spojrzeć na losy tzw. polskiej szkoły plakatu, która właśnie wtedy zaczynała się dynamicznie rozwijać. Plakaty bardziej subtelne, operujące metaforą, zaczynały się pojawiać w przestrzeni publicznej. Być może co inteligentniejsi aparatczycy w pionach administrujących kulturą zdali sobie sprawę, że trzeba zmienić azymut, ponieważ propaganda stała się kontrproduktywna

Co stało się z Bermanem i tą całą grupą?
Stracili na jakiś czas wpływy i stanowiska. Kogoś zwolniono z funkcji dziekana czy rektora, ktoś stracił funkcję redaktora naczelnego, a w książce o historii KPP, którą wydano w 1951 roku, nie pojawia się nazwisko projektanta kilkudziesięciu fotomontaży.

Był nim Berman?
Tak. Jednakże zaraz potem otrzymał kolejne bardzo ważne zlecenia – zaprojektowania kilku „biblii komunizmu”.

Między innymi przewodnika po Muzeum Lenina w Poroninie.
To był szczególny przewodnik, luksusowe wydawnictwo, które prawdopodobnie było wręczane znaczącym gościom partyjnym. Nasz bohater otrzymał również zlecenie na książkę, która została wydana w trzech wersjach językowych, poświęconą Komunie Paryskiej. Wstęp napisał minister Zygmunt Modzelewski, ojczym Karola Modzelewskiego. Berman był w zasadzie współarchitektem treści tej książki, ponieważ zbudował całą narrację wizualną na znakomitym materiale graficznym.

Melchior Wańkowicz, „Sztafeta”, 1939Melchior Wańkowicz, „Sztafeta”, 1939Melchior Wańkowicz, „Sztafeta”, 1939Melchior Wańkowicz, „Sztafeta”, 1939Jak Berman reagował na odwilż i jak odwilż reagowała na Bermana?
Nie złapał kataru [śmiech]. Pracując przez szereg lat przed wojną dla wydawnictwa Melchiora Wańkowicza i Mariana Kistera, czyli Towarzystwa Wydawniczego Rój w Warszawie, doskonale odnalazł się po powrocie pisarza i reportażysty do Polski. Proszę pamiętać, że przed wojną zaprojektował sanacyjne książki Wańkowicza: „Sztafetę” i „COP”. Kiedy więc Wańkowicz wrócił w chwale do kraju w 1956 roku i władze zaproponowały mu wydanie „Monte Cassino”, to wskazał od razu Bermana jako projektanta książki. Projektant socrealizmu i propagandy komunistycznej dostał zlecenie wykonania okładki pierwszej powojennej książki o armii polskiej na Zachodzie! Czy pan sobie to wyobraża? Co ciekawe, książkę wydało wydawnictwo Ministerstwa Obrony Narodowej.

Czyli jednak oportunista!
Nie był wyjątkiem. PRL był zbudowany na oportunizmie i wiele osób, które uczestniczyło w życiu publicznym i nie rezygnowało ze swojej pozycji zawodowej, miało 1000 argumentów za tym, żeby tak postępować.

Po’56 roku był angażowany w projekty propagandowe?
W mniejszym stopniu. Wówczas stał się artystą. W 1961 roku miała miejsce pierwsza retrospektywna wystawa Mieczysława Bermana w Zachęcie. Wkrótce wystawa objechała kraj, coraz częściej wystawiano go za granicą. Prezentował się tam jako artysta antykapitalistyczny, pacyfista, wręcz podręcznikowy przykład zaangażowanego twórcy. Wchodził coraz bardziej w międzynarodowy obieg, dołączał do klasyków lewicowego fotomontażu, takich jak John Heartfield, Rodczenko czy Lissitzki. W tym czasie robił niewiele prac „komercyjnych” czy usługowych. Projektował między innymi dwa potężne albumy poświęcone górnictwu, jeden związany z kopalnią Wujek, a drugi z Bytomskim Zagłębiem Węglowym. Myślę, że to były dobrze płatne zlecenia. Zajmował się również projektem pozycji rewindykującej lewicową inteligencję przedwojenną. W tamtej książce pierwszy raz została dopisana część historii Komunistycznej Partii Polski, przez lata wyklętej.

Już można było o niej mówić?
A nawet należało. Szereg wyklętych czy niewygodnych osób został zrehabilitowany. Prawie wszystkie te książki projektował Berman. Kolejną ważną dla Bermana książką był ogromny album poświęcony martyrologii Żydów polskich. To był pierwszy raz, kiedy Berman konfrontował się ze swoim żydowskim rodowodem. Zrobił wstrząsającą sekwencję o tym, co działo się w czasie okupacji niemieckiej, o Holocauście, o powstaniu w getcie warszawskim. Wydana znowu przez MON, to jedna z najlepiej zaprojektowanych książek w tamtym okresie; towarzyszyły jej ulotki w czterech językach: po hebrajsku, niemiecku, francusku i angielsku, które oferowały sprzedaż tej książki za granicę.

Jak w tym kontekście zareagował na 1968 rok?
W tamtym czasie wykonał serię dramatycznych w tonie fotomontaży o losach Żydów, przy czym była to generalna opowieść o żydowskiej ofierze i prześladowaniach. Zrobił to jak na siebie dyskretnie, subtelnie, aluzyjnie.

Czy to była jego ostatnia praca?
Nie, ostatnia była książka poświęcona jego herosowi z młodości, Mieczysławowi Szczuce, do którego tradycji się dopisywał. Osadzał się tym samym w tej konkretniej tradycji awangardowej. Szczerze i z pełnym zaangażowaniem rehabilitował wyklętą przez stalinizm awangardę. To kolejny paradoks: uczestnik stalinowskiego zabiegu na polskiej kulturze rewindykował awangardowego Szczukę.

Czy Berman wychował sobie uczniów?
Tak, przyczynił się do powstania warsztatu artystycznego kilku pokoleń projektantów. Nawet Roman Cieślewicz, czyli jeden z najsłynniejszych polskich projektantów graficznych, terminował u Bermana. Do dzisiaj z języka propagandy Bermanowskiej czerpie się pełnymi garściami, najpewniej nieświadomie. Choć sądzę, że taka grupa jak Tworzywo świadomie nawiązywała do języka ukształtowanego przez Bermana.

Dla czytelnika stojącego przed księgarnią w 1931 okładka Bermana sygnalizowała treści lewicowe, w kontraście do narastającego autorytaryzmu rządów sanacji. W jaki sposób wypracował tak charakterystyczny język?
Powielał niektóre wzory, przede wszystkim z Johna Heartfielda. Ale mamy też polską tradycję związaną z Teresą Żarnowerówna i Mieczysławem Szczuką, kontynuowaną przez Władysława Daszewskiego, którego Berman znał. Mowa oczywiście o tradycji wychodzącej z polskiego konstruktywizmu czy awangardy. Myślę więc, że na samym początku swojej kariery wzorował się na niej. A że był zdolny, to opanował tę materię szybko.

Z jednej strony wykorzystywane przez niego techniki były czytelne dla inteligencji, z drugiej zaś, kiedy zaczął je konsekwentnie powielać, stały się po prostu rozpoznawalne na szerszą skalę. Stosował wyrazistą kompozycję: skondensowany fotomontaż albo fotografia, która niesie treści albo pacyfistyczne, albo antykapitalistyczne, ze szczególnego rodzaju „liternictwem apelu”. Do tego dominacja czerwieni, mocnych barw.

I jeszcze geometryczne podziały, gruba dynamizująca linia, która pojawiała się często na okładce. Pisze pan, że dla lewicy fotomontaże były ważne. Dlaczego?
Bo dawały szansę na skondensowanie przekazu. Kilka elementów fotograficznych kondensowało narrację.

Wspomina pan, że stanowiły też narzędzie rozmontowania starego świata.
Tak rzeczywiście było. Mówimy też, że fotomontaże budowały obraz nieistniejącego świata.

Utopii?
Tak. To typowo komunistyczne lub totalistyczne myślenie.

Zwraca pan również uwagę, że Berman od samego początku pracował w duchu propagandy politycznej. Interesowały go perswazyjne moce komunikatu.
Wszystko było forte. Na przykład inni graficy z tamtego czasu operowali finezyjną kreską czy humorem. Berman się w to nie bawił.

Czy był Berman przedwojenny i Berman powojenny?
I tak, i nie. Potrafił po wojnie wykonać replikę przedwojennego projektu. Jednocześnie maksymalizował środki, ponieważ dysponował większymi przestrzeniami i nakładami. Mógł w końcu projektować całe książki, a nie tak jak przed wojną wyłącznie okładki. Przed 1939 rokiem książki miały spektakularną okładkę i słabe najczęściej wnętrze. A po wojnie wszystkie elementy były ważne, dlatego Berman mógł rozwinąć skrzydła.

Pytam o dwóch różnych Bermanów, bo często okres komunistycznego zaangażowania po 1945 roku jest przez biografów pomijany.
To rodzaj skazy, która przez dziesięciolecia była obecna w polskiej kulturze. Dopiero od niedawna w sposób otwarty, czytelny opisuje się lata PRL-u. Odkrywa się świat, który pozostawał za mgiełką. A była ona po części produkowana przez rozmaitego rodzaju konstrukty, takie jak „okres błędów i wypaczeń”.

Właśnie dlatego zajął się pan Bermanem?
Interesuje mnie ten rodzaj amnezji, który potrafił tę rolę i dorobek Mieczysława Bermana chronić, zakrywać. Być może z jego intencją, bo niechętnie chwalił się projektami zleconymi przez stalinistów. Na wystawach pokazywał zupełnie inne prace, swoje fotomontaże. Ale nie można powiedzieć, że robił coś wbrew sobie. To nie był człowiek, który po 1956 roku bił się w pierś.

Współczesna lewica może korzystać z Bermana?
Raczej prawica, która prezentuje dzisiaj werwę propagandową. Jakiś czas temu zobaczyłem na ulicy obrazoburczy, odpychający plakat grafika Wojciecha Korkucia. Była na nim brama z Auschwitz i napis związany z reparacjami. To Bermanowski styl.

W 2017 roku przypominanie Bermana ma jakiś sens?
Dla mnie ma. Berman jest jedną z kluczowych postaci dla dorobku kultury wizualnej w Polsce. A dobrze wiedzieć, jakim językiem społeczeństwo się posługuje i kto ten język kształtował. Poza tym dzisiaj pewne zjawiska, które były udziałem Mieczysława Bermana, są nieco bardziej czytelne.

Które?
Choćby przejmowanie kontroli nad mediami i rosnąca rola propagandy.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.