O komiksie Roberta Crumba

Sebastian Frąckiewicz

Najbardziej obłudny, cyniczny i przewrotny bohater amerykańskiego komiksu undergroundowego lat sześćdziesiątych wreszcie pojawił się w Polsce

Jeszcze 1 minuta czytania

Aby poczuć klimat „Pana Naturalnego”, musimy przyjrzeć się jego autorowi, Robertowi Crumbowi. Dlatego, Szanowny Czytelniku, niczym Mariusz Max Kolonko zabiorę Cię w szaloną podróż w czasie do JuEsEj lat sześćdziesiątych. Zapnij pasy.

Znajdujemy się teraz w San Francisco, w dzielnicy ćpunów, hipisów i wszelkich maści wywrotowców (oczywiście mieszkają tu także artyści). To nie są dobre czasy dla komiksu, bo wszystkie historie obrazkowe, które chcą ukazywać się w oficjalnym obiegu, muszą ubiegać się o tzw. „comics code”. Ten „certyfikat” daje rodzicom pewność, że ich pociechy nie czytają zeszytów ociekających seksem, przemocą czy, nie daj Boże, ideologią godzącą w amerykański system. Dlatego młody Crumb, mieszkaniec Frisco i czynny miłośnik LSD, sprzedaje swoje obrazoburcze komiksy w head shopach (można kupić w nich ciekawe specyfiki) i na ulicy.

Robert Crumb, „Pan Naturalny”. Kultura Gniewu,
Warszawa, 246 stron, w księgarniach od grudnia 2009
Jednym z bohaterów, których wydaje na świat jego pobudzona wyobraźnia, jest Pan Naturalny. Zakompleksiony i sfrustrowany Crumb w poczynaniach swej postaci znajduje katalizator dla własnych lęków. Na kwasie traci artystyczne zahamowania, ale nie zdrowy rozsądek i inteligencję. Dzięki temu Pan Naturalny drwi z wszystkiego i wszystkich. Zarówno z zakłamanego amerykańskiego społeczeństwa, jak i naiwnych hippisów, którzy w oczach Crumba nie grzeszą inteligencją i co chwila łapią się jakiegoś „izmu”, by nakarmić nim intelektualną pustkę i napompować ego.

Kim jest Pan Naturalny? To fałszywy guru, cynik, hipokryta i przebiegły cwaniak, który robi ludziom wodę z mózgu. Pod płaszczykiem duchowego wyzwolenia wykorzystuje wszystkich naiwniaków do własnych celów. Szczególnie upodobał sobie kobiety. Chuć staruszka to tak naprawdę jego jedyna motywacja – oczywiście do niej też potrafi dorobić sobie właściwą ideologię.

Jak dziś czyta się ten komiks? Doskonale. Choć rysunek Crumba w dużej dawce może męczyć, a ciągłe dywagacje o sensie i bezsensie, wolności i zniewoleniu (rzecz jasna duchowym) podobnie, ten komiks jest świetnym świadectwem fermentu umysłowego tamtej epoki. Pokazuje również, jak beztroski świat dzieci-kwiatów przemija. Polska wersja „Pana Naturalnego” zawiera jego przygody od lat sześćdziesiątych do lat dziewięćdziesiątych. Dzięki temu widzimy, jak niektórzy bohaterowie z wyluzowanych hippisów zmieniają się typowych jankesów, a ich życie upływa na nudnych czynnościach… dopóki znów nie pojawi się w nim Pan Naturalny i nie nakłoni ich do wyzwalania, w imię duchowej swobody, tłumionych popędów. Co prawda świat się zmienia, ale stary pseudo-guru pozostaje sobą.

Podobnie Robert Crumb, który będzie wkurzał wszystkich chyba do grobowej deski. Ostatnio podpadł za szowinistyczne żarty i obrazoburczą adaptację komiksową „Biblii”. Trzeba jednak przyznać, że jego komiksy, a przede wszystkim zawarty w nich dystans do świata, sceptycyzm i intelektualne dywagacje, choć przeprowadzane czasem przy pomocy niezbyt subtelnych środków, szybko się nie zestarzeją. I bardzo dobrze. Żeby tak sprawiedliwie łajać wszystkich, musi mieć sporo energii i odwagi.