„Głód”, reż. Steve McQueen

„Głód”, reż. Steve McQueen

Agnieszka Jakimiak

„Głód” Steve’a McQueena, sensacja zeszłorocznego festiwalu Era Nowe Horyzonty, wchodzi na polskie ekrany – ma na koncie przeszło trzydzieści nagród, w tym Złotą Kamerę z Cannes

Jeszcze 1 minuta czytania


Bohaterem filmu McQueena może być Bobby Sands (Michael Fassbender), bojownik IRA, pierwsza ofiara strajku głodowego w więzieniu. Może być nim Ray Lohan (Stuart Graham), więzienny funkcjonariusz, którego obserwujemy od pierwszej sceny. Może być także nierozwiązywalny irlandzki konflikt, który na zawsze unieważnił podział na słuszne i niesłuszne racje. Ale bez wątpienia w centrum „Głodu” znajduje się ciało uwikłane w politykę – lub polityka wpisana w ciało.

„Głód”, reż. Steve McQueen. Irlandia 2008,
w kinach od 8 stycznia 2010 
Konflikt ideologiczny usuwa się w „Głodzie” na drugi plan. Jedyna konfrontacja rozgrywa się w szesnastominutowej scenie rozmowy Bobby’ego Sandsa i katolickiego księdza – statyczna kamera zamyka dwie sylwetki w prawie nieruchomym kadrze; na płaszczyźnie słownego starcia obaj są tak samo niepokonani i zarazem bezsilni. Walka rozgrywa się gdzie indziej, jej pole zostało wyznaczone przez powierzchnię ciał więźniów, których jedyną bronią jest wystawienie się na fizyczny ból i zwrócenie przemocy przeciwko samym sobie. Ekstremalne doświadczenie ciała staje się ostatnim bastionem w wojnie przegranej przez obie strony irlandzkich starć. Bojownicy IRA za więziennymi kratami stają się niezagojoną raną wieloletniego konfliktu. I to chyba najskuteczniejsza forma ataku – nie istnieje odpowiedni przeciwnik dla autodestrukcji.

Głód nie pojawia się bez powodu. W XIX wieku nawiedziła Irlandię klęska głodowa, która stała się punktem zwrotnym w historii kraju, zdziesiątkowała populację, nadwyrężyła gospodarkę na wiele lat. W więzieniu funkcjonuje więc nie tylko jako protest, ale powraca niczym historyczna legenda, założycielski mit narodu, doświadczonego przez najstraszniejsze ciosy.

Precyzja, lakoniczność i fizyczna dosadność w filmie McQueena są efektem wielopoziomowego mistrzostwa formalnego. „Głód” dystansuje się od tradycyjnej linearnej narracji, poddaje się rytmowi poniżanego ciała – zamiast opowieści o argumentach bojowników IRA otrzymujemy obraz wychudzonego, poranionego i wrażliwego na każdy dotyk Bobby’ego Sandsa; zamiast na historię poszczególnych więźniów, patrzymy na dramatyczną próbę masturbacji w celi pełnej wszy i ekskrementów. Dłonie strażnika, pokryte ranami i strupami, opłukiwane w umywalce – jedna z pierwszych scen „Głodu” – powrócą w filmie raz jeszcze. Zakrwawione ręce tego samego strażnika zabarwią wodę płynącą z kranu na jasnoczerwony kolor. Wojna toczy się właśnie na popękanych przegubach, a jej finał następuje w momencie, w którym ciało wykracza poza siebie i staje się manifestem. Taka perspektywa, w której jednostkowość i cielesna integralność okazują się terenem działań wojennych, tworzy jedną z najbardziej wstrząsających filmowych wizji.

Film Steve’a McQueena otwiera cykl Era Nowe Horyzonty Tournée – w jego ramach zostaną zaprezentowane najciekawsze filmy pokazywane wcześniej na wrocławskim festiwalu. Obecność „Głodu” w przeglądzie jest szczególnie istotna, jeśli wziąć pod uwagę, że impreza Romana Gutka od lat przoduje w przybliżaniu polskiej widowni różnych sposobów postrzegania cielesności. Wystarczy przywołać film „Jego brat” Patrice’a Chereau, wyświetlany w czasie trzeciej edycji Festiwalu – równie bezkompromisowy w ukazywaniu zniszczonej i poniżonej materii ciała, ale znajdujący się na drugim biegunie wobec „Głodu”. Oba filmy są nowohoryzontalnymi kamieniami milowymi: „Jego brat” jako portret indywidualnej, prywatnej choroby, która staje się piętnem i brzemieniem dla wszystkich otaczających umierającego Thomasa oraz „Głód” jako obraz choroby całego społeczeństwa, która naznacza pojedyncze ciała.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.