Lekcja bezgranicznej odwagi
Pasolini nad grobem Gramasciego

12 minut czytania

/ Film

Lekcja bezgranicznej odwagi

Piotr Kletowski

Książka „Pasolini. Niewygodny człowiek” pokazuje, że Fallaci fenomenalnie prześwietliła Pasoliniego, dostrzegając wszystko to, co było fundamentem jego postawy – i jako człowieka, i jako artysty – dotykając najbardziej intymnych miejsc w duszy swego przyjaciela

Jeszcze 3 minuty czytania

Wydana ostatnio przez Świat Książki publikacja Oriany Fallaci „Pasolini. Niewygodny człowiek” jest książką tyleż intrygującą, co i kuriozalną. Po pierwsze liczy ona jedynie 107 stron, kosztuje aż 29 zł i składa się z ośmiu części, z których jedna, pt. „Marksista w Nowym Yorku” – opisująca podróż Fallaci i Pasoliniego do USA w 1966 r. – to przedruk znany z wcześniejszej publikacji Falacci, wydanej w Polsce. Po drugie, wstęp pióra Alessandro Canovy, zatytułowany „Oriana i Pier Paolo, przyjaźń niemożliwa”, w miarę dokładnie streszcza to, co czytamy dalej w książce. W sumie więc to dość dziwny składak, którego wydanie powodowane jest – jak sądzę – przede wszystkim zebraniem w „jednym miejscu” wszystkich tekstów dotyczących Pasoliniego, których autorką (bądź współautorką) była enfant terrible włoskiego dziennikarstwa – prywatnie przyjaciółka Pasoliniego.

Jądrem całej książki jest tekst „List do Pier Paola” napisany przez Fallaci kilka dni po zamordowaniu pisarza i reżysera (dokładnie datowany na 14 listopada 1975). To przejmujące świadectwo niepogodzenia się ze śmiercią twórcy „Teorematu” stało się jednocześnie głęboką analizą życia i twórczości Pasoliniego (co w jego przypadku stapiało się w nierozerwalny amalgamat, zwany „życiopisaniem”), ujmującą jego istotę: dwoistość, rozdarcie między cielesnością a duchowością, między grzechem a zbawieniem, między złem a dobrem. Traktowanych jednakże nie jako dychotomia, ale, w sposób gnostycki (Pasolini wielokrotnie mówił o sobie jako o gnostyku), jako dwie strony tego samego medalu: życia gwałtownego, które wiódł włoski piewca przedmieść. Spoiwem dla tych sprzeczności stawała się zaś dla autora „Accatone” śmierć. Śmierć, jak montaż, nadająca ostateczny kształt i znaczenie całości – w tym przypadku egzystencji poety. Pisała Fallaci:

A im mniej czystości napotykałeś, tym bardziej się mściłeś, poszukując brudu, cierpienia, wulgarności; jakby chodziło o karę. Niczym samobiczujący się mnisi, szukałeś jej właśnie w seksie, który dla Ciebie był grzechem. W odrażającym seksie z chłopakami o twarzach pozbawionych inteligencji (Ty, który żywiłeś kult inteligencji), ciałach pozbawionych wdzięku (Ty, który żywiłeś kult wdzięku), o umysłach pozbawionych piękna (Ty, który żywiłeś kult piękna). Unicestwiałeś się w nich, gubiłeś, szukałeś upokorzenia; tym większej doznawałeś rozkoszy, im bardziej byli odrażający. O nich napisałeś swoje najpiękniejsze wiersze, swoje najpiękniejsze książki, nakręciłeś swoje najpiękniejsze filmy (...) Byłeś tak bardzo religijny, Ty, który deklarowałeś, że jesteś ateistą. Tak bardzo potrzebowałeś absolutu, Ty, który miałeś obsesję na punkcie słowa człowieczeństwo. Tylko kończąc z rozwaloną głową i zmasakrowanym ciałem, mogłeś ugasić swój niepokój i zaspokoić pragnienie wolności. (tłum. Joanna Ugniewska)

Fallaci, podobnie jak w przypadku innych postaci, z którymi miała do czynienia, fenomenalnie prześwietliła Pasoliniego, dostrzegając wszystko to, co było fundamentem jego postawy – i jako człowieka, i jako artysty – dotykając najbardziej intymnych miejsc w duszy swego przyjaciela: bezgraniczną miłość do matki idealizowanej na podobieństwo Madonny; miłość do Ninetto Davoliego (będącą pomieszaniem miłości erotycznej i ojcowskiej); głód życia i seksu, traktowanego również jako przekleństwo i „krzyż”, wreszcie postawę szczerości aż do zatracenia i ciągłej walki z siłami ograniczającymi wolność jednostki – a w gruncie rzeczy – stanowiącej ucieczkę przed samym sobą. W przeciwieństwie jednak do innych znamienitych rozmówców włoskiej pisarki-dziennikarki, z kart poświęconych Pasoliniemu bije autentyczna, miłosna pasja. Miłość kobiety do mężczyzny, albo raczej matki do dziecka.

Oriana Fallaci i Pier Paolo Pasolini



To dziwne, ale wydaje sie, że Fallaci – nie mogąc obdarzyć Pasoliniego miłością kobiety do mężczyzny – traktuje go, mimo całej deprawacji, jaką wokół siebie roztacza, jak dziecko (choć Pasolini był o siedem lat starszy od dziennikarki): w ostateczności dziecko niewinne, ofiara drapieżnej rzeczywistości, jakiej rzucało wyzwanie, do końca nie ogarniając, z jakimi smokami przychodzi mu się mierzyć. Opis pełnych wyrazu oczu Pasoliniego, który powraca raz po raz i w „Liście”, i w tekście o podróży do Ameryki, odsłania bardzo intymny, wręcz miłosny (ale „miłosnomatczyny”) wymiar relacji Fallaci i Pasoliniego. (Może właśnie w tych pismach poświęconych Pasoliniemu odsłania się istota pisarstwa włoskiej dziennikarki? Której twórczość daleka była od obiektywnego dziennikarstwa, zbyt było ono osobiste, zbyt blisko życia – albo nawet, jak w przypadku Pasoliniego – pisane było życiem, stawało się życiem). Konkluzją „Listu do Pasoliniego” jest nauka, jaką wyciąga autorka z postawy jej zamordowanego przyjaciela: być odważnym, bez względu, a może właśnie ze względu, na konsekwencje. Stąd właśnie pasja, z jaką Fallaci, oburzona biernością, ale i niedbalstwem władz, postanawia rozpocząć dziennikarskie śledztwo po zakatowaniu reżysera „Mammy Romy” na plaży w Ostii.

Ale zanim dojdziemy do raportu ze śledztwa i efektów, jakie przyniosło (niespodziewanie przykrych i dla samej Fallaci), dane nam jest jeszcze przypomnieć sobie opis amerykańskiej podróży, jaką pisarka i reżyser odbyli dziewięć lat przed śmiercią Pasoliniego. To świadectwo zauroczenia Pasoliniego Ameryką, a konkretnie Nowym Jorkiem kojarzącym się Poecie z Dolomitami, gdzie kwitnie prawdziwa rewolucja (był to czas kontrkulturowego przesilenia), a intelektualny dyletantyzm Amerykanów skutecznie zostaje zniwelowany przez ich przenikliwość i pragmatyzm. Z ust Pasoliniego dostajemy chyba najlepszy opis amerykańskiej bohemy intelektualnej (a w jego kontrze, krytykę włoskich „jajogłowych”):

Amerykańscy intelektualiści, rozumiesz. Może i są pełni sprzeczności, spotykasz ucznia Morrisa, który napisał pracę dyplomową o poezji Petrarki, dyskutuje o semiotyce, a potem spotykasz dwie studentki, które nigdy nawet nie słyszały o Appolinairze albo o Rimbaudzie (...)To, że nie znają Kawafisa, jeszcze ujdzie (...) Ale już w przypadku Rimabauda to prawdziwy skandal! Żywią jednak wielki respekt dla kultury! Respekt pełen lęku, pokory: to wielki dar. Pomyśl o Włochach – są zawsze najmądrzejsi, nawet jeśli są ignorantami. W obliczu wiedzy Włosi nie czują się ani trochę onieśmieleni. Taki facet jak Umberto Eco na przykład. Przyswoił sobie całą wiedzę świata i wymiotuje ci ją prosto w twarz z najbardziej obojętną miną. Amerykański erudyta natomiast, taki jak Umberto Eco, jest skromnym człowiekiem, nie uważa się nigdy za najmądrzejszego, przeraża go niemal własny zasób wiedzy. Tak powinno być, podoba mi się to. (tłum. Joanna Ugniewska)

Czytając wypowiedź Pasoliniego, dokładnie wiemy, dlaczego najlepsze filmy o Ameryce realizują twórcy europejskiego arthouse'u. Aż szkoda, że nie dane nam będzie już nigdy zobaczyć „amerykańskiego projektu” Pasoliniego – filmu o świętym Pawle, w którym rolę Rzymu czasów Cezarów grałby Nowy Jork. Choć „gorączkę” Nowego Jorku odda włoski reżyser we fragmencie „Notatek do Orestei Afrykańskiej”, zrealizowanym w nowojorskim Harlemie, gdzie współczesna, czarnoskóra Kasandra wyśpiewywać będzie swe mroczne proroctwa, do wtóru freejazzowej „konewy” Gato Barbieriego.

W raporcie z amerykańskiej odysei dwóch włoskich intelektualistów pojawia się swego rodzaju „kronika zapowiedzianej śmierci” Pasoliniego, jej futurospekcja, kiedy umówiony na wystawną kolację z teatralnymi producentami twórca „Ziemi widzianej z Księżyca” ucieka do „nędznych ulic” Nowego Jorku, by zanurzyć się w jego potępieńczych sferach. „Poderżną Ci kiedyś gardło” – mówi na odchodnym do Pasoliniego-Edypa Fallaci-Kasandra. I jej proroctwo spełnia się, prawie co do joty w zimny, listopadowy wieczór, dziewięć lat później.

Pogrzeb PasoliniegoPogrzeb Pasoliniego

Niepogodzona z tak przerażającym (ale przecież przewidzianym) końcem poety, rozpoczyna własne śledztwo. Druga część książki to przedruk raportu ze śledztwa z łam „L'Europeo”, które przeprowadził zespół dziennikarzy, „dowodzonych” przez Fallaci. Śledztwa, które zaprzeczyło oficjalnej wersji śmierci Pasoliniego, jaką podały władze (że zamordował go pojedynczy człowiek – Pino Pelosi – męska prostytutka, wyglądem przypominająca Ninetto Davoliego). Fallaci i jej team dotarli do dwóch świadków całego zajścia, którzy zaprezentowali odmienną wersję wydarzeń, pułapkę, w jaką wpadł Pasolini, w której rolę przynęty grał Pelosi.

Oriana FalacciOriana Fallaci, „Pasolini. Niewygodny człowiek”, tłum. Joanna Ugniewska, 112 stron, w księgarniach od stycznia 2018Wersję Fallaci, którą potwierdziły wiele lat później zeznania samego Pelosiego (po wyjściu z więzienia wystąpił nawet w programie telewizyjnym, gdzie oficjalnie zdementował efekty nieudolnego śledztwa), znamy już wszyscy. Choćby z filmu Abla Ferrary, który w swym „Pasolinim” ukazał śmierć reżysera prawie dokładnie tak, jak opisała to pisarka-dziennikarka. Jeszcze dokładniej ostatnie chwile życia Pasoliniego pokazuje włosko-francuski film „Pasolini – ukryta prawda” z 2013 r., wyreżyserowany przez Federica Bruno. Dzieło to naświetla okoliczności śmierci włoskiego reżysera związane również z jego pracą przy dokumencie o śmierci (zabójstwie?) włoskiego anarchisty, odsłaniającym powiązania włoskiej policji i rządu chadeków (a także loży P2) z zamachami terrorystycznymi w Bolonii, pierwotnie przypisywanymi Czerwonym Brygadom, prawdopodobnie jednak inspirowanymi i przeprowadzonymi przez włoskie służby specjalne. Właśnie naświetlenie tych powiązań miało przynieść zgubę Pasoliniemu, nawet po tym, kiedy reżyser porzucił realizację dokumentu. O tej sprawie pisała również aktorka i przyjaciółka Pasoliniego – Laura Betti w (co ważne!) nigdy niewydanej we Włoszech, francuskojęzycznej książce „Pasolini: chronique judiciare, prosecution, execution” („Pasolini: kronika osądzenia, wyroku, egzekucji”) z 1979 roku oraz (w sposób chyba najdokładniejszy) B.D. Schwartz w swej monumentalnej i drobiazgowej monografii „Pasolini. Requiem”, wydanej w 1992 r.

Ważniejsze jednak w opisie mordu i śledztwa w jego sprawie, jakie kreśli swym piórem Fallaci – który nawet po latach czyta się jak mrożący krew w żyłach kryminał – jest to upiorne przeczucie, że śmierć Pasoliniego to nie było „zwyczajne morderstwo”, i to nie tylko w znaczeniu politycznym, lecz w znaczeniu niemalże „mitycznym”. Jakby brutalne zakatowanie Pasoliniego było końcem jego „Drogi Krzyżowej”, jaką przez lata przyjaźni śledziła Fallaci. Fallaci, która sama została „świętą” kultu Pasoliniego, zapłaciła wysoką cenę za swoje nieprzejednane stanowisko wobec władzy skazującej swych krytyków na najwyższy wymiar kary (wykonywany pod osłoną nocy rękoma przestępców). Nie chcąc podać tożsamości swych informatorów, została przeciągnięta przez rzymskie sądy, ocierając się o wyrok więzienia, a przede wszystkim spotykając się z otwartym ostracyzmem środowiska dziennikarskiego we Włoszech.

Jest więc ta niewielka książeczka opowieścią o dramatycznych „przygodach” dwóch wielkich indywidualności świata włoskiej kultury XX wieku. Opowieścią o niemożliwej, erotycznej miłości, której „spełnieniem” okazała się frenetyczna śmierć bohatera i narodziny z tej śmierci dziennikarskiej Antygony niemogącej spocząć, póki szczątki jej bliskiego są poniewierane. Historia Oriany i Pier Paola jest więc nie tylko lekcją wrażliwości, ale przede wszystkim wzorem życiopisania w czasach, kiedy mówienie prawdy grozi jak najpoważniejszymi konsekwencjami.

Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL (Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Bez utworów zależnych).