Festiwal Off PlusCamera

Anita Piotrowska

Młody krakowski festiwal dialektykę zależności/niezależności ogrywa jak mało która impreza o podobnym charakterze

Jeszcze 1 minuta czytania

Niezależność jest dzisiaj w cenie. Stała się takim samym towarem jak wszystko inne. Opakowując się w niezależność, można promować produkty mające z nią jak najmniej wspólnego. Zbłąkany przechodzień, który trafiłby do krakowskiego kina „Kijów” na galę otwarcia czy zamknięcia Międzynarodowego Festiwalu Kina Niezależnego Off Plus Camera, pomyślałby, że pomylił adresy. Prezenterzy RMF-u i TVN-u w roli prowadzących, sześcio- i siedmiocyfrowe sumy w dolarach i złotych jako nagrody, medialne nagłośnienie godne festiwalu w Sopocie…

Cały ten zgiełk i propaganda sukcesu z jednej strony nie przystają do offowych deklaracji Off Camery. Z drugiej strony, zapewniają jej należytą wagę i splendor – czyli znamienite nazwiska ze światowego kina w charakterze gości i jurorów, a także starannie wyselekcjonowany program, którego nie powstydziłoby się wiele festiwali. Z trzeciej jednak strony, cała ta rozbuchana oprawa staje się doskonałą przykrywką dla organizacyjnego chaosu, który nie przystoi nawet skromnym imprezom stricte offowym. A przy tak wielkich możliwościach finansowych krakowskiego festiwalu wręcz sabotuje pracę tych, którzy próbują tchnąć weń ducha.

Prawdziwą niezależność dało się, na szczęście, odnaleźć w większości propozycji filmowych. W nagrodzonej Krakowską Nagrodą Filmową chilijskiej „La Nanie” Sebastiána Silvy, w „Gigante” Adriána Binieza, w „Afterschool” Antonia Camposa czy uhonorowanym przez dziennikarzy filmie „Messenger” Orena Movermana – znać ślady niezależnego, odbiegającego od gotowych formuł myślenia o kinie i o świecie. Nagrodę publiczności dla „Wojny polsko-ruskiej” Xawerego Żuławskiego należałoby uznać – na tle wspomnianych tytułów – za gest czysto patriotyczny, by nie rzec rodzinny. Zwłaszcza, że czek zgarnął w ramach tej nagrody nie tylko producent filmu, ale i jego dystrybutor, czyli… ITI. I w ten sposób koło się zamknęło.

Festiwal Off Plus Camera

26 kwietnia w Krakowie zakończyła się druga edycja Międzynarodowego Festiwalu Kina Niezależnego Off Plus Camera. W trakcie trwającego 10 dni festiwalu na 340 pokazach zaprezentowano ponad 100 filmów z całego świata. Krakowską Nagrodę Filmową otrzymał Sebastián Silva za film „La Nana”. Zwycięzcę, któremu Prezydent Krakowa Jacek Majchrowski wręczył czek na 100 000 USD oraz statuetkę CineWoman, wybrało międzynarodowe jury pod przewodnictwem Zbigniewa Preisnera. Podczas festiwalu zorganizowano również otwarty konkurs na filmy nakręcone telefonem komórkowym „Bierzcie i kręćcie”, którego laureatem został Jan Kühn za film „Bike life”. Zdobywcą Nagrody Publiczności została „Wojna polsko-ruska” Xawerego Żuławskiego – już niebawem w „Dwutygodniku” recenzja filmu.

Nie chciałabym podcinać skrzydeł krakowskiej Off Camerze, zwłaszcza że dopiero je rozwija. Dostrzegając jej wielkie możliwości, tym trudniej przełknąć organizacyjne zaniedbania. Tym trudniej zrozumieć, dlaczego wiele fantastycznych w zamyśle wydarzeń wybrzmiało tak słabo – jak choćby mizerne koncerty w ramach przeglądu queer cinema czy debata o komunikacji kulturowej poprzez kino, w której udział wzięli m.in. producent filmów bollywoodzkich, szef angloanglojęzycznego wydania Al-Dżaziry czy twórcy wywodzący się z rozmaitych etnicznych tygli. Kilka mocniejszych filmowych przeżyć z trudem rekompensowało irytację z powodu podmienionych kopii filmowych, odwoływanych z dnia na dzień seansów, z powodu braku katalogu czy pojawienia się go w drugiej połowie festiwalu, za to z fałszywym indeksem. Nawet programowa „offowość” nie usprawiedliwia takich uchybień.

Komu i czemu służy tak naprawdę festiwal Off Camera? – to pytanie od dobrych paru dni kołacze mi się po głowie. Mam nadzieję, że czemuś więcej niż promowaniu miasta i paru instytucji i tak już świetnie wypromowanych.