Jarosław Borowiec, „szare światło. Rozmowy z K. Miłobędzką i A. Falkiewiczem”

Zofia Król

„szare światło” nie stanowi sumy rozmów z Miłobędzką i Falkiewiczem. To raczej ciągłe mnożenie i dzielenie ich przez siebie. Rachunek co najmniej nieoczywisty

Jeszcze 1 minuta czytania

Bohaterowie tej książki są najciekawsi, kiedy mówią o sobie. „W literaturze mogą przetrwać tylko te dzieła, które mają jakiś mocny, różnoraki związek z osobowością swego twórcy” – podkreśla Andrzej Falkiewicz, eseista, filozof i krytyk, prywatnie mąż Krystyny Miłobędzkiej, poetki. Nie ma w tym jednak żadnego ekshibicjonizmu. Mówienie o sobie to dla pary niemłodych ludzi, mieszkających w Puszczykowie pod Poznaniem, zadawanie najdziwniejszych pytań. Czyją własnością są słowa? Dlaczego pisanie poezji jest wstydliwe? Na czym polega myślenie rzeczami?

Jarosław Borowiec, „szare światło. Rozmowy
z Krystyną Miłobędzką i Andrzejem Falkiewiczem”
.
Biuro Literackie, Wrocław, 180 stron,
w księgarniach od 23 marca 2009
Dobry wywiad powinien odkrywać – poprzez plątaninę osobowości rozmówców – nowe rejony myślenia, niezbadane możliwości interpretacyjne świata. W wywiadzie Jarosława Borowca pojawia się jeszcze aspekt dodatkowy – intensywna, żywa relacja między dwojgiem bohaterów. Dlatego „szare światło” nie stanowi w żadnym wypadku sumy rozmów. Jeśli już pozostaniemy przy metaforach matematycznych, to raczej ciągłe mnożenie i dzielenie ich przez siebie. Rachunek co najmniej nieoczywisty.

Kochać to patrzeć z uwagą na drugiego człowieka, twierdzi Simone Weil. To słowa bardzo dosadne i konkretne. Być może nie ma w nich żadnej metafory. Chodzi właśnie o spojrzenie, nic więcej. Krystyna Miłobędzka i Andrzej Falkiewicz tak właśnie na siebie patrzą. I tak patrzą na świat dookoła. Intensywnie, uważnie, poza upływem czasu.

„A jakie mogłoby być zakończenie tych rozmów?” Na ostatnie – pozornie nieumiejętne, a jednak bardzo skuteczne pytanie, Miłobędzka odpowiada, przytaczając historię o wiewiórce z „Drogi Zen” Allana W. Wattsa. „Kiedy Fa-ch’ang umierał, na dachu zachrobotała wiewiórka. «Tylko to – powiedział – i nic ponadto»”.

Jak wiele dobrych zakończeń i to okazuje się być tym samym najważniejszym wątkiem książki. Łagodna czułość wobec świata, połączona z poczuciem, że jest on „nieopowiadalny”. Oczywistość zapisu związana nieuchronnie z wstydliwą wątpliwością: dlaczego osobisty świat poety miałby okazać się ważny dla czytelnika? Poczucie, że zapis nie określa chwili, ale nią po prostu jest. I jak w Zen – ciągłe patrzenie pod nogi. W ostatecznym rozrachunku i tak najważniejsza będzie wiewiórka.

Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL (Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Bez utworów zależnych).