ŚLEDZTWA RUDEGO KOTA:
Pan Robinson

Tomasz Fiałkowski

Romans jak romans, choć różnica wieku spora. Gorzej, że pani Robinson, chcąc utrzymać przy sobie kochanka, załatwiła mu sporą pożyczkę i stosowne zezwolenia, by mógł otworzyć w Belfaście restaurację

Jeszcze 1 minuta czytania

Posiadanie pospolitego nazwiska może być źródłem kłopotów. Przekonał się o tym mój ulubiony autor kryminałów, Peter Robinson. Zasypywany mejlami – jedne zawierały słowa otuchy, inne go potępiały – zamieścił w końcu na swojej stronie internetowej wściekłe oświadczenie: „Nie jestem TYM Peterem Robinsonem!”.

TEN Peter Robinson to premier Irlandii Północnej, przywódca Demokratycznej Partii Unionistycznej, poseł do lokalnego parlamentu i do Izby Gmin. Przeżywa trudne chwile, odkąd na początku stycznia ujawniono, że półtora roku temu jego żona Iris, wówczas blisko 60-letnia, miała romans z 19-letnim synem swego zmarłego przyjaciela.

Romans jak romans, choć różnica wieku spora. Gorzej, że pani Robinson, chcąc utrzymać przy sobie kochanka, załatwiła mu sporą pożyczkę i stosowne zezwolenia, by mógł otworzyć w Belfaście restaurację. Obeszła przy tym przepisy i wykorzystała swoją pozycję – sama także zajmuje się polityką. W dodatku oboje z mężem kreowali się zawsze na obrońców tradycyjnych wartości. Nim jeszcze wybuchła sprawa „Irisgate”, zasłynęli publicznym potępieniem homoseksualizmu.

Tabloidy mają więc używanie, internauci także. Szybko zauważono podobieństwo – znów ta nieszczęsna zbieżność nazwisk! – romansu Iris Robinson do historii opowiedzianej przed laty w „Absolwencie”. Fora internetowe zaroiły się od wpisów cytujących piosenkę o Mrs Robinson, śpiewaną w filmie przez Simona i Garfunkela, a Kirk McCambley, czyli współczesny północnoirlandzki odpowiednik Dustina Hoffmana, zdobył pokaźne grono fanów…

Zostawmy jednak premiera, który po sześciotygodniowym urlopie wrócił właśnie na swój fotel, i jego żonę, która, złożywszy mandat poselski, leczy załamanie nerwowe. Wróćmy do jego imiennika; dla mnie to on jest TYM Peterem Robinsonem. Urodzony w 1950 roku w północnej Anglii, studiował literaturę angielską w Leeds, potem przeniósł się do Kanady, gdzie ukończył m.in. studia creative writing pod kierunkiem znanej pisarki Joyce Carol Oates. Wykładał na kilku uczelniach, w 1987 roku wydał pierwszą powieść kryminalną z inspektorem Alanem Banksem. Dzisiaj ta seria liczy już osiemnaście tytułów, na ten rok zapowiedziano dziewiętnasty.

Robinson zręcznie konstruuje intrygę, umie też budować nastrój. Powieść „W czas posuchy” rozpoczyna się obrazem iście apokaliptycznym: niespotykana od lat susza sprawiła, że wody sztucznego zalewu w Yorkshire opadły, odsłaniając ruiny zatopionej wkrótce po wojnie wioski Hobb’s End. W ruinach znaleziono szkielet młodej kobiety. I rozpoczyna się narracja biegnąca trzema torami.

Wątek pierwszy to śledztwo prowadzone przez Banksa z pomocą Annie Cabbot, miejscowej policjantki. Wątek drugi dotyczy Vivian Elmsley, autorki powieści kryminalnych, która pilnie śledzi w mediach wypadki w Yorkshire. Trzeci – to opowieść o wydarzeniach z lat wojny rozpoczętych przybyciem do Hobb’s End pięknej Glorii Stringer. Szybko się orientujemy, że zafascynowana Glorią narratorka opowieści, na której kartach zmartwychwstaje zatopiona wioska, to właśnie Vivian. Może to ona zabiła Glorię?…

Zamieszanie wokół państwa Robinson sprawiło, że podczas powrotu do powieści ich imiennika moją uwagę uwagę przyciągnęła strona obyczajowa. Że miłość, zazdrość czy zdrada, seks w rozmaitych odmianach i dewiacje seksualne bywają często motorem kryminalnej intrygi – to truizm. Jednak w klasycznym kryminale rozwiązujący zagadkę był z tego obszaru wyłączony. Hercules Poirot składa się głównie z mózgu, okazałych wąsów i lakierków – o jego genitaliach nic nam bliżej nie wiadomo. Inspektor Maigret jest przykładnym mężem, a jego bezpieczne gniazdo kontrastuje z ponurym światem zbrodni.

Teraz policjanci sami borykają się z wewnętrznymi problemami i czasem trudno im okiełznać emocje. Alanowi Banksowi właśnie rozpadło się małżeństwo, a wdając się w romans z młodą policjantką, nie wie jeszcze, że ona z kolei przeszła prawdziwą traumę: zgwałcili ją… pijani koledzy z pracy. W kolejnej powieści nadinspektor Riddle, niesympatyczny karierowicz i pyszałek, tępiący wcześniej Banksa za jego nonkonformizm, do niego właśnie zwróci się o pomoc, gdy na stronie internetowej znajdzie rozebrane zdjęcia własnej córki. Banks niewiele jednak będzie mógł pomóc – na jaw wyjdą sprawy, przy których afera państwa Robinson jest śmiechu warta, a kariera Riddle’a i jego życie osobiste legną w gruzach.

Rynek przekładów z literatury kryminalnej jest u nas kapryśny; jedni autorzy, jak Ian Rankin, mają więcej szczęścia, inni, jak właśnie Robinson – mniej. Po polsku mamy dotąd zaledwie trzy powieści z Banksem – pozostałe trzeba czytać w oryginale. Może wydawnictwo Sonia Draga, w którym ukazała się ostatnio „Przyjaciółka diabła”, wyda kolejne? Naprawdę warto!


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.