Hydrofeminizm, czyli stawanie się ciałem wodnym
Maria Pinińska-Bereś, Modlitwa o deszcz. Dzięki uprzejmości Fundacji im. Marii Pinińskiej-Bereś i Jerzego Beresia oraz Galerii Monopol

23 minuty czytania

/ Sztuka

Hydrofeminizm, czyli stawanie się ciałem wodnym

Astrida Neimanis

Woda nie tylko nas łączy, rodzi i karmi, podtrzymuje przy życiu – woda mąci również te same kategorie, które ugruntowują dziedziny społecznego, politycznego, filozoficznego i środowiskowego myślenia, a także teorie i praktyki feministyczne

Jeszcze 6 minut czytania

Sześćdziesiąt do dziewięćdziesięciu procent składu naszego ciała stanowi woda. Woda w tym znaczeniu jest substancją ujednostkowioną w postaci czegoś względnie trwałego, co zwiemy naszym ciałem. Woda jednak rządzi się inną logiką, podlega innym schematom i na inne sposoby podtrzymuje w istnieniu nasze ciała doczesne. Woda jest przede wszystkim przewodnikiem i łącznikiem. Podobnie jak prądy oceaniczne, które przenoszą ciepło pochodzące ze Słońca, ławice ryb i wyspy zużytego plastiku z jednego miejsca na naszym globie do innego, nasze ciała wodne służą za fizyczny nośnik. Z ewolucyjnego punktu widzenia ożywione ciała są nieodzowne do rozprzestrzeniania się czegoś, co naukowcy Mark i Dianna McMenamin nazywają Hipermorzem, które powstało w momencie, w którym życie wydźwignęło się z wód morskich i z konieczności wchłonęło „z powrotem w siebie” środowisko wodne. Sięgając dziś po szklankę wody i wypijając ją, powiększamy obszar tego Hipermorza, podtrzymujemy bowiem nasze istnienie dzięki innym „sieciom fizycznej bliskości i wymianie płynów”. W akcie wchłaniania nawiązujemy kontakt ze wszystkimi stowarzyszonymi z nami gatunkami, zamieszkującymi dział wodny, z którego wodę tę zaczerpnięto – psotnikami, skupnią, słodkowodnymi małżami. Łączymy się jednak również z odstojnikami i z szybko mieszającymi flokulatorami do uzdatniania wody, z basenami, akwenami i chmurami deszczowymi. Hipermorze obejmuje swym zasięgiem nie tylko lądową florę i faunę, ale także technologiczne, meteorologiczne i geofizyczne zbiorniki wodne.

Mimo nieustannego ruchu woda jest również planetarnym archiwum znaczeń i zasobem surowców. Wypicie szklanki wody oznacza przyjęcie w siebie duchów nawiedzających tę wodę. Kiedy chwilę później daje się nam we znaki „zew natury”, zwracamy do zbiornika i mórz nie tylko nasze antydepresanty, sztuczne estrogeny czy najpospolitsze wydaliny, ale także znaczenia przenikające te materialności: kulturę jednorazowego użytku, zmedykalizowane rozwiązywanie problemów, ekologiczne odłączenie. Podobnie jak głębokie oceany, które zawierają cząstkowe zapisy z poprzednich epok geologicznych, woda zachowuje nasze antropomorficzne sekrety, nawet jeśli wolelibyśmy o nich zapomnieć. Nasza odległa, a także bliższa przeszłość powraca do nas, zarówno w strugach, jak i powodziach.

I ta sama szklanka wody ułatwia nam ruch, wzrost, myślenie i miłość. Gdy przeciska się w dół przełyku, przez krew, tkanki, do palca wskazującego, obojczyka, powięzi lewej podeszwy, gwarantuje naszemu istnieniu, że pozostanie stawaniem. Jako substancja alchemiczna, jednocześnie najcudowniejsza i najbardziej banalna, woda wiedzie nasze ciało od młodości ku starości, prowadzi z miejsca na miejsce, od możności ku urzeczywistnieniu. Translacja, transformacja. Rozplenienie mnogości.

(…)

„Wiek półcienia. Sztuka w czasach planetarnej zmiany”

Tekst towarzyszy wystawie „Wiek półcienia. Sztuka w czasach planetarnej zmiany” w Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie (kuratorzy: Sebastian Cichocki i Jagna Lewandowska). Otwarcie wystawy, planowane na 20 marca, zostało zawieszone z powodu pandemii koronawirusa COVID-19. Podczas oczekiwania na ponowne uruchomienie instytucji sztuki w Polsce, materiały, uzupełniające wątki kluczowe przy powstawaniu ekspozycji, będą udostępniane online, m. in. na stronie wiekpolcienia.artmuseum.pl. Na wystawie prezentowane będą artystyczne obserwacje i wizualizacje zmian klimatycznych zachodzących na kuli ziemskiej oraz przykłady refleksji środowiskowej i aktywizmu ekologicznego w sztuce z ostatnich 50 lat

Rozpatrując rzecz w skali nieco bardziej ludzkiej, sami rozwijamy się w wodach płodowych dostarczających nam składników odżywczych umożliwiających dalsze dojrzewanie. Podobnymi drogami wodnymi usuwane są nasze odpady, a przed szkodliwymi zewnętrznymi czynnikami chronią nas wody wewnątrzmaciczne. Wody płodowe same są ciałem wodnym, zamkniętym w innym zbiorniku – ciele – wodnym, przynależnym do jeszcze większego globalnego żywiołu wodnego, który podtrzymuje nasze istnienie, chroni nas i pielęgnuje, zarówno na zewnątrz, jak i wewnątrz ciała, jako przedłużenie owych owodniowych pierwocin. Woda łączy skalę ludzką z pozostałymi skalami życia, zarówno z niezgłębionymi, jak i z niezauważalnymi. Wszyscy jesteśmy ciałami z wody, w sensie konstytucyjnym, genealogicznym i geograficznym.

Woda jako ciało; woda jako łącznik między ciałami; woda jako coś, co sprzyja wydawaniu ciał na świat. Jako byt, medium, jako siedlisko, środowisko przeobrażeń i ciążowego dojrzewania. Wszystko co zawarte w naszych ciałach wodnych, sączące się z nich, podtrzymujące je i przesycające. „Ale ciało ma swoje przypływy i odpływy” – jak pisze Virginia Woolf. Przypływamy i odpływamy w czasie i przestrzeni – ciało, od ciała, do ciała.

Agnes Denes, Systemy izometryczne w przestrzeni izotropowej – projekcje map: ślimak, 1976, czterokolorowa litografia na papierze Rives BFK, edycja 48/50. 48/50. Dzięki uprzejmości artystów i galerii acb w BudapeszcieAgnes Denes, „Systemy izometryczne w przestrzeni izotropowej – projekcje map: ślimak”, 1976. Dzięki uprzejmości artystki i Leslie Tonkonow Artworks + Projects, Nowy Jork

Myślenie o ucieleśnieniu w sposób kwestionujący fallogocentryczną oświeceniową wizję wyodrębnionego, niepodzielnego i samowystarczalnego Człowieka/Mężczyzny, od dawna jest przedmiotem zainteresowania myślicielek feministycznych. Zwłaszcza na gruncie francuskiej feministycznej tradycji écriture féminine płynność kobiecego ciała traktuje się jako sposób na zerwanie z tradycją filozoficzną, która podkreślała wartość męskiej (morfologicznej, psychologicznej, symbolicznej, filozoficznej) normy, pomijając specyfikę „kobiecości”.

Jednocześnie ujęcia proponowane przez Hélène Cixous, Luce Irigaray i Trinh T. Minh-ha naraziły się na krytykę ze strony innych feministycznych myślicielek, których zdaniem więżą one kobiety w esencjalistycznej biologicznie i normatywnie reprodukcyjnej kobiecej morfologii. Przykładowo w „Przygodach” Cixous i Clément kobiece ciało wiązane jest morzem, ponieważ kobiety są rodzicielkami i karmicielkami życia. Irigaray w swym liście miłosnym do Friedricha Nietzschego nieustannie go upomina za to, że zapomina o wodnym środowisku, które wydało go na świat i wobec którego ma ogromny dług wdzięczności. Zarówno Minh-ha w „Women, Native, Other” jak Cixous w „Śmiechu Meduzy” przywołują wyobrażenia „matczynego mleka” i „białego atramentu”, które wydają się redukcjonistycznie kojarzyć pisarstwo z kobiecym ciałem w trakcie laktacji. Czyż zatem „płynna kobieta” nie jest jedynie kolejnym sposobem na przywołanie fallogocentrycznej fantazji o „kobiecie jako łonie”?

W minionym stuleciu w obrębie (zasadniczo zachodniej) myśli feministycznej kultywowano pogląd, że ograniczenie kobiety do jej (reprodukcyjnej) roli biologicznej jest czymś problematycznym, po pierwsze ze względu na niepokojącą symbolikę – biernego, pustego naczynia, histerycznego, zakażającego – nieusuwalnie przesycającą ową biologię. Ponadto w społecznych, politycznych i ekonomicznych kontekstach, w których krąży to myślenie, obowiązkowa reprodukcja wyklucza raczej niż ułatwia jakiś istotny udział kobiet w sferze innej niż domowa. Dlaczego jednak takie ujęcie ma z góry przekreślać możliwość odwoływania się do materii biologicznej jako podejście z konieczności antyfeministyczne i redukcjonistyczne? Typowo wodne dążenie do przeobrażania, zmiany kształtu i sprzyjania temu, co nowe, wymyka się każdej próbie uchwycenia. Czy „kobiecość” nie jest czymś równie nieuchwytnym i niepowstrzymanym? Czy koniec końców „kobiece” istnienie/stawanie się nie jest w takim ujęciu czymś z góry określonym – nawet jeśli, na podobieństwo wody, może zostać otamowane, z użyciem panujących reprezentacji i dyskursów? Jako istota wodna kobieta nie jest niczym (statycznie, niezmiennie) „istotowym”. Ona również staje się samą substancją przeistoczenia.

Próbując ominąć pułapkę biologicznego esencjonalizmu, teksty Irigaray, Cixous i Minh-ha odczytywano również jako jedynie metaforę rodzenia: ciekłość kobieca rodzi nowe sposoby myślenia, pisania, bycia. Nie ulega jednak wątpliwości, że wodne ciało nie jest zwykłą metaforą. Zrozumiałość każdej wodnej metafory zależy bowiem całkowicie od wód rzeczywistych, podtrzymujących istnienie nie tylko ciał materialnych, ale także materialnego języka. Czyż nie jest tak, że wszyscy jesteśmy ciałami z wody? W Marine Lover, chociaż jej opisy podkreślają wodność kobiecego ucieleśnienia, Irigaray nie zakłada wyraźnego oddzielenia męskiego ciała od wód płodowych, o których ono nazbyt ochoczo zapomina. Męski rozmówca Irigaray w tym tekście rodzi się w wodnistym ciele i z niego – ale woda jest również nieodłącznym żywiołem jego własnego ciała: „Skąd zaczerpnąłeś to, co z ciebie płynie?”.
I podczas gdy jej ukochanemu wydaje się, że tym, czego się obawia, jest pogrążenie się w matce /morzu, Irigaray przypomina mu taktownie, że tym, czego powinien się bać tak naprawdę, jest odwodnienie, wysuszenie, pragnienie. Żadne ciało bowiem nie może powstać, istnieć ani przetrwać bez podtrzymującej je wody.

Minh-ha w podobnym duchu sugeruje, że źródłem kobiecego pisarstwa są nastawione na odtwarzanie ciekłe siły (menstruacja, laktacja) – wszystkie ciała bowiem to zbiorniki, z których można czerpać. Nasuwa się zatem pytanie, czy gdyby afirmować zamiast negować ciekłość inaczej upłciowionych ciał, taka troskliwość o nie mogłaby wzmocnić twórczy, a nawet etyczny i polityczny, ich potencjał? Zamiast uczulać na „istotowe” różnice między ucieleśnieniem męskim i kobiecym (lub normatywnie reprodukcyjnoseksualnym i niereprodukcyjnoseksualnym), takie wodne ciałopisanie mogłoby skłaniać wszystkie ciała do troski o wodę umożliwiającą ich przetrwanie i osadzającą w nakładających się cyklach wodnej płodności.

Ciekłe ciało nie jest czymś swoiście kobiecym, ale wodne ucieleśnienie pozostaje problemem dla feminizmu; myślenie jako ciekłe ucieleśnienie niesie ze sobą możność zanurzenia w życiodajnej kąpieli nowych feministycznych pojęć i praktyk. Co, jeśli takie przekierowanie przeżywanego wcielenia jako czegoś wodnego mogłoby nas wywikłać z długoletniej debaty toczącej się w łonie feminizmu, w której wspólność (połączenie, utożsamianie) i różnica (odmienność, niepoznawalność) uchodzi za alternatywę rozłączną? Czerpiąc inspiracje z myślenia Irigaray nadal będziemy utrzymywać, że rytmy płynnej kobiecości przynależą do czegoś, co Gayatri Chakravorty Spivak nazwała „gatunkiem odmienności” (jako że odmienność ta zabezpiecza również mnogość i różnorodność). Ale Irigaray przypomina nam również o tym, że żadne ciało nie jest w swej rzecznej cielesności samowystarczalne; pochodzimy z różnych mórz, które nas zrodziły i wykarmiły, zarówno w toku ewolucji, jak i dzięki matczynej opiece. Woda, innymi słowy, przepływa przez i opływa różnicę. Woda nie prosi nas o potwierdzenie albo nieredukowalności zmiany, albo materialnego połączenia. Woda przepływa między nimi, będąc oboma jednocześnie: oto zaczątki nowej hydro-logiki. Jaką etykę i politykę mogłabym kultywować, gdybym uznała, że niepoznawalność innej/innego przepływa przeze mnie – jak i ja płynę przez nią/niego?

Stwierdzenie, że kryjemy w sobie wody, że nasze cielesne płodzenie, podtrzymanie życia i wzajemne przenikanie się z innymi ciałami zawdzięczamy wodom naszego ciała i że wody te są zarówno jednostkowe, jak i wspólne, jest o wiele bardziej dosłowne, niż moglibyśmy początkowo sądzić. Ani esencjalistyczny, ani czysto dyskursywny: taki wodny feminizm jest krytycznie materialistyczny.

Manumie Qavavau, Bez tytułu, grafit, kolorowy ołówek, tusz na papierze. Dzięki uprzejmości artysty i West Baffin Eskimo CooperativeManumie Qavavau, Bez tytułu, grafit, kolorowy ołówek, tusz na papierze. Dzięki uprzejmości artysty i West Baffin Eskimo Cooperative

Unoszenie się na ponadludzkich falach

Moje składające się w większości z wody ciało to rzecz nie tylko czysto ludzka. Od niemal niedostrzegalnej gołym okiem galarety unoszącej się w pacyficznym bentosie po żyjącego na pustynnych terenach Namibii zimującego w błocie suma; od namorzynów do ambrozji; od kanałów przez odcięte zakola rzek w Australii po ryczący wodospad Niagara; umoszczeni między postrzępionymi kłębiastymi chmurami a głęboką warstwą wodonośną wszyscy jesteśmy ciałami z(biornikami) wody.

Jeśli uznać tę ​​cieleśnie powiązaną wodną wspólnotę, ​​różnice między człowiekiem a tym, co nie-ludzkie zaczynają się zacierać. Żyjemy na wodnych dobrach wspólnych, gdzie ludzkie niemowlę pije matkę, matka wchłania zbiornik, zbiornik uzupełniany jest przez burzę, burza pochłania ocean, ocean podtrzymuje przy życiu ryby, a ryby spożywane są przez wieloryba... Przekazywanie naszej wody drugiemu jest konieczne do sprawowania opieki nad owymi dobrami wspólnymi. Kiedy jednak i jak dar ten zmienia się w kradzież, a zrównoważony rozwój w uzurpację?

„Ściekanie”: podczas gdy wymieranie gatunków dokonuje się w tempie około dziesięciu procent gatunków na dekadę, gatunki wodne są bardziej zagrożone wyginięciem niż ptaki lub ssaki. Ten oceaniczny łabędzi śpiew jest w większości efektem przeciekania płynów samochodowych, domowych rozpuszczalników, pestycydów, rtęci i innych toksyn, które przedostają się z domostw człowieka kanałami do morza. Najbardziej dotknięte są ciała tych zwierząt, które żyją na dnie lub w pobliżu siedlisk wodnych – takie jak jaja ryb czy filtratory –gdzie osadza się większość zanieczyszczeń.

„Waluta”: zasoby takie jak sól i piasek od dawna pozyskiwane były przez ludzi z wód morskich, ale organizmy morskie – osłonice, parzydełkowce czy mięczaki – również dostarczają nam substancji leczniczych, surowców do produkcji kosmetyków, dodatków do żywności, środków do depilacji. Przykładowo antygeny pochodzące z jedenastu funtów żachw dostarczają takiej ilości leków przeciwnowotworowych, która wystarczałyby do zaspokojenia światowego zapotrzebowania przez rok. Przepływy władzy zachodzą od początku między życiem w morzach, cierpiącymi ludzkimi ciałami a przemysłem farmaceutycznym. Jakimi kanałami przepycha się żachwy i w jaką walutę obraca?

„Płynność”: „człowiek” jako gatunek istnieje prawdopodobnie od pięciu do siedmiu milionów lat, ale rekiny mają co najmniej czterysta dwadzieścia milionów lat. Od paru dziesięcioleci wiele ich gatunków jest zagrożonych na skutek czarnorynkowego handlu ich płetwami, na którym zarabia się ponad miliard dolarów rocznie. Pojedyncza płetwa rekina wielorybiego osiągnąć może cenę dziesięciu tysięcy dolarów. Powiada się wszak, że gotówka w garści to najbardziej płynny ze wszystkich aktywów.

Wsączanie się tego, co biologiczne w to, co kulturowe, tego, co ponadludzkie w to, co tylko ludzkie, przyjmuje rozmaite formy. Ciała wodne podtrzymują w istnieniu inne ciała, ale życie biologiczne wspiera również nasz język i nasze sposoby rozumienia świata. Hydro-logika podsuwa nam nowe ontologiczne rozumienie ciała i wspólnoty, w jaki jednak sposób feminizm może zagwarantować, że to wodne rozumienie współistnienia nie stanie się kolejnym na przywłaszczenie sobie i ograbienie ponadludzkiego świata, który nas wspiera?

Stwierdzenie, że „moje ciało to mokradła, ujście rzeki, ekosystem, że jest przepełnione dopływami gatunków towarzyszących, gnieżdżących się w moich trzewiach, rozciągających się przez moje palce, gromadzących się u moich stóp”, to poetycki sposób na wyobrażenie sobie na nowy inny sposób mojej cielesności. Ale co począć dalej, kiedy już uznamy, że nie jesteśmy hermetycznie zamknięci w kombinezonach z ludzkiej skóry? Co jesteśmy winni i jak ten dług spłacimy?

Wnikające trucizny

Tuana przypomina nam, że nasza porowatość jest czymś, co tak naprawdę pozwala nam żyć, ale „ta porowatość… nie chroni przed tym, co może nas zabić”. Ponieważ woda jest tak skutecznym nośnikiem, przezskórnymi kanałami wodnymi wnika nie tylko życiodajna potencjalność, ale tą samą drogą dostają się także choroby, zakażenia, powodzie.

Są rzeczy, które naprawdę wiemy: gwałtowny wzrost liczby zachorowań na raka w społecznościach tubylczych na leżących w dolnym biegu rzek terenach masowej eksploatacji piasków roponośnych w północno-zachodniej Kanadzie w stanie Alberta wynika bezpośrednio ze skażenia stawów osadowych, powstałych po wydobyciu bitumu. W listopadzie 2010 roku, siedem miesięcy po katastrofie Deepwater Horizon w Zatoce Meksykańskiej, w bezpośrednim następstwie wycieku ropy śmierć poniosło sześć tysięcy sto cztery ptaki, sześćset żółwi morskich i sto ssaków, zaś liczba ofiar śmiertelnych nadal rośnie. Falę zgonów i chorób u mieszkańców Bhopalu w Indiach, prawie trzy dekady po wycieku gazu zawierającego izocyjanian metylu, zawinionym przez korporację Union Carbide, można bezpośrednio przypisać uporczywemu zanieczyszczeniu wód gruntowych, zatruwających ukradkowo wszystko, co płynie poniżej.

Ale, w którym momencie ostre krawędzie naszej pewności zaczynają się tępić? Weźmy pod uwagę fakt, że oprócz tłuszczu, witamin, laktozy, minerałów, antybiotyków i innych substancji podtrzymujących życie, mleko karmiących matek z Ameryki Północnej zawiera prawdopodobnie również DDT, PCB, dioksyny, trichloroetylen, kadm, rtęć, ołów, benzen, arsen, rozcieńczalnik do farb, ftalany, płyn do czyszczenia na sucho, dezodoranty toaletowe, teflon, paliwo rakietowe, truciznę na termity, środki grzybobójcze i opóźniacze palenia. Ograniczenie bezpośredniego ryzyka kontaktu z toksynami nie może podważyć faktu, że w głębi naszych cielesnych archiwów przechowywane są wspomnienia, a nasze ciało karmione jest strumieniami, których źródła pozostają daleko poza naszym zasięgiem.

Jak zauważa Stacy Alaimo, pozaustrojowe zagrożenia są często niewidoczne, a ryzyko trudne do oszacowania. Przyszłość pozostaje pytaniem na zawsze otwartym, a nasze ciała należy rozumieć jako rozpływające się poza granice tego, co poznawalne. Wodna ponadustrojowość wymaga zatem od nas zbudowania nowej etyki – nowych sposobów brania na siebie odpowiedzialności i odpowiadania na potrzeby i działania innych. W tym „ciągle zmieniającym się krajobrazie ciągłych interakcji, intra-akcji, stanu pogotowia i ryzyka”, nawet gdy upieramy się przy konieczności rozliczeń i pociąganiu do odpowiedzialności, musimy również podejmować decyzje w warunkach niepewności, wymagających szybkiego reagowania. Oto etyka niepoznawalności.

Co więcej, ta nowa etyka sama w sobie musi mieć charakter ponadustrojowy, obchodzić i przechodzić przez rozmaite ośrodki budzące nasze wątpliwości. Dla kogo mleko z piersi zawierające paliwo rakietowe powinno być problemem i dlaczego? Weźmy pod uwagę chociażby fakt, że z powodu niskich temperatur i niewielkiego nasłonecznienia trwałe zanieczyszczenia organiczne (TZO) uwalniające się z odpadów przemysłowych i rolniczych, pochodzących z odległych, bogatych, zachodnioeuropejskich placówek, rozkładają się powoli w Arktyce. Wielkości kciuka kawałek muktuk, potrawy stanowiącej podstawę diety Inuitów, zawiera dawkę polichlorowanych bifenyli przekraczającą maksimum zalecane do spożycia w ciągu tygodnia. W rezultacie mleko karmiących Inuitek okazuje się substancją szczególnie toksyczną, absorbującą ciekłe odpady globalnej gospodarki politycznej, obarczającej ciała nader różnymi ciężarami. Nierówności wynikające z neokolonialnej globalizacji podążają szlakami wodnymi w skali zarówno indywidualnej, jak i oceanicznej. Karmienie dzieci rodzi gąszcz pytań, w którym wszyscy się gubimy, przestając być problemem wyłącznie biologicznie zesencjalizowanej, karmiącej piersią kobiety. Tak przepływy globalnej władzy zbiegają się z przepływami biomasy.

Hydrofeminizm

Zanieczyszczenie wód, teoria ucieleśnienia, owodniowe stawanie się, katastrofy, kolonializm środowiskowy, jak pisać, globalny kapitał, żywienie, filozofia, narodziny, deszcz, etyka zwierząt, biologia ewolucyjna, śmierć, opowiadanie historii, butelkowana woda, międzynarodowe korporacje farmaceutyczne, utonięcia, poezja.

Wszystko to stanowi problemy dla feminizmu, najczęściej ze sobą nierozłączne. Kluczową kwestią dla dzisiejszego feminizmu, jak twierdzi Chandra Talpade Mohanty, jest zbudowanie ponadnarodowej, antykapitalistycznej i antykolonialnej solidarności, w której lokalne i globalne myślenie i działanie będą jednoczesne. Niewiele rzeczy jest bardziej globalnych i zarazem bardziej nam bliskich niż nasze ciała z wody. Nowe feminizmy muszą więc zatem stać się ponadgatunkowe i ponadcielesne.

Woda nie tylko nas łączy, rodzi i karmi, podtrzymuje przy życiu – woda mąci również te same kategorie, które ugruntowują dziedziny społecznego, politycznego, filozoficznego i środowiskowego myślenia, a także teorie i praktyki feministyczne. Myślenie o nas samych i szerzej, o naszych społecznościach jako czymś opartym o wodę może w ten sposób oswobodzić nas w produktywny (choć czasem ryzykowny) sposób. Unosimy się na falach czasoprzestrzeni, między pewnikami, między różnymi wychodniami, których trzymaliśmy się dotąd kurczowo dla bezpieczeństwa. To tutaj, w pogranicznych strefach komfortu, a wręcz u kresu wytrzymałości, możemy otworzyć się na odmienność – na inne ciała, inne sposoby bycia i działania w świecie – przy jednoczesnym uznaniu, że ta odmienność również przepływa przez nas.

Obecnie feminizmy mają własne ekotony, w których „obiekty” myśli feministycznej rozciągają się kłączowato na obszary, których nigdy wcześniej nie można było uznać za „feministyczne”. Podążanie za naszymi zbiornikami – ciałami – wodnymi, wzdłuż ich nitek i dopływów, jest podróżą poza rozszczepienie i połączenie zróżnicowanych płciowo ludzkich ciał: włączamy się w zawiłe układy ciał i wszelkiego rodzaju przepływy – ciał nie tylko ludzkich, ale także innych: zwierzęcych, roślinnych, geofizycznych, meteorologicznych i technologicznych; przepływy nie tylko wodne, ale także przepływy władzy, kultury, polityki i ekonomii. Jeśli więc projekty, które skłaniają nas do myślenia o etyce zwierząt, degradacji środowiska lub kolejnych zamachach neokolonialnego kapitalizmu są nadal „feministyczne”, to nie dlatego, że takie pytania są analogiczne do ucisku seksualnego, ale raczej dlatego, że feministyczne dociekania dotyczące nierozerwalnego splotu materialności i semiotyki, krążących we wszystkich tych ciałach, przesuwają granice feminizmu i je poszerzają.

Astrida Neimanis, „Hydrofeminism: Or, On Becoming a Body of Water”, w: „Undutiful Daughters: Mobilizing Future Concepts, Bodies and Subjectivities in Feminist Thought and Practice, red. Henreiette Gunkel, Chrysanthi Nigianni, Fanny Söderbäck, Palgrave Macmillan”, New York 2012, tłumaczenie: Sławomir Królak

Zapuszczając się na rubieże/obszar feministycznych ekotonów i rwąc się/wskakując do nich, możemy odkryć, że feminizm nurkuje/sięga znacznie głębiej niż różnica płciowa u ludzi i płynie szybciej niż wszelkie próby jej okiełznania. Oto ciąża, oto rozmnażanie, tutaj tkwi niebezpieczeństwo, tutaj czyha ryzyko. Oto niepoznawalna przyszłość, zawsze już złożona/zamknięta/wwinięta w nasze wodne ciało. Oto hydrofeminizm. Tego przynajmniej nauczyło mnie stawanie się ciałem z wody.