SERIA:  Wampiry cudzego losu
„True Blood”/„Czysta krew”, polska premiera serialu w HBO, fot. HBO

SERIA:
Wampiry cudzego losu

Andrzej Leder

Inteligenci kiedyś sami byli serialem. Życia przepełniały ich, zwykle zresztą nie mieli dość sił, by je dźwigać. Być może mieli małą oglądalność, szczególnie gdy siedzieli w celach więzień, ale za to byli potem na ustach prawie wszystkich

Jeszcze 2 minuty czytania

W pewnym amerykańskim serialu – a może filmie – przybyły właśnie z buddyjskiego klasztoru do Kalifornii azjatycki mędrzec spędza regularnie czas, siedząc w domu swojego anglosaskiego przyjaciela przed telewizorem i oglądając seriale. Kiedy rozbiegany Amerykanin zirytowanym tonem pyta go, cóż on, wysublimowany medytacją i uduchowiony nauczyciel którejś z form buddyzmu – a więc niewątpliwie na swój sposób inteligent – widzi w tych przerywanych sztucznie sterowanymi salwami śmiechu tasiemcach, ów odpowiada: To najlepsza rzecz, jaką stworzyła wasza kultura…

Może więc pytanie o to, czemu inteligenci oglądają seriale, jest nie na miejscu? Może odpowiedź jest prosta: bo to najlepsza rzecz, jaką stworzyła nasza – znaczy zachodnia – kultura? Inteligenci wiedzą przecież, co dobre w kulturze.

rys. René WawrzkiewiczPrzyjmijmy jednak, że próbujemy poważnie temu pytaniu się przyjrzeć. Przede wszystkim więc, czy rzeczywiście inteligenci oglądają seriale? Forma pytania od razu sugeruje, że tak. A nie jest to oczywiste. Jedni oglądają, inni nie. Nie oglądają zwykle ci, którzy są na to zbyt zajęci. Tu nie różnią się od – na przykład – ludzi biznesu, którzy też oglądają o tyle, o ile akurat nie zajmują się telefonowaniem, odpisywaniem na dziesiątki maili, planowaniem, załatwianiem, uzgadnianiem i podobnymi zajęciami. Kiedy zaś już to wszystko zrobią, to są już tak zmęczeni, że jest im w zasadzie wszystko jedno, co oglądają. Może to być serial, a może Animal Planet.

Przyjmijmy jednak, że inteligenci seriale oglądają naprawdę, to znaczy z uwagą. Otóż pytanie: czemu to robią… sugeruje w jakiś sposób, że tego robić nie powinni. Inteligenci i seriale! Cóż to za połączenie, moja pani! Seriale są dla kucharek! Takie mniej więcej opinie snują się gdzieś za tym pytaniem.

Ten sposób myślenia pomija jednak potężne zjawisko współczesnej kultury. Seriale przejęły miejsce powieści w odcinkach, drukowanych kiedyś w gazetach, takich powieści, które pisywał nawet Prus, a które jego piórem omawiały najważniejsze zjawiska ówczesnego świata. Teraz – dzieje się to w niektórych serialach. Niektórych, zaznaczmy.

Inna sprawa, że zastąpienie słowa pisanego przez obraz samo w sobie jest wielką i kontrowersyjną zmianą. Ale to akurat nie dotyczy tylko telenoweli, w końcu zastąpienie w masowej wyobraźni powieści przez film dokonało się już kilkadziesiąt lat temu i dziś nikt nie zadaje pytania: czemu inteligenci oglądają filmy?

Zupełnie inną sprawą jest, dlaczego właściwie ludzie mają potrzebę regularnego wczuwania się w losy jakichś postaci, które nie dość że fikcyjne, to są im całkowicie obce. I na dodatek w losy, które są dość zwyczajne, choć z drugiej strony nasycone dramatami?

Dotyka to zapewne czegoś, co daleko wychodzi poza kwestię poziomu wykształcenia, czegoś, co wiąże się z jakąś ludzką zachłannością na cudze życia, cudze uczucia, cudze dramaty. Tak jest od zawsze, od czasu kiedy mniej lub bardziej udani bardowie – jak ów „Grek o tym samym nazwisku”, Homer – opowiadali przy ogniskach historie bohaterów i księżniczek (albo, dla zachowania parytetu, bohaterek i książąt).

Człowiek jest wampirem cudzego losu. Lubi się nim żywić, lubi regularnie zasiadać do uczty, spotykać znajome życia i spożywać je za czyimś pośrednictwem. Stąd zapewne serialowe sukcesy wampirów, które w małych miasteczkach uzupełniają swoje słabe istnienia czyjąś krwią. Czujemy z nimi pokrewieństwo.

Jedno życie, to własne, które zresztą uchwycone jest w cugle nieodwracalnych konieczności, człowiekowi nie wystarcza. I nie chodzi tu nawet o to, że jak sugerowali krytycy ze szkoły frankfurckiej, złowrogi system wywłaszcza nas wszystkich z autentycznych przeżyć, które następnie oddaje nam w postaci surogatu kultury masowej. To wcale nie system, to po prostu życie, nasze codzienne życie. Ono nas zagładza, ono zawsze daje siebie za mało, albo za dużo; mniej niż moglibyśmy wziąć albo więcej, niż możemy znieść. A serial jest w sam raz, on jest jak syntetyczna krew, „True Blood”; albo jak krewni, którzy niczego od nas nie chcą, znajomi, dla których nie musimy przygotowywać kolacji. Przychodzą, dzielą się sobą i znikają.

Pracownicy umysłowi są zresztą predestynowani do tego rodzaju aktywności. Przecież w większości zawody, które wybrali, polegają właśnie na tym: zbierają cudze myśli w cudzych książkach, żywią się nimi, obracają, przekazują dalej… Czemu nie mieliby robić tego samego z cudzym życiem?

No dobrze, przyjmijmy jednak, że nie zadowalamy się tym, co wydaje nam się oczywiste, że wczujemy się w nastrój postawionego wyżej pytania i rzeczywiście zadziwimy się, a nawet oburzymy, że inteligenci oglądają seriale. Otóż wydaje się, że ów stan ducha bierze się z pomylenia pojęć. Albo inaczej mówiąc, z tęsknoty za czymś, co dawno przeszłe.

Inteligenci oglądają seriale, sam bowiem fenomen inteligencji przynależy do świata, w którym seriali nie ma. Tam zaś, gdzie seriale stają się podstawową formą komunikowania społecznego, od dawna nie ma już inteligencji, jest za to klasa średnia, której niektórzy przedstawiciele mają uniwersyteckie wykształcenie. Zaś klasa średnia – z przyczyn wyłuszczonych wyżej – seriale ogląda.

Inteligenci to przecież szczególne zjawisko charakterystyczne dla zacofanych, agrarnych społeczeństw Europy Wschodniej. Inteligenci brali na siebie moralne obowiązki, zastępowali słabo rozwinięte instytucje społeczne, nieśli – na przykład – ciemnemu ludowi kaganiec oświaty, dyskutowali w kawiarniach o rozwoju ludzkości lub spiskowali, by rozwój ten przyspieszyć i obalić cara – lub generała – który we wszystkim przeszkadzał…

Sami byli serialem. Życia przepełniały ich, zwykle zresztą nie mieli dość sił, by je dźwigać. Umierali na suchoty (bo mało jedli) albo syfilis (bo dużo kochali), wariowali (bo za dużo myśleli) albo zaprzedawali się policjom (kto to tam wie, dlaczego). Być może mieli małą oglądalność, szczególnie gdy siedzieli w celach więzień, ale za to byli potem na ustach prawie wszystkich.

Przyszedł jednak postęp wraz z modernizacją i owa – dwuznaczna zresztą – forma życia odeszła. A zadając pytania w stylu: „dlaczego inteligenci to…, albo tamto…”, ich późni wnukowie próbują wskrzeszać postaci dziadów, jakby nie zauważyli, że prawdziwą krew zastąpiła serialowa „True Blood”.

Na szczęście zresztą. Prawdziwa krew bowiem fajna jest tylko w serialach.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.