Narodziny murzyna
Truthout.org CC BY-NC-ND 2.0

11 minut czytania

/ Obyczaje

Narodziny murzyna

Wiktor Bagiński

Murzyn to pewna forma obłędu, której ulegają biali ludzie. Ale właśnie tęczowo-czarne doświadczenie może się okazać dla nas bezcenne w świecie, wobec którego stoimy

Jeszcze 3 minuty czytania

Na ekranach zobaczyłem nastoletnią dziewczynę, niosła ze sobą słowa. Była tam od zawsze, dlatego nie mogłem na nią patrzeć, odwróciłem wzrok i zacząłem płakać. Teraz chcę zrozumieć, skąd pochodziły moje łzy. Czy murzynkę można przestać widzieć? Jest to pytanie, które prześladuje mnie od lat. Każda czarna osoba niesie ze sobą słowa, które są zapisane na jej ciele. Moja skóra jest archiwum, wasze spojrzenia są dokumentem. Moja twarz jest waszą wyobraźnią. Gdziekolwiek nie pójdę, moje słowa będą ze mną, tam gdzie jest wasz język.

„Wyklęty lud ziemi” przeczytałem po prawie sześćdziesięciu latach od pierwszej publikacji. Nie jestem wyklęty. Ale podobnie jak Fanon wkraczałem w świat, starając się nadać rzeczom sens, z duszą wypełnioną pragnieniem bycia u początków świata, i podobnie jak on przekonałem się, że jestem przedmiotem wśród innych przedmiotów. Kiedyś sądziłem, że jesteście tylko moim białym lustrem. Ja przeglądam się w was, a wy we mnie. Byliście źródłowym momentem, w którym dostrzegam odbicie własnego ciała. Zjednoczyliście moją cielesność. Ta nowa znajomość była znajomością w trzeciej osobie, wszędzie wokół ciała królowała atmosfera swoistej niepewności. W chwili, gdy przeglądałem się w białym, zaczynałem widzieć siebie jako obcego. Postanowiliście mnie oswoić, postanowiliście mnie nazywać. Nie mogliście przestać na mnie patrzeć. Wtedy zrozumiałem, skąd pochodzą moje łzy. Spojrzałem ponownie na dziewczynę i nie widziałem już murzynki, ponieważ w końcu mogłem ją usłyszeć.


Morderstwo Georga Floyd’a kolejny raz pokazuje, że rasizm to po prostu jeszcze jeden uniwersalizm. Przypomina, że zawsze jestem częścią niezróżnicowanej czarnej masy. Nie jestem odpowiedzialny za siebie, biorę odpowiedzialność za całą społeczność, całą rasę. Choć historia kolonizacji i segregacji rasowej nie jest moją historią, archiwum skóry przyjmuje również ten dokument. Nie chciałem tych opowieści w moim ciele, ale one już tam były, zanim zdążyłem się tego dowiedzieć. Zrozumiałem, że trzeba wysłuchać swojego ciała, by zobaczyć jego historię.

Biały widzi w czarnym cierpienie, ponieważ ten dostrzegł w nim winę. Na tym właśnie polega siła antyrasistowskich protestów w Polsce. Chodzi o to, że ludzie uznają winę i cierpienie nieswoich historii, ponieważ tylko w ten sposób mogą się od nich uwolnić. To zupełnie nowy uniwersalizm, który nie unikając przemocy, przeciwstawia się jej.

Konsekwencją brutalności amerykańskiej policji jest nadwiślańska dyskusja o użyciu słowa, które określa osobę czarnoskórą. Wyraz ten według słownika języka polskiego jest neutralny i nie jest opatrzony kwalifikatorem „pogardliwe”. Językoznawcy nie mają wątpliwości co do tej opinii. Jednak problem z tym słowem nie jest semantyczny, a ontologiczny.

Pobili moje ciało z powodu mojego ciała, a wcześniej zapisali na nim „śmierć czarnucha”. Jest to jeden z dokumentów w moim archiwum, więc kiedy nazywają mnie murzynem, znów czuję siniaki pod skórą, kiedy nazywają mnie murzynem, znów nie mogę oddychać.

Zamalowany napis „śmierć czarnucha” pod moim oknem. Niżej swastyka. fot. Igor BagińskiZamalowany napis „śmierć czarnucha” pod moim oknem. Niżej swastyka. fot. Igor Bagiński

Dziś pozwolili sobie na stwierdzenie, że ludzie nie są ludźmi. Odmówili im prawa do miłości, a kiedy miłość przestaje być prawem, obowiązkiem jest nienawiść. Właśnie teraz czują gniew, ponieważ zrozumieliśmy, na czym polega nasze zadanie. „Kiedy staramy się uczynić świat lepszym, nie robimy tego tylko dla innego, robimy to też dla siebie. Podczas gdy mężczyźni mogą myśleć, że stają «wrażliwi», zwracając się do feminizmu, podczas gdy biali ludzie mogą myśleć, że mają rację, przeciwstawiając się rasizmowi, tak naprawdę nie będziemy w stanie zrealizować misji zniszczenia «tego gówna», dopóki nie uświadomimy sobie, że struktury, którym się przeciwstawiamy, są nie tylko złe dla niektórych z nas, ale są złe dla nas wszystkich. Genderowe hierarchie są złe dla mężczyzn, kobiet i naprawdę są krzywdzące dla wszystkich niebinarnych osób. Hierarchie oparte na rasizmie nie są racjonalne i uporządkowane, są chaotyczne i bezsensowne, więc trzeba przeciwstawić się wszystkim tym, którzy czerpią z tego jakiekolwiek korzyści. Ta ogromna koalicja narodzi się wtedy, kiedy rozpoznasz, że to jest tak samo spierdolone dla ciebie, tak jak my rozpoznaliśmy, że jest to spierdolone dla nas. Nie potrzebuję twojej pomocy. Potrzebuję, żebyś zrozumiał, że to gówno też cię zabija” – pisze Fred Moten, czarnoskóry poeta i filozof, w książce „The Undercommons”.

Ta koalicja może nas zjednoczyć, jeśli pogodzimy się z tym, że albo odpowiemy na przemoc, albo zginiemy. Wszyscy. Wszyscy musimy zmienić sprawy, które są spierdolone, ale ta zmiana nie może nadejść w takiej formie, w jakiej zwykle myślimy o „rewolucji”, ponieważ rewolucja nadejdzie w formie, której nie potrafimy sobie jeszcze wyobrazić.

Tutaj Moten zamiast realnej konfrontacji zaprasza do przygotowań poprzez studia czy badania. Chodzi o zmianę modelu myślenia, którego wymagają od nas instytucje, na rzecz mniej antagonizujących praktyk. Czy w Polsce jest miejsce na tego typu praktyki? Zapewne tak, jednak najbardziej homofobiczny kraj w Europie, gdzie usankcjonowano dehumanizację w sferze publicznej, nie może wciąż przygotowywać się na konflikt, ponieważ konflikt już się dzieje. Poza tym „The Undercommons” zostało napisane ponad siedem lat temu i może ta forma, której nie potrafiliśmy sobie wtedy wyobrazić, właśnie nadeszła.

*

Nazwali cię ideologią. Ale byłaś ideologią dużo wcześniej, tak jak ja byłem murzynem, zanim potrafiłem wypowiedzieć to słowo. Właśnie dzięki tej ideologii jesteś człowiekiem. Ideologia to wartości, z których możesz być dumna, których możesz bronić, ponieważ tylko te wartości mogą przeciwstawić się faszystowsko-narodowej krucjacie, dążącej do katolickiej unifikacji tego kraju. Chcą twojego upokorzenia, ponieważ chcą twojego wstydu. Pragną widzieć, ale tylko po to, by móc kontrolować twój głos. Właśnie nadszedł czas, żeby krzyczeć.

Ruch Praw Obywatelskich i Partia Czarnych Panter to też była ideologia. Określają ludzi jako zbiór światopoglądów, ponieważ uznali ich za zagrożenie dla źródeł narodu. Entuzjazm dla tych źródeł żywi się lękiem przed spotkaniem — nie zawsze materialnym, zawsze fantazmatycznym i na ogół traumatycznym — z innym. Przekonano wiele Polek i wielu Polaków, że zbyt długo przedkładali innych nad siebie samych. Odtąd trzeba przedkładać siebie nad innych, zwłaszcza że inni w niczym nam nie dorównują; trzeba wreszcie dokonać wyboru i zdecydować się na obiekty podobne nam.

Żyjemy więc w epoce silnych związków narcystycznych. Wyobrażeniowa fiksacja na pedale, muzułmaninie, kobiecie w chuście, uchodźcy, Żydzie czy murzynie pełnią funkcję obronną. Tak naprawdę nasze „ja” zawsze kształtowało się w opozycji do innego — murzyna, Żyda, Araba, pedała, który wprawdzie został przyswojony, ale na zasadzie redukcji, ponieważ wciąż składamy się z różnych zapożyczeń od obcych podmiotów i w związku z tym zawsze byliśmy istotami granicznymi — tego właśnie wielu ludzi nie chce dziś uznać.

To jest właśnie mechanizm „Polityki wrogości” opisany przez Achille Mbembe. Jesteś zagrożeniem dla ich źródła, ale nie dlatego, że chcesz je odebrać czy zniszczyć, lecz dlatego, że masz swoje własne źródło, swoją tradycję, swoją historię i swoją ideologię. Dziś muszą one wybrzmieć głośniej niż kiedykolwiek.

Wiktor Bagiński / fot. Karol RadziszewskiWiktor Bagiński / fot. Karol Radziszewski

Rainbow is the new black? Bez wątpienia, jednak z tym zastrzeżeniem, że wciąż black is the new black. Rasizm nie ma orientacji seksualnej, homofobia nie ma koloru skóry. Rozpoznanie wrogów jest równie ważne co zrozumienie swoich sojuszników.

Zamiast szukać kruchych analogii pomiędzy statusem ofiar, trzeba zobaczyć siebie jako oprawcę. Nieheteronormatywna osoba (biała artystka) zarzuciła mi, że w swojej twórczości artystycznej zajmuję się w większości czarnymi autorami i autorkami. Wtedy zapytałem, czy kiedykolwiek jej sztuka była choćby inspirowana przez niebiałych ludzi. Okazało się, że nie. Biali artyści w Polsce zajmują się w znakomitej większości białą sztuką. Białe reżyserki wystawiają sztuki białych autorów.

Jednak nie doszukuję się hipokryzji w słowach mojej koleżanki, ponieważ sama jest uwikłana (podobnie jak ja) w dziwaczny system terytorialnego hierarchizowania tekstów kultury. Kanon lektur na mojej uczelni, która jest cenioną akademią teatralną o tradycjach progresywno-liberalnych, składa się z około 150 autorek i autorów. Wszyscy są biali. Nie ma ani jednego czarnego poety czy dramatopisarza. Oczywiście jest akurat tyle Mickiewicza, żeby nie starczyło miejsca dla Suzan-Lori Parks. Zrozumienie tego faktu przychodzi wszystkim dość łatwo, choć nie rozumiem dlaczego. Idąc jednak dalej: nie mogę pojąć, jak bez żenady proponuje sie studentom Tennesse Williamsa bez zestawienia go na przykład z Baldwinem.

Sam też wielokrotnie byłem uwikłany w inne systemy symboliczne. Reprodukowałem seksistowskie, homofobiczne, a nawet rasistowskie klisze, nie mając pojęcia, że to robię. Dopiero konfrontacja z sobą samym jako oprawcą pozwoliła usłyszeć głos ofiary.

Dlatego nie można odpuszczać nawet przy takich błahostkach jak kanon lektur uczelni artystycznej w Krakowie. Nie można odpuszczać, kiedy ktoś mówi, że nie widzi koloru skóry, bo widzi człowieka. To szlachetne, jednak głupie. Kolor skóry człowieka jest częścią jego człowieczeństwa, a ty stajesz się częścią problemu. Przede wszystkim chodzi o to, żeby zobaczyć kolor swojej skóry. Biały nie jest przezroczysty. Zawsze słyszałem wasze ciała.

W słynnej scenie z filmu „Narodziny narodu”, który wyreżyserował ponad sto lat temu D.W Griffith, biała bohaterka ucieka przed czarnoskórym gwałcicielem. Wszystko kończy się tragicznie, kobieta spada z klifu, ponieważ woli umrzeć niż zostać zgwałcona przez czarnucha.

Kadr z filmu „Narodziny narodu”Kadr z filmu „Narodziny narodu”

Jednak ten czarnuch nie jest czarny. Biały aktor jest pomalowany czarną farbą, w ten sposób tworząc wizerunek murzyna. Przywołana sekwencja doskonale obrazuje mechanizm polskiego rasizmu: czy terytorium naszego kraju faktycznie jest zagrożone przez islamskich terrorystów czy gwałcicieli z Afryki? Oczywiście nie jest. Dlatego trzeba ich stworzyć: rasista maluje się na czarno, przywołując klisze, które pozwolą zarządzać zbiorowym strachem, społeczeństwo naprawdę się boi, aż w końcu spada z klifu. Czy terytorium naszego kraju faktycznie jest zagrożone przez grupy gejów i lesbijek, które demoralizują dzieci? Oczywiście nie jest. Jednak nie można bagatelizować konfliktu wyobrażeniowej fiksacji z rzeczywistością.

Znów przywołam Baldwina, którego nie zobaczymy w polskich kanonach lektur: Murzyn to pewna forma obłędu, której ulegają biali ludzie. Nowy murzyn rodzi się na naszych oczach, ponieważ stary nigdy nie umarł. Ale właśnie to tęczowo-czarne doświadczenie może się okazać dla nas bezcenne w świecie, wobec którego stoimy. Ten świat nie jest już biały i nigdy już biały nie będzie.