SERIA:
Gra o życie, gra w literaturę

Rozmowa z Marianem Stalą

Czytelnik lubi serie, pisarz czasem ich nienawidzi. Archetypiczne jest zachowanie Doyle’a, który zabił Sherlocka Holmesa, żeby się od niego uwolnić, ale został zmuszony do wskrzeszenia go

Jeszcze 3 minuty czytania

TOMASZ FIAŁKOWSKI:Podobnie jak ja, chętnie czytujesz kryminały. Czy czujesz się człowiekiem uzależnionym?
MARIAN STALA: Żadną miarą. Bez czytania kryminałów mógłbym żyć, miewałem zresztą długie przerwy. Bez czytania w ogóle – nie, bo musiałbym wtedy urządzić sobie życie od nowa, czego już nie potrafię.

Co powoduje, że sięgasz po kryminały? Co cię w nich przyciąga?
W różnych czasach różne rzeczy. Po pierwsze: to jest rodzaj literatury niezobowiązującej. Mogę się nią bawić.

rys. Rene WawrzkiewiczChwila odpoczynku od lektury poważnej?
Chwila niezobowiązującej gry intelektualnej – choć warto się zastanowić, czy do kryminałów nie przyciągają nas pytania, które tkwią w ramie modalnej tego gatunku. Na przykład o obecność zła w świecie i o możliwość dotarcia do tego, kto jest za nie odpowiedzialny. Klasyczne pytania, których autorzy powieści kryminalnych na ogół nie stawiają bezpośrednio. Literatura kryminalna to zresztą całość niesłychanie złożona i rozwarstwiona, obok rzeczy czysto rozrywkowych są tam także książki o ambicjach głębszych, pisane ze świadomością wspomnianych pytań.

W tej grze intelektualnej jest element obserwacji konwencji, ważnej dla każdego, kto zajmuje się profesjonalnie literaturą. Powieść kryminalna stanowi pouczający przedmiot refleksji dotyczącej sposobu budowania świata literackiego, konwencjonalnego konstruowania akcji, postaci, wątków. Także – łączenia różnych konwencji, bo historia powieści kryminalnej to de facto historia żerowania na innych gatunkach. Powieść kryminalna wywodzi się z literatury wysokiej, potem czasem do niej wraca, a czasem ją parodiuje. Bywa także odwrotnie: w XX wieku obserwujemy wtórne zainteresowanie literatury wysokiej literaturą kryminalną czy w ogóle popularną. Niekiedy nie wiadomo, z czym mamy do czynienia: z ambitną powieścią kryminalną czy z powieścią wysoką, która bawi się wątkami kryminalnymi.

Klasyczny przykład to dwie powieści Stanisława Lema, „Śledztwo” i „Katar”.
W tej perspektywie można rzecz jasna mówić także o trylogii Marcina Świetlickiego albo o zabawach w powieść kryminalną, uprawianych przez Borisa Viana, którego Świetlicki ceni.

Borisa Viana występującego jako Vernon Sullivan.
Czasem powieści kryminalne pisuje się pod pseudonimami, co też jest formą zabawy. Pisarz mówi nam: mam świadomość, że występuję w innej roli i że ta rola jest pewną konstrukcją. Nawet proste przykłady z naszego podwórka, typu Maciej Słomczyński jako Joe Alex, Andrzej Szczypiorski jako Maurice S. Andrews, czy Tadeusz Kwiatkowski jako Noël Randon, to przypadki świadomego bawienia się konwencją i rolą.

Brytyjski poeta Cecil Day-Lewis, przyjaciel Audena i ojciec znanego aktora Daniela Day-Lewisa, pod koniec życia poeta laureatus, opublikował szereg kryminałów jako Nicholas Blake. Po polsku mamy „Nazajutrz po śmierci” – tytuł jest cytatem z wiersza Emily Dickinson, a akcja toczy się w Amherst, jej rodzinnym mieście...
Wskazujesz kilka charakterystycznych wątków, związanych z grą intelektualną prowadzoną przez autorów kryminałów – z obecnością w ich powieściach literatury, z tytułami, które są cytatami z Szekspira albo na przykład z Ajschylosa...

„Zwierciadło pęka w odłamków stos” Agathy Christie to z kolei Tennyson, ballada o Lady z Shalott.
Dodajmy, że bohaterowie pierwszych angielskich kryminałów XIX-wiecznych są bliskimi krewnymi postaci z klasycznych powieści wiktoriańskich.

Zabić Holmesa

Może kryminał nie jest narkotykiem, ale jednak przyzwyczaja. Przyzwyczajenie związane jest z powtarzalnością. Tutaj mamy do czynienia z powtarzalnością konwencji i bohaterów, z postaciami, które powracają w kolejnych książkach. Czytelnik się do nich przywiązuje i sięga po następny tytuł. Przeczytałem wszystkie – także te gorsze – kryminały z inspektorem Rebusem (Ian Rankin) i komisarzem Brunettim (Donna Leon)...
Zawsze chętnie wracamy do rzeczy, które już znamy, i autorzy dobrze o tym wiedzą. Poza tym w jednej powieści kryminalnej nie da się zbudować pełnej postaci ani pełnego świata. Dodaje się więc kolejne ogniwa, żeby ten świat rozbudować. Nie zawsze przy tym pisarz reaguje podobnie, jak jego czytelnik. Czytelnik lubi serie, pisarz czasem ich nienawidzi. Archetypiczne jest zachowanie Conan Doyle’a, który zabił Sherlocka Holmesa, żeby wreszcie się od niego uwolnić, ale został przez czytelników zmuszony do wskrzeszenia go, co na terenie literatury nie stanowi problemu.

Czasami autorowi jakaś postać się uda i ciągi dalsze są coraz lepsze – tak jest chyba z Poirotem i panną Marple u Agathy Christie. Czasami wręcz przeciwnie – „tajemniczy pan Quin” u tejże Agathy to kompletne nieporozumienie.
Przypadek Agathy Christie jest ciekawy, bo z jednej strony potwierdza atrakcyjność literatury opartej na zasadzie serii, z drugiej – pokazuje znudzenie autora, który próbuje wykreować nowe postacie. Christie poza Poirotem, panną Marple i panem Quinem wymyśliła jeszcze małżeństwo Beresfordów. Sympatyczna para szpiegów pojawia się po pierwszej wojnie światowej, a powraca w „N czy M”, propagandowej powieści z lat drugiej wojny. Są już starymi ludźmi (mają nieco ponad czterdziestkę...), okazują się jednak bardzo skuteczni, co wywołuje zdumienie ich dzieci, które nie spodziewały się, że „staruszkowie” jeszcze się nadają do policyjnej roboty.

Nie wiem, czy autorka miała świadomość, że pan Quin był nieudany, a Beresfordowie stanowili tylko epizod; ostatnia, powojenna powieść z ich udziałem to straszny gniot, zresztą cała późna Agata Christie jest słaba. W jej przypadku nie mamy do czynienia z ciągłym rozwojem, raczej z typowym schematem: skromne początki, potem apogeum i stopniowy schyłek. Tak jest i z panną Marple, i z Poirotem, czyli z dwiema głównymi seriami Agaty Christie.

Ciekawe skądinąd jest ich zestawienie: bohaterka żeńska – bohater męski, staruszka – starszy pan, a w dodatku obcy, czyli Belg. Dotykamy tutaj pytania: jak wymyślić bohatera serii, żeby był atrakcyjny dla czytelnika? Albo: co może przyciągnąć czytelnika powieści kryminalnych w XX wieku? Najmniej się chyba wierzy w to, że kogokolwiek zainteresuje zwykły policjant. Musi to być policjant z urozmaiconą biografią.

Policjant po przejściach...
Policjant po przejściach, policjant w momencie kryzysowym, policjant alkoholik, zły policjant, policjant na emeryturze.

P.D. James wymyśliła policjanta-poetę, a w dodatku po przejściach – po śmierci żony i dziecka.
Można zrezygnować z policjanta i sięgnąć po prywatnych detektywów, którzy też są komplikowani na rozmaite sposoby, albo w ogóle po osoby z zewnątrz. Kay Scarpetta, bohaterka powieści Patricii Cornwell, jest antropologiem policyjnym. Istnieje też seria książek Amerykanki Kathy Reichs, która sama wykonuje ten zawód i w powieściach wykorzystuje własne doświadczenia.

Kathy Reichs, a ściślej jej bohaterka, Temperance „Bones” Brennan, stała się podwójnie sławna za sprawą świetnego serialu telewizyjnego.
Pojawia się tu możliwe przedłużenie naszej rozmowy. Serie powieści kryminalnych zmieniają się w seriale telewizyjne albo w cykle filmów kinowych, by wspomnieć tylko ekranizacje Chandlera czy Agaty Christie.

Sam jestem uzależniony od „Morderstw w Midsomer” na motywach powieści Caroline Graham, choć kolejne serie są coraz bardziej wydumane.
Od lat nie oglądam żadnych seriali, także kryminalnych, chociaż w pamięci mam kilka wybitnych ekranizacji klasycznych kryminałów, jak choćby „Sokoła maltańskiego” z Humphreyem Bogartem.

Policjanci i dandysi

Bohaterowie kryminałów bywali dawniej istotami wyjętymi z rzeczywistości. Taki jest Herkules Poirot – owszem, wiemy, że przyjechał podczas I wojny z Belgii, lubi likiery i napary ziołowe, znamy też jego zamiłowanie do geometrii, ale to figura dwuwymiarowa. Dzisiaj pisarze kryminalni starają się wyposażyć prowadzącego śledztwo w bogate życie prywatne. Inspektora Rebusa, bohatera powieści Iana Rankina, poznajemy jako człowieka stosunkowo młodego, a w ostatniej powieści przechodzi na emeryturę. Śledzimy powikłane losy jego związków uczuciowych, narastający alkoholizm, konflikty z przełożonymi. To się chyba zaczęło w amerykańskim czarnym kryminale – Marlowe jest już człowiekiem z krwi i kości.
Z jednej strony w czarnym kryminale, z drugiej – u Georgesa Simenona. Inspektor Maigret to kreacja w gruncie rzeczy psychologiczna, a najlepsze kryminały Simenona przynoszą wiarygodny portret pewnego wycinka rzeczywistości, z mocnym tłem socjologiczno-obyczajowym.

Poirot: Trójkąt na Rodos”,
fot. AMERCOM, wydawca serii na DVD
U Agathy Christie też czasem znajdziemy takie tło – ale ten, kto rozwiązuje zagadkę, pozostaje postacią papierową.
Bo jest powtarzalnym elementem. Jakiś czas temu napisano książki odtwarzające biografie Poirota i panny Marple – obie są kompletnie martwe.

Właśnie ukazała się biografia Sherlocka Holmesa – mam ochotę do niej zajrzeć.
Ja nie.

A morfinizm Holmesa cię nie interesuje?
Morfinizm Holmesa jest częścią powiązania Conan Doyle’a z epoką wiktoriańską i z echami dekadentyzmu. Dla dekadenckich, trochę dandysowskich bohaterów doświadczenie narkotyczne było ważne; powinno się pamiętać, że Conan Doyle pisał obok Oscara Wilde’a.

Młodszy od nich obu o trzydzieści lat Amerykanin Willard Huntington Wright, piszący jako S.S. Van Dine, swoim bohaterem-detektywem też uczynił klasycznego dandysa – Philo Vance’a, zamożnego erudytę, który tłumaczy poetów greckich i bada ceramikę chińską, a w przerwach rozwiązuje zagadki kryminalne.
Genialny dyletant – podobnie można mówić o bohaterze powieściowej serii innego Amerykanina, Rexa Stouta.

Bohater Stouta, Nero Wolfe to w dodatku potwór – z powodu tuszy nie opuszcza prawie własnego domu.
Owszem, potwór – ale hodujący storczyki, co go umieszcza w tradycji dekadentyzmu.

Byłby więc dekadentyzm podglebiem powieści kryminalnej?
Przypominam dla porządku pisarzy, od których ta powieść się zaczyna. Najpierw Edgar Allan Poe, wprowadzony do Europy przez Charlesa Baudelaire’a – pośrednictwo Baudelaire’a jest niesłychanie istotne – a potem pisarze wiktoriańscy. Charles Dickens z wątkami kryminalnymi i ostatnią niedokończoną powieścią, „Tajemnicą Edwina Drooda”; William Wilkie Collins; i może najbardziej Robert Louis Stevenson – wielka literatura, bawiąca się konwencjami. Stevenson nieprzypadkowo jest jednym z ulubionych pisarzy Borgesa.

Sukces naszego Marka Krajewskiego też chyba jest związany z odwołaniami do wątków dekadenckich, które tym razem osadzone są w realiach Republiki Weimarskiej i jej schyłku. W powieściach Krajewskiego świat niemieckiego Wrocławia, dla nas sam w sobie nieznany i ciekawy, staje się w ten sposób jeszcze bardziej fascynujący, trochę jak „Kabaret” Boba Fosse’a albo powieści autorów niemieckich doby kryzysu.
W powieściach o Eberhardzie Mocku są wyraźne elementy sadystyczne, perwersyjne, zaczerpnięte z jednej strony z kultury wysokiej, która de Sadem interesowała się od przełomu XIX i XX wieku, a z drugiej – z zupełnej grafomanii. Wspomniałeś „Kabaret” – bohaterowi tego filmu, Anglikowi w Berlinie, proponuje się w pewnej chwili tłumaczenie pornograficznej powieści „Dama z pejczem”. To nie jest przypadkowy tytuł...

Krajewski sięga do przeszłości, wielu jego naśladowców także – a czy doczekamy się serialu kryminalnego osadzonego w naszej współczesności? Takiego jak trylogia Stiega Larssona, jak powieści innych Szwedów, Norwegów czy Islandczyków obojga płci?
Moja wiedza o polskich kryminałach nie jest zbyt wielka, rozproszone lektury upewniają mnie jednak w przekonaniu, że jest niedobrze. Dlaczego tak się dzieje? Być może istnieje związek pomiędzy sytuacją literatury w ogóle a tym, jakie się pisze powieści kryminalne. Być może tłem dla nich musi być wybitna literatura – może to być powieść realistyczno-obyczajowa, ale także dekadencka czy eksperymentująca, do której można nawiązać, upraszczając jej struktury czy przesłanie. Tymczasem ani polska proza nie jest tak mocna, ani poczucie realności u polskiego czytelnika – dostatecznie silne. Nie wiem, jak to wytłumaczyć. To jednak temat na inną rozmowę – autorzy polskich powieści kryminalnych i tak pewnie obrażą się śmiertelnie na to, co mówię...

Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.