LITERATURA OD KUCHNI:
Opus magnum hrabiego Sandwicha

Bogusław Deptuła

Żyjemy w dobie dominacji genialnego w swej przerażającej prostocie wynalazku hrabiego Sandwicha. Jego dzieło, kanapka, zainspirowała jedno z opowiadań Woody'ego Allena

Jeszcze 2 minuty czytania

Świat jest jedną wielką restauracją.
Woody Allen

W tomie „Wyrównać rachunki” (2000) w opowiadaniu pod zaskakującym tytułem „Maszyna parowa sobie z tym nie poradzi” znalazła się apokryficzna opowieść o dziejach hrabiego Sandwicha i jego brzemiennego w skutki wynalazku. Dwie rzeczy zgadzają się niewątpliwie: data urodzin i data śmierci. Reszta pozostaje cudowną swobodną grą erudycyjnej wyobraźni Allena Stewarta Konigsberga, znanego lepiej jako Woody Allen.

rys. Malwina KonopackaAllen częściej wykorzystuje wątki zaczerpnięte z literatury, historii, filozofii, teologii czy psychoanalizy, gdy pisze, niż gdy reżyseruje. Reżyserując, tworzy zupełnie własne pomysły scenariuszowe i dramaturgiczne. Choć najpewniej wcale tak nie jest. W pisarstwie ma niewątpliwie bardziej pasożytnicze cechy. Posługuje się parafrazą, wariacją, cytatem, pastiszem, inwencją i apokryfem. Niepodobna znaleźć mu europejskiego odpowiednika. W swoistą jednorodną całość zespolił dziedzictwo kultury i literatury europejskiej i amerykańskiej, wysokiej, ba, najwyższej wręcz z najpopularniejszą, i z doświadczeniem Żydów z Europy Środkowej i Wschodniej. Zaiste wybuchowa mieszanka.

Znajomość literatury, historii czy filozofii służy wyłącznie dopisywaniu kolejnych wersji, wariantów, możliwości. Nowe epizody, nieznane przygody, nieoczekiwane zakończenia – na stronach opowiadań Allena towarzyszą one najsławniejszym postaciom z literackiego i kulturowego skarbca.

Dodajmy, że w bardzo wielu momentach jego twórczości pojawiają się motywy kulinarne. Jedzeniu Allen zawdzięcza bardzo wiele, nawet jeśli często jest ono sprowadzane do roli elementu potęgującego abstrakcyjność literackiej sytuacji.

Jednak w Allenowskim stołowaniu się najważniejsza pozostaje ironia, jak choćby w zawiązaniu akcji opowiadania, któremu chciałbym się bliżej przyjrzeć.

Hrabia Sandwich zostaje w nim zestawiony z największymi geniuszami w dziejach ludzkości, wynalazcami i odkrywcami: „Człowiek – wynalazca! Przed oczyma duszy ukazały się notatki Leonarda da Vinci – śmiałe plany najwyższych aspiracji ludzkiej rasy. Myślałem o Arystotelesie, Dantem, Shakespearze. O Pierwszym Folio. Newtonie. «Mesjaszu» Haendla. Monecie. Impresjonizmie. Edisonie. Kubizmie. Strawińskim. E=mc2…”

Legenda głosi, że czwarty hrabia Montagu, znany polityk angielski drugiej połowy XVIII wieku, trzykrotny lord admiralicji znany z upodobania do kart, pewnego razu, nie chcąc przerywać gry w karty, poprosił o coś, co zaspokoi jego głód i nie oderwie od partyjki. U Allena jest całkiem inaczej: tu całe życie arystokraty zostaje naznaczone poszukiwaniem idealnego, zimnego, kanapkowego tworu. W tym celu Sandwich spotyka się z Davidem Hume'em i Voltaire'em, a efekt długotrwałych doświadczeń serwuje angielskiemu królewskiemu dworowi. Odnosi wielki sukces. „Odwiedzają go najwięksi mężowie tego wieku: Haydn, Kant, Rousseau i Ben Franklin…”

W wersji Allena hrabia waha się, czy plaster mięsa ma znaleźć się między dwoma kawałkami chleba, czy też odwrotnie – chleb otoczyć mają plastry mięsa? I dalej, czy lepiej w tym celu użyć pieczonego indyka, szynki, a może kurczaka?

Hrabia spotyka się także z Goethem – w sprawie hamburgerów. Spotkanie ma pomyślny przebieg, gdy niemiecki wieszcz sugeruje wkładanie mielonego kotleta między połówki bułek (Sandwich brał pod uwagę wyłącznie kromki chleba), jednak gdy dochodzi do kwestii wypieczenia i krwistości kotleta, drogi ich rozchodzą się definitywnie.

Dowodem powracających kanapkowych obsesji pisarza jest choćby ten fragment opowiadania: „otwarty sandwicz z gorącą wołowiną wywołuje skandal swym naturalizmem”. Fragment ten przypomina zresztą inny, z tomu „Czysta anarchia” (2008), gdzie także znajdziemy dywagacje na temat rozpustności składanych kanapek: „Jak wiadomo, Rzym przez całe stulecia uważał otwarty sandwicz z indykiem na ciepło za szczyt rozwiązłości; liczne sandwicze musiano domykać, ponownie zaś je otwarto w czasach reformacji”.

Waginalne skojarzenia Allena zdają się silniejsze niż prawda historyczna czy psychoanalityczna. Co z tego, że autor zmyśla, skoro wszystko to brzmi nad wyraz prawdziwie, a ostrygowaty wygląd kanapek rzeczywiście wzbudzać może niepożądane reakcje u niezdecydowanych lub niechętnych. Może więc faktycznie bezpieczniej składać kromki chleba czy kwadraty tostów, niż, po freudowsku, napychać rozkrojone buły krwistym rozbefem czy różowym łososiem. Zresztą rozłażąca się buła nie jest zbyt poręczna. Znacznie mniej psychoanalitycznie uwikłaną opcją pozostaje formatowanie kanapek, kanapeczek, kanapusiek.

Róbmy więc kanapki, ale bądźmy przy tym poszukiwaczami i odkrywcami, i w tym sensie kontynuatorami poszukiwań patrona kanapki, hrabiego Sanwdwicha.

Woody Allen, „Wyrównać rachunki”.
Przeł. Piotr W. Cholewa, Zysk i S-ka,
Warszawa 2000, 108 stron
Korzystajmy z tego, że mamy dużo dobrego pieczywa, którego na szczęście nie musimy sami wypiekać, choć znam kilku takich, co chleb pieką i są dzięki temu szczęśliwsi. Unikajmy jednak pieczywa tostowego, nawet jeśli ma ono, także dla mnie, wiele mdławego uroku. Za to do woli stosujmy smakowe masła, które łatwo jest zrobić samemu – już samo masło potrafi nieledwie zastąpić wszystko inne. Nie zapomnijmy też o odrobinie czarnuszki w chlebie czy na białym serze – ta może zdziałać istne cuda. Do tego pasztety i odrobina musztardy w paście jajecznej, która scala wszystko i dopełnia, przenosząc nasz smak w wyższe rejony odczuwania. Zróbcie tapenadę (przepis znajdziecie w „Literaturze od kuchni”) i zjedzcie ją z kozim twarożkiem na grzankach z ciemnawej bagietki. I nie zapominajcie nigdy o pumperniklu, ale tak naprawdę wart uwagi jest tylko jeden – od Adama z Poznania.

Litania mogłaby ciągnąć się w nieskończoność, co pewnie byłoby niezmiernie intrygujące, ale myślę, że nieuchronnie nadciąga pora na podanie jakiegoś przepisu. Przepis na kanapkę? To zakrawa na intelektualną zbrodnię. W końcu każdy będzie miał swój przepis. Przyznam, że kanapkowiczem jestem umiarkowanym, jestem raczej za łączeniem smaków, a nie mieszaniem wszystkiego z wszystkim i choć nie jestem kulinarną wyrocznią, to zasadę tę uważam za najbardziej podstawową dla mej kuchennej filozofii czy – zwyczajniej mówiąc – praktyki.

Od tradycyjnie rozumianych kanapek wolę włoskie bruschette czy crostini. W Prowansji sporządzają za to istne chlebowe torty: okrągłe chleby przecinają na pół, polewają oliwą i wrzucają nań pomidory, czarne oliwki, fileciki anchois, ścierają ser i co tam jeszcze mają, nakrywają drugą połówką, przyciskają, a potem kroją jak tort i popijając młodym winem, zjadają. W trakcie konsumpcji wyglądają na bardzo szczęśliwych.

Jakimś rozwiązaniem dylematu mogłaby być kanapka Vitello tonato, ale jej nie zaproponuję. Zbyt wiele trzeba by zrobić samemu, a kanapka powinna być w końcu prosta do zrobienia. Dzisiaj produkty do kanapek powinny być gotowe. A zatem

Sandwich alla Italiano, dla jednej bardzo głodnej osoby:

1 ciabatta
kulka mozarelli
kilka plasterków surowej szynki
kilka suszonych pomidorów
garść rukoli
oliwa extra vergine

Ciabattę  przekroić, wnętrze skropić oliwą, pokroić mozarellę na plasterki, włożyć do środka wraz z szynką, wrzucić rukolę.

Całość zdaje się być i świeża, i włoska, i oryginalna.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.