Niepokoje Dona DeLillo

Bartosz Staszczyszyn

Śmierć, baseball, media, groza, rozrywka powracają we wszystkich dziełach Dona DeLillo. Powieść „Mao II” po dwóch dekadach ukazuje się w Polsce

Jeszcze 3 minuty czytania

„Mao II” nie jest największym osiągnięciem Dona DeLillo. Może jednak być znakomitym zaproszeniem do jego twórczości. W tej niepozornej książce po raz kolejny rozbrzmiewają pytania fundamentalne dla pisarstwa Amerykanina, a jej precyzyjny i lapidarny styl przypomina charakterystyczną dykcję pisarza. Dzieło, za które autor „Podziemi” otrzymał niegdyś nagrodę Faulknera, trafia do nas po upływie dwóch dekad od amerykańskiej premiery, a mimo to nie traci nic ze swej aktualności.

Refleksje DeLillo na temat terroryzmu, mediów, społeczeństwa spektaklu oraz rozdźwięku pomiędzy realnym i nierzeczywistym światem brzmią dziś bardziej prawdziwie niż diagnozy gazetowych publicystów. Bo Don DeLillo wyprzedza swoje czasy. Zagląda pod podszewkę amerykańskich mitów i przygląda się współczesnemu społeczeństwu, dostrzegając rządzące nim mechanizmy. Nie bez przyczyny Harold Bloom uznał go za jednego z czterech największych amerykańskich pisarzy naszych czasów – obok Philipa Rotha, Thomasa Pynchona i Cormaca McCarthy’ego. Z tą znakomitą trójcą łączy DeLillo więcej niż tylko wyróżnienie legendarnego krytyka literackiego. Wraz z Pynchonem uznawany jest za twórcę amerykańskiego postmodernizmu, jego powieści często porównuje się z „Amerykańską sielanką” Rotha, a wzorem Cormaca McCarthy’ego DeLillo jest literackim outsiderem, autorem trzymającym się z dala od salonów, wieczornych talk-shows i błysku fleszy.

„Uśmiecham się jedynie, kiedy jestem sam”

„Zawsze byłem odrębną, jednoosobową krainą. Taki już jestem, że zachowuję dystans, dokładnie odmierzoną osobność…” – mówił jeden z bohaterów „Podziemi”. Jego słowa doskonale opisują stosunek DeLillo do otaczającego świata. Ukrywa się nie ze względu na eskapistyczne tęsknoty, ale po to, by się nie rozpraszać, lepiej dostrzegać intelektualne pułapki oraz podziemne prądy współczesności.

Don DeLillo, „Mao II”. Przeł. Krzysztof
Obłucki, Noir sur Blanc, Warszawa, 260 stron,
w księgarniach od lutego 2010
DeLillo, którego twórczość traktuje o Stanach Zjednoczonych, ich mitologii i historii, jest Amerykaninem w pierwszym pokoleniu. Urodził się na nowojorskim Bronksie, w rodzinie włoskich imigrantów. Przynależność do etnicznej mniejszości nie przeszkadzała mu być dziedzicem amerykańskiej tradycji i czystej krwi nowojorczykiem. Po latach przyznawał w jednym z wywiadów, że Nowy Jork miał na jego twórczość ogromny wpływ – tak, jak wystawy oglądane w Muzeum Sztuki Nowoczesnej, jazz, filmy Felliniego, Godarda czy Howarda Hawksa. Był uczestnikiem amerykańskiej kultury i jej outsiderem, świadomie wykorzystującym swoją odrębność. Ale intelektualny dystans, który pozwala mu ostrzej postrzegać rzeczywistość, przez wiele lat czynił z DeLillo twórcę niedostępnego. Jak Bill Gray, bohater „Mao II”, pisarz uciekał przed światem, dowodząc jednocześnie, że „sława i tajność to górny i dolny skraj tej samej fascynacji…”.

Taka właśnie – sławna i tajna – jest twórczość DeLillo. Choć Amerykanin jest twórcą uznanym, cenionym przez krytyków i chętnie kupowanym przez literacką publiczność, czytając jego prozę, mamy wrażenie uczestnictwa w sekretnym doświadczeniu. „Uśmiecham się jedynie wtedy, kiedy jestem sam” – mówił niedawno. Poprzez uczestnictwo w jego literaturze możemy dostrzec ten uśmiech. U autora „Spadając” jeszcze częściej widzimy jednak przerażenie, niepewność i mrok. Dzieła DeLillo są niejasne, targane wątpliwościami. Stawiają pytania, ale nie ułatwiają poszukiwania odpowiedzi.

„Opowieści nie mają sensu, jeśli nie wchłaniają naszego przerażenia”

Jego literatura prowokuje. Nie dla skandalu, czy taniego rozgłosu, ale po to, by rozbijać uładzony obraz świata. DeLillo zmusza czytelnika do rewizji własnych poglądów, do oderwania się od obiegowych opinii i złożenia nowej, osobistej wizji rzeczywistości. Swe powieści gęsto inkrustuje faktograficznymi konkretami – pisze o amerykańskiej historii, czyniąc ją jednym ze swych ulubionych bohaterów.

Don DeLillo Libra”, Przeł. Jan Kraśko,
Noir sur Blanc, Warszawa, 436 stron
W wywiadzie udzielonym siedemnaście lat temu mówił: „Nie jest przypadkiem, że moja pierwsza powieść zatytułowana była «Americana». To była moja prywatna deklaracja niepodległości”. Imperialne amerykańskie mity są fundamentalnym elementem twórczości DeLillo. Już w „End Zone”, powieści z 1972 roku, pisał o zagrożeniu wojną atomową; panoramę zimnowojennej Ameryki brawurowo rozrysował w słynnych „Podziemiach”; w bestsellerowej „Librze” przypominał historię zmitologizowanej śmierci Johna F. Kennedy’ego; w „Spadając” zaś wracał do tragedii 11 września.

Także „Mao II” jest w istocie opowieścią o najnowszej historii – a dokładniej o tym, jak odciska się ona w umysłach ludzi, jak przenika do zbiorowej świadomości – przetworzona i zdeformowana, a więc nie do końca prawdziwa. Pisząc o literacie-samotniku, który wplątuje się w intrygę libańskich terrorystów, DeLillo mówi o grozie współczesności. Stawia przy tym śmiałą tezę. Według autora „Mao II” rolę pisarza w dzisiejszym świecie przejmuje bowiem terrorysta – to on przez swą brutalność, siłę i bezwzględność potrafi wyrwać nas z otępienia. Budzenie z nierealnego snu, które kiedyś było domeną artysty, dziś stało się częścią posłannictwa terrorystów. „Opowieści nie mają sensu, jeśli nie wchłaniają naszego przerażenia” – mówi bohater powieści, przypominając, że w samej swej istocie literatura jest formą terroryzmu, sposobem wpływania na zbiorową świadomość.

Don DeLilo „Gracze”, Przeł. Michał
Kłobukowski, Noir sur Blanc, Warszawa,
108 stron
W „Mao II” DeLillo po raz wtóry przygląda się istocie terroryzmu (podobne wątki obecne były w słynnych „Graczach”). Atmosfera zagrożenia, mroku i tajemnicy przesiąka jednak całą jego twórczość. Grozą naznaczona jest choćby amerykańska przeszłość, którą analizuje. Pisze o niej, gdyż wierzy, że proza potrafi ocalić historię przed zamętem. W czasach, gdy przeszłość staje się elementem medialnego spektaklu, jedynie pisarz może ją zracjonalizować, zamknąć w logicznych, przyczynowo-skutkowych ramach. Myśląc o historii, jej wizjach i deformacjach, DeLillo popada w paranoiczne lęki. Widzi w sobie ofiarę manipulacji, człowieka uwiedzionego przez nierzeczywiste obrazy ochoczo podsuwane przez kulturę popularną.

„Jakież to ludzkie, żeby widząc jedno, dopatrywać się czegoś całkiem innego!” – pisał przed laty w „Podziemiach”. Zgodnie z tą zasadą DeLillo w swych powieściach poszukuje drugiego dna rzeczywistości, prawdy schowanej za warstwą komunałów. Wie bowiem, że żyjemy w społeczeństwie tajemniczego spektaklu. Świat, który znamy, zapośredniczony jest przez medialne przekazy, a oglądany na telewizyjnym ekranie staje się dla nas czymś oczywistym i prawdziwym. U DeLillo rzeczywistość jest sztukmistrzowskim popisem – jako jego obserwatorzy dobrowolnie dajemy się oszukiwać przefiltrowanym, zinterpretowanym już obrazom. W tym świecie zacierają się granice między rzeczywistością i fikcją, nadrzędną zaś zasadą staje się prawo do manipulacji.

„Przyszłość należy do tłumów”

Śmierć, baseball, media, groza, rozrywka – niczym lejtmotywy powracają we wszystkich dziełach amerykańskiego pisarza. Są częścią współczesności – jej dziwnym spoiwem. To one łączą ludzkie masy, tworzą z nich społeczeństwo zjednoczone wokół wspólnych mitów, tych samych potrzeb i lęków.

Don DeLillo „Cosmopolis”, Przeł. Robert
Sudół, Noir sur Blanc, Warszawa,
170 stron
Tłum fascynuje DeLillo, jednocześnie budząc w nim strach. „Przyszłość należy do tłumów” – pisze w „Mao II”.  W tej przewrotnej powieści tłum jest jak jednostka miary – dzięki obecności mas można rozpoznać ważność lub nieistotność społecznych wydarzeń. Milionowy tłum maoistów wielbiących chińskiego wodza, czy też wierni ślepo zapatrzeni w kler i święte obrazki – u DeLillo wszyscy oni są ideologicznymi klonami. W świecie rządzonym przez kulturę powtórzenia, próżno bowiem szukać jakiegokolwiek oryginału. Wszystko jest kopią, interpretacją i przeinaczeniem. Już sam tytuł powieści, „Mao II”, wskazuje, że rozpościerający się przed naszymi oczami literacki świat jest fotokopią – jak słynne seriografie Andy’ego Warhola przedstawiające portrety Mao Zedonga. Tak jak Warhol DeLillo wierzy, że podstawą dzisiejszej kultury jest multiplikacja, a w świecie rządzonym przez masy indywidualizm staje się iluzją.

Bohaterowie DeLillo jedynie na pozór zajmują pierwszy plan opowieści – często ważniejsze jest samo tło. W brawurowym opisie meczu baseballowego z 1951 roku, który otwiera znakomite „Podziemia”, pisarz tylko pozornie skupia się na pojedynczych bohaterach. Od Franka Sinatry, Johna Edgara Hoovera, czy stadionowego sprzedawcy hot dogów, DeLillo bardziej fascynuje „masa ludzi zmieniona w wyrzeźbiony obiekt”. Dzięki tłumowi zapełniającemu stadion „ta chwila z połowy stulecia wchodzi w krew trwalej niż rozległe, państwowotwórcze strategie wybitnych przywódców”. Ale tłum, który jednoczy, jest zarazem groźny.

Don DeLillo „ Spadając”, Przeł. Robert
Sudół, Noir sur Blanc, Warszawa,
208 stron
Tak jak w pismach Eliasa Canettiego masa ludzka była czymś niebezpiecznym, tak u Amerykanina ściśle związana jest z grozą śmierci. W „Mao II” DeLillo kreśli barwne zbiorowe sceny – przypomina krwawo stłumione protesty z placu Tian’anmen, pogrzeb Chomeiniego, podczas którego zrozpaczony tłum zadeptał wielu żałobników, wreszcie – morderstwo Kennedy’ego. W jego powieści tłum przywołuje śmierć. Zachowując pozór witalności, jest zapowiedzią obumierania. Za pomocą tych symbolicznych scen twórca „Graczy” ilustruje dramat człowieka w świecie zdominowanym przez masy. W tym świecie stajemy się jedynie częścią wielkiej opowieści – jak  bohater „Spadając”, mężczyzna wyskakujący z okna płonącego World Trade Center, pozostajemy elementem większej narracji.

Literatura DeLillo niepokoi. Każe nam łatwe uproszczenia zastąpić gruntowną analizą rzeczywistości. Zarówno w ośmiusetstronicowych „Podziemiach”, jak i w krótkich opowiadaniach, amerykański postmodernista stawia wciąż te same pytania: o wpływ mediów na społeczeństwa; o to, czym jest historia oraz o rolę literatury w erze ponowoczesnej. Pesymistyczna i mroczna wizja, jaką kreśli DeLillo, jest nie tylko panoramą amerykańskiego społeczeństwa, ale opowieścią o współczesnej kulturze. I choć sam DeLillo pisał, iż „najbardziej wartościowe jest zatajone dzieło sztuki”, każde spotkanie z jego literaturą dopełnia portret jednego z niezwykłych pisarzy współczesnej literatury.

 Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL (Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Bez utworów zależnych).