Ameryka bez happy endu
„Noc oczyszczenia: Żegnaj Ameryko”

14 minut czytania

/ Film

Ameryka bez happy endu

Jakub Majmurek

Seria „Noc oczyszczenia” nie jest z pewnością najbardziej subtelną diagnozą Ameryki drugiej dekady XXI wieku. Filmy i seriale z cyklu często walą na odlew, od eksploatacyjnego widowiska klasy B przechodzą do dość łopatologicznego politycznego kaznodziejstwa. Jednocześnie w przesadzie tych produkcji zawiera się ich prawda

Jeszcze 4 minuty czytania

Pierwsza „Noc oczyszczenia” (2013) realizowała gatunkowy schemat home invasion movie. Sandinowie, rodzina z klasy średniej z przedmieść – sól Ameryki i kościec amerykańskiego snu – musiała bronić się przed grupą uzbrojonych intruzów, zdeterminowanych, by dopaść ukrywającego się w ich domu czarnego mężczyznę. Tym, co czyniło film wyjątkowym – i pozwoliło mu rozrosnąć się do franczyzy liczącej dziś pięć pełnych metraży i dwa sezony serialu – był jednak nie obraz rodziny walczącej o życie w swoim własnym domu, ale wizja bliskiej przyszłości Ameryki.

„Noc oczyszczenia” rozgrywa się bowiem w 2022 roku. Osiem lat wcześniej wielki kryzys gospodarczy wynosi do władzy populistyczno-prawicową, faszyzującą partię: Nowych Ojców Założycieli Ameryki (NFFA). By uzdrowić kraj, wprowadza ona nowe święto: tytułową noc oczyszczenia. Przez jedną noc w roku, z 21 na 22 marca, nie obowiązuje prawo. Wszelkie przestępstwa, łącznie z zabójstwem, są dozwolone. Noc bezprawia ma pozwolić Ameryce oczyścić się ze wzbierających w niej negatywnych emocji, rozładować napięcia społeczne i agresję, zapewniając spokój, wolność od przemocy i przestępczości, oraz ogólną społeczną harmonię przez resztę roku.

Punkt wyjścia może wydawać się absurdalny, pomysł na film o nocy bezprawia tani i eksploatacyjny. Przy wszystkich swoich ograniczeniach i mimo częstych narzekań krytyków „Noc oczyszczenia” okazała się jednak jedną z ważniejszych filmowych franczyz ostatniej dekady. Zdolną uchwycić to, co najważniejsze, dla zrozumienia współczesnej Ameryki: rosnące napięcia społeczne, polaryzację polityczną na granicy wojny domowej, lęki zagrożonej pauperyzacją klasy średniej, rosnący w siłę prawicowy ekstremizm, wszystkie czynniki, jakie wyniosły do prezydentury Donalda Trumpa.

Polityka krwawego karnawału

Seria „Noc oczyszczenia” jest kolejnym sukcesem niewielkiego studia Blumhouse Productions – wytwórni szczególnie zasłużonej dla rozkwitu kina grozy w ostatniej dekadzie. To z Blumhouse wyszły takie obrazy jak „Uciekaj” Jordana Peela i „Niewidzialny człowiek” Leigh Whanella. Pomysł wytwórni na kino jest prosty. Kręcimy niedrogie filmy, oparte o oryginalny, nawet jeśli pozornie absurdalny, pomysł, łączące przyjemności typowe dla gatunkowego widowiska klasy B z ważnymi społecznymi i politycznymi kontekstami.

Każda „Noc oczyszczenia” realizuje tę formułę. Pierwszy film kosztował zaledwie 3 miliony dolarów. Zarobił prawie 90 milionów, co pozwoliło na zwiększanie budżetów następnych odsłon serii. Mimo większych pieniędzy kolejne „Noce oczyszczenia” zachowują klimat taniej produkcji, niespecjalnie przejmującej się swoim prestiżem. Filmy z cyklu nie boją się złego smaku, nawarstwienia filmowych atrakcji, obrazów wymyślnej przemocy – każdy pokazuje noc mrocznego, krwawego karnawału i robi to w karnawałowej, opartej na przesadzie formie. Kolejne części wychodzą z przestrzeni domowej, gdzie zamknięty był pierwszy film, na ulice – gdzie na jedną noc władza abdykuje, porządek społeczny ulega zawieszeniu, rządzi czysta przemoc i radość zniszczenia.

„Noc oczyszczenia”; „Noc oczyszczenia. Anarchia”

Karnawał przemocy nie jest jednak w „Nocach oczyszczenia” ostatecznym celem filmowego widowiska. Równie ważna jest polityka, obecna od samego początku. Bardzo szybko się dowiadujemy, że wbrew temu, co mówi propaganda NFFA, przemoc w tytułową noc nie dotyka wszystkich w równym stopniu, ma za to wyraźnie rasowy i genderowy charakter. W pierwszej części dom Sandinów zostaje zaatakowany dlatego, że ukrył się w nim uciekający przed próbującym go zlinczować tłumem czarny. Na ogół na ich zamożnym, raczej liberalnym niż prawicowym przedmieściu noce oczyszczenia przebiegają spokojnie – jeśli zamieszkująca go klasa średnia w ogóle „oczyszcza”, to robi to daleko od domu. Atakujący proponują zresztą Sandinom układ: „wydajcie nam mężczyznę, a zostawimy was w spokoju, nie o was nam chodzi”.

Przemoc uwalniana co roku w pierwszą noc wiosny kieruje się głównie w stronę najsłabszych, „zbędnych” członków społeczeństwa: bezdomnych, chorych, starszych, bezrobotnych, odbiorców pomocy społecznej. Klasa średnia na co dzień narzekająca, że z jej ciężkiej pracy finansowany jest hojny socjal dla „leni” i „nieudaczników”, może wreszcie raz na zawsze zrobić z nimi porządek. Pomaga jej z tym zresztą aktywnie NFFA – w drugiej części okazuje się, że rządząca partia, zmartwiona tym, że zwykli obywatele nie „oczyszczają” tak intensywnie, jak zakładały to prognozy, wysyła wojsko do uboższych dzielnic miasta, by „oczyścić” je z drenujących budżet, zależnych od świadczeń społecznych mieszkańców. W pierwszym sezonie serialu (2018) dowiadujemy się, że NFFA finansuje sektę, która zbiera z ulicy osoby z głębokimi problemami – depresja i inne zaburzenia, uzależnienia, bezdomność – i przekonuje je, by oddały swoje życie w ofierze w noc 21 marca. Jak cynicznie komentuje jeden z bohaterów: „masakra jest tańsza niż inwestycje w publiczną opiekę zdrowotną”.

Masakra okazuje się też całkiem skutecznym kołem zamachowym dla gospodarki. Noc bezprawia obrasta całym szeregiem biznesów: od ochrony, przez turystykę dla pragnących „oczyszczać” cudzoziemców, po produkcję przerażających masek i kostiumów. Sprzedaż broni i amunicji bije wszelkie rekordy. Sandinowie budują swój dobrobyt na sprzedaży przydatnych w noc bezprawia systemów antywłamaniowych – prywatnie mogą gardzić nocą oczyszczenia, ale dzięki niej zbudowali swoją pozycję społeczną. Nawiedzający ich uzbrojeni po zęby „goście” są jak diabeł, który kupił ludzką duszę, latami spełniał wszelkie życzenia jej sprzedawcy, by w końcu przyjść upomnieć się o swoje. Jak można się domyślać, Sandinowie nie są jedyną rodziną, która choć nocą oczyszczenia nie przepada, jest ekonomicznie zależna od trwania krwawego święta.

Zwyczajny faszyzm

W „Nocy oczyszczenia” nie chodzi jednak tylko o rachunek ekonomiczny. Mroczny karnawał wskrzesza – przynajmniej na jedną noc – wydawałoby się, już dawno pogrzebane rasowe i płciowe hierarchie i struktury władzy. To zresztą przyciąga do krwawego święta białą klasę ludową. Noc bezprawia pozwala jej poczuć siłę, daje możliwość pokazania mniejszościom i kobietom, gdzie „ich miejsce”.

W pierwszym sezonie serialu jednym z wątków jest historia Joe Owensa – prostego mężczyzny bez dyplomu, który bez sukcesów próbuje prowadzić swój biznes. W noc 21 marca – w trakcie której rozgrywa się wszystkie 10 odcinków – Owens porywa wszystkie osoby, które w ciągu ostatniego roku czymś się mu naraziły. Są wśród nich traktujący Joego z góry nieuczciwy biznesowy partner; czarna kobieta sukcesu, która uciekła z niezręcznej randki z mężczyzną, i młoda Latynoska – to przez takich ludzi jak ona Joe czuje się w swoim własnym kraju obcy. Lista – wykształcona elita, „zbyt” wyemancypowane kobiety, migranci i ich potomkowie – zbieżna jest z obiektami nienawiści wyborców współczesnej populistycznej prawicy, nie tylko w Stanach.

Joe, zastawiając pułapki na swoje kolejne ofiary, jak mantrę powtarza słowa konserwatywnej gwiazdy radiowej, jednego z głównych ideologów „nocy oczyszczenia”, codziennie sączącego nienawiść do głów swoich odbiorców. We franczyzie z Blumhouse widzimy, jak niewiele potrzeba, by rozbudzić w społeczeństwie faszystowskie impulsy, pchnąć je do nienawiści i wzajemnej przemocy. Ten spontaniczny faszyzm nie ogranicza się przy tym do osób z klasy ludowej w typie Joego, tworzą go i oddają się mu także elity. W drugim filmie z cyklu, „Noc Oczyszczenia: Anarchia” (2014), trafiamy na przyjęcie dla powiązanych z NFFA bogaczy. Główną atrakcją jest licytacja, gdzie można kupić prawo do zapolowania na grupę bezbronnych biedaków.

„Pierwsza noc oczyszczenia”; „Noc oczyszczenia: Czas wyboru”

W świecie „Nocy oczyszczenia” faszyzuje się nie tylko społeczeństwo, ale i państwo. Formalnie Stany pozostają w serii demokracją. Społeczeństwo może się organizować i protestować przeciw decyzjom władzy, odbywają się mniej więcej normalne wybory. W filmie „Noc oczyszczenia: Czas wyboru” (2016) ma je szansę wygrać senatorka Charlie Roan, obiecująca zakończenie makabrycznej tradycji – o ile przetrwa tytułową noc. NFFA nie ma bowiem skrupułów przed fizyczną eliminacją swoich przeciwników.

Pieniądze zaoszczędzone na świadczenia społeczne zostały zainwestowane przez Nowych Ojców Założycieli w budowę wyrafinowanego aparatu inwigilacji i nadzoru. W drugim sezonie serialu (2019) patrzymy na niego z punktu widzenia pracującej w samym środku systemu Esme. Kobieta zaczyna mieć wątpliwości co do swojej pracy, gdy dowiaduje się, że NFFA kazało zamordować uczoną prowadzącą badania pokazujące, że wbrew oficjalnej ideologii reżimu noce oczyszczenia nie tylko nie uwalniają społeczeństwa od agresji, ale wręcz ją wzmagają. Władza NFFA opiera się bowiem na wielkim kłamstwie na temat dobroczynnych skutków makabrycznej nocy – by je utrzymać władza regularnie fałszuje statystyki przestępczości.

Franczyza, podobnie jak paranoiczne thrillery spiskowe z lat 70., przepełniona jest pesymizmem wobec amerykańskiej demokracji, jej zdolności do oporu przeciw antydemokratycznym, autorytarnym siłom po cichu przejmującym kontrolę nad systemem politycznym. Te same lęki podzielało amerykańskie społeczeństwo – a przynajmniej jego liberalna część – w ciągu czterech lat prezydentury Trumpa.

Kto przetrwa amerykańską apokalipsę?

Przemoc wymierzona w mniejszości i grupy nieuprzywilejowane budzi w świecie „Nocy oczyszczenia” opór. Czarne i latynoskie dzielnice zbroją się i przygotowują na ataki białych suprematystów. Rewolucyjne bojówki próbują wykorzystać noce 21 marca do ataków na establishment NFFA.

Narracja oporu najmocniej wybrzmiewa w czwartej części cyklu: „Pierwszej nocy oczyszczenia” (2018). Film jest prequelem wobec poprzednich części cyklu, opowiada o pierwszej, eksperymentalnej nocy: obejmującej jeszcze nie całe Stany, ale wyłącznie Staten Island, położoną na wyspie dzielnicę Nowego Jorku.

Szybko okazuje się, że eksperyment jest tak naprawdę zorganizowaną przez rząd czystką etniczną, wymierzoną w ubogą wielorasową ludność dzielnicy. Jej mieszkańcy nie zamierzają się jednak po prostu poddać przemocy. Organizują się i stają do walki: społeczne aktywistki obok pań z kółka parafialnego i kontrolujących handel nielegalnymi substancjami gangów. Ta walka jest jednak w ostatecznym rachunku daremna. Kibicujemy bohaterom, cieszymy się, gdy udaje się im przetrwać do rana, ale NFFA odnosi polityczny sukces. Jest w stanie sprzedać amerykańskiej opinii publicznej swój „eksperyment” jako sukces i rozszerzyć go na całe Stany. Za rok bohaterowie, których polubiliśmy, mogą już nie przeżyć.

Każda noc w „Nocy oczyszczenia” kończy się happy endem dla prawie wszystkich bohaterów, którym kibicujemy, a jednocześnie na horyzoncie nigdzie nie widać happy endu dla pijanej przemocą, osuwającej się w faszyzm Ameryki. Wyjątkiem jest „Noc oczyszczenia: Wybory”, w której senatorka Roan przeżywa noc z 21 na 22 marca, w listopadzie wygrywa wybory prezydenckie, a następnie kończy z makabryczną tradycją. Jednak już w najnowszej odsłonie cyklu – „Noc oczyszczenia: Żegnaj, Ameryko” (2021) – dowiadujemy się w pierwszej scenie, że NFFA szybko wraca do władzy i przywraca krwawe święto.

„Noc oczyszczenia: Żegnaj Ameryko”„Noc oczyszczenia: Żegnaj, Ameryko”

W „Żegnaj, Ameryko” wymyka się ono spod kontroli. Przemoc nie ustaje wraz ze świtem. Grupy białych suprematystów nie zamierzają złożyć broni, aż nie osiągną swojego ostatecznego celu: białej Ameryki bez Latynosów, czarnych, liberalnych elit. NFFA próbuje przywrócić porządek, ale nie jest w stanie – granat przemocy, jaki elity tej partii odbezpieczyły, wybucha im w rękach. Nie ma żadnej nadziei na ocalenie amerykańskiego projektu, pytanie brzmi, kto przetrwa amerykańską apokalipsę.

„Żegnaj, Ameryko” miało początkowo mieć premierę w lipcu 2020 roku – przesunięto ją jednak na ten rok z powodu pandemii. Gdyby premiera odbyła się zgodnie z planami, film wszedłby do kin w samym środku gwałtownych protestów po zabójstwie przez policję z Minneapolis Afroamerykanina George’a Floyda, zaognianych przez agresywną retorykę Trumpa, kokietującego skrajną prawicę.

Dziś obrazy z „Żegnaj, Ameryko” nic nie tracą jednak na aktualności. Przywodzą na myśl to, co działo się w Waszyngtonie 6 stycznia, gdy podburzony przez ustępującego prezydenta tłum zaatakował Kapitol, gdzie trwał proces zatwierdzania wyników wyborów prezydenckich. Atakującym nie udało się go powstrzymać, przejęli jednak na chwilę kontrolę nad siedzibą amerykańskiej władzy ustawodawczej. Świat obiegły zdjęcia mężczyzny w stroju bizona stojącego z amerykańską flagą na korytarzu Kapitolu – jakby żywcem wyjęte z którejś „Nocy oczyszczenia”. Pięć osób zginęło, sto czterdzieści zostało rannych. Politycy Demokratów ukrywali się w obawie o własne bezpieczeństwo, a nawet życie.

Ostatecznie przywrócono porządek. Koszmar Trumpa się skończył. Wiemy jednak, że powróci, niekoniecznie z samym Trumpem na czele, tak jak wrócić musieli Nowi Ojcowie Założyciele czy Pennywise. Ciągle żywa jest koalicja, która wyniosła Trumpa do władzy: wielkiego biznesu niechętnego podatkom, klasy średniej obawiającej się pauperyzacji, fanatycznych zwolenników prawa do posiadania broni, religijnych fundamentalistów, spauperyzowanej białej klasy ludowej, za swój los obwiniającej polityczną poprawność i migrantów. Podobna koalicja wydaje się zresztą wspierać władzę NFFA w filmowym cyklu.

Seria „Noc oczyszczenia” nie jest z pewnością najbardziej subtelną diagnozą Ameryki drugiej dekady XXI wieku w popkulturze. Filmy i seriale z cyklu często walą na odlew, od eksploatacyjnego widowiska klasy B przechodzą do dość łopatologicznego politycznego kaznodziejstwa. Jednocześnie w przesadzie tych produkcji zawiera się ich prawda. Prawda nie tylko o drugiej dekadzie XXI wieku, o erze Trumpa i wielkiej populistycznej mobilizacji we wszystkich zachodnich demokracjach – siły, fantazje i afekty, jakie portretuje „Noc oczyszczenia”, będą bowiem kształtować także obecne dziesięciolecie. Koszmar się jeszcze nie skończył.