Jeszcze 1 minuta czytania

Małgorzata Łukasiewicz

ALFABET „CZARODZIEJSKIEJ GÓRY”:
Ł jak Jan Łukowski

Małgorzata Łukasiewicz

Małgorzata Łukasiewicz

Pierwszy tom „Czarodziejskiej góry” przełożył Józef Kramsztyk, drugi tom Jan Łukowski: takie informacje figurowały w powojennym wydaniu powieści z 1953 roku i powtarzały się w kolejnych edycjach. Dopiero w 1998 roku (Warszawa, Świat Książki) pojawiło się prawdziwe nazwisko tłumacza drugiego tomu: Władysław Tatarkiewicz.

Przedwojenne wydanie „Czarodziejskiej góry” było dziełem Józefa Kramsztyka, Kazimierza Czachowskiego i Juliusza Feldhorna. Przekład Kramsztyka oceniano dobrze, pracę dwóch pozostałych tłumaczy krytykowano. Toteż po wojnie wydawnictwo Czytelnik postanowiło zamówić nowy przekład części powieści i zwróciło się w tej sprawie do Władysława Tatarkiewicza. Profesor Tatarkiewicz od 1950 roku odsunięty był od dydaktyki i publikacji. W ciągu 6 lat przymusowego urlopu prowadził badania, które zaowocowały m.in. „Historią estetyki”, i – pod pseudonimem – przetłumaczył drugą część „Czarodziejskiej góry”.

Informacja o tym pojawiła się w 1975 roku w monografii M. Jaworskiego „Władysław Tatarkiewicz”, ale do powszechnej wiadomości nie dotarła. W dodatku w bibliografiach niekiedy uwzględnia się tylko Kramsztyka (bo zagląda się tylko na stronę tytułową pierwszego tomu), a Łukowskiego pomija. Sama dopuściłam się tego grzechu w katalogu wystawy przekładów literatury niemieckojęzycznej z 1990 roku, choć wtedy wiedziałam już, kto kryje się pod pseudonimem, więc się kajam. Słusznie wytknął to Tadeusz Oracki („Literatura na Świecie”, 7–8–9/2002), przypominając historyczne okoliczności powstania przekładu. I co? Nawet w publikacji Romana Dziergwy „Tomasz Mann w krytyce i literaturze polskiej”, posługując się indeksem, odnajdziemy, owszem, Tatarkiewicza pośród członków PEN Clubu, przyjmujących Manna w Warszawie w marcu 1927 roku, osobno natomiast wymieniony jest Łukowski jako tłumacz. Zakopiański teatr im. Witkiewicza przegiął w drugą stronę: w programie spektaklu z 2002 roku Tatarkiewiczowi przypisano tłumaczenie całości, pod dwoma pseudonimami.

Sam Tatarkiewicz nie wypowiedział się bodaj nigdy publicznie o swoim udziale w przekładzie ani o samej powieści. Nie pisze o tym w „Zapiskach do autobiografii” (Teresa i Władysław Tatarkiewiczowie, „Wspomnienia”); zresztą cały okres powojenny właściwie wymija, nie komentuje wydarzeń lat pięćdziesiątych ani swoich przymusowych i zarazem pracowitych wakacji. O Mannie jest tam mowa dwukrotnie, raz w związku z Hotelem Kąpielowym w Wenecji, drugi raz w tonie bardziej osobistym: „We wspomnieniach żony Tomasza Manna wyczytałem, że wielki powieściopisarz w niektórych rzeczach reagował podobnie do mnie. Mianowicie nie lubił poważnych i głębokich rozmów. Ja również wolę lżejsze rozmowy, a głębokie myśli łatwiej znajduję w książkach niż w przygodnych wymianach zdań. Po wtóre Mann, gdy pisał książkę, przejmował się jej tematem, (…) natomiast dokończywszy, rozstawał się z tematyką i wręcz nie lubił do niej wracać. Podobnie było ze mną”.

Informacja, że przekład wielkiej powieści XX wieku zawdzięczamy w części wielkiej polskiej postaci XX wieku, nie zakorzeniła się i nie wypuściła pąków komentarzy czy choćby anegdot. Dlaczego tak trudno nam przyswoić tę wiadomość i zrobić z niej użytek? Czy Tatarkiewicz nie pasuje nam do „Czarodziejskiej góry”? Ze swoim upodobaniem do jasnego, klarownego języka nie pasuje do autora rozmiłowanego w wieloznacznościach? A przecież polska recepcja Manna rozłazi się w tak różne strony i obsługuje tak nieoczekiwane konteksty, że jeden więcej zawijas na tej drodze nie powinien sprawiać kłopotu.

Czy działa tu siła bezwładu i coś, co początkowo wymagało osłony tajemnicy, zadomowiło się w tym utajeniu na dobre?


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.