World Press Photo
WORLD PRESS PHOTO ZDJECIE ROKU 2009, fot. Pietro Masturzo, Włochy

World Press Photo

Katarzyna Ziółkowska-Banak

Jak podtrzymać zainteresowanie mediów i publiczności konkursem fotografii prasowej? Najpierw – kontrowersyjną decyzją, później – małym skandalem, który wypłynie już po ogłoszeniu wyników i zagwarantuje nawrót uwagi

Jeszcze 3 minuty czytania

Awantura o retusz

Mały skandal oczywiście nie jest taki mały – biorąc pod uwagę skalę konkursu. Jury zdecydowało o zdyskwalifikowaniu jednego ze zdjęć Stepana Rudika z cyklu nagrodzonego w Sports Features – okazało się, że zostało poddane zbyt zaawansowanej obróbce cyfrowej. A jako że decyzja zapadła  kilka tygodni po ogłoszeniu wyników konkursu, Stepan mógł przez chwilę poczuć smak zwycięstwa. Teraz pozostał mu tylko niesmak, podobnie jak i samemu jury, o którym opóźniony czas reakcji nie świadczy najlepiej. Tak czy siak – skandal jest ostatnio popularny – niedawno podobna historia zdarzyła się na konkursie Wildlife Photographer of The Year. Dyskwalifikacja wywołuje poruszenie wśród widzów i gwarantuje nawrót uwagi.

Krew, pot i łzy

„Obiektyw kamery niczym oko hieny czeka na łzy, gesty rozpaczy. Nie ma skrupułów, nie ma etycznych hamulców. I nie ma od tego ucieczki, bo mechanizm konkurencji jest mechanizmem rynkowym a mechanizm rynku jest podstawą demokracji. (…) One powodują, że ktoś – na przykład dziennikarz – kto powstrzyma się przed jakimś zachowaniem, wytwarza puste miejsce, w które natychmiast wskoczy ktoś inny. Można to potępiać, ograniczać, krytykować. Ale nie możemy tego zlikwidować”.
Ryszard Kapuściński, „Autoportret reportera”

Trzeba zresztą przyznać, że ze skandalem czy bez – żaden inny konkurs fotografii prasowej nie wywołuje tak szerokiego zainteresowania jak World Press Photo. Bo też żaden nie jest aż tak skomercjalizowany. Zdjęcia nagradzane w kolejnych odsłonach konkursu można w Polsce oglądać na dużych objazdowych wystawach od lat. Są organizowane w coraz łatwiej dostępnych miejscach – coraz bliżej ludzi, coraz mniej kameralnie, coraz bardziej przy okazji i w biegu. Zeszłoroczna warszawska prezentacja pokazywana była w centrum handlowym między knajpą z kanapkami a winiarnią. Goście, pogryzając przekąski po męczącym dniu zakupów, mogli cieszyć oko obrazami zbrodni, powodzi, cyklonów i wojen. W nadmiarze – przestają zadziwiać. World Press Photo od lat już kojarzone jest z krwawymi obrazami przemocy. I choć czasem jeszcze nagradzane zdjęcia ożywiają dyskusje na temat etyki fotoreportera, to estetyka najczęściej doceniana w konkursie zaczyna powoli nudzić.

WORLD PRESS PHOTO ZDJĘCIE ROKU 2008,
fot. Anthony Suau, USA
Ciekawie z uodpornieniem na przemoc zagrał Anthony Suau – zeszłoroczny laureat World Press Photo. Nagrodzone zdjęcie zdawało się ukazywać obszar objęty wojną, w rzeczywistości pokazywało eksmisję mieszkańców domu w Ohio. Automatycznie zakładamy, że zdjęcie, na które patrzymy, to kolejny wojenny reportaż. Nie jest to zresztą założenie bezpodstawne. W ubiegłorocznej edycji konkursu poza Fotografią Roku zdjęcia w większości kategorii dotyczyły wojen, sporów, kataklizmów i ich następstw. Podobnie w tym roku.

Wyjątkiem jest Zdjęcie Roku 2009. Na pierwszy rzut oka wygląda jak obraz z oblężonego miasta, a jego bohaterki – stojące na dachu kobiety – zdają się wzywać pomocy. Okazuje się jednak, że protestują przeciwko zafałszowanym wynikom wyborów, stoją na dachu – bo tak wtedy protestowali wszyscy mieszkańcy Iranu, a budynek w tle to nie ruina po wybuchu, ale dom w trakcie budowy. To zdjęcie oddziałuje na widza podobnie jak praca laureata z poprzedniego roku – jest wieloznaczne, ma w sobie coś więcej niż tylko obraz. Tak właśnie nagrodę uzasadniała Kate Edwards z jury – zdjęcie Pietro Masturzo buduje atmosferę i pobudza do myślenia.

(Foto)amator

„Dziś cały świat obwieszony jest kamerami. Dlatego społeczeństwa zadławione zostały informacją. I o ile dawniej cenzura oznaczała brak informacji, o tyle dziś oznacza jej nadmiar. Nasza wyobraźnia nie jest w stanie poradzić sobie z taką masą faktów, powstaje trudny do opisania szum informacyjny. Przeciętny człowiek nie umie dokonać jakiejś selekcji albo hierarchizacji faktów”.
Ryszard Kapuściński, Autoportret reportera”

Nie to jednak w tegorocznej odsłonie konkursu jest najbardziej kontrowersyjne. Deliberowanie nad tym, czy słuszne jest ukazywanie przez media tylko najtragiczniejszych elementów naszego życia nie jest niczym nowym. To, co niepokoi, to kierunek, w którym konkurs zmierza. Pierwszy raz przyznano nagrodę dla fotografa amatora, a przyznawanie nagród w tej kategorii wydaje się dość niebezpiecznym precedensem. Pomysł ten nie wzbudzałby żadnych zastrzeżeń, gdyby chodziło o jakikolwiek inny rodzaj zdjęć. Dopuszczenie amatorów do konkursu fotografii artystycznej, przyrodniczej, portretowej czy jakiejkolwiek innej, świadczyłoby jedynie o większym otwarciu organizatorów na świeżość spojrzenia artystów z urodzenia, ludzi o doskonałej intuicji kompozycyjnej, dobrym oku i wyczuciu. Ale podstawowym celem i wartością fotografii prasowej nie jest jej walor warsztatowy. Wielu uważa nawet, że kwestie kompozycji schodzą w reportażu na dalszy plan. World Press Photo to konkurs na najszybsze oko, na łapanie momentu, na bycie we właściwym miejscu o właściwej porze. W tych właściwych miejscach są często po prostu przypadkowi przechodnie, a media coraz częściej opierają się na przekazach amatorskich. World Press Photo idzie więc z duchem czasu. Ale czy to jest dobry duch?

I MIEJSCE W KATEGORII CONTEMPORARY
ISSUES STORIES, fot. Eugene Richards, USA,
Reportaż Getty Images/The Sunday Times
Magazine /Paris Match
Być może przyszłością fotografii prasowej wcale nie są fotografowie? Globalna wioska McLuhana rozrosła się tak bardzo, że wspomagana przez technologie napędza się sama. Bo choć o teoriach McLuhana można myśleć różnie, a niektóre krytykowane już za jego czasów koncepcje mogą dziś wydawać się przede wszystkim zabawne, trudno nie przyznać, że wiele z nich wyprzedziło epokę. Trzydzieści lat po śmierci McLuhan ma swoją stronę internetową, gdzie jego myśli żyją własnym wirtualnym życiem. Jego teoria mediów jako przedłużenia zmysłów człowieka, traktowana w sposób mniej dosłowny – jest dziś bardzo adekwatna. Każdy, dzięki łatwo dostępnym, tanim technologiom, może uchwycić zdarzenie już w chwili jego dziania się, uwiecznić je i przekazać dalej.

Napisanie tekstu, zrobienie zdjęcia, sfilmowanie, nagranie, to już dzisiaj tylko kwestia refleksu, tego jak bardzo jesteśmy zrośnięci z aparatem, kamerą, dyktafonem. Jeśli tylko użyjemy ich równie szybko jak używamy naszych oczu czy uszu, staniemy się przekaźnikiem. One staną się przedłużeniem naszych zmysłów, a my – odnogą globalnej sieci informacyjnej. Bo przesłanie przez internet tego, co uchwyciliśmy, jest równie proste jak samo uchwycenie. W ten sposób każdy może dziś przyjąć na siebie rolę społeczną, która przysługiwała dotychczas jedynie dziennikarzom. Każdy może informować. Nie ma to jednak nic wspólnego z prawdziwym dziennikarstwem, które służyć powinno czemuś więcej niż tylko pokazywaniu. Każda informacja wymaga opisu, podłoża. Czy nieprofesjonalni informatorzy, dziennikarze z przypadku będą w stanie zapewnić odbiorcom odpowiednią jakość? Dopóki ich materiały wykorzystywane są przez profesjonalne media, które traktują je jako element szerszego przekazu – nie ma się czego obawiać. Jednak w czasach internetu po świecie krąży coraz więcej informacji bez kontekstu.

Człowiek na linie

„W same prawa optyki wpisana jest deformacja. Obiektyw zawsze dokonuje selekcji, pokazuje jakiś wycinek rzeczywistości, który poprzez mechanizm powiększenia zyskuje walory obrazu całościowego. Widz jest przekonany, że cały tamten świat tak wygląda. (…) Prawdziwe dziennikarstwo jest intencjonalne, czyli stawia sobie cele i stara się przeprowadzić jakąś formę przemiany. Dobre dziennikarstwo może być tylko takie. Jeśli przeczytacie pisma najlepszych dziennikarzy, dzieła Marka Twaina, Ernesta Hemingwaya, Gabriela Garcii Marqueza, sami zobaczycie, że uprawiali oni dziennikarstwo intencjonalne. Każdy z nich walczy o coś. Opowiada po to, by coś osiągnąć, uzyskać”.
Ryszard Kapuściński, „Autoportret reportera”

Fotografia prasowa to balansowanie na bardzo cienkiej linie – między informacją a sensacją. Zawodowi fotoreporterzy chodzą po tej linie od lat i mają w tym doświadczenie. Potrafią utrzymywać równowagę, ale przecież nawet im zdarza się przechylić na niewłaściwą stronę. Jak z tym trudnym balansem poradzi sobie amator? Naturalnie – wiele decyzji spada na redaktorów i to oni decydują, które spośród dostępnych zdjęć można opublikować. Podobnie wybierają jurorzy konkursu.

Zdjęcie nagrodzone na World Press Photo w kategorii dla amatorów to kadr z filmu nakręconego telefonem komórkowym, ukazującego ostatnie chwile życia Iranki Nedy Soltani zastrzelonej podczas protestów. Te wstrząsające sceny krążyły w serwisie You Tube, zostały też pokazane przez największe informacyjne stacje telewizyjne – CNN, ABC, CBS, NBC. Młoda kobieta stała się symbolem. Pytanie tylko – dlaczego? Czy nie dlatego, że jedną z ostatnich rzeczy, które w życiu zobaczyła, była skierowana w jej stronę komórka, nagrywająca scenę jej śmierci? Czy nie dlatego, że media, gwałcąc wszelkie ustalone normy etyczne, sprawiły, że cały świat zobaczył jej piękną twarz, z której ust i nosa coraz szybciej wypływa krew? To, że przed emisją tych scen pojawiały się ostrzeżenia o ich brutalności, o tym, że pokazują śmierć w bliskim ujęciu – nie ma tu większego znaczenia. Została przekroczona granica, która powinna być nieprzekraczalna. Z materiałów nadesłanych przez przypadkowych reporterów media korzystają zwykle w ostateczności. Tylko wtedy, kiedy na miejscu nie było żadnego dziennikarza, a redaktorzy uznają za konieczne pokazanie pewnych wydarzeń. Czy ta sytuacja była koniecznością? Jury konkursu uhonorowało autora filmu ze względu na rolę, jaką jego przekaz odegrał w międzynarodowych mediach. I rzeczywiście była to rola ważna, ale też ogromnie kontrowersyjna. Nagroda w pewnym stopniu odziera ją z kontrowersji.

Na straży standardów

I MIEJSCE W KATEGORII SPOT NEWS SINGLES
fot. Adam Ferguson, Australia /VII Mentor
Programfor The New York Times
Pytanie, czy tak prestiżowy – a w każdym razie głośny i popularny – konkurs jak World Press Photo nie powinien narzucać standardów? Debata o tym, czy rolą konkursu jest „ustawianie poprzeczki”, jest związana z debatą o roli fotografii prasowej i reportażu. To – idąc dalej – analiza roli społecznej reportera. To już nawet nie decyzja o przyznaniu priorytetu informacji nad sensacją. Każda fotografia to informacja wysłana w świat w określonym celu. Każdy reporter powie, że robi zdjęcia po to, aby coś opinii publicznej uzmysłowić, aby pokazać miejsca tragedii, wyzysku, konfliktu. Czy jednak dziennikarze i wydawcy, albo jurorzy konkursu, powinni dbać również o standardy estetyczne? Czy w tę rolę fotoreportera jest też wpisana konieczność ukazywania odbiorcom piękna? Nie tyle piękna świata, co piękna fotografii jako takiej? Nauczenia widza, czym jest dobre zdjęcie. Jeśli uznamy, że tak – bo fakt, że fotografia prasowa jest w dużym stopniu podporządkowana samemu wydarzeniu, chwili, szybkości reakcji, nie oznacza, że zdjęcie nie może być dobre – mamy prawo oczekiwać właśnie takich zdjęć na World Press Photo. Takim zdjęciem jest malarska praca Pietro Masturzo, ale już nie zdecydowana większość zdjęć docenionych w innych kategoriach. Można więc odnieść wrażenie, że organizatorzy i jurorzy World Press Photo 2009 byli rozdarci między chęcią docenienia prac atrakcyjnych artystycznie – wprowadzenia do konkursu powiewu świeżego powietrza i oddechu od corocznego zalewu przemocy – a kontynuacją tego krwawego nurtu i pójściem z duchem czasu. Tego czasu, który pozwala każdemu być reporterem.