Wystawa „Constantin Brâncuşi – fotograf”

Bogusław Deptuła

Warszawska wystawa Brâncuşiego-fotografa. Brâncuşi z wielką piłą w rękach, z papierosem na stercie belek, w kapeluszu, trochę jakby damskim…

Jeszcze 1 minuta czytania

Dla Elżbiety Pustoły

Podobno postanowił robić zdjęcia, gdy przyłapał zamówionego przez siebie fotografa na pudrowaniu rzeźb, które miało wyeliminować niepożądane błyski na ich gładkich powierzchniach.

Zanim Constantin Brâncuşi został najważniejszym rzeźbiarzem XX wieku i odmienił całkowicie oblicze tej sztuki, uczył się bardzo długo, bo aż przez dziewięć lat, na dwóch uczelniach w Rumunii i w Paryżu. Zdumiewająca jest ta niewiara we własny talent i moc, które za chwilę objawią się w jego rzeźbach. Mówimy przecież o takich rzeźbach, przy których wszystkie inne zdają się zupełnie trywialne.

„Constantin Brâncuşi – fotograf”. Królikarnia, Oddział
Muzeum Narodowego w Warszawie, kurator: Raluca Bem
Neamu, do 2 sierpnia 2009
Między Rodinem a Brâncuşim dokonał się skok jakościowy, jakiego niepodobna opisać, skok, zmieniający epokę, estetykę, świat i jego pojmowanie. Właśnie to bywa w dziejach sztuki najpiękniejsze i najbardziej wciągające, to czyni ze sztuki dziedzinę nieledwie magiczną, niepochwytną i zniewalającą. Oglądając Rodina, nie mogliśmy sobie wyobrazić Brâncuşiego. Tymczasem on właśnie się zjawił i pokazał, że od teraz rzeźba będzie wyglądać inaczej, a wszyscy to przyjęli i zrozumieli. I chyba to była największa i najbardziej radykalna rewolucja w dziejach sztuk plastycznych, jaką mogliśmy obserwować w XX wieku (zapomnijmy na moment o Duchampie).

Pewien rumuński chłop postanowił pieszo dotrzeć do Paryża. W Rumunii uczył się na dwóch uczelniach, w swej pieszej pielgrzymce do stolicy sztuki nowoczesnej odwiedził Budapeszt, Wiedeń, Monachium, Zurych i Bazyleę…

Piszę „chłop”, bo sztuka Brâncuşiego, choć wyrafinowana i rewolucyjna, jest zarazem najprostsza. Artysta piłą i siekierą odcinał od drewnianych kloców wszystko to, co uznawał za zbędne. To jakby nie rzeźbienie, a wydobywanie na jaw formy, która drzemała w tym pniu czy bloku marmuru.

Zamówiony fotograf, pudrując rzeźby, dokonał jakiegoś zbrodniczego wprost procederu. Brâncuşi nie mógł się nań zgodzić, więc zaczął sam fotografować. Jego mistrzem stał się nie byle kto, bo sam Man Ray, jeden z klasyków dwudziestowiecznej fotografii. Nie wiem czy to nauki mistrza, czy wielkie wyczucie i talent sprawiły, że znakomite zdjęcia autorstwa samego Brâncuşiego, sprawiają wrażenie niezwykłej kroniki – są niezastąpione w datowaniu i rozumieniu artystycznej ewolucji jego rzeźb. Wiedzielibyśmy o nim znacznie, znacznie mniej, gdybyśmy ich nie mieli.

Brâncuşi żył osiemdziesiąt jeden lat. Pozostawił po sobie pięćset sześćdziesiąt negatywów i ponad tysiąc własnoręcznie wykonanych zdjęć. Na kilku z nich widać wężyk wyzwalacza migawki, na innych możemy się domyślać sprawczego działania samowyzwalacza. To imponujący dorobek, który ma silnie indywidualny, wręcz intymny charakter.

Jakkolwiek dziwnie to zabrzmi, nikt nie robił podobnych zdjęć. To jakby dokumentacja, ale równocześnie świetna, samodzielna fotograficzna kreacja. Pokazują artystę pochłoniętego pracą z wielką piłą w rękach, z papierosem na stercie belek, siedzącego na cokole i wpatrzonego w obiektyw, medytującego, w kapeluszu, trochę jakby damskim. Do tego wnętrza pracowni z rzeźbami, postumentami, które też sam projektował i wykonywał. Zdjęcia z różnych lat w różnych konfiguracjach, spiętrzeniach, bałaganach, ekspozycjach. Cały ten twórczy nieład.

fot. Agence Photographique de la Réunion
des Musées Nationaux
Brâncuşi umiał portretować swoje rzeźby: ustawiał je na cokołach, odpowiednio oświetlał, chciałoby się wręcz rzec: pozował. Jedna z jego najsławniejszych rzeźb, „Ptak w przestrzeni”, doskonale czysta w swej obłości, ma delikatne ścięcie na czubku. Jedno ze zdjęć chwyta blik światła, oślepiający blik, odbijający się od gładkiej powierzchni ścięcia. Ożywiająca przemiana, dematerializacja, energetyczna i estetyczna eksplozja. Moment wyczekany przez rzeźbiarza? Wymyślony? Wyreżyserowany? Nieważne – znakomity.

Na warszawskiej wystawie jest czterdzieści zdjęć i dokumentalny film, opowiadający o sztuce i życiu rumuńskiego chłopa, który pieszo przyszedł do Paryża, by zmienić oblicze sztuki nowoczesnej.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.