widziałem jak louis szedł przez miasto
kłaniały mu się kamienice i kamyki
siadając w kawiarni zamawiając kawę
czuł szczęście
spokojnie biło serce
które wtedy nad sommą było jak granat
w tej kloace krwi błota i głupoty
gdzie surrealistyczne sny stawały się prawdą
louis zrozumiał sens
wojny spokojnie pijąc kawę
przesyłając pozdrowienia
ludziom na ulicy
słyszałem jak mazuryk
śpiewał starą pieśń
o mamie w cerkwi
o tacie w cerkwi
o spalonej cerkwi
i samotności wśród pogan
o dobrym polaku
i złym rusinie
o dobrym rusinie
i złych polakach
śpiewając
malowal swoją młodość
byłem gdy irfan powtarzał
o potrzebie dialogu
dwa państwa pod tym samym niebem
w obozie uchodźczym adam kopiący ewę
byłem w betlejem
czy też w galilei
gdzie mahmud krzyczał do policjanta
bój się mojego głodu
bo ciało uzurpatora
stanie się moim mięsem
irfan powtarzał pokornie
o potrzebnie poznawania religii
przed patriarchami był tu wiatr
który stworzył wszechświat
u nas w ramallah
powiedzenie kanaan to dom
jest wciąż
słodsze od miodu
czułem każde drgnięcie atomu
gdy nasza sonda wylądowała na marsie
to nie było przeznaczone naszej kaście
w wedach oczy zasypane piaskiem
z zazdrością patrzyli starzy bogowie
na marsie nie płynie żaden ganges
żaden z nas nie był przecież ptakiem
a karma wywiodła nas do najwyższej nirwany
soma nie był już samotny
gdyż świadomość stworzyła wszechświat