Umowa
fot. Marek Zimakiewicz

7 minut czytania

/ Teatr

Umowa

Katarzyna Niedurny

U Zadary gwarantem szczęśliwego finału gangsterskiej interpretacji dramatu Fredry są umowy. Wszyscy podpisują papiery – nieprzewidywalność półświatka zastępuje zagwarantowany pisemnie ład

Jeszcze 2 minuty czytania

„W «Zemście» chodzi o to, w jaki sposób mechanizmy przemocy mogą być zastąpione przez mechanizmy prawa cywilnego” – powiedział Michał Zadara w jednym z wywiadów. I rzeczywiście, gwarantem szczęśliwego finału jego gangsterskiej interpretacji dramatu Fredry są umowy. To one umożliwiają zakończenie sąsiedzkiego sporu. Zapisane w nich rozwiązania zastępują konflikt oparty na rozboju, a także tworzą finansowe podstawy szczęścia obu par: Wacława i Klary oraz Cześnika i Podstoliny. Być może pieniądze przynajmniej częściowo zrekompensują brak miłości w obu związkach.

Skórzana kurtka, złoty łańcuch. Już sam wygląd Cześnika, podobnie jak otaczającej go świty, nie pozostawia wątpliwości co do jego zajęcia. Arkadiusz Brykalski, wcielający się w tę postać, czerpie inspirację z popkultury. Wiele tu z „Ojca chrzestnego” – Marlona Brando, Ala Pacino. Jednak Vito Corleone nie był postacią komediową, a Brykalski taką tworzy. Przełamuje godność, grozę i powagę swojego bohatera bliższymi nam kulturowo nawiązaniami – drobnym, swojskim cwaniactwem rodem z polskich produkcji „Poranek kojota” czy „Chłopaki nie płaczą”. Nie jest wielkim gangsterem, co najwyżej lokalnym postrachem, który w mafię tylko się bawi. Brykalski jest w tym świetny, poważny – bo przecież ta rozgrywka to najważniejsza potyczka w życiu Cześnika – a jednocześnie doskonale wydobywa komediowy potencjał tej roli.

Sąsiad Cześnika, który wszedł z nim w konflikt o podział posesji, Rejent (Bartosz Porczyk), wydaje się inny: porządny, spokojny, poukładany. Jednak to tylko pozory: spisuje umowy, zabezpieczając jedynie własną korzyść; składa powiadomienia o popełnieniu przestępstwa, zmuszając świadków do podpisania fałszywych zeznań. Jest uprzejmy, ale pod tą uprzejmością kryje się skłonność do przemocy i wyrachowania. Z dwójki sąsiadów to on wydaje się groźniejszy. Nie Zemsta, Teatr Komedii w Warszawie, premiera kwiecień 2024„Zemsta”, Teatr Komedii w Warszawie, premiera kwiecień 2024odsłania przed nikim kart, a czynione przez niego zło wynika nie z chwilowego uniesienia gniewem, jak w przypadku Cześnika, ale z chłodnych kalkulacji.

Działalność Cześnika jest bardzo teatralna. Głównie przesiaduje w przeszklonej ze wszystkich stron knajpie – podobnej do tej z obrazu Edwarda Hoppera „Ćmy barowe” (scenografia: Robert Rumas). Jest w niej ciągle na widoku. Zamknięty w gabinecie Rejent działa zaś w ukryciu.

W centrum tego świata stoi jednak inna postać. Papkin – Maciej Stuhr. Pyszałkowaty samochwała, rozgadany egoista, a jednak konieczny w tym świecie, by rozładować napięcie narastające między protagonistami. Stuhr gra gangstera bez pieniędzy, który w tym fachu tkwi chyba głównie po to, żeby łatwo zarobić, choć jednocześnie się boi. To on pierwszy zapewni kolegę, że zabezpieczy tyły, a gdy dojdzie do konfrontacji, schowa się za drzwiami. Stuhr stosuje wszystkie aktorskie sztuczki, by rozbawić publiczność, pełno go na scenie, nawet gdy stoi w drugim rzędzie. Wie, że w dużej mierze to jego nazwisko przyciągnęło widzów do teatru.

fot. Marek Zimakiewicz

Stuhr gra też z własnym wizerunkiem, czerpiąc z gangsterskich filmów, w których często pojawiał się na początku kariery. W scenie, w której śpiewa, wydaje się parodiować swoje skecze. I to wszystko razem mogłoby być naprawdę nieznośne, ale nie jest. Ta ryzykowna aktorska szarża okazuje się udana: Stuhr wie, gdzie w swoim Papkinie się zatrzymać, potrafi również pokazać inną twarz tej postaci.

Jest tu jeszcze miłość. Chociaż może należałoby powiedzieć, że to zmienna namiętność. Pierwszą parą są Wacław (Filip Lipecki) i Klara (Paulina Szostak), syn Rejenta i podopieczna Cześnika. Konflikt o posiadłość sprawia, że młodzi nie mogą być razem. Rozsądną Klarę to dystansuje, romantycznego Wacława rozgrzewa. Druga to Cześnik oraz piękna i majętna wdowa Podstolina (Barbara Wysocka). Inaczej niż w tekście Fredry, Zadara kładzie mocny nacisk na podmiotowość Podstoliny. Jest równorzędną wobec mężczyzn rozgrywającą, pewną siebie i swoich atutów. Cześnikowi zależy na domniemanym majątku kobiety, która dodatkowo chyba naprawdę mu się podoba. Ona zaś widzi korzyść w połączeniu dwóch rodzin, a jako wielokrotna wdowa poszukuje też jakiegoś urozmaicenia.

Na pierwszy plan na scenie wysuwa się jednak trzecia relacja – między Wacławem i Podstoliną. Wchodzi ona w intrygę Rejenta, w której nagrodą dla niej ma być ślub z jego synem.

I to nie koniec par. Zadara pokazuje nam jeszcze Papkina i Klarę. Jeśli coś pamiętamy z czytanej w szkole „Zemsty”, to najprawdopodobniej zdanie: „krokodyla daj mi, luby”. Miało pokazać, że Klara wie o wyrachowaniu Papkina i o tym, że nie kiwnie dla niej palcem. Na scenie wygląda to trochę inaczej. Klara i Papkin rozmawiają o jego uczuciu. Komediowa rozmowa staje się dziwnie serio, by po chwili pęknięcia fabuły wszystko wróciło do normy – Klara paple o krokodylu, a Papkin wraca do swojego egoistycznego stylu bycia.

Reżyseria: Michał Zadara
Scenografia: Robert Rumas
Kostiumy: Pola Gomółka
Choreografia: Ewelina Adamska-Porczyk
Reżyseria światła: Artur Sienicki
Walki: Dawid Fajer
Obsada: Maciej Stuhr, Arkadiusz Brykalski, Bartosz Porczyk, Barbara Wysocka, Filip Lipiecki, Paulina Szostak, Mikołaj Woubishet, Monika Cieciora, Damian Mirga, Robert Ostolski

Po tej scenie spektakl zmierza już w stronę zakończenia historii zgodnie z linią dramatu. Wszystko wraca na właściwe tory. Jest scena pisania listu, który ma podstępem zwabić Wacława przed ołtarz. Wydarza się małżeństwo z Klarą, Podstolina z braku innych możliwości wychodzi za Cześnika z zagwarantowaną w umowie finansową rekompensatą. Wszyscy podpisują papiery – nieprzewidywalność półświatka zastępuje zagwarantowany pisemnie ład.

W tym spektaklu realizuje się jednak jeszcze jedna umowa: ta zawarta między reżyserem a publicznością. Michał Zadara, zaproszony przez Teatr Komedia, robi to, co powinien zrobić w instytucji nastawionej na rozrywkowy repertuar. Całkiem serio wykonuje swoje zadanie: dokładnie rozczytuje tekst, wysnuwa z tej lektury atrakcyjny pomysł inscenizacyjny i z całym zaangażowaniem realizuje na scenie komedię. I chociaż nie odpuszcza sobie błyskotliwych smaczków, to wynikają one nie z dystansu wobec materiału źródłowego, tylko z pójścia za nim.

Wydaje mi się to cenne, szczególnie że zaproszeni do tego typu instytucji reżyserzy często czują pokusę, by na starcie zaznaczyć ironiczny dystans wobec szukającej rozrywki publiczności i zapewniającej to instytucji. W efekcie tworzą spektakl pomiędzy swoimi ambicjami a wyobrażeniami o komediowym teatrze. Tymczasem Zadara ze swojej umowy się wywiązał w zupełności i z ogromną korzyścią dla spektaklu.