Jeszcze 2 minuty czytania

Michał Książek

SEZONY: Czerwiec

Michał Książek

Michał Książek

Póki co trwa czerwiec. A w czerwcu stolica Polski to oddział porodowy. Głównie chodzi o te istoty, które lęgną się z jaj, czyli ptaki, owady, gady i płazy

W tym roku wszystko jest wcześniej. W lutym było tak ciepło, że dzięcioły wzięły go za marzec i bębniły jak najęte. Kiedy nadszedł właściwy czas werbli, marzec właśnie, w warszawskich parkach bywało zaskakująco cicho. Oczywiście póki nie przyleciał drozd śpiewak albo nie rozśpiewały się sikory tudzież rudzik wraz ze strzyżykiem. Kwiczoły już wtedy miały młode, kosy niewiele później. Bardzo szybko, bo w marcu właśnie, zakwitły zawilce. W lasach Kabackim, Bielańskim i Natolińskim zrobiło się biało, jakby spadł świeży śnieg. I zaraz potem, bo już w połowie kwietnia, w stołecznych lasach opadła kotara z liści i zapadł cień. Choć zazwyczaj o tej porze roku wisiała tylko ażurowa firanka z niedolistków, przepuszczając światło dla wczesnych roślin runa: miodunki, zawilców, zdrojówki czy ziarnopłonu. Zmieniliśmy klimat i w mieście wszelkie skutki zmian bardziej są odczuwalne, bardziej zauważalne niż w lesie.

W kwietniu zaśpiewały kilka razy rzekotki, nasze jedyne żaby drzewne, które ocalały w nielicznych jeszcze miejscach na skraju miasta. Ostatnie dni kwietnia to trochę za wcześnie na rzekotki, zazwyczaj rechotały w maju. Podobnie z lipami. Te co prawda nie rechoczą, ale zawsze kwitły gdzieś w czerwcu, a w tym roku zaczęły miesiąc wcześniej. A co będzie, jeśli dojdzie do tego, że porami budzenia i kwitnienia rozminą się gatunki owadów i roślin? Na przykład pszczolinka napiaskowa budzi się w marcu, uzależniona jest od pyłku wierzby. Jeśli wierzba przekwitnie w lutym albo załatwi ją przymrozek – może nie mieć pyłku dla marcowej pszczolinki. Miejmy nadzieję, że nie będzie aż tak źle.

Póki co trwa czerwiec. A w czerwcu stolica Polski to oddział porodowy. Głównie chodzi o te istoty, które lęgną się z jaj, czyli ptaki, owady, gady i płazy. Szczególnie ptaki i owady klują się na potęgę, choć często poza świadomością sąsiadów z rodzaju Homo sapiens. Własnych dzieci dawno już dochowały się modraszki, bogatki, mazurki, sokoły wędrowne, pustułki. A i piegże, kapturki, zaganiacze. Na Dolince Służewieckiej, Jeziorku Czerniakowskim i stawach Wilanowa potomstwa oczekują trzcinniczki, trzciniaki i bączki. Nie zapominajmy o łozówkach czy rokitniczkach oraz potrzosach i dziwoniach. A są przecież jeszcze trznadle, kląskawki, pokląskwy. Skowronki polne, lerki, i dymówki. No i jerzyki! (Nie mylić z jeżami, te rodzą się już w kwietniu.) 

Wzdłuż ulicy Świętokrzyskiej, na placu Hallera i w Łazienkach filigranowi potomkowie gadów z rodzaju sikora (Parus sp.) koczują nad głowami warszawiaków, wołając tsi tsi tsi, tsi tsi tsi. To młode włóczą się za rodzicami, prosząc o żarcie. Ssaki na dole rzadko kiedy zadzierają głowy, w ich kulturach „ptaszek” został sprowadzony do roli genitaliów i nie zwykły zwracać nań szczególnej uwagi.

Z dziupli w klonie na placu Inwalidów, tuż obok pomnika I Dywizji dobiega głos młodych dzięciołów dużych. Mała sroka, jeszcze bez ogona, kryje się w trawie przy ulicy Jeżewskiego, na skraju parku Przy Bażantarni. Podlot pustułki siedzi w koronie brzózki na Psiej Górce. U podstawy pnia klonu pod Pałacem Kultury i Nauki młode wróble z trzepotem skrzydeł domagają się jeść. Rodzice donoszą okruszki żywej bądź nieżywej materii organicznej i, skazani na miłość albo instynkt, umieszczają je w pulsujących gardziołkach dzieci.

Jerzyki przylatują późno, w maju, dlatego pierwszych młodych możemy oczekiwać dopiero teraz, w czerwcu. Warto śledzić lot rodzica, pędzi nawet 100 kilometrów na godzinę, żeby zobaczyć, jak zgrabnie, mimo zawrotnej prędkości, potrafi zniknąć pod rynną albo gzymsem. Karkołomne lądowania jerzyków można obserwować pod okapami dachów Śródmieścia, Starego Miasta, Woli, Ursynowa. Wszędzie, gdzie stoi starszy nieco budynek i zieje z niego jakaś dobroczynna dziura.

Niestety często w czasie remontów szczeliny są nazbyt szczelnie klajstrowane. Wówczas możemy być świadkami zamurowywania młodych i tego, jak rodzice uderzają w nowy tynk zamykający gniazdo, nie rozumiejąc, co się stało. Ratowaniem takich rodzin jerzyków i zapobieganiem nieszczęściom zajmuje się Ptasi Patrol i Fundacja Noga w Łapę. Ale każdy z nas może i ma prawo reagować.

W ciepłe wieczory nad trawnikami wokół Pałacu Kultury i Nauki, na Jazdowie, Polach Mokotowskich latają chrząszcze wielkości laskowego orzeszka. Czasami uderzają przechodniów, nierzadko podczas swojego pierwszego lotu. To guniaki czerwczyki. Ich larwy żywią się korzonkami traw i ziół, a zimą, po przepoczwarzeniu, zamieniają się powolutku w chrząszcze i na początku lata wygrzebują na powierzchnię ziemi. Spotkamy je wszędzie tam, gdzie mamy trawniki z łysinkami piasku.

I mniej więcej wtedy, kiedy nieomal jednocześnie dzieją się te wszystkie chwile, zadziwiając nieoczywistością i złożonością świata, wspólnotą losów ptaków i ludzi, ich kruchością, nieomal w tej samej chwili w aparacie urzędniczym dzielnicy Ursynów dojrzewa fantastyczny pomysł. Ktoś zaproponował wycięcie 58 drzew w parku Przy Bażantarni i zbudowanie „strefy relaksu”. Kolejne 600 drzew trzeba będzie poddać pielęgnacji, czyli okaleczyć, ale czego się nie robi dla relaksu. Właśnie tam, na Ursynowie, opracowano lepsze źródło spokoju niż drzewo: kilka hamaków wraz z systemem alejek i nocnym oświetleniem.