To jest czas szukania nowych tożsamości
Adrian Grycuk, CC BY-SA 3.0

18 minut czytania

/ Teatr

To jest czas szukania nowych tożsamości

Rozmowa z Wojciechem Farugą

Obserwatorzy życia teatralnego oczekują szybkich efektów, chcą, żeby najbliższe miesiące przyniosły same arcydzieła. Też bym tego chciał i robię wszystko, by tak się stało, ale nie wiem, czy to możliwe już w pierwszym sezonie

Jeszcze 5 minut czytania

KATARZYNA NIEDURNY: Wybór nowej dyrekcji Teatru Dramatycznego był dość skomplikowany. Na początku ogłoszono konkurs, który ostatecznie nie został rozstrzygnięty. Następnie miasto stołeczne Warszawa nominowało cię na nowego dyrektora. Dlaczego twoje nazwisko nie pojawiło się wśród kandydatów w ramach konkursu?
WOJCIECH FARUGA: Mój pierwotny plan zakładał pozostanie na kolejną kadencję dyrektorską w Teatrze Polskim w Bydgoszczy. Wydawało mi się również, że chociaż konkurs to najbardziej transparentna procedura wyboru dyrektora, może w obecnej sytuacji nie jest najlepszym rozwiązaniem dla Teatru Dramatycznego. Taka forma zawsze jest bardzo stresująca dla zespołu i może prowadzić do konfliktów między różnymi grupami wewnątrz instytucji. Dlatego ani ja, ani Julia Holewińska, która przechodzi ze mną z Bydgoszczy do Warszawy, nie braliśmy pod uwagę udziału w tym konkursie.

Sytuacja rozwiązała się tak, jak powiedziałaś. Brali w nim udział doświadczeni kandydaci, ale konkurs nie został rozstrzygnięty. Jesteśmy jednymi z osób, z którymi miasto stołeczne Warszawa następnie prowadziło rozmowy. Zostałem poproszony o przygotowanie ramowej koncepcji programowej na dwa kolejne sezony artystyczne. Nie chcieliśmy dodatkowo podgrzewać atmosfery i produkować plotek, których i tak nie brakowało. Ustaliliśmy z miastem, że na obecnym etapie nie będziemy konsultować naszych propozycji artystycznych z reżyserami, którzy mieliby je realizować. Nasza koncepcja miała raczej pokazać, jakie mamy ogólne podejście do instytucji i jak wyobrażamy sobie jej przyszłość.

A czy na tym etapie przygotowania koncepcji kontaktowałeś się z zespołem Teatru Dramatycznego?
Nie, mieliśmy tydzień, albo trochę więcej, na przygotowanie koncepcji. Pracowałyśmy nad nią razem z Julią i nie angażowaliśmy do tej pracy nikogo innego.

W rozmowie o Teatrze Dramatycznym często mówi się ogólnie o jego „trudnej sytuacji”. Ten sezon to czas głośnego zwolnienia Moniki Strzępki z funkcji dyrektorki teatru, czas, kiedy instytucja działała w trybie kryzysu. To sprawia, że nowa dyrekcja ma dużo wyzwań.
Mam poczucie, że oprócz tego, co wiemy z publicznych oświadczeń, sytuacja w teatrze cały czas nie jest jasna. Nie jest moim celem dociekanie tego, co się wydarzyło, chcę jednak rozpoznać wszystkie dobre idee i rozwiązania, jakie zostały wypracowane w ciągu tych dwóch lat. Z rozmów z zespołem, które odbyłem już po swojej nominacji, wynika, że ludzie potrzebują stabilizacji, wyjścia z trybu zarządzania kryzysowego. Chcą spokojnie wykonywać swoje obowiązki. Dla mnie i Julii w tej sytuacji najważniejsze jest danie sobie czasu i minimalizowanie presji, a ta teraz jest bardzo duża. Obserwatorzy życia teatralnego oczekują szybkich efektów, chcą, żeby najbliższe miesiące przyniosły same arcydzieła. Też bym tego chciał i robię wszystko, by tak się stało, ale nie wiem, czy to możliwe już w pierwszym sezonie, czy może dopiero w drugim albo w trzecim. Budowanie wspólnoty z zespołem wymaga czasu, zaufania i jego wiary w nasze dobre intencje. To, czego nie potrzebujemy, to presja i oczekiwanie natychmiastowych rezultatów. Jestem świadomy, że początek naszej dyrekcji będzie pod silną obserwacją, ale wewnętrznie z Julią staramy się tę presję zrzucić. Nie ustawiać sytuacji tak, że pierwsza premiera będzie zero-jedynkowym sprawdzianem naszej dyrekcji.

Na kiedy wyznaczasz sobie czas pierwszych podsumowań?
Myślę, że czas potrzebny na poznanie instytucji i wyjście z poczucia, że jesteśmy trzy kroki z tyłu, to co najmniej trzy lata. Tak mówi nam doświadczenie z Bydgoszczy. Nie wiem jednak, jak przełoży się ono na Warszawę. W Bydgoszczy lepiej znaliśmy teatr i zespół aktorski. Pamiętajmy jednak, że dobre funkcjonowanie instytucji to także zespół administracyjny i techniczny, a próba konsolidacji tych trzech elementów jest kluczowa. Poza tym teatr to miejsce, gdzie zawsze coś się dzieje. Nawet gdy wydaje się, że wszystko jest dopięte na ostatni guzik, pojawia się coś, co tę pewność zachwieje.

Zatrzymajmy się jeszcze na chwilę przy Bydgoszczy. Rozumiem, że chcesz się rozwijać i iść do przodu, ale jednocześnie niepokoi mnie, co dzieje się obecnie w dyrekcjach mniejszych instytucji. Wy przechodzicie do Warszawy. Dorota Ignatjew z Teatru Nowego im. Kazimierza Dejmka w Łodzi przenosi się do Narodowego Starego Teatru, podobnie jak Kuba Skrzywanek, który przyjeżdża tam z Teatru Współczesnego w Szczecinie. Jak to wygląda z twojej perspektywy?
Nie planowałem odchodzić z Bydgoszczy. Myślałem, że zostanę tam na dłużej. Ale w mojej pracy kluczowa jest możliwość rozwoju. Pamiętam moment, kiedy po 10 latach przestałem być dyrektorem Międzynarodowego Festiwalu dla Dzieci i Młodzieży im. Janusza Korczaka. Kiedy zacząłem rozmawiać z Dorotą Kowalkowską, która mnie zastąpiła, i zetknąłem się z jej energią, zdałem sobie sprawę, że ja już się w tej pracy wypaliłem. Praca w kulturze, choć fascynująca i rozwijająca, wiąże się z wieloma trudnościami. Te 10 lat przy festiwalu to były również lata walki z różnymi wyzwaniami. W pewnym momencie człowiek dochodzi do tego, że pokonał już te wszystkie trudności i czuje się po prostu zmęczony.

Wojciech Faruga

Reżyser, scenograf, pedagog, kurator projektów artystycznych i społecznych, dyrektor Teatru Polskiego w Bydgoszczy (2020–2024). Studiował na Wydziale Reżyserii Akademii Teatralnej im. Aleksandra Zelwerowicza w Warszawie, a także w Instytucie Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Ostatnio został uhonorowany Nagrodą im. Konrada Swinarskiego dla najlepszego reżysera w sezonie teatralnym 2022/2023.

W 2024 roku Wojciech Faruga został odznaczony Brązowym Medalem Zasłużony Kulturze Gloria Artis. Nagrody otrzymał także m.in. na 11. Festiwalu Prapremier w Bydgoszczy za „Wszystkich świętych”, 19. Ogólnopolskim Konkursie na Wystawienie Polskiej Sztuki Współczesnej w Warszawie za „Betlejem polskie”, 48. Worldfest Independent Film Festival w Houston – Platinum Remi Award za „Walentynę”.  

W Teatrze Polskim w Bydgoszczy zrealizował w obecnym sezonie artystycznym spektakl na podstawie tekstu Julii Holewińskiej, „Ostatnie dni Eleny i Nicolae Ceaușescu”. Był dyrektorem artystycznym Międzynarodowego Festiwalu Teatrów dla Dzieci i Młodzieży im. Janusza Korczaka (2012–2021) oraz 18. Światowego Kongresu Międzynarodowego Stowarzyszenia Teatrów dla Dzieci i Młodzieży „Assitej” (2014).

Czy praca w Bydgoszczy cię wypaliła?
Praca w lockdownie, wobec wojny, kryzysu ekonomicznego i trwającego w Bydgoszczy od lat remontu była bardzo trudna. Wymagała ciągle wysokiego poziomu determinacji. Nie czuję się wypalony Bydgoszczą, ale czułem, że jeżeli czegoś nie zmienię, to za jakiś czas się to wydarzy. Daleki jestem natomiast od dzielenia Polski na prowincję i centrum. Za czasów mojej pracy zawodowej był taki moment, kiedy najciekawsze rzeczy w teatrze działy się poza Warszawą i Krakowem. Ośrodki takie jak Bydgoszcz i Wałbrzych były najważniejsze. Praca w Warszawie daje jednak większe możliwości rozwoju. W Bydgoszczy, organizując Festiwal Prapremier, co roku stawaliśmy przed pytaniem, czy mamy zrobić festiwal za tyle, ile mamy środków zapewnionych przez organizatora, czy tak, jak umiemy najlepiej. Cała ekipa tworząca festiwal była ambitna i robiliśmy, co mogliśmy, czyli tak naprawdę gotowaliśmy zupę na gwoździu. Jesteśmy bardzo dumni z zeszłorocznej edycji Prapremier, ale mieliśmy wrażenie, delikatnie mówiąc, że ktoś dał nam połowę budżetu, a my za niego zrobiliśmy cały festiwal. To było fantastyczne, dało nam ogromną satysfakcję i dużo dobrej energii, ale ile lat bylibyśmy jeszcze w stanie organizować festiwal poniżej budżetowego minimum?

W tym roku kontynuujemy te walkę, udało nam się zebrać 120 procent dotacji zapewnionej przez miasto Bydgoszcz. Ale to nie może trwać wiecznie, to nie może być standard. W pewnym momencie już nie masz siły załatwiać spektakli za darmo i chcesz iść dalej. Przez cztery lata mogłem tam płacić frycowe, bo byłem pierwszy raz dyrektorem instytucji, nie wiadomo było, czy to się uda. Ta dyrekcja na początku była wielkim znakiem zapytania, wielkim kredytem zaufania. Po czterech latach okazało się, że zrobiliśmy ponad 20 premier przy bardzo niskim budżecie produkcyjnym, odwiedziliśmy ponad 20 festiwali i w okresie częściowo przypadającym na lockdown zorganizowaliśmy Aurorę, czyli nagrodę dramaturgiczną miasta Bydgoszczy. Dużo udało nam się zrobić, ale po tym czasie nie nastąpiła zmiana systemu, a ja ciągle nie mam lepszych warunków. Ta sytuacja jest cały czas taka sama.

Instytucje kultury w ogóle są w trudnej sytuacji.
A organizatorzy zwiększają budżety instytucji, ale tylko o sumę potrzebną na ustawowe podwyżki wynikające ze zmiany wysokości płacy minimalnej. Natomiast nikt nie myśli o tym, że wzrosły także ceny usług i materiałów potrzebnych do zrobienia spektaklu. Koszty stałe instytucji przeżerają lwią część budżetu i wtedy jej działalność ulega zmarginalizowaniu. 

Myślisz, że w Teatrze Dramatycznym te problemy się nie pojawią?
Myślę, że będzie inaczej. Jestem jeszcze przed podpisaniem umowy na konsultację, która sprawi, że przed 1 listopada, czyli przed planowanym terminem powołania, będę miał wgląd w dokumentację. Jednak już teraz mniej więcej wiem, ile pieniędzy zostało w budżecie eksploatacyjnym, ile zostało w budżecie produkcyjnym do końca roku, i to jest kwota o 40% większa niż cały budżet roczny w Bydgoszczy. Ale tu nie chodzi o pazerność, że bijemy się tylko o to, żeby były większe pieniądze. To nie są pieniądze dla nas. To są środki pozwalające działać instytucji i poświęcać maksimum uwagi budowaniu programu.

Do końca sierpnia pracuję jeszcze w Bydgoszczy. Tam jesteśmy na etapie domykania budżetu Festiwalu Prapremier. To jest taka praca, że trzeba bić się o każde 5 tys. zł, bo chcemy, żeby ten program, jak zawsze, był jak najlepszy. Mamy nadzieję, że uda nam się zaprosić spektakl wybitnej europejskiej artystki, której jeszcze w Polsce nie było. A to nie jest tania rzecz. Ale robimy to, bo mamy wrażenie, że u nas cały czas brakuje okazji do kontaktu z tymi najlepszymi nazwiskami światowego teatru. 

fot. Paweł Paprocki. Archiwum Artystyczne Teatru Narodowegofot. Paweł Paprocki. Archiwum Artystyczne Teatru Narodowego

Jak będzie wyglądała procedura twojego przejścia do Dramatycznego?
Normalny tryb powinien być taki, że konkurs odbywa się w okolicach marca, kwietnia i jest czas, żeby dyrektor mógł z wyprzedzeniem zaplanować cały sezon. Tymczasem z różnych względów pierwszą datą, kiedy będę mógł wejść do Teatru Dramatycznego wyswobodzony ze wszystkich zobowiązań artystycznych, jest 1 listopada. Wtedy będę w instytucji z pełną energią, uważnością i skupieniem. Natomiast jesteśmy umówieni, że pewne działania programowe i dotyczące współpracy z Teatrem Dramatycznym mogę zrealizować wcześniej. Mam nadzieję, że przed zakończeniem wakacji uda się nam przedstawić plan repertuarowy na przyszły sezon, a już po nich będziemy mogli ogłosić całościowy plan pracy na następne pięć lat. 

Nowe dyrekcje w tym teatrze przynosiły ostatnio duże zmiany. Tadeusz Słobodzianek tworzył tam klasyczny teatr środka, Monika Strzępka deklarowała program oparty na lewicowych wartościach, progresywny. Gdzie ty sytuujesz się na tej osi i z jakich tradycji Teatru Dramatycznego chcesz korzystać?
Przede wszystkim bardzo bym chciał uciec od dychotomii, czy jestem bardziej od Słobodzianka czy od Strzępki. Ta polaryzacja jest bardzo krzywdząca dla tego miejsca. Mało mówi się teraz o dyrekcji Pawła Miśkiewicza i Doroty Sajewskiej, a na poziomie koncepcji teatru to była bardzo wyrazista i na wielu poziomach najbardziej progresywna kadencja. Wtedy realizowałem w tym teatrze swoją pierwszą pracę reżyserską na scenie teatru publicznego – akcję performatywną na podstawie „Kniazia Patiomkina” Micińskiego.

Instytucja kultury jest sztafetą, a nie cyklem monarchii czy rewolucji. To nie są okresy, które są oddzielne i niezależne od siebie, chociaż ostatnio w Teatrze Dramatycznym zmiany były bardzo wyraziste: od Miśkiewicza do Słobodzianka, od Słobodzianka do Strzępki. My chcielibyśmy myśleć o tym miejscu w kontekście całej historii tego teatru, bo wielu niezwykle ważnych artystów debiutowało na tej scenie, tworząc tu wybitne, ważne spektakle zmieniające historię polskiego teatru.

Przed dzisiejszą rozmową przeglądałem listę wszystkich spektakli, które grano w Teatrze Dramatycznym, i to jest niezwykłe, ile było tam ważnych prapremier. To jest coś, do czego chciałbym nawiązywać. Mam wrażenie, że w teatrze bardzo dużo pracowaliśmy już z ważnymi tekstami kultury, ważnymi powieściami, ważnymi scenariuszami filmowymi. Już zdekonstruowaliśmy wiele rzeczy. Chciałbym więc szukać nowych tekstów i nowych języków w dramacie. A dzięki Aurorze mamy kontakt z wieloma wspaniałymi autorami i autorkami.

Z drugiej strony nasz program będzie wyznaczała architektura tego teatru. Mamy ogromną widownię na 500 osób. Musimy budować repertuar jej dedykowany. Przed nami stoi pytanie, co zapełni dużą scenę Teatru Dramatycznego. Znamy odpowiedź Tadeusza Słobodzianka, nie mieliśmy do końca szansy poznać odpowiedzi Moniki Strzępki i tego, jak ona planowała sobie z tym poradzić. My chcemy zacząć dość bezpiecznie w takim konsolidacyjnym sensie. Chcemy poznać tę widownię i nawiązać z nią dialog, bo bez tego się nie da. 

Jak będziecie to robić?
Publiczność zaczniemy poznawać dopiero, kiedy wejdziemy do teatru. Kiedy pojawiliśmy się w Bydgoszczy, trochę nam to zajęło. Na początku widownia wyglądała jak grupa przypadkowych ludzi. Nie byliśmy w stanie zrozumieć, jaki jest profil tej sceny i kto do tego teatru przychodzi. Okazało się po tych trzech–czterech latach, że wokół teatru zaczęła się tworzyć stała grupa ludzi, dla których jest ważny i którzy interesują się tym, co proponujemy. To jest wielka praca. Publiczność powinna przychodzić do teatru i mniej więcej wiedzieć, czego może się spodziewać. 

Czy są już jakieś nazwiska zaproszonych przez was twórców, które możesz zdradzić?
Mogę powiedzieć, że będę reżyserował w pierwszym sezonie, bo mam wrażenie, że to jest element wzięcia odpowiedzialności za tę instytucję. Wiem, że jesteśmy na etapie, że zastanawiamy się, czy to jest najlepszy pomysł, żeby reżyser był dyrektorem naczelnym i jak ma się jedno do drugiego. Myślę, że jak każda rzecz, może to powodować pewnego rodzaju patologiczne sytuacje. Z drugiej strony mam swoje know-how i staram się swoje umiejętności wykorzystać na rzecz instytucji. To naturalne. W Bydgoszczy miałem taką linię, którą chciałbym kontynuować w Warszawie – że jestem dyrektorem, a moja reżyseria jest przedłużeniem funkcji dyrektora, i uważam tę pracę za potrzebną. Dotychczas pracowałem również raz w sezonie poza teatrem, żeby nie wypaść z wprawy i dalej wykonywać swój zawód. Myślę, że teraz będę mniej pracował poza Teatrem Dramatycznym.

Chcę reżyserować w pierwszym sezonie, by spotkać się z zespołem w pracy. Trudno się zarządza teatrem, widząc go tylko z poziomu gabinetu. Kiedy zostaje się dyrektorem, najwięcej pracuje się z zespołem administracyjnym, mniej z artystycznym, a z technicznym prawie wcale. Reżyserowanie jest możliwością takiego spotkania. 

A czy już wiesz, jaki tytuł będziesz reżyserował?
Będzie to nowa sztuka Julii Holewińskiej. Chciałbym jednak jeszcze potrzymać tytuł i temat w tajemnicy. Planuję ogłosić plany na nowy sezon w jednym momencie.

Od czasu do czasu w debacie o Teatrze Dramatycznym pojawia się pytanie o wznowienie prób do „Heks” reżyserowanych przez Monikę Strzępkę. Jakie jest twoje stanowisko wobec tego pomysłu?
Wchodząc do teatru, chciałbym zamknąć ten moment kryzysu i iść dalej. Jeśli pojawią się jakieś problemy, konsekwencje tego wydarzenia, trzeba będzie usiąść i o nich porozmawiać, natomiast nie chcę tego tematu rozgrzebywać. Wyobrażam sobie, że jeśli proces prób do spektaklu „Heksy” był trudny i obarczony taką ilością emocji i napięć, to pomysł wznawiania ich nie jest szczególnie zdrowy i budujący dla zespołu. Jestem już po rozmowie z Agnieszką Szpilą o realizacji tego tytułu, musimy rozwiązać tu kilka kwestii natury formalnej, ale ze swojej strony będę trzymał kciuki za powodzenie tego przedsięwzięcia. 

Czy mógłbyś na koniec podzielić się swoim marzeniem dotyczącym Teatru Dramatycznego?
Mam jedno marzenie. Chciałbym, aby Teatr Dramatyczny miał ważny międzynarodowy festiwal teatralny, na jaki zasługuje Warszawa. Mam poczucie, że brakuje nam w stolicy 40-milionowego państwa znaczącej międzynarodowej imprezy. Fantastyczną ideą jest festiwal Nowa Europa Nowego Teatru, jestem jego fanem, natomiast to nie wystarczy.

Chcielibyśmy, żeby końcem naszej dyrekcji było wydarzenie nazwane przez nas roboczo Kongresem Europy Środkowej i Wschodniej pod hasłem „Goodbye Stalin”, bo robienie teatru w darze narodu radzieckiego im. Józefa Stalina, jakim jest Pałac Kultury, zobowiązuje.

Byłby to festiwal z prezentacjami spektakli, ale wiązałaby się z tym głębsza praca w kontekście procesów dekolonialnych, które obecnie obserwujemy w tej części Europy. Wydaje się, że to, co się wydarzyło 24 lutego 2022 roku, czyli pełnoskalowa inwazja rosyjska na Ukrainę – jest momentem zerwania pewnych związków ze Związkiem Radzieckim. To jest czas szukania nowych tożsamości i nowego centrum. Wydaje mi się, że spotkanie artystów z różnych krajów jest bardzo potrzebne.

Zaczęliśmy wstępne rozmowy dotyczące kongresu z Serbami, dla których dekolonizacja oznacza coś innego niż dla nas czy dla Ukraińców, natomiast wszyscy potwierdzają, że również dla nich ta część Europy musi na nowo rozpoznać swoją tożsamość. W tekstach spływających na konkurs Aurory widoczny jest problem tożsamości i jej ponownego odkrywania. Tożsamość, która nie chce być sowiecka, ale też nie czuje się u siebie w Europie Zachodniej, to łączące nas doświadczenie. Byłoby fantastycznie, gdybyśmy mogli je rozwijać. Już poczyniliśmy pierwsze kroki w tym kierunku i mam nadzieję, że Warszawa będzie miejscem, gdzie uda się ten pomysł zrealizować.