Abel ma osiemnaście lat i czeka na maturę z historii. Jest zakochany w przyjaciółce z klasy Jance, ona jednak śni o ich nauczycielu historii Jakabie. Jakab uczy w liceum w Budapeszcie, lubi zacząć dzień jogą na trawie i nie przepada za ojcem Abla – Györgim. György jest zdeklarowanym patriotą, głosuje na partię Viktora Orbána, a zdana matura syna to część jego ambicji. Nie wszystko pójdzie jednak tak gładko, jak się spodziewał, o czym cały kraj poinformuje początkująca dziennikarka Erika. Tematem sensacji stanie się narodowa kokarda i jej ideologiczne uwikłania.
Gábor Reisz, reżyser „Wytłumaczenia wszystkiego”, przedstawia nam katalog postaci i mnogość perspektyw. Sieć powiązań między bohaterami zagęszcza się i zaciska. Co zapowiada się jako film z gatunku coming of age, w drugiej połowie rozwija się w opowieść o radykalizujących się nastrojach społecznych. W centrum historii są dwie rodziny – Abla i Jakaba. Gdy zajrzymy do ich domów, okaże się, że zwaśnione rody łączy jedno: nie wszystko funkcjonuje w nich jak należy. Zaczynając od lodówki, poprzez cieknący kran, kończąc na relacjach między domownikami.
Twórcy ze skali mikro przechodzą w makro, gdy historia egzaminu maturalnego Abla zamienia się w „aferę kokardową” na skalę całego kraju. Punkty widzenia mnożą się, niektóre sobie przeczą. Reisz zwodzi nas, pokazując jedno wydarzenie kilkukrotnie, modyfikując scenę wraz ze zmianą perspektywy postaci. Prawda jest skomplikowana, każdy ma swoją, ale nie leży ona pośrodku – zdaje się mówić reżyser. To refleksja pozornie banalna, ale w kontekście rozłamu europejskich społeczeństw bardzo istotna. Brak poczucia bezpieczeństwa w dobie globalnych kryzysów i dezinformacji przenosi nas w stan ciągłego pobudzenia. Jeśli natomiast jakość naszego życia pogarsza się, szukamy winowajcy jak najbliżej. Czujnie pilnujemy naszych zasobów, wypatrując wroga. Ideologie oczywiście odpowiadają na potrzebę stabilizacji w skomplikowanym świecie. Jeśli skupimy się razem wokół idei, stworzymy zbiór „my”, któremu łatwiej będzie się bronić przed „nimi”. Ten, kto destabilizuje porządek, może albo przejąć nasze wartości, albo musi zostać wyeliminowany. Spolaryzowane społeczeństwo postrzega frakcję przeciwną jako intruza. W zetknięciu z nim szukamy pojęcia, które go zdefiniuje i zarazem wyrazi całą naszą niechęć i niezgodę z jego światopoglądem. Taką funkcję spełnia w filmie, jak i w życiu, na przykład słowo „faszysta”. Jawnie polaryzujący jest także podział na „zdrajców narodu” i „patriotów” lub „uświadomionych” i „omamionych”. W filmie ścierają się omamiony patriota György i uświadomiony zdrajca Jakab.
Dla Györgyego patriotyzm realizuje się przede wszystkim w wymiarze codziennych wyborów, nawet kosztem komfortu życia. Swoje pojęcie węgierskości buduje na cierpieniu i solidarności z ofiarami komunistycznego systemu. Gdy opowiada o swoim ojcu, który zmarł w trakcie renowacji mostu Wolności, nawet rodzinna tragedia nabiera wymiaru narodowego. Według Györgyego w Węgrzech odbywa się walka o pamięć, w której rywalizują ofiary komunizmu i ofiary Holokaustu, o których chętnie naucza w szkole Jakab. Wyznacznikiem istotności tematu jest to, ile stron w szkolnym podręczniku zajmuje narracja o jednej i drugiej grupie. Także podstawa programowa staje się zatem polem walki politycznej.
Jakab jest z kolei liberałem, który próbuje oddzielić życie prywatne od pracy, skupia się na swojej codziennej rutynie, stopniowo dystansując się przy tym od życia rodzinnego. W pojmowaniu rzeczywistości najważniejsze są dla niego fakty, prawda historyczna, iluzorycznie precyzyjna i obiektywna. Patrząc na ojca Abla, widzi w nim wyborcę Fideszu, marionetkę prawicowego węgierskiego rządu. W sporach ideologicznych obu mężczyzn nie chodzi o to, by zrozumieć drugiego człowieka ani by przekonać go do swoich argumentów. Intruza trzeba jak najbardziej zgnębić, odmówić mu inteligencji, pokazać, czyje poglądy są poparte wyższymi wartościami lub intelektem, by finalnie móc go odczłowieczyć.
W centrum konfliktu znajduje się Abel, który nie opowiada się po żadnej ze stron. Nie robi tego jednak, by wyrazić swój sprzeciw wobec polaryzujących społeczeństwo postaw. Jego zachowanie można by nazwać nawet oportunizmem. Jednakże zupełne zamarcie w obecnym rozedrganiu może być, na wzór wielu innych zwierząt, postawą alternatywną i ocalającą. Abel w spolaryzowanym świecie stał się podwójnym intruzem: zdrajcą narodu i bumelantem bez poczucia obywatelskości.
Jego zachowanie może wydać się zaskakujące, biorąc pod uwagę, że o pokoleniu Z mówi się jako o pokoleniu najmocniej zaangażowanym w problemy społeczne. To licealiści wychodzą na ulice, mówiąc o klimacie, prawie do aborcji, sprzeciwiając się wojnom i nierównościom. Jednak druga strona medalu jest taka, że wielu z nich odczuwa opuszczenie i przytłoczenie skalą obecnych kryzysów.
Reisz daje swojemu bohaterowi prawo, by dominowały u niego właśnie takie emocje. Każdy nastolatek, zamiast podjąć się walki o wartości lub dobro społeczeństwa, może po prostu chcieć się zakochać, pić piwo nad rzeką, stresować egzaminami, studiami, przyszłą ścieżką zawodową, robić zdjęcia nowym telefonem i jechać z przyjaciółmi nad Balaton. Konsekwencje zdarzeń są dla Abla realne, nie ideowe. Dotyczą jego przyszłości, ale także rzeczy tak przyziemnej i ważnej jak relacja z przyjaciółką, której nie odpowiada postawa Abla wobec rozwijającej się sytuacji. Twórcom udało się uchwycić lekkość, z jaką znosimy ciężar nastoletnich lat. Gdy rzeczywistość zalewa Abla, stając się zbyt intensywna, ten wsiada na rower lub biegnie zapamiętale, jakby była to najważniejsza czynność na świecie, która trzyma go na powierzchni.
„Wytłumaczenie wszystkiego”,
reż. Gábor Reisz. Węgry, Słowacja 2023,
w kinach od września 2024Rosnące nacjonalizmy i ksenofobia to tylko symptomy głębszych kryzysów, ale dyskursy o społecznych nastrojach najczęściej prześlizgują się po powierzchni. Györgyego i Jakaba widzimy tak, jak chciałaby tego antagonizująca narracja: kanapowa konserwa i libek w samurajskim koczku splątani w śmiertelnym uścisku w walce o moralne zwycięstwo. Reisz, skupiając się na ich życiu domowym, pokazuje, że inne zwycięstwo na nich nie czeka. Realni beneficjenci obecnego systemu są gdzieś wyżej.
„Wytłumaczenie wszystkiego” jest być może także wezwaniem do urealnienia polityki, odarcia jej z haseł i spojrzenia na jej prawdziwe konsekwencje dla naszego życia. Polityka zalewa naszą codzienność, nie tylko sterując klimatem życia społecznego. György spędza wieczory przed telewizorem, z którego płyną sejmowe spory, przy obiedzie przepytuje syna przed maturą, skupiając się na samych nazwiskach polityków, a klient w jego firmie architektonicznej marzy o wybudowaniu domu na wzór dworku jednego z ministrów. Dla jednej z postaci polityka może nawet stanąć na drodze do upragnionej wymiany drzwi i okien.
W „Wytłumaczeniu wszystkiego” nie ma manichejskich podziałów, ale nie jest to pochwała symetryzmu ani czerpania korzyści z obecnych konfliktów. Empatia, z którą twórcy kreują bohaterów, nie służy usprawiedliwianiu ich działań. Reisz nie boi się, że nasza sympatia do postaci osłabi wymowę filmu. Nastroje społeczne są wystarczająco antagonistyczne. Nie potrzeba ojca z siekierą lub metafizycznej grozy, żebyśmy zrozumieli, by nie podążać ku pewnej zgubie. Ścieżki, którymi kroczymy w poszukiwaniu wyjaśnienia, wcale nie muszą być kręte. Ostatecznie okazuje się, że to nie dotarcie do prawdy jest wyzwaniem, ale spojrzenie na drugiego człowieka.