Limbo
fot. Natalia Kabanow

9 minut czytania

/ Teatr

Limbo

Anna Pajęcka

Spektakl Augustynowicz testuje schematy współczesnego świata: jest w nim pycha nowoczesności, jest stary świat, który nie nadąża, i są ośmieszeni bogowie. Nawet ofiara, przehandlowana za wolność, nikogo nie wzrusza i staje się zwykłą transakcją

Jeszcze 2 minuty czytania

Jest w teatrze Anny Augustynowicz sporo pułapek. Krytycy przez lata zarzucali mu, że jest mieszczański, że wpada w konwencje. Augustynowicz uwolniła się od tych głosów „Ślubem” na podstawie Gombrowicza z 2018 roku, którą to adaptację porównywano do legendarnej reżyserii Jerzego Jarockiego. 

„Odlot”, czerpiący z mitu katastrofy smoleńskiej, przedstawienie z Teatru Współczesnego w Szczecinie na podstawie dramatu Zenona Fajfera, pozwoliło Augustynowicz rozprawić się z mitem romantycznym, który od stuleci wysysa z Polaków krew. Było to rozprawienie genialne. 

W tegorocznej premierze, „Matce” na podstawie dramatu Witkacego z Teatru Ateneum w Warszawie, spektaklu pełnym nieoczywistości, z główną rolą Agaty Kuleszy, udało się reżyserce osiągnąć emocjonalną jakość, której trudno szukać we współczesnym warszawskim teatrze. Augustynowicz tworzy bezkompromisowo, zrzucając widownię z foteli lub zostawiając ją z niespełnionymi oczekiwaniami, tak jak w przypadku „Męczenników” lub „Wesela”. I trudno. Nie ma dla niej kompromisu pod scenę, pod modę. Może to, że czasem się nie uda, to odpowiednia cena za odcięcie się i odmowę taśmowej produkcji przedstawień odpowiadających na te same potrzeby, cena za zachowanie własnego stylu i konsekwentne testowanie go na różnorakiej literaturze. 

Spektakl Augustynowicz w Bydgoszczy pojawił się w dziwnym momencie, bo jednocześnie otwiera nowy sezon i zamyka okres dyrektorski Wojciecha Farugi i Julii Holewińskiej w Teatrze Polskim. Co będzie dalej? Faworytów właściwie jest dwoje: Beniamin Bukowski, wcześniej dyrektor artystyczny w Teatrze Starym w Krakowie, i Klaudia Hartung-Wójciak, która wystawiała w Teatrze Polskim, jest dramaturżką i reżyserką z wyrazistym stylem. Na pewno teatr czeka nowe otwarcie i mimo poprawnych sezonów reżyserskiego duetu opuszczającego Bydgoszcz na rzecz Teatru Dramatycznego w Warszawie scenie przyda się odświeżenie. 

To, że Anna Augustynowicz wyreżyserowała tekst Olgi Tokarczuk, to żadne zaskoczenie – bardziej zaskakuje, że zrobiła to dopiero teraz. Poetyka Tokarczuk ma w sobie coś, co pasuje do reżyserki – poszukiwanie metafizyki we współczesnym świecie. „ahat ilī. Siostra bogów” bazuje na powieści „Anna Inn w grobowcach świata” i libretcie, wydanym w tym roku przez wydawnictwo Słowo/obraz terytoria, do opery Alka Nowaka na podstawie powieści. Spektakl zaczyna się, gdy Inanna przybywa do podziemnego świata, gdzie rządzi jej siostra, a kończy, gdy udaje jej się uwolnić i ponieść tego konsekwencje. Dlaczego tam schodzi? Nie wiadomo. Ten znak zapytania będzie unosił się nad sceną przez cały spektakl

„ahat ilī. Siostra bogów” operuje na dwóch filarach – rytmie i ruchu, słowa stanowią uzupełnienie. Oszczędna scenografia (Marek Braun), którą projektuje głównie światło i wideo (Wojciech Kapela), ciała aktorów poruszające się w zawieszeniu, męczący wręcz bezruch połowy obsady przez większą część spektaklu, dynamika tego, co wydarza się na scenie, widmowa aura – to wszystko ma wybić widza z tu i teraz.

fot. Natalia Kabanow


Już sama opowieść, oparta na sumeryjskim micie, jest bardzo plastyczna, wizualna, choć Tokarczuk podkreśla jej strukturę, mówi, że to najbardziej rytmiczna powieść, jaką napisała. W „Annie Inn w grobowcach świata” pada fraza: „Słowa wrócą pokiereszowane z wojny, jak inwalidzi. Gdybyśmy mogli sobie tutaj mówić tak swobodnie, jak wy tam na górze, wszystko byłoby inne”. Podziemny świat opiera się na języku i reżyserka wykorzystuje to, ograniczając go, wycinając z niego spółgłoski. Zostają te wszystkie „a, e, i”, które nie mogą przekazać żadnej sensownej treści. Mija chwila, zanim, pomimo braku połowy alfabetu, w głowach widzów te puste miejsca w wyrazach połączą się, zrodzą sens. Brzmi to jak ćwiczenia wokalne, jak jęk, jak próba znalezienia porozumienia z kimś, kto tego porozumienia szukać nie chce. 

W przedstawieniu Augustynowicz Inanna nie jest bohaterką pozytywną i mimo położenia, w jakim się znalazła, trudno jest znaleźć dla niej współczucie. Spektakl popycha do przodu postać siostry (Małgorzata Witkowska), w której ukryta jest cała rozpacz, jaką mieści przedstawienie. 

ahat ilī. Siostra bogów, Teatr Polski w Bydgoszczy, premiera 31 sierpnia 2024„ahat ilī. Siostra bogów”, Teatr Polski w Bydgoszczy, premiera 31 sierpnia 2024Inanna jest zimna jak stal, pomnikowa, marmurowa po prostu. Jakby urodziła się wprost z czarnej scenografii. Nie bez powodu Augustynowicz nazywa się „czarną damą teatru”. Spektakl oszczędza na efektach wizualnych, a te, które wykorzystuje, podkręca do maksimum – reżyserka dobrze wie, jak wykorzystać możliwości teatralnego blackboxa. Wszystko jest spowolnione, jakby wpadło się w wielkie limbo. Czarna skrzynka teatru ukazuje tu swoją wymiarowość, da się w niej uwięzić aktorów i sprawić, że widz uwierzy, iż utknął tam wraz z nimi. 

Augustynowicz za pośrednictwem odnowionego przez Tokarczuk mitu pokazuje powtarzające się schematy. Inanna, która przybyła ze współczesności, uwielbiana, kochana, jak lokalna celebrytka, udaje się do podziemi bezczelnie – tam, bez otaczającego ją uwielbienia, pozostaje – dosłownie – naga. Grająca ją Zhenia Doliak zdaje się zupełnie to neutralizować. Nagość nie jest dla niej nadrzędnym narzędziem do kreowania postaci. Radzi sobie doskonale mimo niej. („To nie bal ani pokaz mody. Ma stanąć tutaj naga. Taka, jaką ją znam”, mówi Ereszkigal, siostra w powieści Tokarczuk, i już – przed widzami jest udosłowniona prawda, w czym pomagają bardzo kostiumy Tomasza Armady). 

Jest więc nagość przepustką do starego świata – resetem, powrotem do swojej pierwotnej formy, bez ozdobników. Ereszkigal siostra reprezentuje świat stary, samotność, żałość. Bogowie (Mirosław Guzowski, Michał Surówka, Paweł Paczesny) są śmieszni, nie można znaleźć w nich oparcia. Spektakl Augustynowicz testuje schematy współczesnego świata: jest w nich pycha nowoczesności (bo co innego pcha Inannę do podziemi?), jest stary świat, który nie nadąża (i znakomicie to odgrywa Witkowska), i są ośmieszeni bogowie, mężczyźni. Nawet ofiara, przehandlowana za wolność Inanny, nikogo nie wzrusza, staje się zwykłą transakcją.

Inanna w sumeryjskiej mitologii jest boginią wojny i płodności. Odgrywająca ją ukraińska aktorka Zhenia Doliak może być tu także reprezentacją wojny – tej wcale nie mitycznej, tej, w którą wchodzi się mimo wszystko, bez pacyfizmu. Tak jak wchodzą w nią ukraińskie kobiety.

Bohaterka Tokarczuk idzie w podziemia z dumą i butą – i chce się za nią iść na wojnę, mimo ryzyka. Nie z sympatii, ale podziwiając jej odwagę. Symbolizuje siłę nowego świata w starciu z historycznym wyobrażeniem dawnych mocarstw. Kobietę przeciw patriarchalnemu porządkowi. A śmieszni, pociągający za sznurki bogowie, w których wsparcie tak wierzyła Inanna, będą zachodnimi graczami, którzy jak pionki rozstawiają swoje figury. A jeśli któraś się przypadkiem obije, to machną na to ręką, tak jak machają bogowie, do których na szczyty po ratunek dla Inanny wspięła się Nina Szubur, narratorka w powieści Olgi Tokarczuk. Na szczęście koniec końców udaje się bogów oszukać. 

Reżyseria: Anna Augustynowicz
Tekst: Olga Tokarczuk
Scenografia: Marek Braun
Muzyka: Jan Marek Kamiński
Wideo, światło: Wojciech Kapela
Kostiumy: Tomasz Armada
Choreografia: Magdalena Marcinkowska „Madlen Revlon”
Producentka: Magdalena Niedźwiecka
Zespół aktorski: Zhenia Doliak, Adam Graczyk, Mirosław Guzowski, Dagmara Mrowiec-Matuszak, Paweł Paczesny, Michał Surówka, Małgorzata Witkowska

Augustynowicz minimalizuje swój teatr, wypróbowuje sprowadzenie go do performansu jako najmniejszej formy, w której da się umieścić historię. I to się udaje, jest to niewątpliwie jej spektakl inny niż wszystkie. Może jego stawką jest rozbrojenie współczesności, sprowadzenie jej do powtarzalności, ciągłego odradzania się schematów? A pewna sterylność scenografii, biel postaci, laboratoryjny stół, który pojawia się na scenie, to przestrzeń wypluwania nowych światów, wciąż i wciąż, nadziei na wolność, ale i lekcja, że wolność wymaga ofiar? Historia o wojnie, o miłości, o siostrzeństwie, zazdrości i zawodzie u Augustynowicz sprowadza się do wizualnego misterium, nie do zaangażowanego teatru. I nadal nie jestem pewna, czy jest w tym spektaklu wojna, czy sama ją sobie dopowiadam.