Pajtim Statovci pisze po fińsku, ale jest urodzonym w Kosowie Albańczykiem. W jego życiorysie zazwyczaj pisze się ostrożniej: „Pochodzi z albańskiej rodziny”. Jak sam przyznaje, wielokrotnie wracał w rodzinne strony. Należy do licznej postjugosłowiańskiej literackiej zgrai, która w latach 90., gdy szalały wojny i nacjonalizmy, rozjechała się po świecie, aby swoim unikalnym doświadczeniem wzbogacać inne języki i inne kultury. Tak było choćby z Aleksandrem Hemonem (angielski), Sašą Stanišiciem (niemiecki) czy Alenem Meškoviciem (duński).
Różni ich jednak przynależność pokoleniowa – Statovci urodził się w 1990 roku, a w Finlandii zamieszkał jako dwulatek. Podobnie jak wspomniani pisarze, obsesyjnie wraca do tematu emigracji i wykorzenienia, a także wojen na Bałkanach i tamtejszych konfliktów etnicznych, szczególnie silnych właśnie w Kosowie. Ta różnica pokoleniowa ma jednak fundamentalne znaczenie: w twórczości urodzonych o ponad dekadę wcześniej pisarzy istnieje mityczny arkadyjski czas, najczęściej przypadający na dzieciństwo lub początek dorastania – okres niewinności przed rozpadem Jugosławii, kiedy (przynajmniej w teorii) żadne imię ani akcent nie brzmiały podejrzanie, a poszczególne republiki podawały sobie pomocną dłoń braterstwa i jedności. Dla Statovciego konflikt oraz konieczność emigracji jest zaś punktem zero, współrzędną początkową, co nasyca jego prozę specyficznym poczuciem braku – nadziei i alternatywy.
Pajtim Statovci, „Niewidzialni”. Przeł. Sebastian Musielak, Pauza, w księgarniach od sierpnia 2024
Akcja powieści „Niewidzialni” rozpoczyna się w czasie kulminacji napięć i ogólnego chaosu na Bałkanach – to 1995 rok, w którym Serbowie dokonują ludobójstwa w Srebrenicy, a Chorwaci kończą wojnę w swoim kraju, zmuszając do ucieczki serbską ludność cywilną. W Kosowie sytuacja wrze już od dawna: w 1981 roku albańscy studenci rozpoczęli demonstracje, domagając się większej autonomii w ramach jugosłowiańskiej federacji. Czternaście lat później Serbia przegrywa kolejne wojny w regionie, zaś Kosowo, zamieszkane w większości przez Albańczyków, jest w nacjonalistycznej retoryce Slobodana Miloševicia świętą serbską ziemią, w obronie której należy oddać życie.
W tym samym czasie swoje pierwsze akcje terrorystyczne przeprowadza albańska Armia Wyzwolenia Kosowa, domagająca się niepodległości dla tego kraju. Życie na ulicach Prisztiny, gdzie poznają się i zakochują w sobie główni bohaterowie powieści, Miloš i Arsim, nie jest wówczas wiele warte. Natomiast życie dwóch homoseksualistów w rządzonym prawem zwyczajowym głęboko patriarchalnym społeczeństwie, do tego siłą umieszczonych po dwóch stronach wojennej barykady – bezwartościowe. Ich pozycję być może najlepiej opisuje Agambenowski homo sacer – mogą zostać zabici właściwie bez konsekwencji, ale ich śmierć nie jest wystarczająco godna, by stać się ofiarą na ołtarzu ojczyzny. Ukrycie romansu staje się więc sprawą najwyższej wagi.
Statovci nie analizuje szczegółowo kontekstu politycznego. Pisze o strachu i chaosie tego czasu, niemożliwych wyborach i błędnych decyzjach w sposób charakteryzujący najbardziej utalentowanych pisarzy – jednocześnie do głębi lokalnie i całkowicie uniwersalnie. Historia zakazanej miłości Serba i Albańczyka łatwo mogłaby przemienić się w wyciskający łzy z oczu banał, kolejną opowieść o transgresyjnej sile miłości, która potrafi pokonać nienawiść i przeciwności, zburzyć mur konfliktów etnicznych i patriarchatu. „Niewidzialni” to jednak nie tyle opowieść o miłości, ile historia o niespełnieniu i wszechogarniającym strachu, przerażającej samotności i przemocy rodzącej przemoc. Jeśli jest tu miłość, to taka, która ogranicza, odbiera wolność, miłość skarlała od strachu, zatruta nienawiścią. Miłość, która nie przynosi wyzwolenia, niczego nie ocala ani nie ratuje, nie zmniejsza samotności. Podobnie zresztą jak poświęcenie dla innych (Miloš dokonuje awansu społecznego i kończy medycynę) czy literatura (Arsim marzy o tym, aby stać się pisarzem).
Polski tytuł „Niewidzialni” przywodzi na myśl inną bałkańską pozycję, równie wstrząsający zbiór opowiadań Bułgarki Natalii Delewy, zaludniony przez ludzi z marginesu, wykluczonych i porzucone dzieci. W oryginale powieść Statovciego nosi jednak inny tytuł – „Bolla”, który nawiązuje do chętnie wykorzystywanego przez pisarza albańskiego folkloru. Jednym z najniebezpieczniejszych demonów jest w tamtejszych wierzeniach kuçedra, przedstawiana zwykle jako ziejący ogniem wielogłowy smok o trującym moczu, mleku i oddechu, symbol zła i ciemności oraz mrocznych sił natury. W niektórych wariantach legendy kuçedra wymaga ofiary z człowieka, a jeśli pożre swój ogon, zawładnie słońcem i księżycem, a świat zniknie. Bolla jest zaś stadium przejściowym między zwykłym wężem a demoniczną smoczycą. Sam pisarz w wywiadach przywołuje wariant legendy, w której bolla, podobnie jak bohaterowie, zmuszona jest ukrywać się przed ludzkim wzrokiem. Istnieje jednak inna wersja legendy, według której stworzenie to otwiera oczy raz do roku, w dniu świętego Jerzego, i pożera wówczas każdego, kogo ujrzy. Tak samo niszcząca jest siła uczucia łączącego bohaterów.
Niejednoznaczna wymowa powieści to przede wszystkim zasługa dwóch głównych bohaterów, postaci skomplikowanych i bardzo ludzkich, budzących jednocześnie współczucie i obrzydzenie. Tego samego dnia, kiedy Arsim poznaje Miloša, dowiaduje się także o ciąży swojej żony – zdesperowany i przekonany o tym, że nigdy nie będzie mógł prowadzić takiego życia, o jakim marzy, bije ją, a potem robi to jeszcze wielokrotnie, choć ona pokornie i w ciszy znosi wszystkie jego ucieczki, tajemnice i wybuchy gniewu. Tymczasem Miloš jako lekarz na froncie pozwala umrzeć młodemu Albańczykowi. Statovci nie popada w pornografizację wojny i ogranicza epatowanie naturalistycznymi szczegółami dokonywanych zbrodni. O brutalnych elementach konfliktu opowiada poprzez chaotyczne, fragmentaryczne zapiski prowadzone przez przebywającego w szpitalu psychiatrycznym Miloša. Z nich też rekonstruujemy jego niezwykle traumatyczne dzieciństwo, choć wyobraźnia miesza się tu z prawdą, a przeszłość z teraźniejszością.
Czytałam „Niewidzialnych”, błądząc ich śladami – podróżowałam po Kosowie, zatrzymałam się także w czarnogórskim Ulcinju, gdzie Arsim i Miloš spędzili jedyne prawdziwie szczęśliwe chwile, oddaleni od presji środowiska, na kilka tygodni wolni od wstydu i konieczności ucieczki przed wzrokiem innych. W Górach Przeklętych, na granicy Czarnogóry i Albanii, słuchałam historii o legendarnych stworzeniach podobnych do bolli, ale także o młodzieńcach zabitych kosami w wyniku krwawej zemsty oraz narodach trzebionych, aby robić miejsce innym. Mężczyźni nosili pistolety, a kobiety wciąż zrzekały się praw do majątków na rzecz braci, bo tak należało. Flagi wieszano wysoko, również na zazwyczaj opuszczonych domach tych, którzy tylko w lecie wracali z emigracji w drogich samochodach mających demonstrować status. Opowiadano mi szeptem o szantażowaniu młodych mężczyzn ujawnieniem ich homoseksualizmu, aby dołączyli do armii i ruszyli zabijać. Piękno dzikiej przyrody i serdeczność ludzi nieustannie kontrastowały z duszną atmosferą powieści.
Aby lepiej zrozumieć odwiedzane miejsca, sięgnęłam po wcześniejsze utwory fińsko-albańskiego pisarza. Specyficzną pozycję tutejszych kobiet, uzależnionych zarówno od woli rodziny, jak od surowego prawa zwyczajowego, opisuje jego niedostępny po polsku debiut „Kissani Jugoslavia” (w angielskim przekładzie „My Cat Yugoslavia”). Opowiada w nim przede wszystkim o zniszczeniach dokonanych przez wielowiekowy patriarchat oraz rodzinnej reprodukcji przemocy i międzypokoleniowej traumy. W kolejnej powieści, „Przejściu” (podobnie jak „Niewidzialni” w przekładzie Sebastiana Musielaka), kluczowa jest z kolei kwestia emigracji, łączona tu z niebinarnością, a właściwie hybrydowością płciową: obydwie powodują nieustanne poczucie alienacji, wywołują stan ciągłego zawieszenia i niedookreślenia. Wątek alienacji związanej z emigracją i nieheteronormatywnością powraca we wszystkich powieściach autora.
W Kosowie, jeśli wpatrywać się wystarczająco uważnie, wszędzie dostrzec można blizny: na budynkach, miastach, twarzach. Te blizny przykrywa się dziś przed nieuważnym wzrokiem, nie sprawia to jednak, że znikają. Statovci wydaje się pisać nie tylko dla tych, którzy są nimi naznaczeni, gdyż oni doskonale o nich wiedzą. To nam każe patrzeć. A wtedy pod pozorną egzotycznością dalekich Bałkanów, „krzywego zwierciadła” i „nieczystego sumienia Europy”, dostrzegamy własne oblicze i własną obojętność na niewidzialność – na żmiję powoli przekształcającą się w wielogłowego potwora.