„Armię” migamy już po ukraińsku
Igor Bondarenko, The Ukrainian manual alphabet, Wikipedia.org, CC BY-SA 2.0

15 minut czytania

/ Obyczaje

„Armię” migamy już po ukraińsku

Anna Goc

„Imię” – migała Jolanta w polskim języku migowym. „Nazwisko” – próbowała dalej. Głucha Ukrainka, która stała przed nią, patrzyła tylko – to na jej dłonie, to na usta, to znów na dłonie. I rozkładała bezradnie własne

Jeszcze 4 minuty czytania

Pytani o ostatnie dwa lata, mają w pamięci obrazy z kamery telefonu.

Cztery osoby uwięzione w samochodzie, który wpadł w poślizg i ugrzązł w zaspie. Trwała wojna, była zima. Przekroczyli granicę, nie wiedzieli, gdzie są, nie potrafili wezwać pomocy.

Siedmiolatka, która zadzwoniła z tylnej kanapy innego samochodu, bo zauważyła, że taksówkarz zmienił znaną jej trasę ze szkoły do domu. Zaczęła krzyczeć, aż się zatrzymał. Zadzwoniła na infolinię. Dopiero kiedy tłumacz wyjaśnił jej, że zmiana drogi była konieczna, pozwoliła jechać dalej.

Młody mężczyzna, który podnosił z podłogi telefon. O, ta historia, mówi tłumacz, jest jedną z najgorszych. Właściwie nie było wiadomo, dlaczego ginekolożka przeklinała i szarpała partnerkę mężczyzny. Zobaczyła pewnie, że dwudziestolatka trzymała w ręce telefon z włączoną kamerą, i usłyszała, że jakiś mężczyzna mówi do niej po polsku: „Jestem w ciąży, to nasza pierwsza konsultacja”. Może ginekolożka pomyślała, że ktoś ją nagrywa? Tuż po tym, jak strąciła telefon, a zanim jeszcze nie wybiegła z gabinetu, musiała usłyszeć głos tłumacza: „Nie ma pani prawa, jestem tłumaczem”. Potem, przez kilkanaście sekund, gdy telefon leżał na podłodze, tłumacz czytał równie głośno paragrafy Ustawy o dostępności. Miał je wydrukowane na biurku – właśnie na takie sytuacje. Już na korytarzu przychodni para patrzyła znów uważnie w ekran, a na pytanie zamigane w ukraińskim języku migowym: „Czy mamy zgłosić ten incydent?”, odpowiedzieli, że nie.

Kobieta, która połączyła się z kolejki po hot-doga, bo musiała przekazać, że chce majonez zamiast keczupu. Na pomidory ma uczulenie.

Bohaterami obrazów z kamery telefonów byli głusi uchodźcy i uchodźczynie z Ukrainy.

Tłumacze ukraińskiego języka migowego współpracujący z migam.org przez dwa lata odebrali sześćdziesiąt tysięcy połączeń, tłumaczyli przez osiem i pół tysiąca godzin. Zdalnie byli przy ponad trzydziestu porodach, ale też poronieniach czy amputacjach kończyn. Głusi dzwonili do nich z przejść granicznych, gabinetów psychiatrów, oddziałów onkologicznych. Z przedszkoli, szkół, urzędów. Z komisariatów, z poczekalni do weterynarzy.

– Dzwonić mogli wszyscy: głusi uchodźcy z Ukrainy, którzy byli w Polsce, ale też ci, którzy wyjechali do innych krajów – Szwecji, Norwegii, Włoch, Holandii, Czech czy Niemiec. Z pomocy naszych tłumaczy korzystali także głusi, którzy zostali w Ukrainie. Zdarzało się, że w ciągu ośmiogodzinnego dyżuru odbieraliśmy ponad trzydzieści połączeń – mówi Luba Stakhiv, tłumaczka ukraińskiego języka migowego.

1.

Już w pierwszych dniach wojny media społecznościowe były pełne zapytań o tłumaczy z języka polskiego na ukraiński język migowy.

Bo choć słyszącym Polakom i Ukraińcom zwykle udaje się porozumieć, w językach migowych jest to trudniejsze.

Porównaniem polskiego (PJM) i ukraińskiego języka migowego (UZM, ukr. Українська жестова мова) zajęła się w pracy magisterskiej Anna Semenova (obroniła ją na Wydziale Polonistyki Uniwersytetu Warszawskiego w 2022 roku). Przyjrzała się znakom migowym PJM i UZM dotyczącym barw, nazw miesięcy, nazwy dni tygodnia i pór roku. Słowom używanym na co dzień, podstawowym.

Z analizowanych 27 par znaków tylko jeden miga się tak samo w PJM i UZM. To słowo „poniedziałek”. 16 par znaków ma podobną lokalizację, przy czterech parach wykonuje się podobne ruchy, a przy dwóch dłonie ułożone są w podobny sposób. W 20 znakach jest jeszcze jedno podobieństwo: miga się je jedną lub obiema dłońmi.

„Wyniki przeprowadzonego badania ilościowego nie powinny być uznane za zaskakujące, lecz za potwierdzające fakt, iż (…) języki migowe obu krajów znacząco się różnią i rozwijają się osobno od języków fonicznych” – pisze Semenova w podsumowaniu.

Właśnie tego doświadczyła Jolanta Gromada, tłumaczka PJM, gdy z niesłyszącym Stanisławem Sobolewskim, tłumaczem rosyjskiego i ukraińskiego języka migowego, zostali wezwani do jednego z punktów w Lublinie, gdzie przyjmowano uchodźców z Ukrainy.

Telefon Jolanty zadzwonił po dwudziestej pierwszej. Na miejscu okazało się, że grupa głuchych uchodźców z Ukrainy jest duża. Plan, by tłumaczyli razem, szybko upadł. Nie skończyliby do rana.

„Imię” – migała Jolanta w polskim języku migowym. „Nazwisko” – próbowała dalej. Głucha Ukrainka, która stała przed nią, pierwsza z kolejki, patrzyła tylko – to na jej dłonie, to na usta, to znów na dłonie. I rozkładała bezradnie własne.

– Różnice były w podstawowych znakach: „imię”, „matka”, „ojciec”, „paszport”. Stanisław migał więc dla wszystkich, a ja wpisywałam dane do dokumentów. Szybko uczyłam się kolejnych znaków, ale różnice są duże, to dwa odrębne języki – mówi Jolanta Gromada.

To jednak nie koniec trudności.

2.

„Ukraiński język migowy jest językiem Głuchych na terytorium Ukrainy, a jego historia jest dość złożona. Nie jest językiem dobrze zbadanym przez językoznawców, zatem pozostaje wiele pytań dotyczących zróżnicowania, odmian, zasad gramatycznych, liczby znaków oraz liczby użytkowników UZM” – pisze Semenova.

I przypomina historię ukraińskiego języka migowego i jego głuchych użytkowników, nieco podobną do tej, którą przeszli głusi w Polsce. UZM – podobnie jak inne języki migowe – rozwijał się wokół szkół dla głuchych. Pierwsze w Ukrainie powstały w Romanowie na Wołyniu (1805), we Lwowie (1830) i w Odessie (1843). Językoznawcy, którzy dopiero od lat 60. XX wieku opisują języki migowe, podkreślają, że to czas ich rozkwitu.

Po nim jednak, jak mówią głusi, nastały wieki ciemne. Miganie uznano za gorszą formę komunikacji, a same języki migowe za ubogie i zakłócające naukę języka mówionego. W czasach stalinizmu w szkołach miganie było zakazywane. Języki migowe na wiele dekad zeszły do podziemia. Głusi, dla których język migowy był naturalnym językiem, migali głównie w domach.

W 1933 roku powstało Ukraińskie Towarzystwo Głuchych, w skrócie UTOG (ukr. Українське товариство глухих, УТОГ), pierwsza organizacja reprezentująca interesy głuchych.

3.

Dom jest w Wojciechowie, niedaleko Lublina. Duży, może w nim zamieszkać trzydzieści osób. Na niewielkim wzniesieniu, z oknami wychodzącymi na ogród. W tyle pomieszczenia gospodarskie, miejsce na własny ogródek.

Właścicielami domu są Katarzyna Szmygin-Milanowska, doktor pulmonologii, i prof. Janusz Milanowski, kierownik Katedry i Kliniki Pneumonologii, Onkologii i Alergologii Uniwersytetu Medycznego w Lublinie.

– Kupiliśmy dom i rozbudowaliśmy go z myślą o stacjonarnym ośrodku terapeutycznym dla młodzieży w wieku szkolnym z problemami uzależnienia – mówi Katarzyna Szmygin-Milanowska. – Gdy wybuchła wojna, dom był prawie gotowy, choć niewyposażony. Zaproponowaliśmy władzom miasta, że możemy przyjąć trzydziestu uchodźców.

– Dowiedzieliśmy się, że do Lublina ma przyjechać duża grupa głuchych uchodźców i że byłoby dobrze, gdyby mogli zamieszkać razem. Od razu zdecydowaliśmy, że oddamy im nasz dom – mówi prof. Janusz Milanowski.

Katarzyna Szmygin-Milanowska i Janusz Milanowski zrobili spotkanie wstępne, mówili: „To jest wasz dom” i jeszcze „Możecie zostać tak długo, jak chcecie”, a stojący obok tłumacze – Jolanta Gromada i Stanisław Sobolewski, przekazywali informacje.

Zdjęcia z podręcznika do nauki ukraińskiego języka migowego. Na zdjęciu słowa biały i bólZdjęcia z podręcznika do nauki ukraińskiego języka migowego. Na zdjęciu słowa „biały” i „ból”

Poszli do przychodni, straży pożarnej, do dyrektora szkoły, na policję – wszystkim powiedzieli to samo, że w ich domu zamieszka kilkudziesięciu głuchych uchodźców. Sąsiedzi przynieśli świeżo upieczony chleb.

W tej grupie było kilka rodzin, część z nich znała się przed wybuchem wojny, inni znaleźli się w mediach społecznościowych już po 24 lutego.

Wśród nich był także dawny szkolny znajomy Stanisława Sobolewskiego, ze szkoły dla słabosłyszących w Ałmaty, w Kazachstanie.

4.

Usiedliśmy przy długim stole. Po mojej lewej stronie Jolanta Gromada, naprzeciw Stanisław Sobolewski i głusi uchodźcy z Ukrainy.

Rozmawialiśmy kilka godzin. Panowała cisza, którą przerywały tylko moje pytania i zabawa kilkuletniej dziewczynki, która rozłożyła zabawki tuż obok nas.

Głusi opowiadali o swoich rodzinach – pochodzili z takich, w których głuchota sięgała jednego lub dwóch pokoleń wstecz. – Mama i tata są głusi, głucha jest moja córka – migała jedna z kobiet.

Ale i z takich, w których byli jedynymi głuchymi w rodzinie: – Moja mama i babcia nauczyły się alfabetu migowego i gdy chciały mnie o coś zapytać, literowały słowa – migała inna.

I dodała: – Jadąc do Polski, najbardziej bałam się tego, że nikogo tu nie zrozumiem.

Przyjechała z głuchym mężem. Wymyślili sposób komunikacji ze słyszącymi: gdy ktoś podchodził, uruchamiali nagrywanie w telefonie, a potem program do transkrypcji, na koniec tekst wrzucali do tłumacza online. Odpisywali po ukraińsku i znów tłumaczyli na polski. Czasem pisali: „Jesteśmy głusi”, ale to nierzadko kończyło rozmowę.

Mówili o tych, których zostawili w kraju. O mamie w Charkowie, że do niej piszą. O słyszącym bracie, który walczy w armii ukraińskiej. O babci, która ma prawie dziewięćdziesiąt lat i nie chciała zostawiać domu. Pokazywali zdjęcia z ich zniszczonymi miejscowościami.

O wyjeździe zdecydowali szybko. – Gdy zaczęła się wojna, uznaliśmy, że uciekamy do Polski. I wtedy mój mąż przypomniał sobie, że ma w Polsce kolegę ze szkoły podstawowej – Stanisława Sobolewskiego.

– Na początku myśleliśmy, że wyjeżdżamy na kilka tygodni. Wszyscy mówili, że wojna nie będzie trwała długo – przyznała inna kobieta. – Tamten dzień pamiętam bardzo dobrze: miałam właśnie zaprowadzić dzieci do szkoły. Wzięłam telefon, a tam kilkanaście wiadomości, że Rosjanie weszli do Ukrainy. Nie mogłam w to uwierzyć. Nasi słyszący sąsiedzi mówili tylko: „wojna, wojna”. Znajomi spod Charkowa pisali, że słyszą wybuchy.

– Ja też nie wierzyłam, spałam jeszcze, poczułam, że mój telefon wibruje – zaczęła druga kobieta. – Do sypialni wszedł syn: „Mamo, wstawaj, wojna”. Mówił, że musimy zejść z pierwszego piętra, bo w piwnicy będzie bezpieczniej. O tym, co się dokładnie dzieje, dowiadywaliśmy się z grup dla głuchych w mediach społecznościowych. W telewizji tylko część informacji była tłumaczona na ukraiński język migowy – migała.

– Uciekaliśmy w popłochu, wzięliśmy tylko to, co najpotrzebniejsze.

Gdy dotarli na granicę polsko-ukraińską, zapisali na kartce wolontariuszom, że są głusi i czekają na polskich znajomych, którzy pomogą się im dostać do Lublina.

5.

Stanisław Sobolewski przyjechał do Polski w 1997 roku. – Posługuję się głównie rosyjskim językiem migowym, bo w szkole dla słabosłyszących w Ałmacie nauczyciele, jeśli migali, to tylko po rosyjsku – przyznaje.

Gdy spotkaliśmy się w Wojciechowie w grudniu 2022 roku, jako pierwszy opowiadał o tym, że w Ukrainie zaczęło się „odzyskiwanie” ukraińskiego języka migowego i wypieranie rosyjskiego języka migowego, który dominował w republikach byłego ZSRR.

– Dotąd język migowy był narzucony. Teraz są różne państwa, odrębne i niezależne, i głusi w tych państwach chcą migać we własnych językach – wyjaśniał. – Proszę zobaczyć – ciągnął – „dziękuję” w rosyjskim języku migowym byłoby tak, a w ukraińskim jest od niedawna przyjęte, że migamy tak.

– Na prośbę osób niesłyszących powstała komisja powołana przez UTOG, głównie językoznawców, która działa w dwóch obszarach: derusyfikacji znaków migowych i prezentowania społeczności ukraińskich głuchych nowych znaków – mówi Luba Stakhiv, także tłumaczka. – Nowe znaki zazwyczaj zaczerpnięte z dawnego ukraińskiego języka migowego, którego używali nasi przodkowie przed drugą wojną światową. Znaki są dyskutowane w mediach społecznościowych, głównie przez głuchych, analizowane przez językoznawców. Na koniec wybrany znak zostaje opublikowany i uzyskuje oficjalny status.

– Jak dużo jest nowych znaków?

– Trudno określić skalę zmian, bo wciąż dochodzą nowe znaki. Na teraz, czyli po roku pracy komisji, mamy około sześćdziesiąt nowych znaków.

Jeszcze przed agresją Rosji głusi ukraińscy, podobnie jak głusi w wielu innych krajach na świecie, wychodzili z cienia – w mediach społecznościowych pojawiało się coraz więcej nagrań w języku migowym, także akcji pokazujących język i kulturę osób głuchych. W promocję alfabetu ukraińskiego języka migowego zaangażowali się znani ukraińscy muzycy, artyści, także politycy. Literę B (W) w kampanii prezentował prezydent Wołodymyr Zełeński.

Dmitry Peretrutov, Dmitry Denisov, strona projektu Dmitry Peretrutov, Dmitry Denisov, strona projektu „Gwiazdorski alfabet”

– Nie wszyscy głusi w Ukrainie chcą zmian w języku – mówi Roman Zadaniuk, tłumacz ukraińskiego języka migowego. – Opracowuje je komisja składająca się głównie ze słyszących lingwistów, zdanie głuchych nie zawsze jest najważniejsze. Poza tym, o ile młodzi mogą się przestawić na nowe znaki, dla starszych głuchych zmiany mogą być dezorientujące i trudne do wdrożenia.

– Polski język migowy jest dla nas trochę trudniejszy, ukraiński – bliższy rosyjskiemu – mówi inna tłumaczka, Svietlana Dvornik.

Svietlana jest CODA, to skrót od angielskiego Child of deaf adult, czyli „słyszące dzieci głuchych rodziców”. – Moi rodzice są głusi, ale babcie i dziadkowie z obu stron byli słyszący, dlatego dawnych znaków ukraińskiego języka migowego nie znam. Gdy moi rodzice chodzili do szkoły dla głuchych, dominował rosyjski język migowy. Nowe słowa z dawnego ukraińskiego migowego zaczęły być wprowadzane już w latach 90., po odzyskaniu przez Ukrainę niepodległości. Ale wtedy głusi nie podchodzili do tych zmian tak poważnie jak teraz. Teraz, w kontekście wojny z Rosją, znaczą one więcej.

Na koniec pytam o przykłady zmian językowych.

– Dotąd wojnę migaliśmy, używając rosyjskiego języka migowego – mówi Svietlana Dvornik. I pokazuje znak: łączy palce obu rąk, które zaczynają przeciągać się w obie strony.

Jakby to było natarcie z dwóch stron – mówi. – Teraz słowo „wojna” migamy jedną ręką, jakby dłoń machała szablą.

Jeszcze jeden przykład. – „Wojsko” ma nowy znak. Wcześniej migaliśmy w rosyjskim języku migowym: „czerwone” i „wojsko”, czyli „armia czerwona” – mówi Luba Stakhiv. – Dzisiaj migamy „armię” po ukraińsku, a ta nie jest czerwona.


Tekst powstał w ramach w ramach współpracy z Fundacją im. Heinricha Bölla w Warszawie.

logo

Tekst na licencji Uznanie autorstwa. Na tych samych warunkach 4.0 Międzynarodowe (CC BY-SA 4.0).