Ukraińska artystka Alevtina Kakhidze zazdrości roślinom. Rośliny trwają w miejscu, w którym zapuściły korzenie, wojna, nie wojna, na wolności czy pod okupacją. „Rośliny to prawdziwe pacyfistki” – mówi Kakhidze.
Jak roślina zachowała się matka Kakhidze. W czasie wojny hybrydowej nie wyjechała ze Żdaniwki na Doniecczyźnie, chociaż zmuszona była mieszkać w tzw. Donieckiej Republice Ludowej (DRL). Pamiętała, jak jej rodzina musiała migrować w czasie Hołodomoru. Sama nie chciała uciekać. Umarła w 2019 roku. Kakhidze pochowała ją jednak u siebie, niedaleko miejsca, gdzie sama mieszka. Zbudowała matce nietypowy nagrobek, kształtem nawiązujący do planu jej domu w Żdaniwce.
Można też powiedzieć, że jak roślina zachowała się sama artystka, gdy nie opuściła swego domu w Muzyczach, 26 kilometrów pod Kijowem, chociaż niedaleko przebiegał front. Na drzwiach domu napisała: „Bierzcie przykład z roślin – są pacyfistkami na tej planecie. Na tyle, na ile to możliwe!”. Sama ukrywała się w piwnicy, obok zapasów buraków i kapusty. Wojska rosyjskie zostały zatrzymane niecałe trzy kilometry od jej domu. W rysunkowym opowiadaniu „Inwazje” napisała: „Zachowam się jak roślina – zostanę na miejscu, nawet jeśli będą strzelać”.
Zdjęcie drzwi Kakhidze w skali 1:1 można oglądać na jej indywidualnej wystawie w Galerii Arsenał w Białymstoku „Rośliny i ludzie”. Tytułowe rośliny to nie tylko rośliny pacyfistki, ale też rośliny inwazyjne, które ją od lat fascynują i które kolekcjonuje w zielnikach. Ludzie to przede wszystkim ona i jej rodzice – matka i ojciec. Ich skomplikowane losy, Ukrainki i Gruzina mieszkających w Związku Radzieckim, spajają całą wystawę.
Wystawa Alevtiny Kakhidze „Rośliny i ludzie”, Galeria Arsenał w Białymstoku, 2024, fot. Jan Szewczyk
Wszystko w porządku?
Rośliny i ludzie
Alevtina Kakhidze, kuratorka: Monika Szewczyk, Galeria Arsenał, Białystok, do 19 stycznia 2025
W Białymstoku Kakhidze pokazuje prace z ostatnich lat, powstałe po pełnoskalowym ataku Rosji na Ukrainę 24 lutego 2022 roku. To rysunki, kolaże i filmy. Artystka często posługuje się tekstem. Rysunki komentujące sytuację międzynarodową czy imperializm rosyjski zawsze opatrzone są sloganami w języku angielskim lub ukraińskim. Kakhidze tworzy ilustrowane dzienniki, przypominające powieści graficzne. Używa rodzinnych zdjęć i pamiątek, ale zawsze opatruje je komentarzem czy osobistym wspomnieniem. Wystawa wymaga od widzów pewnego wysiłku, by za Kakhidze nadążyć. Początkowo obfitość tekstu może przytłaczać.
Moje pierwsze obawy okazały się na wyrost. Rodzinne opowieści Kakhidze, naznaczone ważnymi wydarzeniami historycznymi, szybko mnie wciągnęły. Artystka rozpisała je na cykl prac zatytułowany pytaniem „Wszystko w porządku?”, składający się z sześciu paneli. W każdym, między dwiema warstwami przezroczystej pleksi Kakhidze umieściła zdjęcia, rysunki, fragmenty tkanin, zasuszone rośliny i odręczne teksty. Układa z nich rozbudowane narracje o luźnej strukturze, czasami bliskie kłączom, czasami palimpsestom, tworząc w ten sposób nieoczywiste połączenia. Artystka bada, kim sama jest, co składa się na jej tożsamość i decyduje o jej miejscu w świecie.
Poszczególne elementy wydają się unosić w powietrzu, delikatne, jakby można je było zdmuchnąć i nikt już by tych historii nie poznał. Kakchidze wpisuje samą siebie jednocześnie w mikrohistorie członków rodziny i wielką historię: pamięć o Hołodomorze, upadek Związku Radzieckiego, Rewolucję Pomarańczową, Majdan, obecną wojnę. Niektórych może dziwić, że pojawiają się tu również odniesienia do historii Malty – praca powstała na tegoroczne Malta Biennale.
Każdy panel jest jak wykres, objaśniający jeden z wątków, które później przewijają się przez inne prace na wystawie. „Wszystko w porządku?” można więc traktować jako serce tej ekspozycji i jej legendę.
Odessa
Grzeczność wymaga, by na pytanie „Wszystko w porządku?”, angielskie how are you?, odpowiedzieć twierdząco. Kakhidze powtarza je jednak z pewną ironią. Pewnie często musi się z nim mierzyć, podczas wojny staje się niewygodne, zwłaszcza gdy zadają je osoby z innych krajów. Bo odpowiedź płynąca z jej prac wskazuje raczej, że nic w porządku nie jest.
Jedna z części „Wszystko w porządku?” poświęcona jest Odessie. To tam poznali się rodzice Kakhidze. By móc przeprowadzić się nad morze, jej matka zatrudniła się w fabryce lin stalowych. Ojciec przyjechał z Gruzji, by studiować w szkole morskiej, potem pracował jako marynarz. Kakhidze, urodzona w 1973 roku, żartuje, że jest made in Odessa. Pojechała tam w tym roku, by nakręcić film, również zatytułowany „Wszystko w porządku?”. Składa się z serii dokamerowych performansów.
Przez cały film artystka zwraca się do nieżyjącego od wielu lat ojca. W szkole morskiej, do której uczęszczał, prosi kadetów na korytarzu o pożyczenie fragmentów garderoby. Układa je na podłodze, jakby przygotowywała je dla taty. W fabryce stalowych lin, nadal funkcjonującej, tej samej, w której kiedyś pracowała jej matka, wymienia rosyjskie inwazje na Ukrainę i Gruzję. Alarm bombowy przypomina, że przecież trwa wojna. W schronie Kakhidze tańczy wśród innych osób, wyraźnie przyzwyczajonych do takich sytuacji, skupionych na ekranach swoich komórek. Taniec Kakhidze wyrywa ich na chwilę ze schronowego marazmu. Artystka odtwarza też kilka gestów, z których zapamiętała swojego ojca. Gdy podpalał banknot rublowy, wyglądało, jakby płonął Kreml.
Zemsta Stalina
Wydawałoby się, że w dramatycznych sytuacjach natura będzie przynosiła ukojenie, odpoczynek. Tak się jednak nie dzieje. Kakhidze odnajduje w świecie roślin analogie do wojny, agresji. Interesują ją bowiem głównie rośliny inwazyjne, zbiera ich okazy w czasie podróży po świecie. Ich rozprzestrzenianie się jest jednym z głównych zagrożeń dla bioróżnorodności. Trzy panele jej „Zielnika” w wielkich ramach znalazły się na białostockiej wystawie. Roślinom poświęcona jest też część pracy „Wszystko w porządku?”. Kakhidze umieściła w niej zasuszony egzemplarz barszczu Sosnowskiego. W czasach stalinowskich zaczęto jego uprawę w Ukrainie, miała to być wysokowydajna roślina na kiszonki, którymi karmiono bydło. Gdy wstrzymano jej uprawę (zwierzęta źle na nią reagowały), okazało się, że sama się rozpleniła.
Barszcz Sosnowskiego jest dla Kakhidze pretekstem, by zboczyć ze swoją historią w niespodziewanym kierunku. Roślinę w Ukrainie nazywano bowiem „zemstą Stalina”. Artystka zestawia obok siebie zdjęcie radzieckiego dyktatora i własnego ojca, obaj pochodzili z Gruzji. Rzeczywiście są podobni, mają identycznie przycięte wąsy. Kakhidze pisze: „Tata prosił, żebym nie wierzyła ludziom, którzy mówią, że [Stalin] zabił miliony Ukraińców”.
W rozpisanym na dwanaście rysunków opowiadaniu „Inwazje”, w którym dzieli się swoją reakcją na wybuch wojny, Kakhidze zauważa, że to człowiek ponosi odpowiedzialność za rozprzestrzenianie się roślin inwazyjnych.
Jak długo potrwa wojna
Rośliny inwazyjne powracają w wielowątkowym filmie nagranym techniką VR „Inwazje 1.2.3.”. Kakhidze rejestruje swoje otoczenie i przyjaciół w kilku podkijowskich miejscowościach tuż po ich wyzwoleniu wiosną 2022 roku. Podążamy za nią na grób jej matki. W innym miejscu Kakhidze rozmawia z przyjaciółmi o ich reakcjach na rosyjski atak. Wreszcie – we własnym domu artystka przyrządza posiłek z watecznika, kolejnej rośliny inwazyjnej. Skoro watecznik nie ma naturalnych wrogów, może ludzie powinni go zjadać. W filmie, oglądanym w hełmie VR, uderzają jednak przede wszystkim świeże zniszczenia wojenne, zbombardowane i ostrzelane budynki. Dzięki użytej przez Kakhidze technologii możemy się rozejrzeć wokół.
Kakhidze bywa niezwykle celna w wyrażanych opiniach. Dokładnie wie, gdzie szukać newralgicznych punktów. To doświadczenie wojny wyostrza jej spojrzenie. Widać to zwłaszcza w jej rysunkach z cyklu „Dzienniki wojenne”, tworzonych szybko, codziennie, często zamieszczanych przez nią na Instagramie. Arsenał opublikował je również w towarzyszącej wystawie niewielkiej książeczce. Chociaż mogą przywodzić na myśl rysunki Dana Pejrovschi, u Kakhidze nie ma puszczania oka, żartów.
Kakhidze precyzyjnie pokazuje, że propaganda radziecka wciąż działa. Mówi o tym, jak irytują ją zadawane często na Zachodzie pytania. Na przykład „Jak długo potrwa wojna?”. Kakhidze sugeruje, by najpierw zapytać o to Rosjan. Zachodniemu hasłu End the war przeciwstawia Stop Russia. To, co z naszej perspektywy może wydawać się mało istotnym niuansem, dla ukraińskiej artystki jest kluczowym problemem. Potrzebujemy jej głosu, by nas na te kwestie wyczulił.
Język się plącze
Opowieść o rosyjskim imperializmie nie dotyczy wyłącznie obecnej wojny. Jest o wiele głębsza, sięga do historii. Kakhidze pokazuje to na przykładzie losów swojej rodziny, ale również języka.
W swoich pracach artystka posługuje się językiem ukraińskim i angielskim, ze względu na odbiorców spoza Ukrainy. Ale ukraiński też nie jest jej pierwszym językiem. Wychowała się w języku rosyjskim, ukraińskim zaczęła się posługiwać dopiero po wydarzeniach na Majdanie. Problem języka nieustannie się przez prace Kakhidze przewija, również dlatego, że był źródłem napięć w jej rodzinie.
Po ukraińsku mówiła babka Kakhidze, ale mieszkająca z nią w jednym domu córka, matka Alevtiny, już wyłącznie po rosyjsku. Babka ze strony ojca odrzucała swe wnuki właśnie jako „rosyjskie”. Jednocześnie Kakhidze wspomina w jednej z prac, że gdy w 2000 roku pierwszy raz pojechała do Moskwy, uznano jej rosyjski za ułomny. Za papierek lakmusowy służyło słowo oznaczające etui na okulary, po rosyjsku oczeszniki, po ukraińsku – futlar dla okulariw. W filmie „Wszystko w porządku?” artystka zwraca się do nieżyjącego od wielu lat ojca po ukraińsku. Prawdopodobnie niewiele by z jej słów rozumiał.
Ujawnianie tych skomplikowanych kwestii i świadome posługiwanie się językiem ukraińskim jest dla Kakhidze metodą autodekolonizacji.
Wystawa Alevtiny Kakhidze „Rośliny i ludzie”, Galeria Arsenał w Białymstoku, 2024, fot. Jan Szewczyk
Jak się zdekolonizować
Obok rysunków z cyklu „Dzienniki wojenne” artystka pokazuje też film, na którym powraca do dyskusji panelowej z Manifesta 10 w Petersburgu w 2014 roku. Biennale kuratorowane wówczas przez Kaspera Königa odbywało się już po aneksji Krymu przez Rosję. Wielu artystów na znak protestu wycofało swój udział, tak zrobił m.in. Paweł Althamer. Kakhidze zdecydowała się pojechać do Petersburga. W filmie przypomina, jak na nikim nie zrobiła wrażenia uwaga, że wszystkie prace na Biennale przeszły przez rosyjską cenzurę. Potem przywołuje zaś tekst obecnego tam wówczas dyrektora Ermitażu, opublikowany w rosyjskiej gazecie już w czasie pełnoskalowej wojny. Tekst jest otwarcie proputinowski. By pełniej wybrzmiały jego słowa, artystka własnoręcznie go przepisuje.
Wojna, która otworzyła nam oczy na wiele spraw, nie pozostaje bez wpływu na świat sztuki. W otwartym właśnie nowym budynku Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie możemy zobaczyć pracę „Asfalt” ukraińskiej artystki Żanny Kadyrowej. Pierwszy raz mogliśmy ją jednak oglądać w 2012 roku w tymczasowej siedzibie MSN-u przy ulicy Pańskiej na wystawie „Angry Birds”, mapującej artystów ważnych dla młodej sceny artystycznej w Moskwie. Chociaż wystawa miała wyraźny antyputinowski wydźwięk, dziś byłaby nie do pomyślenia. Paradoksalnie wtedy nikogo specjalnie nie dziwiła obecność na niej ukraińskiej artystki.
Kadyrowa w czasie otwarcia MSN-u wzięła udział w partyzanckim działaniu z Jankiem Zamoyskim na chodniku pod nowym gmachem, którym przypominali o toczącej się wojnie. Jej nazwisko pojawia się też na wystawie Kakhidze w pracy „Dane”, której część poświęcona jest artystom i wojennym finansom. Pada tam informacja, że Kadyrowa od początku wojny przekazała ukraińskiej armii 300 tysięcy euro.
Podobne procesy podważania pojęć dotyczą też historii sztuki. Właśnie zakończyła podróż po kilku europejskich miastach znakomita wystawa „In the Eye of the Storm”, poświęcona sztuce nowoczesnej w Ukrainie w latach 20. i 30. XX wieku. Wystawa nie tylko kreśliła obraz sztuki w Kijowie, Charkowie czy Odessie w tym czasie, ale rozprawiała się też z pojęciem „rosyjskiej awangardy”. Przez dekady funkcjonowało ono na Zachodzie jako termin, który uwzględniał też artystów urodzonych i działających w Ukrainie. Pomyślałem o tej wystawie, gdy zobaczyłem akt urodzenia Kakhidze, który zamieściła w pracy „Wszystko w porządku?”. Artystka zwraca uwagę na podaną na nim narodowość swojej matki – w oficjalnym dokumencie została uznana za Rosjankę.
Wystawa Alevtiny Kakhidze „Rośliny i ludzie”, Galeria Arsenał w Białymstoku, 2024, fot. Jan Szewczyk
Przypadek
Wystawa wzięła swój tytuł od delikatnego rysunku na szerokiej płachcie papieru, „Rośliny i ludzie”, z tekstami po ukraińsku i angielsku. Kakhidze sugeruje w nim, że to u roślin ludzkość powinna szukać nadziei na trwały pokój. Ale snuje też ponadgatunkowe fantazje: „Chciałabym, żeby nasi żołnierze regenerowali się jak rośliny”. Branie przykładu z roślin nie jest proste.
Wśród „Dzienników wojennych”, tuż pod sufitem, powiesiła pasek czerwonego papieru z odręcznym tekstem: „Jestem wciąż żywa w Ukrainie, ale przez przypadek” (I’m still alive in Ukriaine, but it is by accident).
Dział ukraiński powstaje dzięki dofinansowaniu Centrum Dialogu im. Juliusza Mieroszewskiego oraz Instytutu Nauk o Człowieku w Wiedniu.