„Prorocze (się urodzi.li.ły.śmy)” są owocem inspiracji Nadii Beugré Abidżanem, największym miastem Wybrzeża Kości Słoniowej, i jego mieszkankami. Punktem wyjścia były doświadczenia tamtejszych transpłciowych kobiet.
Jesteśmy białymi osobami, które szukają teatralnej ciekawostki. Reżyserka i performerki dobrze o tym wiedzą. Może dlatego dają nam coś tak nieuchwytnego, trudnego do pojęcia, chaotycznego w formie i dramaturgii. O samych transpłciowych kobietach z Abidżanu dowiadujemy się niewiele.
Chaos nie jest tu czymś negatywnym. Jest wybuchem emocji, ekspresji i wrażliwości artystycznej. Publiczność przywitana zostaje imprezową muzyką. Kontrastuje ona z Nowym Teatrem, minimalistycznym, betonowo-metalowym budynkiem z wysokim sufitem i z milionem reflektorów. Przestrzeń gry jest ograniczona czarnym ekranem i leżącym na podłodze czarnym materiałem. Jest głośno. Na scenie tylko pięć pustych krzeseł. Takich zwykłych, białych, plastikowych, które stoją w ogrodzie i można na nich usiąść, kiedy chce się komuś pozwierzać. Za chwilę pojawią się: Beyoncé, Canel, Jhaya i Shereya. Wejdą zapowiadane przez Kevina Kero. Zacznie się bal. Ten z rodzaju queerowych, undergroundowych, subwersyjnych.
Część performerek pochodzi z Abiżdżanu, Shereya urodziła się w Brazylii, Jhaya w Belgii, Kevin jest Francuzem. Style taneczne, z których czerpią, są zróżnicowane. W spektaklu wykorzystuje się elementy whackingu, voguingu, ale pojawia się też krumping, balet i elementy modern dance. Chociaż choreografia w większości scen bazuje na wspólnym działaniu, to każda z performerek wkłada w taniec coś charakterystycznego. Wyjątkowa miękkość i delikatność ruchów spotyka się z precyzją i oszczędnością. Każda scena, każda etiuda ruchowa jest odmienna, a jednocześnie wewnętrznie spójna – przyjemnie jest obserwować tak samoświadomy zespół. Spektakl wydaje się przez to w całości improwizowany. Wierzymy, że działania performerek są naturalne, liczymy, że przeprowadzą nas przez cały spektakl, że jesteśmy w tym razem. Ta wiara jest jednak złudna.
Po długiej i imponującej scenie przedstawiania się i popisywania umiejętnościami performerki zasiadają na krzesłach. Malują się. Przebierają. Upiększają. Wszystko to dla nas. Towarzyszy temu zupełnie inna muzyka niż w całej pierwszej sekwencji. Już nie house i afrobeat, ale klasyka. Rozluźniamy się. Czyli teraz będzie na poważnie. Performerki jednak wstają, prostują się i zaczynają szczekać. Z każdym ruchem są coraz bardziej zwierzęce. Schodzą na kolana. Podpierają się na dłoniach. Turlają po scenie. Wyskakują w powietrze. Wystawiają języki. Zbliżają się do widzów. Nie przestają warczeć. Stają się coraz bardziej agresywne. Jakby mówiły: tak nas widzicie i my o tym wiemy.
„Taniec jest moją bronią”. Takie zdanie padło po spektaklu z ust Jhayi Caupenne. Mówiła o sytuacjach, w których ludzie wytykają ją palcami na ulicy, kierują w jej stronę oko kamery. Chcecie patrzeć? Proszę bardzo. Nie musi używać siły. Używa swojego ciała, żeby zaskoczyć, zbić z tropu, pokonać przeciwnika. Nikt nie wie, jak zareagować, gdy reakcją na agresję jest figura taneczna – shablam.
5. Międzynarodowy Festiwal Nowa Europa. Głośniej!, Nowy Teatr w Warszawie, premiera w Polsce: 8–9 listopada 2024Opisana przez performerkę metoda wydaje się istotna w spektaklu Nadii Beugré. Doświadczenie transpłciowości nie zostaje tu wytłumaczone ani ubrane w łatwą do przyjęcia historię. Dostajemy skrawki i strzępki improwizacji – na próbach reżyserka proponowała środki choreograficzne, które potem zostały przetworzone przez każdą z występujących osób. Ani ona, ani performerki nie edukują widzów na siłę, odpowiedzialność leży po naszej stronie.
Krzesła, które są częścią scenografii, często spotyka się także w salonach fryzjerskich – a w salonach rozmawia się otwarcie. Także same włosy są istotnymi elementami spektaklu – pojedyncze pasma urastają do ogromnego kokonu, którym owinięta zostaje Beyoncé. To jednocześnie jej więzienie i pancerz. Spektakl na każdym kroku pokazuje nam ostentacyjnie przegięte i groteskowe sposoby performowania płci. Widać to także w scenie, w której Shereya ubrana w krótką połyskującą sukienkę, w staniku w panterkę, na szpilkach nagle przełamuje dotąd konsekwentnie performowaną kobiecość. Łapie się za krocze i krzyczy w stronę publiczności, staje się agresywna. Rytmicznie powtarza obelgi rzucane pod adresem jej i innych performerek. A przynajmniej tak możemy to sobie dopowiedzieć. Ciota, pedał, babochłop. Jej kwestie podchwytują pozostałe osoby. Krzyczą, grożą, aby później wykorzystać hasła jako melodię, w rytm której będą tańczyć. Tym sposobem odbierają moc chamskim odzywkom. „Obciągnij mi chuja” staje się podstawą do kolejnej choreografii.
We wspomnianej scenie, jak w żadnej innej, na pierwszy plan przebija się cielesność. Widzimy rozluźniające się mięśnie, rozciągające się stawy, poruszające klatką piersiową oddechy. To ciała wymykające się prostym klasyfikacjom. A zarazem cielesność wydarza się jakby obok spektaklu – może to my przykładamy do niej zbyt dużą wagę. Bo nienormatywność ciał i tożsamości nie zostaje nazwana i wskazana palcem. Spektakl ma tłumaczyć się sam.
Jego zakończenie zapada w pamięć. Nastrój zmienia się w nim całkowicie. Plastikowe krzesła, które kazały nam wyczekiwać na jakieś zwierzenie i na mierzenie się performerek z własnymi doświadczeniami, zostają podwieszone na kolorowych linach. Złowieszczo wiszą nad tancerkami. I jeszcze te liny, które oplątują scenę, jak kraty czy siatka, zza której nie można wyjść. Performerki śpiewają piosenkę, a raczej kołysankę. „Leć, motylu, leć”. Zbijają się w jedno ciało, wyciągają dłonie w górę. Próbują ochronić i przestrzec bezbronne i niewinne żyjątko.
400
„Dwutygodnik” ma już 16 lat, opublikowaliśmy 400 numerów, a w nich 11 i pół tysiąca tekstów. Sto numerów temu oddaliśmy rolę redaktorów praktykom i praktyczkom – tym, których na co dzień na łamach opisujemy i przepytujemy. Numer 400. oddajemy w ręce absolwentek i absolwentów dwutygodnikowej Szkoły Pisania. Debiutujący na łamach autorzy i autorki piszą o nowych płytach, spektaklach, książkach, wystawach, kinofilii. A „Dwutygodnik” , jakby powiedział jeden z naszych nowych autorów, „czuwa, żeby dyskusja nie zgasła”.
„Prorocze” to niedokończony projekt, bo nie może zostać pokazany w Abidżanie, jedynie w europejskich teatrach, na międzynarodowych festiwalach. Teatr jest elitarny, jak mówią twórczynie. Pytanie brzmi: czy my, widzowie zebrani w Nowym Teatrze w Warszawie, stajemy się częścią występującej na scenie wspólnoty czy pozostajemy ciekawskimi podglądaczami? Zostajemy poproszeni o oklaski, okrzyki. Performerki czekają na reakcje. Ale konwencja zostaje zachowana. My pozostajemy na widowni. One pozostają na scenie. Jest nam miło, czujemy się dowartościowani. Czujemy się godni, by na to patrzeć. Ale wszyscy dobrze wiemy, że nie przekroczymy tej granicy, nie dołączymy do zabawy. Jedyne, co możemy zrobić, to wstać do oklasków, a potem grzecznie wyjść z sali teatralnej.