Jeszcze 2 minuty czytania

Mirek Filiciak / Alek Tarkowski

ALFABET NOWEJ KULTURY: X jak XXX

Mirek Filiciak / Alek Tarkowski

Mirek Filiciak / Alek Tarkowski

Pierwszy dział „C'Lick Me – A Netporn Studies Reader”, antologii poświęconej sieciowej pornografii, opublikowanej przez prężny holenderski Institute of Network Cultures, nosi ironiczny tytuł „The Rise of the Netporn Society”. Nawiązuje oczywiście do klasycznej książki Manuela Castellsa „The Rise of the Network Society” – „Narodziny społeczeństwa sieci”, wykładającej podstawy myślenia o naszym społeczeństwie w kategoriach sieci właśnie. Potraktujmy ten żart przez chwilę poważnie i zastanówmy się, co sieciowa pornografia mówi nam na temat nowej kultury. Bo choć przed rokiem polscy internauci obrazili się na Jarosława Kaczyńskiego za jego wypowiedź, że siedząc przed komputerami, najczęściej pociągają piwo i oglądają pornografię, to przecież nie sposób ukryć, że internet jest pełen porno. Z opublikowanych niedawno wyników badań Zbigniewa Izdebskiego wynika, że aż 96% mężczyzn i 78% kobiet spośród 10 tysięcy ankietowanych internautów korzystało z sieci w poszukiwaniu pornografii. To – delikatnie mówiąc – dużo.

Oczywiście trzeba pamiętać, że internet, choć za sprawą większej niż w wypadku innych mediów anonimowości sprzyja tego typu aktywnościom, nie jest pod tym względem wyjątkowy – dla popularyzacji niemal wszystkich mediów kluczowe były trzy sfery: propaganda polityczna, religijna (w wypadku internetu przede wszystkim w wydaniu scjentystycznym) oraz właśnie seks. Te dwa ostatnie obszary zresztą nie zawsze są od siebie tak odległe, jak mogłoby się wydawać, co dobrze ilustruje przykład kina – jednym z pionierów filmu erotycznego był Albert Kirchner, który już w kilka miesięcy po pokazie braci Lumière zaoferował widzom atrakcje dość odległe od wjeżdżającego na stację pociągu. W historii kina zapisał się jednak nie jako pornograf, a twórca pierwszego filmu o Chrystusie („Passion du Christ” z roku 1897). Równie zaskakująca, co przewidywalna, była zawartość kolekcji amatorskich filmów z PRL-u „Entuzjaści”, prezentowanej kilka lat temu w CSW. Okazało się, że nieraz filmowcy oszczędzali taśmę podczas pochodów, przemówień i innych oficjalnych wydarzeń, by potem filmować seks.

Sieciowa pornografia to temat kłopotliwy, ale spróbujmy przyjrzeć się mu z nieoczywistych perspektyw, których przecież nie brakuje. Na przykład filtrowanie treści erotycznych często traktowane jest jako zamach na wolność internautów. Internet jest bowiem miejscem, gdzie do głosu mogą dojść mniejszości spychane na margines sfery publicznej. Związki pornografii z wolnością nie dotyczą jednak tylko wolności seksualnej, bo zazwyczaj przy okazji filtrowania obscenicznych treści zablokowane zostają strony, które z pornografią nic wspólnego nie mają. Przypadkiem lub – jak ma to zapewne miejsce w chińskim internecie – z premedytacją.

Porno w sieci to także dobry wstęp do dyskusji o tym, jak internet utrwala i materializuje to, co w aktywnościach niezapośredniczonych przez sieć było ulotne i nieuchwytne. Ilustruje to ciekawa historia z Florydy, gdzie prawo uznaje za obsceniczne treści, które łamią standardy lokalnej społeczności. W roku 2008  próbował to wykorzystać obrońca firmy oskarżonej o rozpowszechnianie pornografii w sieci, powołując się na dane z wyszukiwarki Google. Miały one dowieść – ukazując skalę sieciowej porno-aktywności mieszkańców stanu – że pornografia nie obraża ich uczuć. Tę sprawę można potraktować jako przykład walki z hipokryzją, ale i „googlizacji” kolejnych sfer naszego życia. Bo czy słupki wykresów z Google Trends mogą wyznaczać standardy etyczne?

Pornografia jest wreszcie obszarem, w którym (jeśli się ją ogląda) jak na dłoni widać kluczowe trendy kultury 2.0. Produkcja amatorska – oczywiście, że tak. Konkurująca skutecznie z produkcją komercyjną – również. Zacieranie granic między prywatnym i publicznym – jak najbardziej.

Co równie istotne, branża pornograficzna jest ważną częścią sektora mediów – od lat bowiem innowacyjnie wykorzystuje dostępne technologie. Pod tym względem porno przypomina piractwo – gdy odstawimy na bok problemy etyczne, to okaże się, że to działalność oparta na przemyślanych modelach biznesowych i wyjątkowo skutecznym wykorzystaniu nowych technologii. Branża pornograficzna była zresztą w awangardzie wykorzystania mediów dużo wcześniej – przypisuje się jej sukces kaset wideo, telewizji kablowej i płyt DVD. W środowisku online branża pornograficzna rozwinęła natomiast strumieniową prezentację wideo (na długo przed czasami YouTube), opłaty elektroniczne, zabezpieczenia przed kopiowaniem, czy skuteczne modele opłat i subskrypcji treści. Można więc powiedzieć, że ważna dla dzisiejszej kultury sieciowej sfera komercyjnych serwisów typu Web 2.0 korzysta w dużej mierze z osiągnięć branży pornograficznej. Co zmusza, podobnie jak w przypadku piractwa, do uczciwej oceny wszystkich „za” i „przeciw”.

Powszechne zainteresowanie sieciowym porno pokazuje, że w sieci wciąż jesteśmy ludźmi z krwi i kości, a nie bezcielesnymi istotami, jak wydawało się wielu badaczom jeszcze kilkanaście lat temu. To także dowód, że również w cyfrowym środowisku rządzi nami nie tylko rozum, ale i emocje. Że za działaniami w sferze informacji kryje się fizyczność. Z takiego banalnego w gruncie rzeczy spostrzeżenia Matteo Pasquinelli, autor książki „Animal Spirits. A Bestiary of Commons”, wyciąga ciekawe wnioski. Prowokacyjnie podważa ideę internetu jako obszaru wspólnego dobra. Tytułowe „zwierzęce instynkty” (zaczerpnięte z teorii przywróconego do łask za sprawą kryzysu Keynesa) to kierujące nami namiętności, także mroczne. Mają one utrudniać racjonalne działania na rzecz wspólnoty, a przy okazji w swym najbardziej bezpośrednim przejawie, ucieleśnione w postaci pornografii, stawać się podstawą wyzysku internautów.

Jednak nie wszyscy autorzy czerpiący – jak Pasquinelli – z włoskiej tradycji marksistowskiej, postrzegają sieć w tak ciemnych barwach. Wielokrotnie przywoływany przez Pasquinelliego Antonio Negri, który widzi w sieci potężne narzędzie emancypacyjne, za wzór dla współczesnych stawia św. Franciszka. Skoro współczesny kapitalizm, przejmując nad nami kontrolę, odwołuje się do emocji, my też powinniśmy sięgnąć w głąb siebie i przeciwstawić „nędzy władzy radość bycia”. A przecież seks to także radość i miłość. Nie zapominajmy więc, że XXX to także emotikonowe uściski.

Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL (Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Bez utworów zależnych).