„Sekret jej oczu”, reż. Juan José Campanella

Tomasz Cyz

To film o zemście, o niesprawiedliwości, o systemach politycznych, wreszcie – o spisywaniu historii, tworzeniu narracji. Czyli niejako film o filmie. Świetnie zrobiony film

Jeszcze 1 minuta czytania


„Sekret jej oczu” możemy oglądać na kilka sposobów. To film o zemście (jednym z motywów jest poszukiwanie przez męża gwałciciela i mordercy swojej żony); także o niesprawiedliwości (może dlatego większość scen dzieje się w sądzie); o systemach politycznych (główny podejrzany, skazany za morderstwo, wychodzi z więzienia, bo zaczął sprzyjać panującemu właśnie reżimowi Perona); wreszcie – to film o spisywaniu historii, tworzeniu narracji, czyli niejako filmem o filmie (bo główny bohater Benjamin Espósito, były śledczy sądowy, po 25 latach próbuje napisać powieść o tym morderstwie, procesie, poszukiwaniu mordercy).

„Sekret jej oczu”, reż. Juan José Campanella.
Argentyna-Hiszpania 2009,
w kinach od 22 października 2010.
To świetnie zrobiony film, mainstreamowo. Z bardzo dobrymi męskimi rolami (Ricardo Darin, Guillermo Francella, Pablo Rago, Javier Godino, Jose Luis Gioia), ponętną – i w przeszłości, i po latach – panią prokurator (Soledad Villamil), intrygującą muzyką (Federico Jusid), ciekawymi zdjęciami (Félix Monti). Film, który przypomina, że kino samo w sobie jest sztuką opowiadania. Juan José Campanella wie, jak to robić. Wie bardzo dobrze. Wciąga nas w wir opowieści, zmienia punkty widzenia, wytrąca z obranej ścieżki patrzenia i rozumienia. Najciekawsze jest poczucie zagubienia towarzyszące oglądaniu, bo nie wiemy do końca, czy tak właśnie było, czy tylko tak pamięta to, co było, przywołujący przeszłe wydarzenia Benjamin. Taki jest prolog: odjeżdżający pociąg, kobieta na peronie, mężczyzna w pociągu, pożegnanie… Nagle Benjamin Espósito mnie kartkę papieru. To tylko pisanie historii, przypominanie, retrospekcja. Tylko?

A epilog? Nie będę zdradzał zakończenia historii, bo jest zaskakujące. Bardzo ludzkie, bardzo współczesne w tym świecie, a którym Bóg opuścił ludzi, albo ludzie opuścili Boga…

Przede wszystkim jednak „Sekret jej oczu” jest filmem o miłości i nienawiści. Grażyna Torbicka w wywiadzie dla www.dwutygodnik.com przed festiwalem Dwa Brzegi (który „Sekret jej oczu” w tym roku otwierał) mówiła, że kino „poszerza nasze emocje i wiedzę, te dwa brzegi istnienia”. Ale to miłość i nienawiść są dwoma brzegami kina, najważniejszymi antynomiami. Kto wymyśli inne?

PS. Od jakiegoś czasu oglądając filmy, dużo filmów, myślę sobie jeszcze, że dobre polskie kino ostatnich lat („Dług”, „Plac Zbawiciela”, „Dzień świra”, „Wszyscy jesteśmy Chrystusami”, „Wojna polsko-ruska”, „Dom zły”) w większości powstaje z nienawiści. „Sekret jej oczu”, mimo wszystko, przynosi katharsis, zrodzone z miłości. Czemu tak jest?


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.