Stambuł – Warszawa. „Diverçity”

Karol Sienkiewicz

Obraz Stambułu, jaki wyłania się z wystawy „Diverçity”, daleki jest od egzotycznych fantazji czy turystycznych folderów. Pod (kątem) względem codziennych kłopotów mieszkańców to miasto wyjątkowo nam bliskie

Jeszcze 2 minuty czytania

Publiczność galerii przyzwyczajona została do określonego schematu wystaw narodowych. By nikt nie miał wątpliwości, z jakim regionem ma do czynienia, gdy jest to Australia – sale wypełniają bumerangi i deski surfingowe, gdy jest to Rosja – symbole upadłego imperium radzieckiego. Wystawy te oferują najczystszą formę przyjemności – w końcu najbardziej lubimy te piosenki, które już znamy, ale też nieznośnym stereotypem, z którego trudno jest się wyzwolić. Podobnie mogło się zdarzyć w przypadku wystawy „Diverçity. Learning from Istanbul”.

„Diverçity. Learning from Istanbul”, Centrum
Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski, Warszawa,
18 września – 7 listopada 2010, kuratorki: Kaja
Pawełek i Serra Özhan
Na szczęście narodowość nie jest tu podstawowym kluczem. Tematem jest miasto z jego słabościami, metamorfozami, historią zapisaną w pamięci mieszkańców. „Diverçity” proponuje nam podróż po Stambule ścieżkami nieutartymi przez turystów. Nie zwiedzamy więc Hagii Sophii ani Błękitnego Meczetu. Nie potrzebujemy też mapy. Artyści, niczym zaprzyjaźnieni przewodnicy-tubylcy, zabierają nas w miejsca, które znaczą więcej niż muzea, i zapoznają nas z ludźmi, których losy powiedzą nam więcej o najnowszych dziejach miasta niż podręczniki od historii. Podczas tej wędrówki, o dziwo, kulturowo odległy Stambuł okazuje się nam bardzo bliski, a problemy jego mieszkańców – podobne do naszych.

Zwiedzanie „Diverçity” jest jak podróż flaneura. Widzowie zatapiają się w płynną architekturę wystawy, zaprojektowaną przez Jakuba Szczęsnego. Podziały tworzą zwisające ze stropu białe pasy, stwarzając wrażenie otwartości, która pozwala na swobodne obieranie ścieżek, ale jednocześnie kreując intymne przestrzenie dla poszczególnych prac.

Nieprzypadkowo też wystawa zamyka się między pracami Ergina Çavuşoğlu i Emre Hüner. Każdy wchodzący na ekspozycję musi przejść przez czterokanałową instalację Çavuşoğlu „Downward Straits” (2004). Między ustawionymi naprzeciw siebie ekranami znajdujemy się pośrodku dzielącej Stambuł cieśniny Bosfor. Obserwujemy nocny ruch statków, które nie tyle przepływają przez cieśninę, co znikają w szczelinie między jednym a drugim ekranem. Miasto połyka je niczym Trójkąt Bermudzki. Na przeciwległym biegunie plasuje się dystopijna, acz romantyczna wizja świata po katastrofie – samotnej jednostki zagubionej w postindustrialnej przestrzeni na filmie Emre Hüner „Boumont” (2006). Między tymi pracami – pozornie spokojnym obrazem rzeczywistości i ponurą wizją przyszłości – rozkłada się pełen wachlarz tematów podjętych przez artystów.

Emre Hüner, cykl „Total Realm”Większość prac łączy problem przestrzeni publicznej, jej ograniczeń i samozwańczego zagospodarowywania. Z jednej strony (film „Perfectly Suited for You” Solmaz Shahbazi, 2005) przyglądamy się procesowi gentryfikacji, zamkniętym osiedlom, które stały się symbolem luksusu, dostępnym także dla klasy średniej. Potrzebę luksusu na pokaz wyśmiała Deniz Gül („Crisis”, 2009), sprzedając na ulicy papierowe torby z logami słynnych marek. Can Atley („Dogs of Island”, 2010) opowiada historię bezpańskich psów – psy zamieszkujące dzisiejszy Stambuł są specjalnie zakolczykowane, a więc również poddane kontroli. Natomiast Osman Bozkrut (cykl fotografii „Auto-Park”, 2003) pokazuje zjawisko użytkowania pasów zieleni biegnących pośrodku autostrady jako miniparków, w których mieszkańcy urządzają pikniki.

Artyści wskazują w Stambule na miejsca naznaczone szczególną nostalgią, np. sklep spożywczy Napoli, funkcjonujący od paru pokoleń, który oparł się konkurencji dużych supermarketów, spełniając zarazem istotną funkcję społeczną dla okolicznych mieszkańców (Didem Özbek i Osman Bozkrut, instalacja „Napoli”, 2009). W innej pracy Bozkurta („Tape Republic”, 2009) centralne miejsce zajmuje szara taśma – znak rozpoznawczy i niezbędne narzędzie handlu tekstyliami, w większości pogrążonego w szarej strefie.

Fot. Ali Taptik dla CityscaleStambuł nie jawi się więc jako egzotyczne miasto na granicy zachodniej cywilizacji, lecz jako przykład współczesnej metropolii, na której problemach i błędach – jak sugeruje tytuł – uczyć się mogą inne miasta.
„Diverçity” trwa równolegle do festiwalu „Warszawa w budowie”, organizowanego już po raz drugi przez Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie. W tym roku Muzeum zdecydowało się przypomnieć postaci wybitnych architektów (Arseniusz Romanowicz, autor stacji kolejowych linii średnicowej) czy wystawienników (Stanisław Zamecznik), ale jedno z haseł tegorocznej edycji brzmi „Co w tym mieście należy do was?”.

Być może na to samo pytanie próbował odpowiedzieć Can Atley, który specjalnie na „Diverçity” stworzył instalację „Another Empty Pedestal: after similar skids from recent pasts”, będącą pokłosiem pobytu artysty w polskiej stolicy. Składają się na nią pozostałości po nieczynnej już buddyjskiej świątyni, która znajdowała się w pobliżu Portu Praskiego. Powalone betonowe kwiaty lotosu i drewniana ryba, którą możemy oglądać przez szkło powiększające – wydają się pochodzić nie tylko z odległego świata, lecz także z innej epoki. A to ślady całkiem nieodległej przeszłości i bazaru szumnie nazwanego Europą na nieistniejącym już Stadionie Dziesięciolecia. Egzotykę, której spodziewaliśmy się po Turcji, turecki artysta odnalazł w Warszawie.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.