Jeszcze 2 minuty czytania

Beata Stasińska

NAJWAŻNIEJSZE CZYTAĆ: Wybryk noworoczny: nie czytamy – tańczymy!

Beata Stasińska

Beata Stasińska

Mam taki rodzaj żalu, który nie ma nic wspólnego z doświadczeniem utraty czy wyrzutami sumienia. To wątłe w swych racjonalnych podstawach uczucie miesza się z intuicją czegoś pięknego, organicznie własnego i jedynego, co jest dane każdemu człowiekowi i co prawie każdy człowiek zapomina i wypiera. Żal ten karmi się świadomością własnego ciała, które na co dzień ciąży i ogranicza, w ruchu zaś i rytmie tańca poddaje nas cudowi nietrwałej przemiany.

Niedoskonałe ludzkie ciało, ubogi tak naprawdę język gestów, jakimi może się to ciało posłużyć, ograniczone sekwencje ruchów i tanecznych układów spychały w mojej głowie przez lata taniec na sam koniec hierarchii sztuk. A jednak tęsknota za utraconą harmonią i radością, jaką daje taniec, kazały mi raz po raz wracać do tego doświadczenia. Częściej jako widz niż tancerz-amator, zawsze z poczuciem żalu, że tak łatwo rezygnuje się z tego pozornie pozbawionego wagi i powagi doświadczenia.

Jak silna jest pamięć ciała i potrzeba ruchu poddanego rytmowi przekonałam się w Izraelu, gdy wieczorami na plaży w Tel Avivie spotykałam ludzi, zbierających się po pracy na wyznaczonym placu, by pod okiem kilkunastu instruktorów tańczyć i uczyć się tańca. Byli tam ludzie starzy i młodzi, grubi i chudzi, pary hetero- i homoseksualne. Byli tacy, którzy świetnie tańczyli i tacy, którym przez cały czas towarzyszył instruktor. Tańczyli do starych szlagierów i nowych przebojów. Były samby, rumby i tańce afrykańskie. Tłum każdego dnia był inny. Instruktorów, z tego, co wiem, opłacał magistrat. Po godzinie, półtorej wieczorni tancerze zasiadali w beachbarach lub wracali do domów.

Podobną radość, jaką może sprawić ludzkie roztańczone ciało, widziałam u tancerzy Piny Bausch, Nederlands Dans Theater, Gates of Heaven z Tajwanu czy Batsheva Dance Company. Inna skala umiejętności i możliwości, inny przekaz, a radość wolnego ciała w tańcu ta sama. Podobny zamysł sprawdzania granic, jakie to ciało wyznacza.

W myśl jednego z reformatorów tańca współczesnego, Ohada Naharina, każdy powinien tańczyć, aby uczynić swe życie lepszym. Brzmi to naiwnie i artystowsko, dopóki nie zobaczymy dzieł tego choreografa na scenie. Polski widz miał w 2010 roku po raz pierwszy tę możliwość. Ohad Naharin przygotował wraz z Polskim Teatrem Tańca z Poznania przedstawienie „Minus 2” wykorzystujące fragmenty kilku swoich wcześniejszych choreografii. Premiera odbyła się 29 listopada w Poznaniu, w grudniu Naharin gościł w Teatrze Wielkim. Najważniejszą częścią przedstawienia jest słynna „Anaphase” z 1993 roku, w której choreograf tworzy z siedzących na krzesłach tancerzy obrzędowy krąg, poddany pierwotnemu ruchowi unoszenia się i opadania w rytm pieśni żydowskiej. Rytm czarnych spodni i białych koszul tancerzy, początku i końca, powtarzanego niczym ruch morskiej fali, zderzony jest z tradycyjną muzyką, bywa że graną przez rockowy zespół, tangiem Piazzoli czy utworami Arvo Parta. Tancerze wyglądają jak przeciętni przechodnie na ulicy, w ich gestach widać jak bardzo unikają perfekcjonizmu na rzecz witalności i prawdy. Czują taniec i dzielą się z widzem przyjemnością ruchu. „Działaj, bądź czynny, nie tańcz” – mówi im Naharin, który z sal prób już dawno temu usunął lustra, by tancerze nie starali się być piękni. Oni mają być „namiętni, obłąkani, wyraziści i skupieni. Jak pantera ścigająca ofiarę, gdy ma pobudzone wszystkie zmysły”. Kolejne sekwencje przedstawienia są niezwykle wyraziste, od bezruchu po dziką fizyczną swobodę, od wypełniającego wielką przestrzeń teatru hałasu elektrycznych gitar basowych po głuchą ciszę.

Ohad Naharin, podobnie jak Pina Bausch, zaczął tańczyć stosunkowo późno. Jego kariera zaczęła się w Betsheva Dance Company, gdy miał 22 lata. Zaproszony przez Marthę Grimes do Nowego Jorku studiował między innymi w Julliard School of Music. Dziś jest autorem przeszło dwudziestu choreografii.

Poważna kontuzja pleców zmusiła go do poszukiwania innych, niewykorzystywanych dotąd w tańcu technik ruchowych, które pozwalały radzić sobie z bólem. Opracowana przez niego technika GaGa polega na codziennej praktyce koncentracji i balansowania między impulsami ze świata wewnętrznego i zewnętrznego. Tancerz kontroluje wielość czynności i bodźców w poczuciu „mnóstwa czasu”. Pogłębiona świadomość i ćwiczenia w poszukiwaniu nowych dróg wyrazu owocują uczuciem przyjemności.

Przygotowany dla polskich widzów z polskimi tancerzami „Minus 2” jest twórczą rekonstrukcją, w której teatr tańca na równych prawach tworzą ruch, słowo, muzyka (Naharin jest też kompozytorem), projekcje filmowe, tancerze i publiczność. W pewnym momencie artysta prosi widzów, by wstali, po czym mówi: „Ci, którzy tej nocy będą spać samotnie, niech usiądą. Ci, którzy chcą umrzeć dla kogoś, niech usiądą”.

Na grudniowym przedstawieniu w Warszawie tancerze poprosili do tańca widzów. Widok roztańczonego Teatru Wielkiego, w którym publiczność zaczęła współtworzyć happening, odpowiadając – każdy z tańczących inaczej – na delikatne prowokacje artystów, tworząc z nimi pary, inicjując wspólne gry, zamazując granice między artystą i widzem, czyniąc z tańca rzecz powszechną i indywidualną zarazem, wspólną i prywatną, przypomniał mi plażę w Tel Avivie. Dawno nie widziałam tak karnawałowej atmosfery w tym dość ponurym wnętrzu. I to w Adwencie. Warszawscy widzowie okazali się świetnymi artystami tańca. Bez wahania, instynktownie zrozumieli sygnał choreografa, który myśli „o każdym człowieku na widowni” – tak jakby on sam na niej siedział. Przypomnieli sobie i czuli dziecięcą radość tańca.

Dziś, gdy cała Polska poddaje się zbiorowej terapii, wgapiając się w „Taniec z gwiazdami”, radość tańca nie jest wcale taka oczywista. Szkoły tańca pękają w szwach. Każda sekretarka i co drugi menadżer muszą opanować kilka tanecznych zestawów, by być au courant . Polak, który do niedawna chował swoje ciało w źle uszytym garniturze, dziś pręży je na parkiecie, poddając publicznej ocenie swoje umiejętności. Musi dorównać roztańczonym celebrytom. Polak zaczął tańczyć, więcej – Polak musi tańczyć.

W Teatrze Wielkim nie było ani roztańczonych celebrytów, ani próbujących im sprostać telewidzów. Na szczęście. Duch ekstatycznie radosnego tańca udało się za to przenieść mojemu przyjacielowi na sylwestrowe przyjęcie. Podążyliśmy za nim bez wahania. W końcu zamykamy stary rok, który w moim prywatnym kalendarzu był rokiem tchórza, głupca i szubrawca, i zaczynamy – jak twierdzą Chińczycy – rok królika. Zawsze to lepiej brzmi. Zatem tańczmy radośnie!

. Polak, który do niedawna chował swoje ciało w źle uszytym garniturze, dziś pręży je na parkiecie, poddając publicznej ocenie swoje umiejętności. Musi dorównać roztańczonym celebrytom. Polak zaczął tańczyć, więcej – Polak musi tańczyć.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.