Dokąd i za co?

Agnieszka Pajączkowska

Drozdowski i Krajewski postulują rozszerzenie pola badania poza fotografię pojmowaną „jako system wizualnych reprezentacji” – to propozycja ważna i ciekawa. Podtytuł książki „Za fotografię!”: „w stronę radykalnego programu socjologii wizualnej” brzmi jak zapowiedź rewolucji, której jednak na jej łamach nie znajdziemy

Jeszcze 2 minuty czytania


Książka powstała, jak piszą jej autorzy: Rafał Drozdowski i Marek Krajewski, z rozczarowania i zmęczenia „semantyczną pustką” fotograficznych obrazów, które zamiast „odsłaniać rzeczywistość” (cokolwiek to znaczy), jedynie multiplikują jej konwencjonalne przedstawienia, stając się – z punktu widzenia socjologii wizualnej – bezużyteczne. Autorzy postanawiają więc prowokacyjnie unieważnić znaczenie fotograficznego obrazu (rezygnując tym samym z badania samej zasłony), kierując uwagę w stronę działań podejmowanych wokół fotografii.

Zwrot ku praktykom towarzyszącym fotografii nie jest propozycją ani nową, ani radykalną, choć rzeczywiście na gruncie polskim i w kontekście socjologii wizualnej nie został dotąd wprost wyeksplikowany. Warto jednak zauważyć, że niektórzy cytowani przez autorów teoretycy fotografii (André Rouillé, Hans Belting i przede wszystkim Susan Sontag), jak również inni, pominięci w skądinąd bardzo bogatej bibliografii (Georges Didi-Huberman, Allan Sekula, John Tagg czy Sławomir Sikora) już wcześniej proponowali „rozszerzenie punktu widzenia” (Didi-Huberman) czy badanie „społecznych użyć fotografii” (Sekula); zwracali uwagę, że znaczenie zdjęcia zależne jest od jego kontekstu (Sontag) i postulowali, aby traktować fotografię jako „zróżnicowaną i złożoną praktykę społeczną, która podlega permanentnej ewolucji” (Rouillé). Zaletą książki Drozdowskiego/Krajewskiego jest więc raczej przypomnienie o fotografii-przedmiocie, fotografii-praktyce, fotografii-geście, które wraz z fotografią-obrazem stanowią nie tyle rozszerzone, co po prostu kompletne pole badania.

Zaskakujący w książce – z zamierzenia socjologicznej – jest niezwykle osobisty styl narracji, niepodpartej żadnymi badaniami. W czterech rozdziałach Drozdowski i Krajewski bronią fotografii twierdząc, że dzięki rezygnacji z warstwy obrazowej można jeszcze wyłuskać z niej obszary funkcjonalne dla badania „makropoziomu życia społecznego”. Wskazując je, proponują coś rzeczywiście nowego – piszą o kupowaniu sprzętu, forach internetowych, o przechowywaniu zdjęć, rozmowach o fotografii, o znaczeniu związanych z nią gestów. Omijają jednak kwestie, które wydają się dla teorii fotografii zasadnicze.

Zdradzając pewną osobistą nostalgię za techniką analogową, piszą o fotografii w kontekście zwrotu digitalnego, o „kryzysie fotografii”, o „zabijaniu fotografii”, o tym, że coraz trudniej „traktować aparat cyfrowy jedynie jako proste przedłużenie aparatu analogowego”. Także o tym, że „digitalizacja zmienia nasz sposób patrzenia na zdjęcia, podstawy ich wiarygodności, tryby ich używania, więzi, których były one podstawą”. Brakuje jednak w „Za fotografię!” próby (re)definicji samego medium fotograficznego w chwili tego przełomu. Brakuje pytania o granice fotografii – o to, czy aby zarejestrowany komórką, a następnie przetworzony cyfrowo i umieszczony w internecie zerojedynkowy obraz, nadal jest tym samym zdjęciem, co pozytywowa odbitka uzyskiwana z negatywu. Autorzy już we wstępie określają swój obszar zainteresowań jako ograniczony do praktyk/działań/gestów podejmowanych wokół fotografii, ale rodzi się pytanie, czy można badać praktyki nie definiując granic ich narzędzia?

Rafał Drozdowski, Marek Krajewski, „Za fotografię!”.
Fundacja Bęc Zmiana, Warszawa, 212 stron,
w księgarniach od grudnia 2010
Dychotomie i oparte na nich typologie są w ogóle charakterystyczne dla tej książki. Omawiane w niej praktyki są udziałem „użytkowników fotografii”, którzy zostali przez autorów podzieleni na „fotoamatorów” i „profesjonalistów”. Podział taki – wobec (znów) braku definicji i określenia kryteriów – wydaje się dość konserwatywny, a nawet anachroniczny. Pomiędzy „fotoamatorami” (np. rodzinnymi psytrkaczami) a „zawodowcami” (np. fotografami wojennymi) obserwujemy przecież całą rzeszę praktyk fotograficznych.

Propozycja Drozdowskiego/Krajewskiego ma charakter szkicu, wstępnego otwarcia tematu, wołającego o dalsze rozwinięcia. Możliwość rozszerzenia materiału badawczego dostrzegam w decyzji umieszczenia w książce reprodukcji zdjęć z archiwum Jana Eberta – urodzonego w latach 30. XX wieku nieznanego inżyniera z Warszawy. Obecność zdjęć w tekście może budzić zdziwienie, bo przecież pomysł na „Za fotografię!” to pisanie o fotografii bez obrazów. Gest umieszczenia ich w książce jest znaczący – legitymizuje deklarowaną przez autorów niezgodę na całkowite odrzucenie obrazowości, a także stanowi otwarcie w kierunku – nieobecnej w tekście poza kilkoma przypisami – tematyki przetworzeń i konceptualnych projektów artystycznych związanych z fotografią.

Archiwalne zdjęcia rodziny Ebertów uległy tutaj podwójnej dekontekstualizacji: po pierwsze, przez przeniesienie ich z domowego archiwum na karty naukowej książki, po drugie, przez przekształcenie ich z fotografii rodzinnej w część projektu artystycznego – na końcu tomu znajdziemy bowiem informację, że zdjęcia te są obecnie w posiadaniu Xeni Uranowej, artystki wizualnej zajmującej się między innymi archeologią fotografii. W tym sensie ilustracje towarzyszące tekstowi mogą być interpretowane jako otwarcie dla szerokiego i ważnego obszaru związanego z artystycznymi praktykami „ożywiania” i problematyzowania fotografii przez używanie jej w nowych kontekstach.

W rozdziale czwartym – najciekawszym – zostaje zarysowana propozycja, aby materialność fotografii oraz związane z nią praktyki prowadziły nie tyle do badania „wyższych poziomów porządku społecznego”, ile charakteru i kondycji kultury. Pytanie, czy ta propozycja nie byłaby bardziej radykalna, gdyby wskazując wagę i znaczenie obszarów związanych z fotografią-przedmiotem i fotografią-działaniem, autorzy zaproponowali jednocześnie metodologię łączącą ją z tymi, które dotychczas skupiały się na fotografii-obrazie.

Swoją gawędę wokół fotografii Drozdowski i Krajewski kończą zaskakującą w kontekście poprzednich rozdziałów propozycją badania obrazów zaangażowanych, czy raczej angażujących odbiorcę. Nie widzę w tym końcowym postulacie szansy na to, aby – zgodnie z opinią Sebastiana Cichockiego – „Za fotografię!” mogło stać się dla badania fotografii tym, czym postulaty Artura Żmijewskiego stały się dla sztuki. Na podobny manifest – o ile w ogóle jest on możliwy – fotografia wciąż czeka.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.