Jeszcze 1 minuta czytania

Irena Grudzińska-Gross

TO I OWO:
U-bóstwo pamięci

Irena Grudzińska-Gross

Irena Grudzińska-Gross

To tak ogromnie ważne, co pamiętamy z naszej przeszłości! Jej ocalone fragmenty są jak śliskie kamienie, po których przechodzimy na drugą stronę. A kiedy próbujemy wytyczyć nasz ślad, te ledwo widoczne kroki są szansą na nadanie naszemu życiu linearnego kształtu. Na zachowanie spójności wydarzeń.

Minęło sto lat od urodzin Czesława Miłosza i próbuję zrozumieć moje przywiązanie do tego poety. W komunistycznej Warszawie gdzie dorastałam i czytałam poezję, nie bywał oficjalnie wspominany. Dlatego dokładnie pamiętam, kiedy usłyszałam o nim po raz pierwszy. I cały fizyczny kontekst tego zdarzenia: powojenny ciemnawy salon warszawskiej inteligencji, z kanapą do spania, pianinem, okrągłym stołem jadalnym wepchniętym na fotel i otoczonym krzesłami, z półką na książki, a nawet biurkiem pod oknem. Wielkość mieszkań wymuszała spanie, odpoczynek i pracę w jednym pomieszczeniu. W takim salonie, siedząc w fotelu, czytała poezję Hanna Szumańska-Grossowa, poetka i tłumaczka. Nam, licealistom, opowiadała wtedy o wielu rzeczach, także o poezji. To od niej dowiedziałam się o tym poecie na wygnaniu, i od niej pożyczyłam „Ocalenie”, pierwszy i – wiem to teraz – aż do 1980 roku ostatni tom, jaki Miłosz opublikował w Polskiej Republice Ludowej. Mam ją nadal przed oczyma, jak siedzi tam, pod lampą stojącą, z papierosem w ręku i kieliszkiem czerwonego wina na stole. I mam przed oczyma tę książkę żółtawą i wiotką. Choć słabo pamiętam, jakie te wiersze zrobiły na mnie wrażenie, jakieś tajemnicze odczucie zostało – tak śliskie, że już nieuchwytne. Wrażenie spotkania z prawdziwym poetą? Jakiś blask? Ból, który udało się wypowiedzieć? Przypominanie sobie tego jest jak oglądanie filmu bez dźwięku. Za daleko sięga w przeszłość.

Żywsze – może dlatego, że w większości wizualne – jest dziś wrażenie, jakie zrobili na mnie inni artyści, starsi od Miłosza więcej niż o pokolenie i także nieobecni w ówczesnych księgarniach, choć oficjalnie nie zakazani. Mam na myśli Tytusa Czyżewskiego, poetę futurystycznego i malarza, założyciela i lidera Formistów. Łączę w myślach Miłosza i Czyżewskiego, bo wtedy wydawało mi się, że obaj należą do jednako odległej przeszłości. A także dlatego, że znajomość z Czyżewskim zawdzięczam innej matce koleżanki ze szkoły – Bronisławie Przybosiowej. Jako była żona Juliana Przybosia i osoba wielce kulturalna, miała wspaniałą bibliotekę, pełną starych i dziwacznych tomów poetyckich i albumów. To od niej pożyczyłam kilka cienkich książeczek wydanych przez Formistów około 1920 roku, i najbardziej zapamiętałam właśnie Czyżewskiego. Podobnie jak Hanna Szumańska-Grossowa żyła sztuką, i chciała się z nami dzielić. Ją także pamiętam z papierosem, ale zamiast pod lampą widzę ją grającą w brydża – w latach 60. to była ulubiona gra, nasza i naszych rodziców.

Moje tak silne wówczas zainteresowanie awangardą nie trwało długo. Ale nadal czuję dręczącą wątpliwość, czy zwróciłam książeczki właścicielce. Jakieś pięć lat później wyjechałam z Polski i natychmiast stałam się oddaną czytelniczką Miłosza. Wystarczyło zaprenumerować „Kulturę”! Nagle przestał być poetą wojennym (jak w „Ocaleniu”), a stał się współczesnym i żywym głosem, który mówił do mnie poprzez poezję i eseje. Czytałam go uważnie przez wiele lat i tylko raz, około roku 1990 straciłam ciekawość. Ale dwa lata później pojechałam na konferencję do Rutgers i byłam w grupie przyjaciół, którym czytał swoje wiersze. Po prostu wyjął z kieszeni stos kartek i czytał, między innymi „Suknię w groszki” i „Wandę”. I już byłam z powrotem.

Powraca do mnie wciąż wątek związany z Formistami, bo pozostali jedną z największych inspiracji moich lat szkolnych. A większość moich zainteresowań była dość typowa jak na tamte czasy, choć dziś mogą brzmieć egzotycznie. Nie mieliśmy telewizji i czytaliśmy wszystko co ciekawsze z publikowanych wtedy książek, między innymi wydawane seriami, tłumaczone przez Tadeusza Boya Żeleńskiego powieści Balzaca i Stendhala. To były nasze poszukiwania przeszłości, choć dostarczało ich państwo raczej w przyszłość zapatrzone. A nas ciągnęło ku przeszłości, bo szukaliśmy tego, co ukryte. Dlatego tak dobrze pamiętam zaczytaną książkę wygnanego poety i książeczki niedocenianej grupy ekspresjonistów. I jestem wdzięczna tym dwóm kobietom, które dostarczały nam, uczniakom, wiedzy i popchnęły nas na ścieżkę literatury i Miłosza. Pamięć jest uboga, ale znikanie przeszłości jeszcze się nie dokonało.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.