Jeszcze 2 minuty czytania

Mirek Filiciak / Alek Tarkowski

ARCHEOLOGIA PRZYSZŁOŚCI:
Dolina Krzemowa kontra Szklane Domy

Mirek Filiciak / Alek Tarkowski

Mirek Filiciak / Alek Tarkowski

26 marca zmarł jeden z pionierów internetu, Paul Baran. W latach 60., pracując w RAND Corporation – think-tanku wspierającym amerykańską armię – rozwinął ideę komutacji pakietów, czyli dzielenia przesyłanych sieciami informacji i wysyłania poszczególnych porcji różnymi ścieżkami. Opracował też diagram zdecentralizowanej sieci komunikacyjnej. Zamiast układu „gwiazdy”, w której każdy element musi połączyć się z centralą, zaproponował rozproszony system, w którym elementy są połączone bezpośrednio ze sobą – a cały układ cechuje nadmiar połączeń. Pomysł, który firmom telekomunikacyjnym wydawał się dość ekscentryczny (technicy z amerykańskiego giganta AT&T po zapoznaniu się z pracami Barana mieli stwierdzić, że ten po prostu nie rozumie jak działa przesyłanie danych), był spełnieniem marzeń amerykańskiego wojska – pozwalał zachować łączność także po ataku nuklearnym, w którym głównym celem bez wątpienia byłaby część kluczowych węzłów przesyłowych.

Archeolodzy internetu – w tym i my – chętnie piszą o wpływie, jaki wywarł na niego ruch hipisowski. Wiadomo, to źródło wielu efektownych historii, a czasy i ideały kontrkultury pięknie komponują się z myśleniem o komputerowej rewolucji. Jednak rewolucjoniści lat 60. i 70. dwudziestego wieku nie mieliby na czym pracować, gdyby nie dokonania pokolenia ich rodziców. Gładko ogolonych, porządnie ostrzyżonych, ubranych w marynarki i krawaty twórców pierwszych komputerów, a potem opartych na komputerach sieci telekomunikacyjnych. Osoby takie jak Vannevar Bush, J.C. Licklider czy Paul Baran w ramach instytucji kompleksu militarno-przemysłowego wykroili dla siebie sferę swobody, w której stworzyli między innymi internet. Technologię tworzoną na zamówienie armii i z uzasadnieniem zakorzenionym w zimnowojennych przygotowaniach do wojny atomowej – ale początkowo wdrożoną, co znamienne, na uczelniach.

Nie jest więc prawdą, że internet był tworzony jako technologia czysto wojskowa. Jej twórcy, jak pisze Manuel Castells, przekraczali instytucjonalne cele, przełamywali biurokratyczne bariery i naginali uznane wartości, by działać w imię indywidualnej swobody myślenia i swobody wspólnych badań naukowych i inżynieryjnych. Jednak o ile wielu członków późniejszej awangardy informatycznej łączyło komputery z zupełnie odmiennymi, kontrkulturowymi wizjami, to dla wczesnych informatyków technologie były celem samym w sobie. Należy ich więc uznać za pierwszych hakerów. Co więcej, o ile często późniejsze wizje wpływu technologii na społeczeństwo okazywały się zupełnie chybione, to pomysły tych wczesnych pionierów inspirują do dzisiaj.

W późnych latach 60. J.C.R. Licklider, twórca sieci ARPANET (z której ostatecznie powstał dzisiejszy internet), razem z Robertem Taylorem opisał nowy rodzaj społeczności, połączonej nie miejscem zamieszkania, lecz wspólnymi zainteresowaniami oraz pracą wykonywaną razem, na odległość, w obrębie jednego systemu komputerowego. „Rozproszone geograficznie, interaktywne społeczności”, o których wówczas pisał Licklider, dziś są codziennością każdego użytkownika sieci społecznościowych. O potędze wizji Licklidera niech świadczy fakt, że w czasie, gdy w sieć połączonych było kilkanaście komputerów, zauważył, że impakt technologii cyfrowych będzie zależny od tego, czy bycie online będzie przywilejem, czy też prawem każdego. Licklider był wreszcie człowiekiem, który chcąc zachęcić współpracowników do rozwijania technologii sieciowych w skali globalnej, rozsyłał im notatki szkicujące model „sieci intergalaktycznej”.

Nie mniej trafne okazały się przewidywania Barana, który zastanawiał się nie tylko nad abstrakcyjnymi modelami komunikacyjnymi, ale też nad bardzo przyziemnymi przykładami ich zastosowania. W roku 1971 w tekście  „Toward a Study of Future Urban High-Capacity Telecommunications Systems” Baran pisał o potencjale cywilnych zastosowań sieci komputerowej – wymieniając kolejno to, co dziś jest elementem naszego codziennego doświadczenia: transakcje bezgotówkowe, spersonalizowane informacje, e-learning, zdalny dostęp do zasobów audiowizualnych... A przecież były to czasy, gdy firma Intel dopiero szykowała premierę pierwszego komercyjnie dostępnego mikroprocesora, na pierwsze komputery domowe trzeba było czekać jeszcze kilka lat, podobnie zresztą jak na magnetowidy, a nowością były programy telewizyjne nadawane w kolorze.

O Baranie powinniśmy pamiętać jednak nie tylko dlatego, że tak jak Bush, Licklider i inni przedstawiciele tamtego pokolenia, pracując nad nowymi technologiami komunikowania, odmienił losy świata. Wobec deficytu polskich akcentów w historii rewolucji technologicznych warto pamiętać, że Paul Baran urodził się jako Pesah Baran w żydowskiej rodzinie w polskim Grodnie. Chętnie przeczytalibyśmy alternatywne historie, w których rodzina Baranów zostaje w Polsce, a młody Pesah, w ramach kolejnego planu inwestycyjnego Eugeniusza Kwiatkowskiego, pomaga w nadwiślańskich szklanych domach rozwijać Krzemową Dolinę. Pomaga mu zdolny przedsiębiorca z Łodzi – inny Żyd, Jerzy Trzmiel, który w rzeczywistości po wojnie, w której zginęła cała jego rodzina, wyemigrował do USA. Pod nazwiskiem Jack Tramiel zaciągnął się do wojska, gdzie nauczył się naprawiać maszyny do pisania. I właśnie własny warsztat naprawy maszyn na Bronksie przekształcił z czasem w jedną z najważniejszych firm wprowadzających komputery pod dachy zwykłych gospodarstw domowych – Commodore. Później odszedł z niej i wykupił legendarną firmę branży gier wideo – Atari, która w kolejnych latach dostarczała 8-bitowe komputery m.in. do polskich Peweksów.

Oczywiście jest więcej niż prawdopodobne, że zostając w Polsce, Tramiel i Baran, o ile przeżyłby Holocaust, zajęliby się zupełnie czymś innym. Zwłaszcza, że wojna, bez której Tramiel pozostałby zapewne Trzmielem, była też ważnym impulsem dla rozwoju komputerów. Wszystkie wczesne komputery służyły w dużej mierze do celów wojskowych – komputery Konrada Zuse do projektowania niemieckich bomb i rakiet, brytyjski Colossus do łamania szyfrów, a ukończony już po wojnie amerykański ENIAC do obliczeń artyleryjskich. Szansa na ziszczenie się takiego scenariusza jest więc minimalna. Pomimo to spróbujmy odzyskać zasłużonych dla sektora nowych technologii ludzi o polskich korzeniach dla zbiorowej wyobraźni. Gdy Baran pracował nad swoimi kluczowymi wynalazkami, w kalifornijskiej Krzemowej Dolinie dopiero pojawiały się pierwsze firmy zajmujące się elektroniką, w pejzażu dominowały sady. Trzeba było nie lada wyobraźni, by dostrzec w niej zalążek technologicznego centrum świata. Nie bójmy się więc marzyć – a w snuciu marzeń o polskich centrach innowacyjności pamięć o Baranie może nam tylko pomóc.

Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL (Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Bez utworów zależnych).