Nokturn dla Ernesto Sábato (1911-2011)

Magdalena Barbaruk

Kogo żegnano w Santo Lugares? Kim był ten wielki pisarz, który wskutek postępującej ślepoty nie mógł już ani pisać, ani czytać, więc w ostatnich latach głównie malował, i który w ciągu swego długiego życia napisał prozą tylko trzy dzieła?

Jeszcze 4 minuty czytania


W Santo Lugares o świcie, 30 kwietnia 2011, dwa miesiące przed swymi setnymi urodzinami, zmarł wybitny pisarz argentyński, a zarazem wielka enigma literatury XX wieku – Ernesto Sábato. Niezwykłe czuwanie przy zmarłym, zgodnie z wolą pisarza, odbyło się w znajdującym się naprzeciw jego domu miejscowym klubie sportowym, „Atlético Defensores de Santos Lugares”. Tam, w wypełnionej przekładami jego książek auli, grywał w szachy, a ostatnio najczęściej w domino. Do pożegnania Ernesta Sábato ustawiła się kolejka intelektualistów, polityków, pisarzy, dziennikarzy, a przede wszystkim sąsiadów i wielbicieli. Czuwanie przerwało dopiero zamknięcie klubu o północy.

„Śmierć Ernesto Sábato oznacza zawieszenie broni w polityce i w futbolu” – pisano w nagłówkach artykułów w argentyńskich gazetach. Minutą ciszy śmierć pisarza uczcili piłkarze, m.in. Racing Club z Avellaneda spod Buenos Aires, którego był kibicem (serce oddając jednak uniwersyteckiej drużynie Estudiantes de La Plata, której barwy reprezentował w młodości), hołd oddano mu zresztą na bodaj wszystkich piłkarskich portalach internetowych. Pogrzeb spowodował także zawieszenie kampanii przed wyborami prezydenckimi, które odbędą się w Argentynie w październiku. Pochowano go w niedzielę, na prywatnym cmentarzu Jardín de Paz w Pilar, 50 kilometrów na północ od stolicy.

Kogo żegnano w Santo Lugares? Kim był ten wielki pisarz, który wskutek postępującej ślepoty nie mógł już ani pisać, ani czytać, więc w ostatnich latach głównie malował, i który w ciągu swego długiego życia napisał prozą tylko trzy dzieła? Odpowiedź jest trudna, także dlatego, że w przeciwieństwie do swego rodaka Jorge L. Borgesa (wobec którego zawsze był pomniejszany jako „drugi pisarz” języka argentyńskiego), rzadko udzielał wywiadów, niechętnie objaśniał swoją twórczość.

Ernesto Sábato,
„O bohaterach i grobach”
.
Tłum. Helena Czajka, 476 stron, Znak,
Kraków 2006
Jedynymi książkami, które kilka lat temu przywiozłam z Buenos Aires w przekonaniu, że w Polsce jeszcze długo, albo w ogóle ich nie przeczytam, były właśnie książki Sábato: rozmowy pisarza z Jorge L. Borgesem („Diálogos con Jorge Luis Borges”, 1976) oraz wciąż aktualne eseje o kulturze („La cultura en la encrucijada nacional”, 1973). Dość chętnie publikowana w latach 70., na fali boomu latynoamerykańskiego, twórczość Sábato wciąż czeka na odkrycie, choć znaczące kroki zostały już poczynione. Pisarz znany jest w Polsce z trylogii, składającej się z mrocznego, egzystencjalistycznego opowiadania „Tunel” (1948), oraz wznowionych przez „Znak” w ciągu ostatnich pięciu lat powieści „O bohaterach i grobach” (1961) – do pierwszego wydania entuzjastyczną przedmowę napisał, mieszkający wówczas w Buenos Aires, Witold Gombrowicz ­– oraz intertekstualnej powieści „Abaddón – Anioł Zagłady” (1974). Spośród licznych esejów Sábato Rajmund Kalicki zebrał i przełożył interesujący ich wybór w książce „Pisarz i jego zmory” (1987).

„Tunel”, opublikowany w zaprzyjaźnionym piśmie „Sur” (gdyż nikt w Buenos Aires nie był zainteresowany jego wydaniem), po tym jak zdobył uznanie Alberta Camusa, natychmiast został przetłumaczony na dziesięć języków, przynosząc jego autorowi sławę również we własnym kraju. Powieść „O bohaterach i grobach”, która opowiada o dekadencji argentyńskiego rodu arystokratycznego Olmosów (a zwłaszcza jej najsłynniejszą część, drukowany niekiedy autonomicznie „Raport o ślepcach”), zaliczono od razu do największych osiągnięć literatury argentyńskiej. Twórczości Sábato – rzecz charakterystyczna – nie studiowało się w Argentynie w salach uniwersyteckich, jak choćby opowiadania Cortázara w latach 60. – lecz namiętnie dyskutowano o niej w kawiarniach, których tak wiele jest w Buenos Aires. Pisarza otaczała aura melancholii, za życia stał się legendą. Jesienią studenci literatury chodzili na plaza de San Martin, ulubione miejsce spacerów Sábato, bo w brązowym płaszczu, ciemnych okularach, brodzący wśród suchych liści, wyglądał jak postaci ze swoich książek.

Nim został pisarzem, był fizykiem jądrowym (doktorat na Uniwersytecie La Plata obronił w 1938 roku), który doświadczenie zdobywał podczas rocznego stypendium w laboratorium Joliot-Curie w Paryżu, a następnie w Massachussetts Institute of Technology w Stanach Zjednoczonych (1939). W 1940 roku wrócił do Argentyny i objął posadę wykładowcy uniwersyteckiego w Buenos Aires. Karierę naukową zakończył w 1943 roku, jak sam przyznawał z powodu silnego kryzysu duchowego, pogłębiającego się poczucia pustki (nie bez znaczenia były też represje polityczne po zamachu stanu, który wyniósł do władzy Juana Peróna; Sábato był jego aktywnym krytykiem). Udał się wtedy do prowincji Córdoba, gdzie żyjąc bez światła i wody postanowił oddać się całkowicie literaturze i malarstwu.

Ernesto Sábato,
„Abaddón – Anioł Zagłady”
.
Tłum. Helena Czajka, Znak, Kraków, 416 s.
W księgarniach od marca 2011
Czytając „Abbadóna”, w którym Sábato zaprezentował się w podwójnej roli: autora i bohatera powieści, odnosi się wrażenie, że pisarza dręczyło niespełnione pragnienie działania rewolucyjnego; działania z karabinem w dłoni, nie słowem na papierze. Już od lat młodzieńczych był człowiekiem zaangażowanym: w 1934 roku, jako delegat Partii Komunistycznej, pojechał do Brukseli, by uczestniczyć w „Kongresie przeciwko Faszyzmowi i Wojnie”. Celem wyprawy do Europy była moskiewska Międzynarodowa Szkoła Lenina, jednak w Brukseli Sábato usłyszał o stalinowskich czystkach, zrozumiał, że z uwagi na nieortodoksyjne poglądy filozoficzne, które nieopatrznie wyjawiał nowopoznanym działaczom, z ZSRR nie byłoby już powrotu. Z Kongresu, w obawie o życie, uciekł do Paryża, a stamtąd, w 1935 roku, wrócił do Buenos Aires. Po rozczarowaniu stalinizmem ożenił się z poznaną na kursach marksizmu Mathilde Kusminski Richter, skupił na pracy naukowej, a potem literackiej i publicystycznej.

Oskarżany był o hipokryzję za przyjęcie zaproszenia na obiad (m.in. wraz z J. L. Borgesem) od dyktatora wojskowego Jorge Rafaela Videli (1976), który w ciągu pięciu lat swego reżimu dopuścił się czynów uważanych za zbrodnie wobec ludzkości. W 1983 roku przewodniczył Komisji Narodowej do Osób Zaginionych (CONADEP), słynnych argentyńskich desaparecidos, czego owocem był tom Nunca más znany jako Informe Sábato (1984). Raport ten (skrupulatnie dokumentujący prawie 9 tys. przypadków „zniknięcia” i 340 nielegalnych obozów więzienia i torturowania zatrzymanych) przyczynił się do oskarżenia odpowiedzialnych za zbrodnie popełnione po 1976 roku przez członków junty wojskowej. Zadanie powierzone mu przez ówczesnego prezydenta Raúla Alfonsína zdominowało na dobre wizerunek Sábato. Ze względu na rolę, jaką odegrał w osądzeniu ostatniej dyktatury, cieszy się większym prestiżem literackim za granicą. W kraju jest przede wszystkim bojownikiem o prawa człowieka, symbolem procesu demokratyzacji Argentyny, człowiekiem oddanym walce o utopijne ideały, świadkiem mrocznych dziejów.

Bez docenienia jego silnego imperatywu czynu, trudno zrozumieć wielkie wymagania, jakie nakładał na pisarzy żyjących w Ameryce Łacińskiej. Przynależąc do społecznie zaangażowanej grupy literackiej „Boedo”, atakował estetyzującą, skupioną na walorach formalnych, brzmieniowych, intelektualnych „Floridę” za „bizantyńskość”, której symbol i artystyczne apogeum stanowił Borges („O dwóch Borgesach”, 1964). Twórczości Sábato nie można jednak nazwać realistycznym dokumentem czy świadectwem epoki: jest fantastyczna, metafizyczna, obsesyjna, demoniczna, sadystyczna, „nocna”. Wymyka się klasyfikacjom artystycznym i gatunkowym. Jej największym walorami są namiętność i wyobraźnia. Pamiętam wrażenie z lektury „O bohaterach i grobach”, które pogłębiało się wraz z rozwojem powieści. Nie tyle zachwyt, co przekonanie, że nigdy wcześniej nie czytało się niczego podobnego. Czy wśród współczesnych, poważnych pisarzy wielu jest takich, którzy przyznają nie tylko w akcji powieściowej, ale i w świecie, kluczową rolę diabłu?

Sábato uznawany jest za jednego z najważniejszych pisarzy latynoamerykańskich nie tylko z powodu powieści, które wydawał w równych, trzynastoletnich odstępach, lecz także za sprawą eseistyki – poświęconej m. in. zagadnieniom kondycji ludzkiej, problemowi hybrydycznej, latynoamerykańskiej tożsamości kulturowej, polityce. Był erudytą, twórcą o wielkiej świadomości artystycznej, znawcą literatury. Niektórzy nawet twierdzą, że Sábato spełniał się w eseju bardziej niż w powieści; esejem też debiutował w 1945 („Uno y el universo”).

W eseju Sobre nuestra hibridez (1973) bronił swoistości pampy, „równiny bez przymiotów i granic”, metafory Nicości i Absolutu, a za jej sprawą – Argentyny – przed krzywdzącą opinią, że „jest krajem bez charakteru”. Pampa „dla powierzchownego obserwatora wydaje się pejzażem amorficznym, bezkształtnym, nudnym, nieistotnym, jednostajnym, czymś w rodzaju reprezentacji Nicości. […[ Istnieje [jednak – przyp. MB] ukryta złożoność, którą nie jest łatwo zauważyć przy pierwszym albo powierzchownym spotkaniu z naszym pejzażem albo naszą rzeczywistością wewnętrzną”.
Sábato dokonał jednak czegoś więcej niż wnikliwej, filozoficznej charakterystyki krajobrazów, które znał od urodzenia, wzrastając w Rojas. W rozmowach z Borgesem twierdził, że Europa jest „rzeczywistością bogatszą”, wzbogaconą o literacki opis twórców, o „atrybuty dusz” artystów, natomiast świat amerykański składa się ze zwykłych, naturalnych pejzaży. Czy zdanie to nadal jest prawdziwe? Dzięki niezapomnianemu obrazowi wiezionych przez pampę gnijących zwłok generała Juana Lavalla („O bohaterach i grobach”) wprowadził do światowej geografii literackiej argentyńskie widoki pustkowi. Mało kto wie, że temat ten posłużył do stworzenia niezwykłej płyty Romance de la muerte de Juan Lavalle (1965). Poetyckie teksty coplas do muzyki Eduardo Falú napisał Sábato, sam je zresztą recytuje.

Stwarzanie, wymyślanie pampy nie wyczerpywało kreacyjnej mocy wyobraźni Sábato. Powieść „O bohaterach i grobach” otwiera opis zmierzchania w buenosaireńskim parku Lezama, kiedy „wszystko przybiera inny wygląd”. Pisze się o „dziennym” i „nocnym” rejestrze świata przedstawionego u Sábato, zapominając o zmierzchu, który może stanowić metaforę sposobu widzenia, poznawania, kreowania rzeczywistości przez pisarza. Sábato jako artysta „zmierzchu” odsłonił prawdę o fantastyczności i metafizyczności zbudowanego na pampie miasta. Dzięki niemu Buenos Aires stało się jednym z literackich miast, miast „podniesionych do potęgi drugiej” (Miłosz).

Wprawdzie stwarzali słowem Buenos także inni: Borges, Gombrowicz, Cortázar, Arlt, ale tylko Sábato, idąc po różnych śladach podskórnej tkanki Buenos Aires, doprowadzić nas może do jego prawdziwego centrum – czyli parku Lezama (i nie chodzi tylko o to, że jest to najstarsza część miasta). A jakim bezlitosnym przewodnikiem dla literackiego pielgrzyma jest jego „Raport o ślepcach”! Sábato konstytuuje i oprowadza nas po innym, ukrytym, przerażającym wymiarze miasta. Wyimaginowane Buenos Aires staje się równie rzeczywiste, co La Mancza, którą od 400 lat rządzi wyobraźnia Cervantesa i pokoleń czytelników – chodzimy po Buenos z majaków Sábato jak podróżnicy śladami „Don Kichota”, którzy szukają Dulcynei w Toboso i cudownych wizji w Jaskini Montesinosa. Sábato zresztą wielokrotnie przyznawał, że jest dłużnikiem Cervantesa, żądając uznania geniuszu hiszpańskiego twórcy także od Borgesa (dopiero porozumienie w sprawie „Don Kichota” umożliwiło przeprowadzenie rozmów obu pisarzy). W 1984 roku został odznaczony nagrodą imienia Cervantesa – najważniejszym odznaczeniem dla hiszpańskojęzycznego świata literackiego. Był drugim, znów po Borgesie, jej argentyńskim laureatem.

Ernesto Sábato / fot. Abril Educativa y Cultural SA, 1972Mario Sábato, reżyser i syn pisarza, w dzień pogrzebu, na który wcześniej zaplanowano spotkanie z głównym bohaterem tegorocznej feria de libros w Buenos Aires, powiedział: „Mój ojciec miał tragiczną witalność”. Długie życie pisarza upłynęło pod znakiem śmierci, melancholii, depresji i jemu samemu zdawało się życiem pożyczonym. Sábato był przedostatnim z jedenastu synów małżeństwa włosko-albańskich imigrantów, a ponieważ jego narodziny zbiegły się ze śmiercią brata, matka nadała mu jego imię. Wspominał potem w Antes del fin (1999), że matka do końca życia nazywała jego nieżyjącego brata „Ernestino”: „To imię, tamta trumna, zawsze były dla mnie czymś nocnym i być może były powodem tego, że moje życie, jako naznaczone tą tragedią, gdyż byłem wtedy w brzuchu matki, było takie trudne”. Sábato, przywiązany do domu przez matkę, kobietę nadzwyczaj silną i inteligentną, wraz z dwoma ostatnimi braćmi oglądał świat przez jedno okno. Zrodzona z powodu zamknięcia, zakazów, nieśmiałości, strachu przed surowym ojcem nostalgia wzrastała aż do momentu, kiedy nie została mu już żadna inna możliwość niż zostać pisarzem.

Od ponad dekady mówiło się, że wygląda na umierającego i co roku, z okazji jego kolejnych urodzin, do Santo Lugares zjeżdżali przyjaciele, intelektualiści i politycy, by uścisnąć go, być może po raz ostatni. W Argentynie niektórzy zaczęli myśleć, że jest nieśmiertelny. Przeglądając ostatnie argentyńskie artykuły prasowe pomyślałam, że śmierć pisarza będzie jakimś otwarciem, nową szansą: potrzeba poznania „innego Sábato” już powoli się rysuje. Czy będzie początkiem nowego zainteresowania jego twórczością także w Polsce?