„Open City / Otwarte Miasto. Festiwal sztuki w przestrzeni publicznej”, Lublin, organizator: Ośrodek Międzykulturowych Inicjatyw Twórczych „Rozdroża”, kuratorka: Monika Szewczyk, festiwal trwa do 13 lipca 2011 roku.
Próby „wszczepienia” sztuki w przestrzeń miasta rodzą zawsze wiele dyskusji i pytań o to, jak kreować przestrzeń publiczną, żeby uniknąć wrażenia skostniałej muzealnej ekspozycji i jednocześnie ustrzec się przed groźba pustej prowokacji. Festiwal Open City – zorganizowany w Lublinie już po raz trzeci – z założenia mierzy się z tymi zagadnieniami.
Formuła, według której każda kolejna edycja ma nowego kuratora, pozwala na wyzwolenie polifonii głosów. Przywołując tradycję elbląskiego Biennale Form Przestrzennych (1965-73), Lubelskich Spotkań Plastycznych (1976-78) oraz zamojskiego projektu Ideal City – Invisible Cities (2006), festiwal czerpie zarówno z poetyki akcji artystycznej, jak i stwarza warunki do realizacji instalacji, które mogą pozostać na stałe tam, gdzie powstały.
M. Tarkawian, „Nie ma uliczki”, fot. Marcin Moszyński
Część tegorocznych instalacji bezpośrednio nawiązuje do wielokulturowej historii i tożsamości miasta, zaburzając optykę jedności miejsca i czasu. Wielkoformatowy mural Mariusza Tarkawiana jest transkrypcją na jidisz popularnej polskiej piosenki „Nie ma uliczki”, a niepokojący, trumienny obiekt „Miejsce” Izabeli Tarasewicz stanął na terenie dawnego cmentarza ewangelickiego. W obu przypadkach skojarzenia oscylują wokół mentalnej i przestrzennej pustki oraz tego, co się za nią kryje. Praca Tarkawiana – korespondując z zeszłorocznym projektem Ronena Eidelmana „Coming out” – przywołuje te skojarzenia w sposób zbyt oczywisty, choć niewątpliwie sugestywny.
Odmienny sposób odczytywania historycznej przestrzeni miasta wybrał Maurycy Gomulicki, tworząc na fasadzie Zamku Lubelskiego neonową, minimalistyczną interwencję „Fantom”. Pocztówkowy i martyrologiczny charakter miejsca uległ nieoczekiwanej antropomorfizacji, która odwraca relację obserwujący-obserwowany i podważa wojerystyczną sytuację podziwiania architektury. Zamek przestaje być biernym obiektem aprobaty czy krytyki – staje się tworem autonomicznym, reaguje. Gomulicki ryzykownie wybrał obiekt najbardziej charakterystyczny dla miasta, udało mu się jednak uniknąć banalności i podjąć grę z widzem poprzez wprowadzenie absurdalnego w tym miejscu wrażenia cyrkowości wywołanego różowym światłem neonów.
Alexandre Perigot, „Dom Elvisa”, fot. Marcin Moszyński
Wątek zabawy w przestrzeni imaginacji, choć mniej niepokojący i bardziej dosłowny, kontynuuje realizacja Alexandra Perigot „Dom Elvisa”. Tytułowy dom, skonstruowany wyłącznie z metalowych rurek, to słynny „Graceland” – siedziba Elvisa Presleya w Memphis – oaza popkulturowej wielkości, miejsce gdzie spełnił się amerykański sen. Krótka instrukcja zwiedzania wskazuje na strategiczne punkty domostwa muzyka: kuchnię, sypialnię i pokój do pracy. Reszta w rękach wyobraźni.
K. Żwirblis, „Muzeum społeczne”, os. Słowackiego,
fot. Marcin Moszyński
Palimpsestową naturę miasta ujawnia również projekt Krzysztofa Żwirblisa (kuratora zeszłorocznej edycji festiwalu) „Muzeum Społeczne” – jedyny zrealizowany poza historycznym centrum Lublina. Inaczej niż w przypadku „Domu Elvisa”, materią dla odkrywania ukrytych warstw czasu jest tu zastany, konkretny układ przestrzenny – osiedle imienia Słowackiego zaprojektowane w latach 60. przez Oskara Hansena. Twórca Formy Otwartej jest zresztą niepisanym patronem całego festiwalu, jako rzecznik indywidualności w miejskich, kolektywnych układach przestrzennych i wiary w artystyczny potencjał obszarów codziennej egzystencji. Projekt Żwirblisa koncentruje się wokół idei zaprzepaszczonych: nieistniejącego już, bo zastąpionego przez kościół, Domu Kultury i zniszczonego Teatru Formy Otwartej. W proces tworzenia filmu i wystawy-happeningu aktywnie włączyli się mieszkańcy osiedla. Z ich prywatnych archiwów, osobistych wspomnień oraz różnorodnych refleksji powstał model muzeum anty-monumentalnego. Muzeum, które ma zarówno przypominać, jak i inspirować do działania.
Izabela Tarasewicz, „Miejsce”,
fot. Marcin MoszyńskiRealizacje Gomulickiego, Perigot i Żwirblisa były najmocniejszymi punktami na festiwalowej mapie. Pozostałe interwencje pozostawiły przestrzeń miasta i związane z nią znaczenia na dalszym planie. Wśród nich wyróżniała się akcja Martina Zeta „Proca”, która mimo dość banalnego pomysłu – „strzelania” książkami w stronę publiczności – zaangażowała przypadkowych przechodniów i doprowadziła do wykreowania zupełnie nieoczekiwanych sytuacji. Zaskakiwała także subtelna kampania billboardowa i film Liliany Orbach „Di libe brent a shrek”, która zamiast estetycznej prowokacji zaserwowała mieszkańcom poetycki komunikat o miłości. Najsłabszą częścią programu były projekcje wideo różnych twórców. Mimo że łączył je temat miasta i same w sobie były efektowne, „wtłoczone” w staromiejskie podwórko nie miały szansy zainteresować przechodniów.
Monika Szewczyk – kuratorka festiwalu i wieloletnia dyrektorka białostockiej galerii Arsenał – zachęcała wybranych przez siebie artystów do penetrowania i odkrywania wyjątkowości przestrzeni, z jaką mają do czynienia. Dzięki temu udało się uniknąć wrażenia nieprzystawalności projektów do miejsc, w których się znalazły. Chociaż wyraźnie widać, że formuła młodego przedsięwzięcia wciąż się kształtuje to tegoroczną, spójną pod względem koncepcyjnym edycję z mocnym zacięciem intelektualnym, można zaliczyć do udanych.