Tymczasowa strefa
doświadczeń kolektywnych

Rozmowa z Nicolasem Henningerem

„We współczesnych realizacjach architektonicznych brakuje realizacji podnoszących jakość życia razem, a nie PKB” – mówi Nicolas Henninger, członek międzynarodowego kolektywu architektonicznego Exyzt

Jeszcze 3 minuty czytania

MARTA ŻAKOWSKA: Czym właściwie zajmuje się Wasz kolektyw Exyzt?
NICOLAS HENNINGER
: Architekturą, która nie jest rodzajem designu. Tworzeniem projektów humanistycznych. Większość designu nie jest w stanie ostatecznie odpowiedzieć na współczesne problemy, traumy i bieżące sprawy społeczne. Nasze projekty testują zależność między kreowaniem przestrzeni jako procesem pozytywnym skupiającym ludzi blisko siebie i tworzącym niespodziewane, wyjęte spoza sztywnych kanonów przestrzeni publicznych platformy wymiany i dzielenia się. Dostarczamy tymczasowych stref – platform do życia blisko siebie w obrębie przestrzeni publicznych.

Nicolas Henninger

francuski architekt, członek międzynarodowego kolektywu architektonicznego Exyzt, realizującego na całym świecie projekty artystyczne redefiniujące architekturę i przestrzeń publiczną.

Na czym polega architektura typu open source, którą uprawiacie?
Jest to proces, w trakcie którego uwzględniamy i odpowiadamy na konkretny problem kulturowy, materializujący się w przestrzeni publicznej. Tworzymy jednocześnie elastyczne ramy dla interakcji z innymi – dla lokalnych organizacji, społeczności i artystów. Członkowie naszego kolektywu odpowiadają na konkretną sytuację w danym mieście. Dzięki temu projekty mogą się rozwijać, bo nigdy nie dostarczamy kompletnie skończonych rozwiązań. Tworzymy otwarty system, który może dostarczyć podstawowych warunków do zaistnienia życia społecznego w przestrzeni publicznej. Oznacza to jednocześnie, że przestrzeń może być przejęta przez ludzi spoza kolektywu, którzy sami mogą konstruować charakter toczących się w niej wydarzeń.

fot. ExyztPracujecie kolektywnie, w większości miejsc, w których spędzacie co najmniej kilka tygodni…
Tak, to bardzo ważny aspekt naszej pracy. W sumie jest nas kilkanaścioro, w zależności od projektu. Każdy zajmuje się czymś innym. Ktoś pracą w drewnie, ktoś światłem, grafiką, plastikiem, gotowaniem dla ekipy, koordynowaniem kolektywu, współpracujących organizacji, itp. Każdy projekt to duża dawka zabawy. W czasie budowy mieszkamy wspólnie, najczęściej w namiotach, w konstrukcjach, które tworzymy albo pod gołym niebem.

Często zamieszkujecie przestrzeń publiczną, tymczasowo ją udomawiacie. Wydaje się to ważnym wątkiem całej waszej działalności architektonicznej.
Tak. Zamieszkujemy przestrzeń projektów. Proces ten kreuje intymną relację z przestrzenią, sytuacją, miastem. Mieszkam teraz w Dalston, we Wschodnim Londynie. Zbudowaliśmy tam młyn. Poznałem tę okolicę podczas pracy przy jednym projekcie i zdecydowałem się zostać.

Od Twojej prywatnej przygody zaczęła się także przygoda kolektywu.

Cztery lata temu pojechałem, ze względów prywatnych, na Litwę. Przypadkiem poznałem tam gościa, który remontował budynek w Karoście, by stworzyć w nim centrum rezydencji artystycznych. To niesamowite miejsce. Strefa militarna nad Bałtykiem, otoczona robotniczym, w dużej mierze opuszczonym osiedlem. Kilka lat później rozwinęliśmy w tym miejscu projekt organiczny Mushroom Culture. Jak zwykle zaczęliśmy od fikcji – grzyba, który przypomina cerkiew. Proste skojarzenie. Dzięki grzybowi łatwo było nam nawiązać kontakt z lokalną społecznością. Zaczęliśmy więc od żartu –  prostego, szerokiego tematu dla każdego. Stworzyliśmy Mushroom Factory z dużą liczbą warsztatów, międzynarodowych seminariów, spotkań, imprez – wszystko toczyło się wokół tematu grzybów. Zbudowaliśmy nawet nawet dach przypominający grzyb. Akcje zakończyliśmy festiwalem Labi Champi – Dobrego Grzyba.

fot. ExyztJaki jest Twój stosunek do relacji przestrzeni prywatnych i publicznych we współczesnych miastach? Jak wygląda ta relacja w waszych projektach?
Z punktu widzenia architektonicznego, intymność w przestrzeni publicznej ma charakter rewolucyjny. Ludzie są przyzwyczajeni do sztywnego podziału. Ciekawe jest łączenie doświadczania prywatności z publiczną przestrzenią miast. Dostarczanie przestrzeni do intymnej ekspresji w sferze publicznej jest fascynujące. Przestrzeń publiczna w świadomości społecznej zazwyczaj do nikogo nie należy, więc wszyscy są w niej anonimowi. A tymczasem interesujące jest poznawanie, identyfikowanie ludzi w jej obrębie. Na przykład place są miejscami cyrkulacji, ale we współczesnych miastach stają się przestrzenią przejścia z jednego miejsca prywatnego do drugiego. Staramy się dostarczać urządzeń do konkretnych zachowań, o które trudno w miastach. Celowo też konstruujemy przejścia, płoty, przez które ludzie przechodzą, by znaleźć się w innej, zaprojektowanej przez nas przestrzeni – fizycznie doświadczają zmiany charakteru przestrzeni, niektórzy przez to zadają więc sobie pytanie o swoje w niej zachowanie. Dzięki temu w różnych dyskusjach wokół naszych projektów poruszany jest także temat wpływu architektury na zachowania społeczne.

fot. ExyztIntymne relacje z przestrzenią wytwarza także proces angażowania lokalnych organizacji i społeczności we współtworzenie przestrzeni oddanej do publicznego zagospodarowania.
Tak. W gruncie rzeczy tworzymy przestrzenie prywatne (często są one zamykane ze względów bezpieczeństwa na noc), które udostępniamy publicznie. Nie wierzę w przestrzeń publiczną zredukowaną do generalnego konsensusu. Jest nudna, staje się nieużyteczna. Można przecież pozwolić na używanie przestrzeni publicznej inaczej. Ogród przy domku jednorodzinnym może być publiczny, jeżeli pozwoli się innym go używać. Wówczas użytkownicy wytwarzają z nim szczególną relację. Często używamy miejsc opuszczonych przez życie społeczne, niewykorzystywanych z różnych powodów. To bardzo ciekawy moment pracy architektonicznej w mieście – kiedy można zacząć budować sieć wydarzeń bazując na szkicu, który już istnieje; używać przestrzeni w zasadzie mwrtwej. Wykorzystywanie przestrzeni, która jest nieskończona, umożliwia społecznościom branie udziału w kreowaniu miejsca. To problem związany ze sztywnym designem i sposobem na udostępnianie i „dostarczanie” przestrzeni. Trzeba myśleć, jak można przestrzeń zostawiać otwartą.

UFO (Unexpected
Fountain Occupation)

Wylądowało na warszawskim Placu na Rozdrożu 2 lipca. Jest to instalacja przygotowana przez kolektyw EXYZT. Przez niemal dwa miesiące w wielkim obiekcie będą się odbywać liczne wydarzenia artystyczne, a chętni znajdą nocleg w wynajmowanych kapsułach. Więcej informacji: http://vlepvnet.bzzz.net

Z tego punktu widzenia ważne są też materiały, z którymi pracujecie. Najczęściej jest to drewno. To także wzmacnia tymczasowy charakter waszych projektów.
Nie chcemy betonować. Drewno w mieście jest niczym powierzchnia, symbolizuje elastyczność.

Jednocześnie Tymczasową Strefę Autonomiczną.
Zdecydowanie. Kreujemy moment, niezamkniętą przestrzeń, z niczym niezwiązaną, bez szczególnych zakazów; tymczasową strefę doświadczeń kolektywnych.

Chciałbyś, żeby miasta były konstruowane w ten sposób, miały znacznie więcej tymczasowych przestrzeni?
Tak. Niesamowitą możliwością w tworzeniu tymczasowych projektów jest kreowanie nieprzewidywalnego – wydaje mi się, że współczesna kultura tego potrzebuje. Form organicznych. Jestem architektem, interesuję się miastem. Każdy projekt jest formą eksperymentowania z przestrzenią. Angażowanie ludzi w struktury daje właśnie możliwość testowania nieprzewidywalnego w przestrzeni architektonicznej. Zbyt często jesteśmy formowani tym wszystkim, co wokół – konkretnymi formami myślenia, kultury, domami, szkołami. Projekty tymczasowe są dobrą drogą pracy na zachowaniach, mechanizmach kontroli.

I podziałach społecznych oraz kulturowych. Otwarta, skonstruowana do spotkań przestrzeń pozwala też na wspólne doświadczenia rożnym grupom.
Myślę, że we współczesnych realizacjach architektonicznych brakuje szczególnie możliwości bliższych spotkań różnych warstw społecznych, grup wiekowych itp. Łamania granic między grupami. Brakuje realizacji podnoszących jakość życia razem, a nie PKB. Ambicją wielu współczesnych społeczeństw są podziały i kontrola poszczególnych jednostek, konsumowanie indywidualne, niekolektywne. Takie konsumowanie jest w istocie procesem dzielenia. Brakuje prób łamania tych barier, podziałów przy wykorzystywaniu przestrzeni. Tworzenia nowych platform, miejsc, w których mogą się odbywać nieskrepowane spotkania.

Na przykład wokół wody. W swoich projektach często wykorzystujecie baseny.
Tak. W kąpieli łatwo wytwarza się bliska relacja między ludźmi oraz ludźmi a przestrzenią. Basen może być brodzikiem, nie potrzeba głębokiej wody, żeby ludzie się rozbierali i wspólnie relaksowali. Woda stanowi natychmiastowy bodziec do poznania, bezpośrednie połączenie z miejscem i z ludźmi. Woda jest rytualna. Prowokuje do cielesnej relacji z miastem.

Relacji między ludźmi korzystającymi z architektury dotyczył już projekt, którym reprezentowaliście Francję na biennale architektury w Wenecji w 2006 roku.
Założeniem było reagowanie na to, czym jest wystawa architektury – zestawem reprezentacji, nudną kolekcją konceptów, strategii. Biennale jest bardzo intelektualne, chcieliśmy więc wykorzystać tę sytuację, żeby stworzyć miejsce dla spotkania. Przerobić przestrzeń wystawową, w której nic się nie dzieje. Zaadaptowaliśmy więc nasz pawilon do potrzeb życia społecznego i zamieszkaliśmy w nim. Ludzie wchodzili i od razu czuli energię teraźniejszości. To, co w architekturze ważne, to nie budynek sam w sobie, ale to, co się w nim dzieje między ludźmi, to, co umożliwia wymianę. I tu dochodzimy do sedna. Proste, tanie konstrukcje, mogą działać bardzo intensywnie, w sensie społecznym, a bardzo kreatywne, zaprojektowane profesjonalnie budynki, mogą blokować przepływ energii społecznej. Myślę, że nasz projekt w Wenecji był na ten proces odpowiedzią, postawieniem tezy, że najważniejsze jest to, jak ludzie mogą wykorzystać przestrzeń, a nie jak wygląda budynek, jaki ma design, ile kosztuje i kto go zaprojektował.

Co można było w Waszym pawilonie robić?
Była sauna, w której wielu ludzi spędzało razem dużo czasu. Był też program rezydencji, z którego korzystali różni artyści, by tworzyć momenty publiczne. Mieliśmy 40 rezydentów przez dwa i pół miesiąca. Pawilon, po procesie aranżacji, którego dokonaliśmy, przejęły różne francuskie stowarzyszenia architektury, tworzące wystawy, warsztaty, wydarzenia, konferencje. Oni też tam mieszkali.

Niedawno otworzyliście UFO w Warszawie, w niemal opuszczonej przez życie społeczne przestrzeni fontanny na Placu na Rozdrożu. Mieszkacie tam?
Tak. Śpimy w górnej części statku. Pomieszczenia, drewniane kapsuły, można też wynająć, rezerwując miejsca w barze w UFO.

Jest sauna?
Sauny nie ma, ale jest basen, bar, leżaki, toalety, prysznic. W UFO odbywają się warsztaty, imprezy dla różnych grup wiekowych, pokazy. Cały czas jesteśmy też otwarci na nowe propozycje do UFO. W ciągu ostatnich dni padało. To trochę popsuło nam plany, ale jest nadzieja, że pogoda zacznie nam sprzyjać i kosmiczna platforma życia społecznego w Warszawie nabierze rozpędu. Zamykamy ją dopiero pod koniec sierpnia, jest więc trochę czasu na lot.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.