Jeszcze 1 minuta czytania

Mirek Filiciak / Alek Tarkowski

ALFABET NOWEJ KULTURY:
F jak fan

Mirek Filiciak / Alek Tarkowski

Mirek Filiciak / Alek Tarkowski

Pisaliśmy już o amatorach, pora przyjrzeć się fanom. Czym różnią się jedni od drugich? John Fiske, ważna postać dla współczesnych studiów nad kulturą (a obecnie gorliwy – już poza akademią – fan antyków), w swoim tekście „Kulturowa ekonomia fandomu” pisał: „Wszystkie publiczności popkultury angażują się – w różnym stopniu – w produktywność semiotyczną, wytwarzając na bazie produktów przemysłów kultury znaczenia i przyjemność przynależne swojej sytuacji społecznej. Jednak fani często przekształcają tę produktywność semiotyczną w jakąś formę produkcji tekstualnej”.

Fanów, spośród wszystkich odbiorców, wyróżnia silna, symbiotyczna więź z produktami kultury. Więź, która dużą część z nich zmusza do tworzenia (oczywiście istnieją również fani przeżywający swoją miłość do kultury w sposób bardziej bierny). Twórczość to jednak specyficzna, bo spleciona z utworami, które wcześniej poznali jako odbiorcy. Fanów spośród odbiorców wyróżnia więc aktywność – a spośród innych twórców amatorów – namiętność, jaką darzą produkty kultury (najlepiej popularnej i komercyjnej).

Fanowska twórczość zaczęła się od pisania opowiadań, jednak już w latach osiemdziesiątych ważną rolę wśród wytworów fandomu zaczęły odgrywać filmy montażowe, tworzone na podstawie oficjalnych, profesjonalnych produkcji. Kluczową rolę w rozwoju „kultury fanowskiej” odegrał fandom science fiction, choć pojawiają się też opinie, że za pierwsze produkcje fanowskie należy uznać opowiadania rozgrywające się w świecie lalek, które pisały, a nawet publikowały młode kobiety od końca XIX wieku. Oczywiście ten podział na męską fantastykę i kobiece lalki jest mylący, bo wśród wytworów fanów SF najważniejszą grupę, obok realizowanych przeważnie przez mężczyzn parodii, stanowią montowane przeważnie przez kobiety filmy slash, koncentrujące się na ukrytych w oryginalnym dziele homoseksualnych relacjach między bohaterami. „Ukośna kreska” rozdziela dwóch bohaterów uwikłanych w ukryty związek – tak jak w przypadku kanonicznej pary z serialu „Star Trek” (Kirk/Spock).

Do chwili pojawienia się internetu, większość tych opowiadań i filmów rozpowszechniana była głównie w zamkniętym obiegu i na relatywnie niewielką skalę. A przez to była niewidoczna dla nie-fanów. Co stało się, gdy ta widoczność wzrosła?

Zmianie uległ kulturowy status fanów. Do negatywnych skojarzeń – obejmujących zarówno fanów sportu (którym zdarza się prowokować zamieszki już od czasów wyścigów rydwanów w starożytnym Rzymie) oraz pryszczatych młodzieńców (którzy przedkładają dyskusje na temat wyższości „Star Treka” nad „Gwiezdnymi wojnami” nad tzw. „prawdziwe życie”) – możemy dziś dodać skojarzenia dużo bardziej sympatyczne. W czasach, w których częściej identyfikujemy się ze swoimi zainteresowaniami niż pracą, niemal każdy z nas jest miłośnikiem czegoś. A stąd już tylko krok do fanizmu.

Nie ma jednak mowy o jednostronnym uromantycznieniu. Fan to kolejna figura, w której stykają się sprzeczności epoki cyfrowej. Z jednej strony jest najbardziej oddanym klientem, pełni także kluczową rolę w marketingu szeptanym. Fani często stanowią też dla twórców źródło nowych pomysłów czy nawet „kuźnię kadr”. Równocześnie nagminnie łamią prawo autorskie i odbierają producentom kontrolę nad ich wytworami, traktując ulubione fabuły czy postaci jako własność ich miłośników, a nie koncernów medialnych. Lubują się w przekręcaniu wydźwięku, doszukiwaniu ukrytych znaczeń lub wręcz dodawaniu własnych.

Dobrym przykładem jest George Lucas, którego „Gwiezdne wojny” są niczym wielki fanowski elektromagnes. Lucas z jednej strony, z pomocą prawników, przez lata blokował dystrybucję produkcji fanowskich, z drugiej wyłapywał co lepszych fanów i angażował ich po drugiej stronie barykady, jako twórców pracujących na jego konto. Tak było z Kevinem Rubio, twórcą fanowskiej produkcji „Troops”, parodii serialu „Gliny” rozgrywającej się w świecie „Gwiezdnych wojen”. Jednak nawet Lucas nie był w stanie poskromić działalności fanów. „Phantom Edit”, stworzona przez Mike’a J. Nicholsa (oczywiście wielkiego fana „Gwiezdnych wojen”) przeróbka „Mrocznego widma” (pierwszego epizodu serii) została uznana przez krytyków za dużo lepiej zmontowaną niż oryginał.

Uczeń wspominanego w tym tekście Johna Fiske, Henry Jenkins, który sam określa siebie mianem „aca-fan” (akademika-fana), uważa fanów za awangardę współczesnej kultury. To oni umasowili podstawową dziś technikę tworzenia – remiks; to oni żywo uczestniczą w kulturze, promując postawę opartą nie tylko na biernej konsumpcji, aleprzetworzeniu i puszczaniu w obieg nowych treści. Z tej perspektywy każdy cytat, zapożyczenie, sampling, cover, remiks czy adaptację można traktować jako wyraz fanowskiej miłości do cudzej twórczości.

Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL (Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Bez utworów zależnych).