Jeszcze 1 minuta czytania

Michał Bristiger

FORMY CHOPINA
DLA JASIA:
Walc

Michał Bristiger

Michał Bristiger

– Pozostała nam jeszcze jedna cecha charakterystyczna muzyki romantycznej. Czy będzie o niej mowa?

– W stanfordzkiej klasyfikacji epok muzycznych jest nią „struktura frazy muzycznej”. W różnych epokach przedstawia się inaczej. Frazy muzyki barokowej, klasycznej, romantycznej, XX wieku – przedstawiają się odmienne i są łatwo rozpoznawalne. Powiedzmy sobie najogólniej, że w XX wieku następstwo kolejnych fraz daje poczucie asymetrii, a symetria w ich układzie staje się wręcz jakimś estetycznym tabu. W XIX wieku w małych utworach romantycznych ona jeszcze panuje, w wielkich formach zaś pojawia się już upodobanie do asymetrii. W klasycyzmie symetria jest wręcz wymagana i utwory klasyczne, na przykład Haydna czy Mozarta, mają dla nas jasną i w słuchaniu łatwo uchwytną budowę; w formie muzycznej symetryczność przejawia się wyraźnie w tak zwanej „okresowości”, dobrze znanej każdemu uczącemu się muzyki dziecku. W muzyce średniowiecznej symetria pojawiała się tylko w muzyce tanecznej, co jest zrozumiałe, ponieważ taniec wymaga stabilnego fundamentu metrycznego. W muzyce wokalnej symetrii nie ma.

A dziś przychodzi kolej na trzecią (po polonezie i po mazurku) formę muzyczną u Chopina – na walc. Chopin napisał jeszcze niewielką ilość innych form związanych z tańcem, jak tańce szkockie (ecossaises), bolero, tarantelę, menuet, kontredans, ale są to tylko meteory w jego świecie form muzycznych. Natomiast walc jest dla jego stylu formą nader istotną, ale też przedstawia sobą pewien szczególny problem, znany z literatury muzykologicznej.

– Ach, te słynne dyskusje muzykologów.

– Jak widzę, przechadzasz się na granicy przepaści, tam gdzie się już kończy kulturalna konwencja. Zresztą wszyscy wiedzą, że to barbarzyńcy podbili ostatecznie Rzym, a nie odwrotnie. I wszyscy dziwią się temu do dzisiaj i zadają Schumannowskie pytanie: „Warum?”. A ciebie dziwi, jak bardzo muzyka, jej forma, zobowiązuje. No, może nie wszystkich.

Problem z walcem jest taki: jest to u Chopina gatunek silnie związany z epoką i jej stylem życia. Walce Chopina nie osiągnęły wielkości, niemniej osiągnęły wysokość rzadko tylko dostępną dla innych kompozytorów. Kiedy nie są jedynie towarzyskimi, salonowymi formami na fortepian, są w swych zamiarach koncertowych wspaniałe – i tak różnie kształtują swój styl brillant,i dysponują całą gamą odcieni ekspresywnych. Jednak walcowi wiedeńskiemu Chopin nie zagraża ani trochę; jego własny salon jest nie tyle wiedeński, co paryski. Nasuwa się pytanie: dlaczego rubato walca wiedeńskiego jest w innych krajach nieosiągalne?

– Jest jak jest.

– To zdanie jest puste. Potrzebna jest właśnie dyskusja o gatunkach jako formach muzycznych determinowanych kulturowo, socjalnie, psychologicznie itp.

– A gdyby tak wymienić jeszcze kogoś z mistrzów…

– Widzę, że dbasz o wiedzę Krysi. Powinna pójść na historię muzyki. Z wielkich artystów wymienię teraz tylko dwóch: Karola Marię Webera z jego wdzięcznym i wciągającym „Zaproszeniem do tańca” i „La Valse” Maurice'a Ravela, o pięknie, do którego opisu słów mi brak. Mamy tu niemieckie zaproszenie do muzyki, która porywa, a z drugiej strony apoteozę walca z urzeczeniem; po obu stronach wielką orkiestrę symfoniczną, a pośrodku osamotniony, pokryty kirem, czarny i delikatny instrument – fortepian Chopina.

– Przypomniała mi się zapowiedziana przez Profa recenzja włoska z 1845 roku.

– Tak, a ten anonimowy T-LI (Pietro Lichtenthal?), autor „Rozważań starego dyletanta” z „Gazzetta Musicale di Milano”, wprowadza nas w sferę estetycznych postaw tamtej epoki, bezpośrednio związanych z muzyką Chopina. Spróbujmy fragmenciku tego stylu na temat chopinowskiej frazy: „A ze wszystkich strun najsilniej poruszona w niej zostaje struna melancholii. Dla Chopina melancholia jest Boginią, przed którą klęka on z westchnieniem; a ona pozwala mu się prowadzić pod ramię, wtajemniczając w swe arkana i powierzając mu swe cierpienia; cudowne są to tajemnice, pełne elegancji, pełne boleści i elegancji, ponieważ prawdziwa i czysta melancholia, jak ją sobie wyobrażam i – chciałbym to powiedzieć – jakiej pragnę, nie jest hałaśliwa, ani wyuzdana, ani skonana. Chopin, jak zawsze spokojny i dobrze ułożony, należy do silnych charakterów; nie tylko wykorzystuje daleki flet i uległą wiolę, lecz, popatrz, ze swych klawiszy umie też wydobyć zgiełkliwą trąbę i wojowniczy bęben. Co za jedność myśli! Jakaż czystość barwy, niewymowna majestatyczność i tęskna radość jego mazurków, tych dawnych śpiewów, przenoszących nas w bajeczne góry, w wyśnione czasy, w królestwo tradycji! Cóż za gracja poetycka, ale też co za żałość niezmierna owych nokturnów, w których po prostej balladzie następuje wzburzenie, zbełtanie głębokich i nowych harmonii, jakbyś pociągnięty został z gwiaździstego Nieba ku ciemnym czeluściom!”.

– Hm, to chyba jest o treści, nie o formie!

– Czy jesteś tego pewien? A jak to udowodnisz w dyskusji? Zresztą myślę sobie, że zostało to powiedziane o melancholii…