„Elitarni – ostatnie starcie”,
reż. José Padilha

Bartosz Staszczyszyn

Twórca „Elitarnych…” rozstawia w narożnikach swoich bohaterów i kreśli między nimi tak wyraziste linie podziałów, że ani przez chwilę nie mamy wątpliwości, że oto na naszych oczach buduje się ring, na którym walczyć będzie dwóch wrestlerów

Jeszcze 2 minuty czytania


Paradoksem „Elitarnych…” jest fakt, że film José Padilhi najprawdziwszy jest wtedy, kiedy reżyser zawierza fikcji. Gdy próbuje na siłę wyrwać się ze schematów kina akcji, gdy pręży artystyczne muskuły, każąc swym bohaterom wygłaszać publicystyczne tyrady o defektach kapitalizmu i słabości demokracji, jego obraz razi ostentacyjnymi uproszczeniami. Kiedy zaś porzuca socjologiczne frazesy i opowiada krwawą historię sprawiedliwego twardziela, jego film zyskuje emocjonalną intensywność, a krytyka systemu staje się bardziej autentyczna i zrozumiała. Drugie spotkanie z „Elitarnymi” – jednostką policjantów walczących z przestępczością w slumsach Rio de Janeiro – okazuje się tyleż wartkim filmem akcji, co ponurą diagnozą demokracji kapitalistycznej w jej zdziczałym wcieleniu.

Opowiadając o swym nowym dziele José Padilha z dumą informował, że do współpracy przy kolejnej odsłonie kasowej serii udało mu się namówić najlepszych hollywoodzkich specjalistów odpowiedzialnych za efekty specjalne. Ale największe słowa uznania należą się samemu reżyserowi, który w „Elitarnych – ostatnim starciu” odrzucił pokusę łatwej widowiskowości. Opowieść o twardym podpułkowniku Nascimento (Wagner Moura) uwodzi atrakcyjną formą, narracja prowadzona jest ze swadą, a całości nie sposób odmówić efektowności.
Niemniej Padilhi chodzi o coś więcej niż feerię kuszących obrazków. U brazylijskiego twórcy najważniejsza pozostaje opowieść o świecie zdemoralizowanym, odartym z wartości, o degrengoladzie społeczeństwa slumsów i sieci interesów duszącej tę społeczność. Film brazylijskiego twórcy stawia bowiem poważne pytania nawet wtedy, kiedy ubiera je w łaszki efektownego wideoklipu.

„Elitarni – ostatnie starcie”, reż. José Padilha.
Brazylia 2010, w kinach od 28 października 2011
Padilha nie wystrzega się przy tym błędów i nieco zbyt grubą kreską rysuje swoich bohaterów i antybohaterów. Niezłomny policjant prezentuje się zatem jak postać ze spiżu, intelektualista walczący o prawa człowieka (niezły Irandhir Santos) budzi uznanie i sympatię, natomiast cyniczni politycy i skorumpowani gliniarze przedstawiani są bądź to z karykaturalną przesadą, bądź też – zostają przez reżysera ostentacyjnie zdemonizowani. Tak jak w walce z korupcją i przestępczością Rio de Janeiro nie ma miejsca na półśrodki, tak w opowieści o niej – na półtony i psychologiczne subtelności. W filmie Padilhi razi ta psychologiczna schematyczność. Twórca „Elitarnych…” rozstawia w narożnikach swoich bohaterów i kreśli między nimi tak wyraziste linie podziałów (policjant-faszysta porzucony przez żonę dla liberalnego gryzipiórka), że ani przez chwilę nie mamy wątpliwości, że oto na naszych oczach buduje się ring, na którym walczyć będzie dwóch wrestlerów. Policjanci i złodzieje w „Elitarnych…” stają się marionetkami, przypominają amerykańskich zapaśników, których walki ogląda się nie po to, by uczestniczyć w autentycznej sportowej potyczce, ale by obejrzeć zbanalizowany, poniekąd rytualny pojedynek dobra ze złem.

To ostatnie zdaje się zresztą zwyciężać. Rio de Janeiro w „Elitarnych…” to nie sielskie plaże i półnadzy tancerze samby, ale krwawe pojedynki, gangsterzy, wyzysk, korupcja i przemoc. Majestatyczny posąg Jezusa, podobnie jak krzyż wiszący w sali obrad skorumpowanych polityków, wygląda tu na ponury żart. W slumsach Rio nie ma Boga, zasad ani wielkich wartości. Jest za to kilku sprawiedliwych, którzy ocalić mogą tę współczesną Sodomę. Opowiadając o nich, Padilha sięga po schematy znane z amerykańskiego kina rozrywkowego. Scena nalotu BOPE (tytułowej jednostki komandosów) na dzielnicę handlarzy narkotyków budzi skojarzenie z obrazami szarż rodem z kina wojennego, a estetyka filmu Padilhi – choć bez porównania świeższa – przypomina amerykańskie kino nowego patriotyzmu i serię o Brudnym Harry’m. Dzielny glina jest brazylijską wersją legendarnego twardziela granego przed laty przez Clinta Eastwooda, ale chętnie zaprzyjaźniłby się także z Johnem Rambo powracającym do upadającej Ameryki w „Rambo: Pierwsza krew”. „Elitarni…” zapraszają do stawiania tych samych pytań, które przed laty stawiali (często nieświadomie) twórcy tych hollywoodzkich obrazów, ale wzbudzać też muszą podobne obawy. Opowiadając o walce ze złym systemem, z przestępczością i okrucieństwem, twórcy filmu dokonują tu bowiem apologii faszyzmu i podpowiadają, że szlachetny cel uświęca środki. Jeśli więc ceną za pozbycie się gangreny jest bolesna amputacja kończyn – trzeba jej dokonać za wszelką cenę.

Świat, o którym opowiada film Padilhi jest zżerany przez moralną zgniliznę. Slumsy to mikroświat w stanie wiecznego rozpadu. Z ust narratora co parę chwil pada tu słowo „system”, bo to właśnie on jest głównym oskarżonym w tym filmowym procesie. Twórca „Elitarnych…” kreśli bowiem bardzo smutny obraz demokracji i kapitalizmu, w których polityka, media i świat przestępczy przenikają się, a władza nie służy ludziom, ale ich wykorzystuje. W filmie Padilhi nie znajdziemy trzecioplanowych bohaterów. Mamy dobrych i złych policjantów, tłustych polityków i dziennikarzy-hipokrytów, nie spotykamy zaś ludzi z ulicy. W slumsach ci ostatni są nieistotnym planktonem zjadanym przez dzierżących władzę. Mają kupować narkotyki, płacić za nielegalnie dystrybuowaną telewizję kablową i wodę, której handel kontroluje umundurowana mafia, a raz na parę lat powinni oddać głos w wyborach, potwierdzając i wzmacniając smutne status quo.

Krytykując system, Padilha nie udziela jakichkolwiek odpowiedzi. Jego film nie podpowiada łatwych rozwiązań. Autorzy „Elitarnych…” poprzestają na postawieniu diagnozy dotyczącej politycznych i społecznych problemów. W ich filmie zło nie jest spersonifikowane – przestępcza hydra ma wiele łbów, regeneruje się szybko, a w miejsce martwych złoczyńców pojawiają się kolejni. Padilha nie próbuje nas przekonać, że po pojawieniu się napisów końcowych filmowi bohaterowie żyć będą długo i szczęśliwie, a dobro zwycięży nad złem. Zanim doczekamy tak jednoznacznego finału historii podpułkownika Nascimento czeka kilka kolejnych części slumsowej sagi, która w Brazylii okazała się największym kasowym sukcesem XXI wieku.

 Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL (Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Bez utworów zależnych).