Tomáš Zmeškal, „List miłosny pismem klinowym”

Bartosz Staszczyszyn

U Tomáša Zmeškala wielka historia jest tłem wielkiej miłości małych ludzi. Bezwstydnie wzruszająca i diabelnie dowcipna książka czeskiego pisarza jest romansem i powieścią rozliczeniową jednocześnie

Jeszcze 2 minuty czytania

„List miłosny pismem klinowym” to literatura niezwykła – bezpretensjonalna i śmiała, ckliwa i wycyzelowana. Jeśli ktoś oprze się jej urodzie, uznać może „List…” za dzieło hochsztaplera żonglującego emocjami bohaterów i czytelników. Sęk w tym, że powieści Zmeškala oprzeć się niezmiernie trudno.

W swoim debiucie czeski pisarz stawia bowiem na sprawdzone literackie schematy i korzystając z nich, tworzy sagę rodziny, której dzieje niczym gałęzie drzewka bonsai wymodelowane zostały przez bezrozumną historię.  Rodzinę poznajemy na ślubnej uroczystości – w Czechosłowacji trwa komuna, nawet pogarszająca się jakość mszalnego wina świadczy o tym, że postaciom „Listu” przyszło żyć w czasach upadku. Mimo to Alicja i Maksymilian biorą ślub. Na ceremonii poznajemy rodziców panny młodej, Kvietę i Josefa, kluczowych bohaterów. Od tego momentu wraz z autorem odbywać będziemy wycieczki w przeszłość i przyszłość, na przemian zanurzać się we wspomnieniach bohaterów i ich fantazjach.

Tomáš Zmeškal, „List miłosny pismem
klinowym”
. Przeł. Dorota Dobrew, W.A.B.,
Warszawa, 400 stron,
w księgarniach od września 2011
„Niestety w nasze życie, podobnie jak w życie dawnych Hetytów, wkroczyła historia – wyznaje Josef. – Żyliśmy w niezwykle ciekawych czasach: koniec wojny, dwa lata pędu na oślep ku demokracji, a potem komunistyczny pucz. Jeszcze trochę popracowałem, potem mnie zamknęli. Przyczyna dziś już nie jest istotna”. Opowiadając o miłości Kviety i Josefa, Zmeškal kreśli rozległą panoramę powojennej Czechosłowacji. W jego powieści historia jest tłem i współpasażerem życiowej podróży. Nie da się jej oddzielić od jednostkowego losu, a wielka historia składa się z nieskoczenie wielu małych dramatów – zdaje się mówić czeski pisarz. Dlatego też w fakturę swej powieści wplata historyczne wspomnienia – mamy II wojnę, trudne lata 50., rok 1968, aksamitną rewolucję...

Zmeškal nie jest historiozofem – nie zagłębia się w filozoficzne subtelności, lecz pisze o historii dnia codziennego, by pokazać, jak polityczna rzeczywistość kształtowała życie bohaterów. Kreśli przy tym celny obraz komunistycznej paranoi, świata, w którym polityka łamie życiorysy i niszczy międzyludzkie relacje. W „Liście…” historia jest okrutna, przetrąca kręgosłupy ludzi niewinnych. Nie ma w niej żadnej logiki ani sprawiedliwości. Co więcej: w świecie komunistycznych absurdów historia co jakiś czas złośliwie chichocze – Josef, który przez lata nie może doczekać się rehabilitacji ze strony władz, pośmiertnie otrzyma medal za odwagę i przeciwstawienie się dyktaturze.

Czeski debiutant ma przy tym dobre oko i nie gorsze ucho. Jego postaci są barwne, osobliwe, idiosynkratyczne. Mówią własnym językiem, wykonują prywatne, niepowtarzalne gesty. U Zmeškala wszyscy są wyjątkowi i na swój sposób dziwni – szalony cukiernik zwraca się do wszystkich per „bracie” i „siostro”, szpitalny portier charakterystycznie kiwa się na ugiętych kolanach, starsza pani z żarliwością godną lepszej sprawy opowiada wszystkim o kolekcji minerałów zmarłego męża, a Alicja cholerycznie złości się na swoich rodziców za ich śmierć. Zmeškal świetnie operuje detalem, wyłapuje mikroskopijne gesty bohaterów, które zdradzają głębszą prawdę. Sam nieźle się przy tym bawi – jego bohaterowie bywają żałośni, czasem są rozczulająco nieporadni.  Szczodrze obdziela ich poczuciem humoru, a w „Liście…” melancholijne tonacje i sentymentalne fragmenty przeplatają się z żywiołowym dowcipem (absolutnie pyszny motyw marcepanowego Frankensteina).

Już w pierwszych scenach powieści kilkakrotnie powraca motyw formy, dążenia do niej i zniewolenia nią. Ekscentryczny cukiernik prezentuje finezyjny trzypiętrowy tort, którego każdy poziom stylizowany jest na katedry i pałace, chwilę później pan młody i pracownik Urzędu Stanu Cywilnego toczą spór o heraldykę, a ksiądz wyprasza z kościoła turystę, którego strój nie pasuje do uroczystych okoliczności. Nieprzypadkowo jednym z głównych bohaterów powieści jest tytułowy list napisany przez Josefa pismem klinowym używanym przez starożytnych Hetytów. To właśnie ów zapomniany język okazuje się jedynym, w którym tragiczny kochanek będzie mógł wyrazić swoje uczucia. Bohaterowie zamknięci są bowiem w kokonach milczenia, poszukują odpowiedniej formy, by opowiedzieć siebie innym. Najtrudniejsza do przełożenia na jakikolwiek język jest miłość. Wymyka się słowom, nie daje się opowiedzieć ciałem – dlatego skazana jest na milczenie.

Gdy „List…” ukazał się u naszych południowych sąsiadów, krytycy prześcigali się w porównaniach, zestawiając nazwisko nowej gwiazdy z Jáchymem Topolem, a nawet samym Hrabalem. I choć oba te porównania są na wyrost, Zmeškalowi nie sposób odmówić literackiego talentu i śmiałości. Najbardziej imponuje w jego powieści odwaga szczerości, nawet wtedy, gdy trzeba za to zapłacić cenę sentymentalizmu. Choć w „Liście…” Zmeškal popełnia parę debiutanckich błędów, gubiąc niektóre wątki i niepotrzebnie wdając się w zbyt liczne dygresje, melodramatyczna żarliwość jego książki pozwala zapomnieć o jej nielicznych mankamentach.

 Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL (Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Bez utworów zależnych).