Adam Lipszyc, „Rewizja procesu Józefiny K.“

Paweł Mościcki

Lipszyc to filozof, który może stać się na chwilę, na co najmniej trzynaście esejów, filozofem poza własną ojczyzną, i zachłysnąć się świeżym powietrzem innego dyskursu

Jeszcze 2 minuty czytania

Adam Lipszyc, „Rewizja procesu
Józefiny K. i inne lektury od zera”
.
Sic!, 288 stron, w księgarniach
od listopada 2011
Podobno są na tym świecie rzeczy, o jakich nie śniło się filozofom. Ale równie ciekawe wydaje się pytanie, jakie rzeczy faktycznie im się śnią. Adamowi Lipszycowi śni się literatura. „Rewizja procesu Józefiny K.“ to książka składająca się z trzynastu odrębnych, równorzędnych i wewnętrznie spójnych esejów poświęconych literaturze. Więcej nawet – to trzynaście specyficznych i zdecydowanych „lektur“. Nie są to jednak ani literaturoznawcze rozprawy, ani dziennikarskie streszczenia, lecz odczytania – jak głosi podtytuł książki – „od zera“. Co to znaczy? Wydaje się, że w odpowiedzi na to pytanie kryje się sekret tych tekstów i całej fascynacji literaturą, jaka przebija z każdej kolejnej strony.

Przede wszystkim lektury od zera są lekturami filozofa, to znaczy nie dźwigają na sobie brzemienia eksperckich, historycznych debat ani filologicznych roztrząsań. Zdradzają pewną lekkość, filozof może sobie pozwolić na więcej, jego idiom zniesie z łatwością inny rodzaj obciążeń – złożoną i plastycznie modyfikowaną pojęciowość zachodniej myśli. Lipszyc czyta jednak, jako filozof, specyficznie również w innym sensie i tym razem jest to związane z pozbywaniem się ciężaru. Choć w przedmowie do książki pisze o „bezradności, jaką w obliczu literatury wysokiej klasy odczuwa człowiek uzbrojony w najbardziej nawet wyrafinowane narzędzia krytyczne“, należy traktować te słowa jako osobliwy lapsus, w którym „bezradność“ to tylko echo „radości“ lub „frajdy“ z pisania o literaturze. Lipszyc to filozof, który cieszy się mogąc użyć swoich naprawdę wyrafinowanych narzędzi krytycznych do czegoś innego niż lektura samej filozofii – może stać się na chwilę, na conajmniej trzynaście esejów, filozofem poza własną ojczyzną, i zachłysnąć się świeżym powietrzem innego rodzaju dyskursu. Lektura od zera oznacza więc ostatecznie stanięcie po stronie literatury jako innej filozofii, otwarcie pojęć na coś, co z definicji nie dopasowuje się w pełni do ich kształtu i logiki. Taki sen, w którym literatura jest po prostu innym, obiecującym wybawienie z własnych ograniczeń, może przyśnić się tylko filozofowi.

Jaki rodzaj wolności się zyskuje, wychodząc – w filozoficznym uzbrojeniu – na wyprawę poza granice filozofii, można się szybko zorientować, czytając eseje pomieszczone w „Rewizji procesu Józefiny K.“. Czy rodzime literaturoznawstwo wydało na świat teksty, które mogą się równać z esejami o „Zaburzeniu“ Bernharda czy „Austerlitz“ Sebalda? Czy dopuszcza taki rodzaj pisania, w którym twórczość Szmuela Josefa Agnona ukaże swoje pokrewieństwo z prozą Bruce’a Chatwina, opowiadaniami Schulza czy narkotycznymi zapiskami Kazimierza Rapackiego? Te olśniewające dywagacje – mimo swej różnorodności – odmieniają przez różne przypadki jedną wiązkę problemów związanych z „ruchem, podróżowaniem, emigracją, niemożnością zakorzenienia bądź zamierzoną rezygnacją z osiadłego trybu życia“. Ten rodzaj splotu błądzenia i pisania dotyczy przede wszystkim pisarzy uwiązanych żydowską tradycją – często nie do końca w niej zakorzenionych –  którzy próbują nie tyle się z niej wyzwolić lub na nią przystać, ile zawrzeć we własnym języku opowieść o jej błogosławieństwach i przekleństwach. Ale ten sam złożony ruch powtarzają, w nieco innej scenografii, autorzy należący do innych tradycji. Właśnie dlatego osobliwość żydowskiego losu może znaleźć tutaj odzwierciedlenie w wędrówkach po Patagonii, a bolesny ciężar prawa – o jakim pisze Kafka i jego następcy – odpowiadać lękowi przed najprostszą zmianą, zakodowaną w podróży, jaki odczuwa pewna dama z powieści Jane Bowles. Temat emigracji, wysiedlenia lub nomadyzmu to także odbicie pozycji autora tych esejów, który w losach pisarzy i ich dzieł odnajduje własny intelektualny dylemat i stara się go, po swojemu, przetworzyć na interpretację.

Trudno powiedzieć, jak należałoby najefektywniej czytać tę książkę: jako zbiór esejów czy jako dobrze zaplanowaną, jednolitą całość. Z jednej strony każdy rozdział doskonale obywa się bez pozostałych, oferuje wyrazistą lekturę, zamknięty dyskurs o jednej książce lub twórczości jednego pisarza. Z drugiej – odnajdywanie powiązań między powtarzającymi się w kolejnych esejach motywami, dostrzeganie ich drobnych przemieszczeń i dodatkowych odcieni sprawia, że tak dopracowane skądinąd eseje ujawniają swoje kolejne możliwości. Może więc wcale nie należy w przypadku „Rewizji procesu Józefiny K.“ mówić o zbiorze tekstów, ale o rodzaju maszyny krytycznej, w której literatura pozwala filozofii w jednym geście ujrzeć własne ograniczenia i spróbować je przekroczyć.

Adam Lipszyc jest trochę jak ów myśliciel z taoistycznej przypowieści, któremu pewnego dnia przyśniło się, że jest motylem. Po przebudzeniu stracił on jednak szybko pewność czy to faktycznie jemu śniło się, że jest motylem czy może motylowi, że jest mędrcem. Autor tych „lektur od zera“ musi – chcąc doprowadzić swój eksperyment do końca – zgodzić się na podobną nieprzejrzystość. Nie wiadomo bowiem, czy to jemu śni się literatura, czy może raczej on jest jej wyśnionym, filozoficznym innym. Nie wiadomo także, czy literatura jest tu po prostu snem filozofii o innym rodzaju języka, czy też snem o innej filozofii, ku której literatura odsyła i której kształty, nieznane z podręczników i uczonych rozpraw, próbuje zarysować. Może nie musimy ostatecznie rozstrzygać tego dylematu, skoro sen śni się tak przyjemnie, że wcale nie czeka się na przebudzenie.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.