Jeszcze 1 minuta czytania

Katarzyna Tórz

OPÓR CODZIENNY:
Królowie mas — władcami nas

Katarzyna Tórz

Katarzyna Tórz

Dobry koncert jest jak wzniosła msza. Chodzi się na nią rzadko, ale z jakichś powodów — dzięki silnej konwencji i kolektywności — może ciągle dostarczyć mocnych przeżyć. Dobry gig czasem działa też  jak narkotyk — zażywany od czasu do czasu — ale za to z odpowiednią uwagą i w dobranym towarzystwie.

Rok wyznawcy-fana dzieli się na okresy ciszy, oczekiwania na ogłoszenie planów tournée, zbliżające się przeżycie, jego konsumpcję oraz refleksję — już po. Największe i najważniejsze festiwale muzyczne ogłaszają swoje gwiazdy, wyczekiwane przez tysiące uszu na wiele miesięcy przed występem. Kolejne informacje dozowane są regularnie i w zależności od tego, z jakiej klasy bogiem mamy do czynienia, trafiają w drżącą w oczekiwaniu na Tę wiadomość niszę, bądź na setki bilbordów i strony główne wiadomości. Zdarza się, że wiadomość o przybyciu do Polski Gwiazdy przyćmiewa bieżące fantazjowanie na temat letnich stadionowych podbojów.

Uczestniczenie w tym kolektywnym ruchu oczekujących, celebrujących i przeżywających muzykę (zwaną przez niektórych popularną, choć często nie jest ona znana tzw. masom), pozwala na marzenie, utożsamienie i chwilowe święto. Koncert (jeśli na żywo, a, niestety, nie zawsze jest to oczywisty standard) jest ostatecznym sprawdzianem, przypieczętowaniem związku między artystą a słuchaczem. Nie ma nic wspanialszego niż uczestniczyć w koncercie pełnym, zaangażowanym, niepowtarzalnym. Trudno wyobrazić sobie też większe rozczarowanie artystą, niż ujrzenie go w słabej kondycji, niepanującego nad rolą, w której decyduje się pokazać światu.

Nine Inch Nails na Coachella Valley Music Festival,
fot. Brandon Dusseau , źródło: wikicommons
Oczekując na spełnienie własnych koncertowych marzeń, przypominam sobie doświadczenia z ostatnich tygodni i miesięcy. Dobre wspomnienia mieszają się z momentami przeciętności. Występy kanadyjskiej grupy hardcorowej, której członkami są panowie w wieku poemerytalnym, nigdy nie schodzą poniżej poziomu bardzo dobrego. Z kolei obecność lidera legendy europejskiej muzyki industrialnej skończyła się bolesnym rozczarowaniem. Artysta nie włożył w występ ułamka energii, której można się było po nim spodziewać. Wybrał emploi zmęczonego i zblazowanego oldboya, śpiewającego smętne ballady. Wybitny i wielbiony polski wokalista gra zawsze na co najmniej sto procent, nieważne czy jest to koncert dla tłumu rozwydrzonych studentów, czy koneserów rocka.

rys. sürdabsObietnica komunii, poczucia pełni i wspólnoty, która wypełnia potrzebę sacrum, przyciąga słuchacza, ale też stawia wymagania artyście. To właśnie na koncercie wychodzi na jaw pustka, brak właściwości i twórczej wiarygodności. Kluczowa jest narracja prowadzona przez wokalistę między utworami — bez niej scenę od publiczności dzieli ściana obojętności. Ostatnio na koncercie jednego z najlepszych polskich zespołów rockowych charyzmatyczna solistka po każdym utworze skutecznie i chyba całkiem bezmyślnie rozpraszała skupienie i uwagę słuchaczy dziecinnym, i po kolejnym razie irytującym, stwierdzeniem: „no, to dzięki wielkie!”. Następnie kontynuowała podziękowania podkreślając, że pomimo kryzysu zdecydowali się kupić „bileciki” i wydać „pieniążki”. To sympatyczne stwierdzenie zniszczyło cały przekaz – tekstów poważnych i wieloznacznych. Jak wobec tego podsumować występ wybitnej artystki? W umownym podziale na artystów, którzy lepiej sprawdzają się albo na koncercie, albo w studiu, nie znajduje ona miejsca, ponieważ wielokrotnie udowodniła klasę i talent w obydwu przestrzeniach. A może to problem przekazu i braku pomysłu na to, jak wykorzystać moment realnego spotkania z masą otwartych i entuzjastycznie nastawionych ludzi? Udało jej się skutecznie zepsuć wieczór, który mógł być wyjątkowy.

Kolejne koncerty – ogłaszane, odwoływane, a zwłaszcza te, które już nigdy się nie odbędą, ponieważ bogowie odeszli na zawsze – budują pragnienia, wyobraźnię, działają jak silnik napędzający popkulturowy przemysł. Może to i pokarm tani, ale daje energię i ma smak.

Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL (Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Bez utworów zależnych).