„L’invention du sauvage”  w Musée du Quai Branly
Plakat wystawy Pigmejów w Royal Aquarium w Londynie, 1884 / Pitt Rivers Museum, University of Oxford

„L’invention du sauvage”
w Musée du Quai Branly

Ewelina Chwiejda

Ten, komu tak naprawdę przyglądamy się spacerując po paryskiej wystawie, to my – Europejczycy początku XXI wieku, potomkowie tych, którzy lata temu „wynaleźli dzikość” i obwozili ją po targach i odpustach

Jeszcze 2 minuty czytania

Nie dalej jak kilka tygodni temu we Francji kandydat partii socjalistycznej, François Hollande, zadeklarował, że jeśli tylko zostanie prezydentem zgłosi projekt poprawki do konstytucji. W myśl tej poprawki z formuły wstępnej, mówiącej o równości wobec prawa wszystkich obywateli „bez względu na pochodzenie, rasę lub religię”, miałoby zostać usunięte słowo „rasa”. Natychmiast pojawiły się wątpliwości, czy nie jest to przypadkiem wyłącznie efektowny zabieg wyborczy, a przy tym próba „zamiecenia problemu pod dywan”  w końcu to, co nie nazwane, nie istnieje.

„Exhibitions.
L’invention du sauvage”

kurator: Lilian Thuram, opieka naukowa: Pascal Blanchard i Nanette Jacomijn Snoep, Musée du Quai Branly, Paryż, wystawa czynna do 3 czerwca 2012

Niegasnąca potrzeba przepracowania kwestii rasowej przyczyniła się również do ogromnego sukcesu wystawy „Exhibitions. L’invention du sauvage”, zorganizowanej w swego czasu dosyć kontrowersyjnym Musée du Quai Branly, czyli czołowym muzeum etnograficznym Francji. Kuratorzy tej niezbyt dużej w rozmiarach, ale gigantycznej programowo ekspozycji, podjęli próbę prześledzenia historii Innego w Europie.

Odwiedzający muzeum widz może przyjrzeć się z bliska śladom ciągnącego się przeszło pięć wieków procesu „oswajania dzikich” przez „porządnych, białych obywateli”. Począwszy od sześciu Indian przywiezionych w 1492 roku przez Kolumba na dwór hiszpański (jako rodzaj dowodu-trofeum i jednocześnie fascynującego kuriozum z dalekiego kontynentu), poprzez wielkie pokazy „odmieńców” (kobiet z brodą, gigantów i liliputów, bliźniąt syjamskich czy ludzi-psów), a skończywszy na ostatnim „ludzkim zoo” zamkniętym w 1958 roku (sic!).

W przestrzeni wystawy swobodnie przeplatają się ze sobą artefakty o charakterze naukowo-etnograficznym z eksponatami stanowiącymi próbę ikonografii Innego. Oglądamy więc urządzenia do pomiarów antropometrycznych, pomagające badać „różnice gatunkowe”, czy pierwsze katalogi, w których odcienie skóry zestawiano w formie skali kolorystycznej, przywodzącej na myśl dzisiejsze próbniki farb i tapet ściennych. Wśród ikonografii Innego dominują zaś zdjęcia trup cyrkowych (z białymi, dostojnie ubranymi impresario dumnie prężącymi się wśród swoich półnagich czarnoskórych podopiecznych), filmy i przede wszystkim plakaty licznych wystaw kolonialnych, publicznych pokazów monstrów czy ludzkich „ogrodów aklimatyzacji”.

Niezwykłe bogactwo zgromadzonego materiału, momentami wręcz przytłaczającego (zwłaszcza idące w dziesiątki plakaty oparte w więkości na tym samym schemacie) oraz społeczna waga podjętego tematu, przyniosły ekspozycji tytuł Najlepszej Wystawy Roku 2011 (Globes de Cristal Art et Culture) oraz przyciągnęły do muzeum ponad stutysięczną publiczność.

Kartka pocztowa Pawilonu mórz południowych. Koreańscy kanibale,
Tokyo Taisho Exhibition, 1914. (Groupe de recherche Achac, Paris / coll. part / DR)

Na ile zdecydowała o tym polityczna poprawność i „poczucie obowiązku”, a na ile sam geniusz ekspozycji i kunszt kuratorów? Projekt od początku miał silne założenia edukacyjne, dlatego też duży nacisk kładziono na współpracę Liliana Thurama (byłego piłkarza reprezentacji Francji, założyciela Fundacji Éducation contre le racisme) z Pascalem Blanchardem  badaczem zajmującym się studiami postkolonialnymi, specjalistą od „ludzkiego zoo”. Jak deklarują kuratorzy, „rasizm jest przede wszystkim konstruktem intelektualnym”, który należy wyplenić za pomocą wiedzy, a muzeum, dzięki swojej atrakcyjności, daje ku temu znacznie większe możliwości niż typowe pogadanki w szkołach czy hermetyczne publikacje naukowe.

Plakat Wystawy Kolonialnej w Lyonie, 1894.
(Groupe de recherche Achac, Paris / coll. part / DR)
Czy rzeczywiście wiedza, jaką oferuje ekspozycja, jest pełna i rzetelna? Nie trzeba być znawcą tematu, aby po przejściu wystawy nabrać podejrzeń, czy rzeczywiście cała Europa, a następnie inne „cywilizowane kontynenty”, z uciechą i beztroską garnęły się do ogladania ludzkich dziwadeł? Czy te gorszące nas dziś publiczne pokazy przyjmowano bez najmniejszych etycznych watpliwości? Kuratorzy zupełnie nie wspominają o głosach sprzeciwu, które zaczęły się pojawiać znacznie wcześniej niż w 1958 roku, a które dla sprawiedliwości historycznej warto by również odnotować na wystawie deklarującej zacięcie edukacyjne. Ekspozycja nie wpomina też słowem o tym, że nie wszyscy „dzicy” prezentowani na wystawach światowych byli niewolnikami wykorzystywanymi przez przebiegłych „białych”. Część z nich stanowili nieźle opłacani aktorzy, wynajmowani do odgrywania obcych sobie rytuałów i tańców.

Ekspozycja staje się więc już nie tyle edukacyjna, co tendencyjnie dydaktyczna. Mówiąc brutalnie, ogromna chęć „wybielenia czarnego” nie pozostawia tu miejsca na niuanse szarości.

Saartjie Baartman, Vénus Hottentote,
1810. ( MNHN-HA-1605, Musée national
d'histoire naturelle, Paris)
Na trasie wystawy widzowi co pewien czas towarzyszą deformujące lustra. Między nienaturalnie wielką waginą Czarnej Wenus a kobietą-krokodylem, zwiedzającemu miga własne, zniekształcone odbicie. Jeżeli w czymś upatrywać szczególnych walorów tej ekspozycji, to właśnie w tych lustrach, a konkretnie w wielkim zwierciadle, jakim jest ona sama.
Ten, komu tak naprawdę przyglądamy się spacerując po Musée du Quai Branly, to my – Europejczycy początku XXI wieku, potomkowie tych, którzy lata temu „wynaleźli dzikość” i obwozili ją po targach i odpustach, w klatkach lub na łańcuchu, ku powszechnej radości tłumu. Dzisiaj to właśnie „dzicy” z plakatów i filmów śmieją się z nas, borykających się z własnym „oświeconym rasizmem”. To my jesteśmy tym Innym, spłoszonym „dzikim” zagnanym w ślepy zaułek własnej doskonałości i poprawności.



EWELINA CHWIEJDA, magistrantka w Instytucie Historii Sztuki i Instytucie Socjologii Uniwersytetu Warszawskiego, obecnie na kilkumiesięcznym stypendium naukowym w paryskiej EHESS. Publikuje na portalu Obieg.pl

 

Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.