Kroją mi się piękne sprawy (fragment)
Alina Szapocznikow i Ryszard Stanisławski przy radiu, 1952-53 / dzięki uprzejmości Piotra Stanisławskiego

Kroją mi się piękne sprawy (fragment)

Niepublikowana dotąd korespondencja między jedną z największych XX-wiecznych artystek Aliną Szapocznikow i znakomitym krytykiem sztuki, jej narzeczonym, mężem, a w końcu przyjacielem – Ryszardem Stanisławskim

Jeszcze 3 minuty czytania

SZAPOCZNIKOW DO STANISŁAWSKIEGO
[sierpień 1948]

                                                                                                                                                   St. Tropez, piątek Mój Kochany – to przecież najprostsze i najprawdziwsze, jak mogę ten list zatytułować.
Wczoraj przybyliśmy tu z Avignon, gdzie widziałam pierwszy zamek papieża. Pierwsze budynki chrześcijańskiej architektury pełne jeszcze antycznych (klasycznych) pierwiastków.
Krajobraz tu już prawie południowy, jasne barwy kamieni, niebieskie, rażąco niebieskie niebo, a najważniejsze to flora nigdy dotąd przeze mnie niewidziana. Wiesz, Rysiu, odnajdywałam stale w krajobrazach te stare obrazy gotyckie z francuskiej, a głównie włoskiej szkoły. Te obrazy, o których się mówi, że nie miały jeszcze perspektywy. A i tu, w tej „perspektywie” krajobrazu, rzeczywiście jej nie ma. Te cedry, cyprysy i palmy, o doskonałej, prostej linii wydają się zupełnie bez perspektywy przylepione do skał. Zresztą nie wiem, czy potrafię Ci wytłumaczyć to wrażenie. Takich kształtów i linii nie widziałam bowiem nigdy, prócz na wyżej wspomnianych obrazach.
[…]
„Kroją mi się piękne sprawy. Listy Aliny Szapocznikow
i Ryszarda Stanisławskiego 1948–1971”, redakcja
Agata Jakubowska, Katarzyna Szotkowska Beylin.
Muzeum Sztuki Nowoczesnej i Karakter,
Warszawa-Kraków, język polski i angielski,
w księgarniach od 19 września 2012
Niemniej jednak jak dziecko z otwartą gębą gapię się na te wszystkie cuda i znów widzę, ile uczyć, uczyć się trzeba, i znów widzę, jak młoda szeroka droga jeszcze przede mną. I tylko w takich momentach wszystkie zawikłane kobiece sprawki i przejścia ze mnie spływają, te wszystkie rzeczy, które już tak mnie gnębiły, że pragnęłam je odrzucić, nawet odrzucając z nimi młode, zdrowe ramię młodej, nowej miłości. Zawsze, zawsze i stale trzeba zaczynać od nowa. Rysiu, trzeba umieć od nowa. Czy to być „wieczną studentką” jak Maria Curie-Skłodowska, czy też wiecznie zmieniać fakultety, czy też wiecznie nowych rzeczy szukać. A to tylko przez poznawanie.

No, ale to nie ma nic do rzeczy. Teraz jesteśmy w St. Tropez, wybieram się do Cannes i do Vallauris, Picassowego miasteczka. Rosną tu palmy tak zwyczajnie jak u nas sosny, rosną tu kaktusy jak drzewa wielkie. Niebo jest niebieskie, a morze turkusowe. Kwitną łąki stokrotek, a znalazłam nawet kwitnącą jabłonkę. Im to piękniejsze, tym bardziej boli mnie ta bezsilność, że całej tej nagromadzonej miłości do przyrody nie mogę zwrócić mężczyźnie, którego kocham, a któremu należy się to, co przyroda nam dała, tworząc nas jako cząstkę tego wszystkiego.
Opisać tych rzeczy nie można, bo wyjdzie z tego taka pocztówka z emaliowym niebem, ale może przywiozę Ci trochę tego na skórze, na ustach i może to scałujesz ze mnie.
Rysiu, jeśli w Twym pokoju ten list ze słonecznego wybrzeża wyda Ci się parodią, to wiedz, że w tym właśnie pokoiku można przeżyć 100 x słoneczniejsze chwile, wybrzeże 100kroć większej radości
Ja to wiem. (Wiem z doświadczenia)
Twoja A

[dopiski na marginesie:]

„Garść twych uwag” zwinęła się w pięść, huknęła w stół: wiem, że masz rację, i ja tak, 100% tak to rozumiem. Niestety nie zawsze potrafię rozumować. Ale i Ty nie, a i Arystoteles powiedział „nie zawsze mogę być Arystotelesem”.

Rysiu, i tu Cię całuję, bo bardzo tęskno mi.

To musimy przeżyć razem. Ale doprawdy, Rysiu, Bałtyk jest piękniejszy bez szowinizmu. Jest zdrowszy, potężniejszy i mój, mój bliski. Kocham Bałtyk 1000000 x tak jak to wszystko.

 
SZAPOCZNIKOW DO STANISŁAWSKIEGO
[9 października 1948]

                                                                             Paris 9. sobota, 4 po południu
Rysiu,
Nie wiem, czy zanim skończę pisać, nie wrócisz, czy zobaczymy się jeszcze, czy nie.
To nieważne, ten „głód” widzenia się i przebywania razem tak czy inaczej nie zostanie na razie zaspokojony.
Niemniej tu jestem i niemniej chcę Ci coś powiedzieć.
Spotkaliśmy się w najzwyklejszych, najbanalniejszych warunkach, jeśli chodzi o stronę zewnętrzną – i w najdziwniejszych i najbardziej powikłanych, jeżeli chodzi o stronę duchową.
Nie wiem, czy rzeczywiście przyjdzie ten czas, że będę mogła obdarzać Cię całym tym ciepłem i wszystkimi tymi słowy, które teraz mnie rozpierają. Czy z Tobą to właśnie będę mogła przejść lata tak, że będę czuła bliziutko Twe kroki. Ale wiem, że to właśnie Ty (może bez własnego współudziału) pozwoliłeś mi na zaślepienie odważnie otworzyć oczy i uczciwie zatrzasnąć jeden rozdział życia. Po prostu wyzwoliłeś mnie. L’amour nouvelle chasse l’ancien.
Teraz przychodzi czas, gdzie trzeba załatwić sprawy. Sprawy zewnętrzne, „techniczne”. Sprawy, w których żadne „boleści duszy” nie mają nic do gadania.
Trzeba czasu, uczciwości, siły, honoru i człowieczeństwa.
Nie wiem, jak Ciebie po tym znajdę. Nie wiem, czy powiesz mi – „chodźże”, nie wiem, czy powiem Ci – „chodź”.
Ale jest przede mną wolna, jasna, młoda i czysta droga.
Co Ty też teraz robisz, Rysiu?
Dostałam list od Irki z Polski i pisze, że tam coraz ciężej. Boże mój, dlaczego? Strajki we Francji. Ludzie wszędzie się męczą, cholera złość i smutek mnie gnębi i poczucie niesprawiedliwości i nieprawdy.
Wszystkie sprawy zewnętrzne są złe.
Czyż my też będziemy się skarżyć, Rysiu?
A.

Jeśli chcesz, napisz [na] adres atelier.
Ivo chce kupić to Twoje wojskowe ubranie.
Alina


SZAPOCZNIKOW DO STANISŁAWSKIEGO
[25 grudnia 1948]

Łódź, sobota wieczór, pierwsze święto
Nie wiesz wcale, Ryś, jak bardzo pragnęłam wczoraj wieczór, wieczór wigilijny, ten, którego tak się bałeś w Paryżu, abyś był tu ze mną, jak było mi smutno i tęskno, że nie spędzamy go razem. Ludzie szli „na rybkę”, był nastrój podniecony na ulicy. Szłam z mamą z restauracji po Piotrkowskiej, a koło nas wybuchały wesołe okrzyki (wszystkie po polsku), a naokoło ludzie całowali się, obejmowali i życzyli sobie. Tak wszystko po polsku, w Polsce i na ogół w dobrobycie. Tu widok ogólny „wygląda” imponująco: ludzie doprawdy wszyscy prawie są dobrze, nawet elegancko i bogato ubrani. Znikły gdzieś obdarte dzieci i nieszczęsne poszarpane mundury zdemobilizowanych. Sklepy pełne i… ludzie kupują. I ci (a może właśnie ci), którzy najwięcej narzekają. A narzekają jak zwykle i różnie.
I starzy lekarze, że wiedzą, jak to będzie wyglądać, że chociaż się robi, ale…
I robotnicy, że… „pani doktór przecież wie, tyle dzieci, wszystko dostać, a jak to za tą pensję dzieciakom buty pokupować”.
I studenci, że wprawdzie przyszłość, praca, darmowe studia, ale… jeśli wysyłają za granicę, to tylko swoich itd. itd., znane nam rzeczy. Ale i Mietek (goguś student, „krasawiec”) „musi uznać”. Zresztą i gdyby nie uznał, gdyż opowiada mi o wieprzowej „pod egzamin”, o amerykańskim jazzie w Klubie, o związkach, które są na innym podkładzie niż tych „idiotów”, którzy współpracują. Bo tu właściwie wszystko jest. Rysiu, doprawdy, wszystkie dobre książki się wydaje, czy autorem ich jest Albert Camus czy Wiera Panowa.

powrót „kobiety z dzieckiem”

We wrześniu na Żoliborz wraca Kobieta z dzieckiem Aliny Szapocznikow. Rzeźba, eksponowana na skwerze przy Teatrze Komedia od lat 50., przez ostatnie dekady zapomniana i niszczejąca, została poddana gruntownej renowacji. Osłonięcie nastąpi 29 września o godz. 15:00
„Kobieta z dzieckiem” (znana również jako „Nadzieja matki”, „Macierzyństwo” lub „Pokój”) pochodzi z lat 1949-1950, wykonana została w piaskowcu w zakładach kamieniarskich Gastona Lerendu w Paryżu. Przywieziono ją do Polski z okazji II Ogólnopolskiej Wystawy Plastyki, gdzie otrzymała wyróżnienie.

No ale doprawdy ludzie boją się mówić o walutach, o wojnie, o antypaństwowych ruchach, ale... wszyscy gadają. I doprawdy po polsku, Ryś, i tu się żyje po polsku. Oddycham jak ryba w wodzie i... płaczę. Czy to zwykły kobiecy sentymentalizm? Ależ tak, jestem kobietą (Czy wiesz?).
A Władek kąpie i czesze Andrzeja, daje mu swój krawat, a mały jest dumny, że jak tata. A Adam siedzi z Krysią „u nich” pod choinką (zresztą ta para jest 100%-wymi działaczami związków lewicowych młodzieży). U nich jest po polsku, oni jadą do Zakopanego, oni zbierają się i budują u siebie. Zresztą nie umiem Ci tego opisać.
Tu otworzono szkołę filmową, podobną jak jest w Paryżu. Przyjechali tu najlepsi włoscy i francuscy reżyserzy, zresztą dlatego, że są komunistami i w swym kraju nie mają co robić, a Polska dała im wspaniałe warunki. I przywieźli swoje wspaniałe, zachodnie rzemiosło. Znów jest Polska pomostem między Zachodem i Wschodem.
Rysiu, potrzeba, potrzeba tu dobrych ludzi, ludzi z Twym fachem tu nie ma. Ale ludzie ci muszą wiedzieć, że pracować trzeba w państwie i dla państwa, gdzie przeprowadza się wielką, budowniczą i rewolucyjną przemianę socjalną. Wybacz Rysiu, że piszę chaotycznie i tak brzydko, ale moc wrażeń mi się plącze, a zresztą jest już późno i jestem bardzo śpiąca.
Ale musiałam trochę z Tobą pogadać, bo naraz tak silnie przypomniała mi się nasza oświetlona księżycem noc w atelier. To chyba starczy, a więcej na ten temat nie muszę pisać. Wiesz chyba sam, jak my musimy przetrwać zły czas, jak my będziemy żyć. Dom nasz w Polsce, a my, my razem tak bliscy zawsze jak w tę noc, kiedy byliśmy niebieskawo-biali i tonęliśmy w blasku księżyca i w rozkoszy nas. Nas, Ryś – my w nas.
Posyłam Ci Wiecha, bo po drugiej stronie masz małe wzmianki o plastyce w Polsce. Jest też wystawa prac Dunikowskiego w Warszawie i myślę tam za tydzień pojechać.
Do ojca już pisałam. Jeśli Mietek Ci przyśle forsę, to proszę Cię bardzo, dla mnie nic nie kupuj, ale kup zamiast tego 450 gr = 9 pelotów wełny czarnej normalnej grubości dla mamy na sweter i poślij proszę. Ale pamiętaj grunt o sobie. Po prostu wstyd mi żyć tu w takim dobrobycie, gdy pomyślę o Tobie.
Rysiu, pisz mi o wszystkim. Pamiętaj, trzymaj się dzielnie, zresztą wierzę w Twe przekonania (że są szczere).
[…]
Rysiu, teraz już niekiedy doprawdy wiem, że będziesz mym współtowarzyszem życia. Ryś, tu zostaje miejsce na pieszczoty z wszystkich naszych nocy i dni. Posyłam Ci je
Alina

Alina Szapocznikow w 1948 r. / dzięki uprzejmości Piotra Stanisławskiego


STANISŁAWSKI DO SZAPOCZNIKOW
18 stycznia 1949 (list wysłany razem z poprzednim)

wtorek, 18.I.1949
Aluś moja kochana,
Dziś rano znów otrzymałem Twój list jak pocałunek. Rozerwałem kopertę mego wczorajszego i dołączam tę małą kartkę, bo to obojętne, czy małą, czy dużą – tego, co bym chciał, nie potrafię nawet na największej napisać. Dziękuję Ci za wszystko, Aluś moja. Za konwalię i Alinę też. O Dunikowskim pisałem, więc wiesz. Ciekawe są Twoje spostrzeżenia o Alinie. Jest ona „subtelna” – masz rację. O mojej subtelności, którą stawiasz pod znakiem zapytania (obojętne) – porozmawiamy. Aluś, proszę Cię, nie „wyobrażaj” sobie mnie – na pewno nie jestem taki, jakim sobie mnie wyobrażasz. Przy naszych wspólnych chęciach możemy takimi być, jakimi sobie nas nawzajem wyobrażamy. Listu napisanego ołówkiem nie powinienem Ci właściwie posyłać, zostawiając te sprawy do „obgadania” – lecz pal sześć – „słowo się rzekło, kobyłka u płotu”. Jestem pewien, że gdy wrócisz, nie będziemy wiedzieli, o czym rozmawiać, od czego zacząć. Zwykle tak bywa.
ALUŚ – NIE TRAĆ WIARY.
Głowa do góry! Nie bój się powrotu do Paryża. Przecież na wakacje wybierzemy się do Włoch.
Do Włoch – rozumiesz!
Nie dziw się, że nie pisałem przez kilka dni. Były przyczyny techniczne, nie grypa.
Gwiżdżę na wszystkie grypy. Złego licho nie bierze. Teresa przysłała mi zbiór poezji Ildefonsa. Bardzo pijane i bardzo dobre. To zupełnie inna poezja. Nie francuska, do której się przyzwyczailiśmy i w której przeważnie wszystko „obraca się” dookoła miłości – i amour. Bardzo to charakterystyczne dla całej sztuki francuskiej.
Jest już prawie godzina 2-ga i muszę szybko biec na wykład – więc do następnego listu.
Całuję Ciebie, Alina!
Twój R.

[dopisek na dole strony:]

7-go lutego są imieniny mojego Ojca – ucieszyłby się niezmiernie, gdybyś posłała kartkę. Ja też ucieszyłbym się.

Publikacja fragmentów książki dzięki uprzejmości wydawnictwa Karakter i Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie.