Korczak, aktualizacja




 Korczak, aktualizacja



Mirek Filiciak / Piotr Toczyski

Założony w 1926 roku i prowadzony przez Korczaka „Mały Przegląd” był działaniem „protointernetowym”. Z użyciem zaledwie techniki drukarskiej i pocztowej antycypował dzisiejsze zaawansowane możliwości interaktywne

Jeszcze 2 minuty czytania

„Grafomania nie jest niebezpieczna, niebezpieczny jest analfabetyzm”.

Janusz Korczak

Ponad sto lat temu, w 1904 roku, pewien publicysta pisał: „Wierzcie mi: nawet dziennikarz – nawet reporter – w imię nie obowiązku, ale bodaj dobrze zrozumianego własnego interesu, powinien od czasu do czasu zajrzeć do książki naukowej”. Po latach jego współpracownik wspominał: „Nie wyobrażał sobie wychowania bez gazetki”. I: „Nie wierzył, by w społeczeństwie mogła istnieć dobra prasa, jeżeli dzieci jej nie mają”. Pierwszy cytat pochodzi z publicystyki Korczaka, dwa kolejne z „Żywego wiązania” Igora Newerly’ego. Te trzy cytaty w zasadzie zamykają temat w trzech punktach. Po pierwsze, Janusz Korczak był konsekwentnym obserwatorem i krytykiem mediów; widział nie tylko ich fasadę, ale też problemy warsztatowe. Po drugie, Janusz Korczak widział rolę mediów w wychowaniu, w edukacji. I po trzecie: Janusz Korczak dostrzegał związek rozwoju kompetencji medialnych z wczesnym treningiem medialnym, a jakość mediów jako takich wiązał z jakością dostępnej oferty medialnej dla dzieci i młodzieży. Można by te myśli parafrazować również stwierdzeniem, że aby uzyskać wysoki poziom sprawności informacyjnych, należy samemu możliwie wcześnie przejść przez szkołę tworzenia i przetwarzania informacji i opinii. Taką szkołę Korczak udostępnił tysiącom dzieci. Być może po raz pierwszy w historii polskiej prasy, a więc i polskich mediów, zatarł granicę między twórcą i odbiorcą, budując zaangażowaną społeczność w tym sensie, do jakiego media dziś dążą dużo mniej skutecznie. 


Dlaczego pisać dziś o Korczaku? Nieustannie trwa, ale nieubłaganie i za wcześnie dobiega końca, Rok Korczakowski. Poświęcony człowiekowi, którego można uznać za jedną z najbardziej inspirujących postaci ostatniego stulecia – choć zarazem pamięć o nim wiąże się z tym samym problemem, co wspomnienia o innych ludziach, o których uczą nas w szkole. Dla większości Polaków Korczak jest kartką z podręcznika, zbiorem wytartych formułek z bezpiecznie spiłowanymi kantami i wypreparowanym elementem kontrowersji. „Przyjacielem dzieci”, „dobrym wujkiem”. I oczywiście – męczennikiem. Ale przecież Korczak był też myślicielem, który w kwestii rozważań na temat edukacji może być nie mniej prowokujący niż Paulo Freire.

Działania związane z mediami sprawiają, że jego nazwisko mogłoby też znaleźć się na sztandarach „kultury 2.0”. W kontekście mediów pisze się dziś i mówi o nim jednak głównie w związku ze sprawą (również ważną i symboliczną dla procesu zamykania ważnych postaci w gablotkach) ustalenia daty śmierci i powiązanego z nią terminu wygaśnięcia praw autorskich do spuścizny. Dlatego warto dorzucić trzy grosze do szybko rosnącego w ostatnich miesiącach zbiorku tekstów, które pokazują, że Korczak nie był postacią jednowymiarową. Zwłaszcza że w ostatnich miesiącach w dyskusji o przeszłości Polski coraz więcej jest wątków dotyczących rewizji dominujących wersji historii. Dokonajmy też rewizji wyobrażeń o Korczaku. Bo przecież inspirujących buntowników nie trzeba szukać za granicą – często wystarczy własna historia. Figurę „Janusza Korczaka jako buntownika” trudno oderwać od „Janusza Korczaka jako autorytetu”. Skoro tak, to nie może dziwić, że w sferze działań medialnych Korczak był kimś pośrodku: innowatorem we właściwym sensie tego słowa. 



Założony w 1926 roku i prowadzony przez Korczaka – a później Newerly’ego – „Mały Przegląd”, dodatek do „Naszego Przeglądu”, można nazwać działaniem „protointernetowym”. „Mały Przegląd” z użyciem zaledwie starej techniki drukarskiej i pocztowej antycypował dzisiejsze zaawansowane możliwości interaktywne – przy nakładzie 50 tysięcy egzemplarzy oddawał głos dzieciom. Redakcja, poza szefującym jej Korczakiem, a później Newerlym, składała się wyłącznie z dzieci – i dzięki temu publikowała informacje o tym, co dla dzieci ważne. Mali korespondenci i współpracownicy pisali o codziennych drobiazgach – kiwającym się zębie, czekoladce, która nie wypadła z automatu pomimo wrzuconego pieniążka i związanym z tym poczuciu niesprawiedliwości. O podwórkowych kłótniach i przeprosinach.

Dziś te teksty rozczulają, choć oczywiście trudno opędzić się od myśli o tym, co z większością autorów „Małego Przeglądu” musiało się stać po publikacji ostatniego numeru z 1 września 1939. Ale można patrzeć na to przedsięwzięcie nie tylko jako przyczynek do rozpraw o okrucieństwach Holokaustu. Bo świetnie broni się także jako dobrze pomyślany projekt edukacyjny. I warto zadać pytanie: czy współczesne media, z internetem przy całej jego dostępności i otwartości na czele, radzą sobie z misją łączenia różnych perspektyw, budowania platformy dla spotkania tych, którzy w innych okolicznościach spotkać raczej by się nie mogli? Pismu Korczaka to się udawało – na łamach spotykali się nawet mali Polacy i Żydzi, poza pismem w najlepszym wypadku sobie obcy. A sam Korczak dla polskich dzieci bywał – jak pisała Halina Bortnowska – „pierwszym poznanym Żydem w życiu”. Ten międzykulturowy przepływ wokół Korczaka trwał. W ćwierć wieku po wojnie, jak pisze Andrzej Jaczewski w „Książce moich wspomnień”, zachodnioniemieccy studenci wymogli na nim – jako wykładowcy zza żelaznej kurtyny – seminarium właśnie o Korczaku. 



Współcześnie internet mógłby pomóc osiągnąć te same cele, które Korczak osiągał, a z których osiągania wycofały się – abdykowały? – dzisiejsze skomercjalizowane media. Słowami badań nad internetem można by powiedzieć, że w odniesieniu do edukacji medialnej mamy duży potencjał cyfrowy, mierzony narzędziownią: dostępnym sprzętem, łączami, zasobami. I zarazem mamy o wiele niższą intensywność wykorzystania tych narzędzi w omawiany tu sposób, niż w protocyfrowej idei i praktyce korczakowskiej. Pozostaje pytanie, czy to z braku odpowiednich kompetencji medialnych i edukacyjno-medialnych w pokoleniu potencjalnych edukatorów, redaktorów i wydawców, czy też z braku ich motywacji. A może jest tak, że drogi edukatorów i wychowawców rozeszły się z drogami wydawców mediów? Gdyby tak było, to pytanie, czy bezpowrotnie. Faktem jednak jest, że mimo ochoczego posługiwania się „treściami generowanymi przez użytkowników”, żadne medium internetowe nie odtworzyło choćby szczątkowo korczakowskiego zamysłu ogólnopolskiej redakcji edukacyjnej, skoncentrowanej na umożliwianiu młodym ludziom pisania o sprawach dla nich ważnych w taki sposób, który byłby poczytny dla ich rówieśników, a nieraz też dla starszych odbiorców. Żadna z wzorowanych na „Małym Przeglądzie” inicjatyw – których nie brak zwłaszcza w tym roku – nie zbliżyła się nawet do siły oddziaływania oryginału. 



Istotą działań Korczaka było nie tylko stymulowanie pisania. Czytał i redagował. Jak sam o sobie pisał: „Odpowiadał na pytania, dawał niemądre rady, złościł się, że inaczej piszą, niż chce”. Pilnował poziomu i wyznaczał wraz z młodym zespołem coś, co nazwalibyśmy polityką redakcyjną. Na przykład: „Dziwili się ludzie, a nawet gniewali niektórzy, że «Mały Przegląd» nie pisał w roku zeszłym o dziesięcioleciu Niepodległości Polski. (...) Owszem, były listy. (...) Pisali o niewoli, tyranach, pętach, krwi, odwecie i bohaterach. (...) Długo zastanawialiśmy się, co robić. (...) Najtrudniejsze były listy ze skargami. (...) Tych dwa dziesiątki listów zdecydowały. Postanowiliśmy dać po roku opisy uroczystości – bo było święto, była radość. (...). Postanowiliśmy podać i skargi młodzieży żydowskiej, wybierając spokojne, niehałaśliwe”. Roczny namysł, brak pochopnej publikacji, pójście pod prąd oczekiwaniom: redaktor i doradca refleksją umiejętnie stawiał tamę grafomanii, w stylu dziś raczej niespotykanym. Korczak realizował prasowo-komunikacyjny projekt z zakresu, jak byśmy dziś powiedzieli, adresowanego do dzieci warsztatu twórczego, komunikacyjnego, dziennikarskiego i publicystycznego. Był to więc projekt dotyczący edukacji medialnej. Wypełniając go poprzez wydawanie cotygodniowego „Małego Przeglądu”, Korczak zrealizował program dziś zawstydzająco i paradoksalnie nieosiągalny. Komunikacja przyspieszyła, a pisać może i próbuje – bo musi, choćby na Facebooku – każdy. Na niespotykaną wcześniej skalę mamy do czynienia z komunikacją pisemną, odbywającą się w czasie rzeczywistym. Mimo to brakuje redaktorów i animatorów działań edukacyjnych o kompetencjach i wizji choćby w części odtwarzających tę Korczakowską. 

W eseju-poradniku „O gazetce szkolnej”, Korczak pisał: „O ile mnie pamięć nie myli, większość pism szkolnych przestawała wychodzić, bo nikt nie chciał przepisywać artykułów”. Dziś ten problem rozwiązała technologia. A równocześnie – idea ucieleśniana przez „Mały Przegląd” wydaje się dziś nierealną utopią.

Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL (Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Bez utworów zależnych).